Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Każdy popełniony błąd przybliża do prawdziwego rozwiązania. Swój limit potknięć wyczerpałam, teraz efektem może być tylko sukces.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 20111
Komentarzy: 338
Założony: 28 stycznia 2015
Ostatni wpis: 6 grudnia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
FitnessGirlToday

kobieta, 33 lat, Kraków

167 cm, 79.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

12 sierpnia 2015 , Komentarze (13)

Vitalia zwariowała. Dodaje mój wpis, a kiedy chcę w niego wejść, okazuje się, że go nie ma :P W dodatku 2 poprzednie widma dalej wiszą w "nowych" :P. Mam nadzieję, że ten będzie dobry.

Miała być długa notka na temat kolejnych dni, które minęły i samopoczucia. Ale zdjęcia, które zrobiliśmy tak mnie zmotywowały, że muszę to pokazać :) 

Z resztą pamiętam jak w momentach doła przeglądałam wpisy dziewczyn i oglądałam ich spadki co mnie motywowało do działania:)

Zdjęcia różni prawie 9 kg oraz 5 tygodni. 

Jestem niesamowicie zadowolona ze stanu skóry. Mam wrażenie, że nie widać tak dokładnie, ponieważ to tylko zdjęcia telefonem, ale przed dietą miałam 4, bolesne stadium cellulitu, aż do kostek. Pośladki, kiedy napięłam mięśnie przypominały już nawet nie dziurkowany ser, a właściwie kratery. Wystarczyło, że mocniej się otarłam np o stół, a bolało i powstawał siniec. 

Dzięki szczotkowaniu ciała na sucho, które robię TYLKO od 2 tygodni, cellulit z łydek, kolan i połowy ud prawie zniknął - trzeba dobrze ścisnąć skórę aby dostrzec. Został na górnej partii ud i pośladków, dodatkowo już tylko nieestetyczny, ale za to niebolesny. Jestem pewna, że miesiąc takiego szczotkowania, a sobie pójdzie :)

Moje samopoczucie jest fan - ta - sty - czne! Jestem szczęśliwa, że po 2 latach depresji, marudzenia, tycia, udało się wziąć za siebie i to z takim efektem!

Biodra 113 -> 108 cm, spadek 5 cm;

Uda 65 -> 62 cm, spadek 3 cm;

Talia -> 90 -> 80! Spadek 10 cm! 

Ps. Takie fajne miejsce na zdjęcia miałam, to postawiliśmy szafę :)

Kto nieco dłużej zagląda do mojego pamiętnika wie, że moje podejście do życia zmieniło się w styczniu. Zaczęłam dostrzegać jasną stronę życia, a nie ciemną. Dzięki temu, kiedy startowałam w lipcu z odchudzaniem, miałam już zupełne inne nastawienie. Nie na zawody, nie dla innych, a dla siebie, dla zdrowia i dla swojego szczęścia i z rozmową z własnym organizmem. To było dla mnie najlepsze rozwiązanie, które przyszło wręcz naturalnie i które zaskoczyło mnie efektami. Kiedy słyszysz "posłuchaj siebie" to nie tylko pusty slogan, a prawda. 

Pędzę dalej! :)

Pozdrawiam Was i walczcie, bo warto! 

11 sierpnia 2015 , Komentarze (50)

Cześć :) 

Nie sądziłam, że kiedykolwiek to zrobię, ale z drugiej strony zdanie innych ludzi przecież bardzo się dla nas liczy :) Niestety jestem "fabrycznie" bardzo blada, nie mogę opalić buzi choćbym chciała i się starała, więc już polubiłam tę bladość :) Zdjęcia są bez podkładu na twarzy, jedynie rzęsy. Ostatnio wytoczyłam bój swojej cerze i na razie wygląda ładnie więc staram się niczego barwiącego nie używać na co dzień :)

Moje pytania do Was:

1 Ile lat byście mi dały?

2 Jakieś rady co do makijażu, podkreślania czegoś? Ogólne rady "od serca" :)

3 Włosy - są na etapie włosomaniactwa - staram się powrócić do naturalnego koloru - oczywiście to ten przy głowie, najbardziej widoczny na zdjęciach ze spiętymi włosami,  ale rozważam jakiś kolor - jaki byście mi doradziły? Przepraszam, za ogólny ich nie ład, ale to celowo - włosy bez stylizacji - po umyciu i wysuszeniu. 

O ocenę urody nie pytam, ponieważ wiem, że szału nie robię, także będę wdzięczna za brak zgryźliwych uwag :)

Zdjęcia zostały usunięte. Przynajmniej na jakiś czas. 

4 sierpnia 2015 , Komentarze (4)

Mimo, że robiłam dzisiaj wpis, uznałam, że muszę bardziej szczegółowo opisywać to co się dzieje w czasie postu, bo dla mnie to są cuda :)

Dzień 6 - podsumowanie


Obudziłam się z nieco zapuchniętymi oczami i bez energii. Pomyślałam, że to może kryzys przyszedł? Zawsze po przebudzeniu oczy mi się same zamykają i mam ochotę jeszcze dospać. Dzisiaj owszem, pod oczami był piasek, ale poczułam się wyspana. Brakowało mi tylko energii więc poczytałam wiadomości online. Wstałam, wypiłam 0,5 l wody z cytryną i wyszczotkowałam całe ciało. Zalecają 5-10 minut, nie wiem dlaczego mnie schodzi ponad 20. Potem wzięłam przemienny prysznic i zachciało mi się żyć. Tak zwyczajnie nabrałam energii.  Coś dzisiaj za mną chodziło, nie wiedziałam czy jestem głodna czy nie. Na śniadanie zjadłam miseczkę jarzynowej z wczoraj, na ciepło, chociaż termometr pokazywał coraz więcej stopni z każdą minutą. Potem kilka pomidorków koktajlowych, pół jabłka i pół pomidora. Od rana czułam ból zębów, lekki, ale denerwujący. Jakby miały zaraz zacząć się chwiać i wypaść. Potrało to może 2 godziny i samoistnie przeszło. Wpadłam na pomysł żeby wykonać wlewkę z kawy, skoro jest taka zachwalana. Przeczytałam kilka artykułów, aby sobie przypomnieć co i jak. 

Wlewka:

Odmierzyłam 1,5 l wody. Nalałam do garnka i zagotowałam. Do wrzątku wsypałam 3 łyżki kawy mielonej i tak gotowałam na wolnym ogniu 15 minut. Potem przecedziłam ją do innego naczynia przez jałową gazę, aby nie pływały żadne fusy. Schłodziłam płyn do 37 stopni i przelałam do irygatora. Zrelaksowana przystąpiłam do dzieła. To była druga wlewka od początku postu - zdecydowanie łatwiej teraz poszło. 

Wyczytałam, że należy przytrzymać ją w sobie 15 minut, więc tak też zrobiłam gimnastykując się lekko aby dotarła głębiej.  Kiedy wszystko poszło jak należy poczułam się jak nowo narodzona. Kiedy spojrzałam w lustro, cienie pod oczami natychmiast zniknęły, oczy się nawilżyły, a skóra jakby... jaśniała? Nawet Narzeczony, który przyszedł godzinę później z pracy zapytał co się stało, ze tak promienieję. Chciało mi się skakać, latać i nie wiem co jeszcze. Zrobiłam cały obiad, wysprzątałam i stwierdziłam, że mam ochotę na jogę, chociaż byłam wczoraj i miałam zakwasy. Narzeczony wybrał się na siłownię, a mnie podrzucił na salkę. W ciągu 1,5 h tryskałam niesamowitą energią i chęcią działania. Właśnie jestem po - rozciągnięta, zrelaksowana i taka, jakbym właśnie wstała z łóżka po mega owocnym śnie. Już po 21, a ja mam ochotę iść pobiegać. Ale rozsądek wygra i grzecznie posłucham muzyki w łóżku :). 

Nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia! :)

Pozdrawiam serdecznie z rozpromienioną buzią. Nie wiem co jeszcze dziś robić aby spożytkować energię :)

4 sierpnia 2015 , Komentarze (4)

Postu ciąg dalszy. Dzisiaj rozpoczęłam już szósty dzień. Nie oglądnę się jak minie tydzień. Czuję, jakbym była na nim wieczność. Mam pomysły na potrawy, czuję się bardzo dobrze. w dodatku wczorajsze szczotkowanie ciała tak mi się spodobało, że wyszczotkowałam i dzisiaj. Skórka jak u niemowlaczka :)

Wczoraj zaliczyłam też jogę w nowym miejscu. Oczywiście jestem najgrubsza :P Ale nie ma co z tego powodu płakać - jestem przecież szczuplejsza niż 6 kg temu :D Wszystko było wykonywane statycznie i powoli, dokładnie tłumaczone, przez co zrobiliśmy dużo mniej. Bardzo podobała mi się relaksacja na koniec. 15 minut cudownego chilloutu. Dzisiaj czuję większy luz w kręgosłupie. 

Widzę duży postęp w oczyszczeniu jelit. Nie mam wzdętego brzucha ani wyczuwalnych zgrubień pod uciskiem dłoni, co ostatnio było moją zmorą. Dodatkowo powoli regulują się wypróżnienia. Oby tak dalej :)

3 sierpnia 2015 , Skomentuj

Minął prawie tydzień od poprzedniego wpisu. Niestety radość z 76 kg za ostatnim razem szybko się skończyła, bo był to objaw raczej odwodnienia niż spadku wagi, która podskoczyła do 76,9. Oczywiście nie dałam jej tam za długo postać :D Uzupełniłam płyny i teraz staram się jednak pilnować, ponieważ nie lubię takich oszustw mojej szklanej. 

Po prawie 4 tygodniach racjonalnej diety, z której miałam wyrzucone wszystko co przetworzone, zdecydowałam się na przejście na post dr Dąbrowskiej. Uprzednio przechodziłam na niego 4 razy, ja głupia! Bez przygotowania pod wpływem chwili. Teraz byłam świetnie nastawiona, a i organizm od jakiegoś czasu zdążył się nieco oczyścić. 

Zaczęłam właśnie 5 dzień. Długo się zastanawiałam czy nie pisać bloga o tej tematyce, ponieważ kiedy ja szukałam informacji z pierwszej ręki od osób, które go przechodziły - nie było tego za wiele. Na razie notuję objawy poprzednich dni i może kiedyś zrobię z nich dobry artykuł :). Nie spodziewam się dużego spadku wagi, ponieważ pierwsze 5 kg spadłam właśnie podczas 4 tygodni zdrowej diety, pozbywając się zapewne wody, ale mam kilka dolegliwości, które chciałabym zwalczyć. 

Dzień przed planowanym postem zrezygnowałam z kawy. Do tego zmniejszyłam też porcję jedzenia. Co do całego oczyszczania - pozbywam się z domu zbędnych kremów, balsamów, emulsji myjących do ciała, ponieważ zauważyłam, że mi szkodzą. Robiłam 3 tygodniowy test, gdzie przerzuciłam się na mycie szarym mydłem z firmy Barwa (to ważne!). Otóż większość wyprysków zniknęła. Moje plecy są gładkie i nie ma na nich ani jednej krosty. Dodatkowo na ramionach miałam wysyp czerwonych krostek, który były szorstkie i nieprzyjemne. Nie dość, że zniknęły, to jeszcze nie ma po nich śladu. Może kiedyś zredaguję więcej dobrodziejstw, których doświadczyłam wywalając myjadła :)

Dzień 1, czwartek, 76,9:

Nie byłam zbyt głodna, ale cały czas podjadałam to pomidory koktajlowe, to kawałek papryki. Miałam uczucie lekkiego ssania w żołądku oraz brakowało mi smaku kawy z mlekiem w ustach. Odczuwałam spadek energii. 2 dni wcześniej przeszłam ekstrakcję górnej szóstki, więc nieco pobolewały mnie dziąsła. Po południu ból się nasilił wraz z delikatnym bólem głowy. Wypiłam pół saszetki nimesilu,trzymając go dłużej w ustach, aby ból dziąseł szybciej ustąpił. Cały dzień biegałam do toalety.

Dzień 2, piątek, 76,5

Obudziłam się zmęczona i zapuchnięta. Nie byłam specjalnie głodna. Na dzień dobry wypiłam 0,5 l wody z wyciśniętym sokiem z połówki cytryny. Odczuwam lekki brak energii, ale do niczego mnie nie ciągnie. Nie mam specjalnej energii do sprzątania, plątam się po mieszkaniu. W dalszym ciągu odwiedzam często toaletę. 

Dzień 3, sobota, 76,0

Słabszy dzień. Odczuwam lekkie przyćmiewanie, ale pogoda też jest dziwna. Na śniadanie pomidory z cebulką i ziołami. Wiem, że powinnam pić, ale niespecjalnie mnie ciągnie. Jedziemy na wycieczkę na jezioro aby popływać rowerami wodnymi. Trochę za gorąco jak na wysiłek na głodówce, więc wygrzewam się do słońca. Czuje się nieźle, ale czuję, że wieczorem będzie mnie boleć głowa. Około 18 wracamy do domu, w połowie trasy głowa daje o sobie znać, a woda nie pomaga. W domu rozpętuje się istne piekło. Ciągnie mnie na wymioty, jest mi źle, razi mnie słońce, a ból głowy rozpiera. Wypijam pół saszetki nimesilu. Dodatkowo narzeczony robi mi lekki sorbet z grejpfruta, żeby nieco podnieść cukier. Czytam co by mi mogło pomóc, w końcu decyduję się na lewatywę. Ból głowy mija jak ręką odjął i resztę wieczoru mam całkowicie spokojną. Czuję niesamowity przypływ energii. Spokojnie zasypiam.

Dzień 4, niedziela 75,9

Obudziłam się całkowicie wyspana i gotowa do działania. Na śniadanie znowu pomidory z cebulą, kupiłam koktajlowe, wybitnie słodkie. Od rana pilnuję picia wody. Po południu wybraliśmy się do rodziców narzeczonego. Tam mam brokuła, kalafior, pomidory i jabłko oraz wodę. Czuję się bardzo dobrze i lekko, mam coraz więcej energii. Po powrocie do domu zjadam leczo, które przygotowałam przed południem na ciepło. Nie mam ochoty na więcej jedzenia, samopoczucie bardzo dobre. 

Dzień 5, poniedziałek, 75,5

Obudziłam się z nieco zapuchniętymi oczami, ale bardzo szybko doszłam do siebie. Mam dużo energii i ochotę zadbać o siebie. Do realizacji przechodzi plan szczotkowania ciała. Do łazienki zanoszę moje 0,5 l wody z cytryną i popijając rzez 20-30 minut szczotkuję całe ciało. Potem przygotowałam peeling z kawy i cynamonu. Rewelacyjnie złuszczył naskórek, któremu nie podołała szczotka. Potem wzięłam prysznic i zrobiłam 5 cykli naprzemiennych wodą ciepłą/zimną. Na koniec wtarłam w ciało olej kokosowy. Czuję się cudownie i mam sporo sił. Stąd też dzisiejszy, podsumowujący wpis. Wieczorem dodam relację z całego dnia, ale mam nadzieję, że energia mnie nie opuści :)

28 lipca 2015 , Komentarze (10)

Dorwałam swoje zdjęcia :) Początek odchudzania - 81 kg, 3 tygodnie temu oraz sobota - 77 kg. Różnica 4 kg, którą widzę przede wszystkim na plecach :) No i brzuch rzecz jasna :) 

Edit: A po głębszym przyjrzeniu jeszcze spadło otłuszczenei górnej części pleców i ramion, czyli to, które nabyłam jako ostatnie :)

28 lipca 2015 , Komentarze (12)

Waga zaskakuje. 76 kg. Całkiem miły i przyjemny początek dnia. Obudziłam się o 5:40 rześka i wyspana. Kiedy próbowałam potem na siłę spać budziłam się koło 9 zła, niewyspana i zapuchnięta. Żałując, że straciłam 3 godziny i do popołudnia chodząc ospała. 

Wstałam więc, zrobiłam Narzeczonemu śniadanie i kanapki do pracy :) Przeglądnęłam informacje, poleżałam czytając i wstałam o 7 :)

Jest 9:48, a ja większość rzeczy już przerobiłam, łącznie z porcją angielskiego :)

Niestety strasznie się stresuję, na 11:30 jestem umówiona na usunięcie zmasakrowanej szóstki. Boję się przeokropnie, mam uraz do dentystów. To co prawda jest chirurg, ale to nic nie zmienia :D W rodzinnej miejscowości miałam ulubioną panią doktor, do której regularnie chodziłam, ale to moje drugie usunięcie, dodatkowo w obcym mieście. A przede mną jeszcze 3 ósemki do wyrwania oprócz dzisiejszej szóstki. Brrrr :(

Tym, którzy nie idą dzisiaj do dentysty - miłego dnia :D

27 lipca 2015 , Komentarze (5)

To już 22 dzień diety. Bez odstępstw, bez szaleństw, bez załamek. Waga dzisiaj pokazała magiczne 76,5. Wskoczyłam w najnowsze dżinsy, które kupiłam jakoś w kwietniu. Oczywiście nie muszę dodawać, że już wtedy były sporo za ciasne, a po jakimś czasie zaczęły zatrzymywać się w udach. Dzisiaj leżą idealnie :D

Kiedy patrzę na swoje ciało w lustrze widzę siebie drobniutką zatopioną pod warstwą luźnej skóry i tłuszczu. Dokładnie wyczuwam moje ciało i dokładnie widzę czego nie powinno być. Przy 82 kg to była integralna część, teraz bo oczyszczeniu wnętrza zacznie spalać się tkanka tłuszczowa. Cudnie :)

Weekend był piękny, dużo spacerów po cudownej okolicy. A taki zen łapałam: :D

Pozdrawiam Wszystkich gorąco i pamiętajcie - pozytywne myślenie nastraja do walki i daje rewelacyjne efekty. Najpierw trzeba być dobrym dla swojego ducha, a potem ciała :)

24 lipca 2015 , Komentarze (3)

Stając dzisiaj na wadze nie wierzyłam własnym oczom. Więc... stanęłam jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz! 76,9! Ostatnio tyle ważyłam w listopadzie ubiegłego roku, więc powoli się będziemy cofać :) Mam nadzieję, że dojdę do poziomu, kiedy poznałam mojego Misia - okolice 62 kg, a potem, że spadnę jeszcze jakieś 7 i spełnię marzenia :) 

W mojej głowie przemeblowań ciąg dalszy. Łapię niesamowitą równowagę wewnętrzną. Jestem totalnym nerwusem, gdybym miała coś pod ręką w chwilach nerwów to na pewno bym tym rzuciła. Starałam się stłamsić ten wewnętrzny tajfun, zagłuszając go. Odkąd daje sobie czas na przemyślenia, na relaks, staram się posłuchać o co mu chodzi, a nie przyłożyć mu szpadlem :) Od kiedy współpracujemy, jest dużo, dużo, dużo łatwiej. 

Najważniejsze!

Zakochuję się! :)

Nie, nie w mężczyźnie - swojego już mam i kocham, kocham, kocham :) Ale w jodze i minimaliźmie. Jestem osobą która zawsze gromadziła, kosmetyki, ciuchy w każdym rozmiarze, ponieważ często się zmieniał, dokumenty. Od pewnego czasu, od kiedy bardzo często się przeprowadzamy zaczęło mi to niesamowicie przeszkadzać. Moje życie polegało na sprzątaniu. Coś mnie blokowało, mimo, że porządek był to zaraz się robił bałagan. Sukcesywnie usuwam stare rzeczy, wykańczam kosmetyki, które gdzieś tam leżą. Te po terminie wyrzuciłam. Pamiętam, kiedy miałam 3 pełne skrzynie przeróżnych mazideł, z których nie korzystałam. Chomikowałam je nie wiem po co. Teraz dążę, aby mieć to, czego potrzebuję, bez zbytków. 

Moje życie zmienia się tak fantastycznie, że chyba założę bloga, gdzie będę to spisywać, bo aż nie mogę w to uwierzyć :)

A zaczęło się od...? Długów! Kiedy postanowiliśmy z Narzeczonym ogarnąć temat naszych finansów i przeraziliśmy się dość konkretnie, wszystko zaczynamy porządkować w naszym życiu, wszystko przychodzi i rozwiązuje się samo, odpowiednio złapane. To niesamowite!

21 lipca 2015 , Komentarze (6)

Jak cudownie napisać: "Dzisiaj kolejny dzień diety". Nie po raz milion pięćset sześćdziesiąty ósmy "Start! Zaczynamy! Dzień pierwszy", tylko oznajmić światu, że już trwam. Trwam dzielnie i ze skutkiem. I spadkami. 

Dzisiaj na wadze zobaczyłam 77,5. To znaczy 3,5 kg mniej od 14 dni. Rewelacyjny wynik jak dla mnie. Byłam na zajęciach Zdrowy Kręgosłup, byłam też pierwszy raz w życiu na jodze - i się zakochałam!. W momencie, kiedy wyszłam z szatni prosta, a mój Luby zapytał co oni mi tam zrobili, że nie mam garba uświadomiłam sobie, że mój kręgosłup zmaltretowany dwoma laty siedzeniem naście godzin przed monitorem właśnie złapał oddech. 

Do końca lipca będę z zajęć korzystać dorywczo - resztę czasu zapełnimy spacerami, ale od sierpnia zamierzam pójść do szkoły jogi.

Moje odchudzanie przybrało totalnie inny wymiar. Spokój.... Nie na wczoraj, nie na dziś, nie dlatego, że inni to zrobili. A dla siebie i dla odzyskania równowagi wewnętrznej. 

Jestem głęboko przekonana, że problemy z wagą to nie tylko jedzenie. To sfiksowane nadnercza od poziomu stresu i adrenaliny, to złe, smutne myśli krążące, to niewysypianie się przez ciągłe gapienie w telefon. Najgorsze jest to, że kiedy jesteś w wirze nie widzisz tego, jak bardzo sobie szkodzisz. A kiedy przyjdzie czas i stajesz obok siebie - przecierasz oczy ze zdumieniem. 

Trwam:)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.