Stereotypy
A wczoraj mnie lekko zszokowało. Wchodze se ja w nocy na blogasa mojego własnego prywatnego ROBALA, a tam pod tematem o tym, że ROBAL gra w grę na komputerze, taki komentarz -
"Ale Ty i na dodatek przecież jesteś kobietą. Do czego ten świat nas
zaprowadzi jeśli kobiety zamiast zajmować się pielęgnacją swojego
ciałka oraz rozpalaniem domowego ogniska, tudzież rozpalaniem męskich
fantazji, zajmują się rozpalaniem wyobrażni stratega ?
Jedź lepiej nad jezioro i ostudź umysł."
Normalnie zaszokowało mnie to. Znaczy co, Kobieta winna po pracy przychodzić pakować swe wspaniałe ciało do kapsuły z miliardami robaków masujących i ujędrniających ciało, smarujących, realaksujących... i nie wychodzić do wieczora, aż PAN I WŁADCA wróci z pracy?
Następnie poinna oddać mu się ze 3 razy, podać piwo, zajść w ciąże, w mędzyczasiew ychowywać 3 dzieciaków, być radosna i promienna, wiecznie młoda zgrabna itp itd.
To ja się zapytam. DO KURTYZANY NĘDZY. Czy jak ktoś ma inny pomysł na życie, to trzeba go sprowadzać na jedynie słuszną drogę? Sklonujmy się! wszyscy będą jednakowo wspaniali, jednomyślni i jednakowo ubrani.
Z robalem sobie pogrywamy w grę sieciową World of Warcraft. Spędzamy na tym sporo czasu, mamy tam przyjaciół, wrogów, jest to namiastka prawdziwego "społeczeństwa". W weekend spotkaliśmy się z częścią tych ludzi na polach grunwaldzkich. Tak wyglądał ROBAL w stroju odpowiedni do miejsca:
I tak się zastanawiam, czy to źle, że kobieta gra w gry? Że siedzi przed komputerem? A niech ktoś mi powie co ma robić? Oglądać TVN Style cały dzień? szydełkować, gotować obiadki? No ja przepraszam, ale jeśli razem z ROBALEM mamy wspólne zainteresowania, to co w tym złego? Co więcej - To, co zacytowałem pokazuje dostrzeganie problemu tylko z jednej płaszczyzny. Bo owszem, z jednej strony gra pochłania masę czasu, co w przypadku osób młodych nie jest dobre, ale w zamian potrafi dać bardzo wiele. Choćby rozwija kreatywność, myślenie wielotorowe, uczy współpracy z ludzmi, tego, że często jest nam ktoś potrzebny bo sami nie możemy wszystkiego robić...
Ale się uniosłem... No normalnie prawie mi się ciśnienie podniosło...
BTW... wiecie co dawali do jedzenie pod Grunwaldem?
Wielkie pajdy chleba, ze smalcem, ze skwareczkami, ogórkiem i innymi dodatkami. Palce lizać.
I zaciskać pasa ;]
raport z pola bitwy
Heja ho, jak mówią wiekowi malezyjczycy. W tym odcinku zajmiemy się... modą średniowieczną. A co mi tam.
Jak wiadomo, faceci są świetnymi znawcami mody ( im mniej tym bardziej modny ciuch ). Byłem ja Ci sobie pod Grunwaldem, gdzie będzie jutrow ielka bitwa. Młode i nie tylko młode ludzie sposobią się do walki. Obozy już stoją pole bitwy gotowe. Kram z miodem pitnym otwarty.
Drogą kuglarstwa obłudy i ściemy ogólnorozwojowej wszedłem w posiadanie przepustki z napisem media. Dzięki temu pospacerowałem sobie po obozach.
Teraz pewnie ktoś zapyta, co to ma wspólnegoz odchudzaniem. Odpowiedz jest prosta. wśród tylu osób na 100% znajduje się ktoś na diecie :P
Aczolwiek nie o tym chciałem. Nie wiem czy wiecie, ale stroje z tamtej epoki, są całkiem miłe dla oka, podkreślające urodę niewiast i innych młódek, a przy okazji dość skutecznie maskują wszelakie dodatkowe "gratisowe" kilogramy.
Na kobiete tak ubraną człek z przyjemnością patrzy...
szczególnie jak donosi mu garniec piwa i udo dzika, na poranną przekąskę...
wieś tańczy i śpiewa
Wezwany do tablicy, odpowiadam... czasu brak moje drogie kokoszko-nowalijki. Czasem trzeba pracować ( tak wiem, zgubny nałóg ) czasem trzeba odpocząć, ponadto własny prywatny ROBAL wkręcił mnie znów w tą paskudną grę i popołudnia spędzamy przed komputerem, dzięku czemu nasze brzuchy zaczynają wypływać z małego pokoju w świat. Wczoraj dopłyną prawie do łazienki. Inną sprawą jest to co się dzieje poza klimatyzowanymi pomieszczeniami. TO jest SKANDAL. jeśli we własnym prywatnym domu termometr pokazuje 30 stopni, a za oknem ponad 40... człowiek ani na diete ani na pisanie o diecie nie ma siły.
Ponadto wróciła mi troche chęć do robienia zdjęć więc także to zmniejsza ilość mojego klikania... Może to i lepiej, zawsze to mnie macie do czytania w pracy i efektywniej możecie pracować ;]
Właśnie dziś wyjechaliśmy rano ze stolicy wszystkich stolic i w tej chwili znajduje się w miejscowości dzietrzychowo. Telefon usiłuje mi się logować do jakiegoś zagramanicznego operatora, na nagrobkach literki cyrylicą... Ogólnie Polska B albo C albo xyz... Będąc w takich miejscach człowiek może docenić "cywilizacyjne bajery" takie jak sauna, basen, fitnes. Człowie wstaje idzie cwiczy... wypas nie?
A dupa! wielka dupa z wielkimi rozstępami. Patrzącna ludzi zamieszkujących ten region, gdzie ptaki mają zajezdnię, a białe niedzwiedzie biegają po ulicach, nie widzi sie tylu otyłych osób. Zamiast na basen pójdą nad rzekę/jezioro i nie będą się ograniczać do 30 minut, bo tak jest taniej, zamiast fitnes czy sauny pójdą na pole... to i solarium mają zapewnione.
Dzisiejszy wpis nie ma być śmieszny czy dowciapny...
Miesiąc w takim miejscu działałby jak najlepsza kuracja odchudzająca, lek na wszelkie cywilizacyjne choroby... nie pójdziesz na pole, nie dostaniesz obiadu, proste jasne zasady... i nie gloryfikuje tu życia na wsi, tylko pewien styl życia, jakże różny od mojego aktualnego. Wiecie jak się na mnie patrzą, gdy tak siedze i to klikam? Przez chwilę myślałem, że mam zieloną skórę, albo coś mi z głowy wystaje.
Dobra, koniec marudzenia o grubasach ( wiem co mówię, widziałem się dziś w lusterku. znaczy tyle ile się zmieściło )
Bawiłem się ostnio w robienie zdjęć makro. wiecie, ile człowiek się musi naganiac, żeby zrobić zdjęcie jakiemuś robalowi? wiecie jak one szybko biegają? a jak jest 40 stopni, to jż na 100% biegają szybciej niż ja...
Ale byłem sprytny i rozgarnięty, poszukałem gdzie jest więcej żyjątek i znlazlem... mszyce. Wiecie jakie wypasione stworzonka? można godzinami patrzeć jak ciamkają roślinę, albo jak łazi po nich mrówka. Nawet widzialem mszycową i mszyczątko. Mszyniatko? Mszycątko? w każdym razie nie wiem, tu jest ich portret rodzinny, akurat do oglądania przed śniadaniem. Albo zamiast.
W każdym razie z ROBALEM wybieramy się na inscenizacje bitwy pod Grunwaldem dopingować nasze wojska, żeby zrobiły odwet za mistrzostwa. Jak zrobie zdjęcie jakiemuś przystojniakowi zakutemu w zbroje, to będę pokazywał. Bo jak wiadomo, za mundurem, panny sznurem...
Boczniak, boczniakuś boczuś!
A to teraz Wam naklikam. Wielkimi krokami zbliża się dzień w którym pęknie niebo... eee, nie to nie ta piosenka.. dzień w którym ROBAL powróci do domu i znów będzie sprzątał gotował prał i wszystkie inne rzeczy, które są obowiązkiem nowoczesnej żony. Na razie jednak zostało mi jakieś 30 godzin do tego momentu, a jeść trzeba. Rybki, te które przeżyły ostatnie 5 dni nauczyły się już podpływac do karmika i mówić "proszę proszę daj coś do jedzenia", kota radzi sobie jakoś łapiąc muchy i drobnoustroje przylatujace ze wschodnim wiatrem.
Wstałem już o 12 i postanowiłem stworzyć dzieło lekkie smaczne i DIETETYCZNE. od kilku dni zaobserwowałem ciekawe zjawisko, mianowicie w lodówce znalazł się GRZYB! ROBAL co prawda coś o grzybie wspominał, ale chyba chodziło Jej o to, żeby się nie zalął. A tu taki grzyn w lodówce. Aczkolwiek w sumie, skoro jest, to co sie ma zmarnować, przy pomocy kija i wałka wyciągnąłem grzyba z lodówki. Kijem ciągnąłem, a wałek był do ewentualnej samoobrony, jakby ten GRZYB na mnie napadł. Przy okazji zlokalizowałem w lodówce PIWO. Dobrze wiedzieć, że jeszcze jest, zwycięzce trzeba nagrodzić!. Więc po wyciągnięciu grzyba zez lodówki i ciapnięciu go w stronę zmywaka okazało się, że na grzybie jest jakaś kartka. Myślałem, że to może jakiś czek i się ucieszyłem ( to, że mógł to być np rachunek za prąd nie brałem pod uwagę... ) Na kartce na tym grzybie było napisane " BOCZNIAK ". no normalnie nie wiem co taki zboczniak robi w mojej lodówce, chyba muszę z ROBALEM porozmawiać, że jak przyjmuje kochanków, to niech chowa ich do szafy, bo zboczniaków w lodówce tolerować nie będę. Aczkolwiek taki kochanek w lodówce to może na dłużej starczyć, a i sztywniejszy będzie. Nieważne, bo nie o tym chciałem pisać. Przypomniały mi się czasy wczesnego dzieciństwa, kiedy to dinorzarły biegały po świecie, a diamenty jeszcze były węglem, to babcia robiła takiego zboczniaka na patelni. postanowiłem ukarać grzyba za pobyt w lodówce bez ważnego biletu oraz miejscówki. na chybi trafił otworzyłem szafkę w poszukiwaniu mleka. Potem następną. I nastepną. W końcu mleko się pokazało i zostało siłą wyciągnięte oraz otwarte. Mleko to wlałem se do miseczki. coby ten zboczniak mógł się umyć w mleku. To podobno odmładza. ktos mówił, że jakas lala, Kleopatra czy coś się kompała w mleku, ale to nie może być prawda, kto by otwierał tyle kartonów mleka i wlewał do wanny? No więc zboczek se lezał w tym mleku a ja przeszukałem dom na okoliczność posiadania mąki jaja i bułki tartej. Mąka została znaleziona, bułka tarta o dziwo też. Jajka też znalazłem, w sumie daleko nie musiałem szukać. Ej, bez takich uśmieszków co? w LODÓWCE były! Nie insynuować mi tu niczego. Mąke wysypałem na talerzyk numer 1, na talerzyk nr 2 pizgłem jajo. Z tym jajiem to jazda jest, bo jak sie je pizgnie takie jakie jest, to potem skorupka może w zębach chrupać, dlatego zalecam obrać to jajko przed ciapnięciem na talerz. Ewentualnie można zrobić dziurkę i wylać zawartość. No chyba, że ktos lubi czipsy... na talerzyk nr 3 sypnęła mi się mąka. taka z torebki, w sumie co za różnica jaka? nie? W lodówce znalazł się ten no... masło! Ciapłem masło na patelnie i odkręciłem gaz. Po chwili namysłu użyłem zapalarki to wytworzenia iskry, gdyż na samym gazie ciężko się smaży. masło się roztopiło, więc brałem palcami tego zboczka ( 2, bo to takie obrzydliwe jest, nie? ) i miąchałem w mące. Miąchanie trzeba zrobić dokładne, żebymu smutno nie było. potem bierzemy i ciapiemy w jajko. W sumie to jako można trochę rozmiąchac, żeby to żółte z tym takim wodnistym sie pomieszało. Miąchamy w tym i ciapiemy w stronę bułki tartej. obtaczamy aż nam się znudzi i ciapiemy na patelnie. czynnośc powtarzamy do czasy skończenia zboczków lub miejsca na patelni. Sypiemy solą pieprzem oregano czy bazylią i smażymy. po kilku minutach przewracamy zboczki na plecki, coby się róznomiernie opaliły, znaczy obsmazyły i za czas jakiś kładziemy na tależe. Jeśli się uda, to potrawa wygląda całkiem całkiem ;] Mi się nie do końca udało, ale nie to jest najwazniejsze. SMAK ZBOCZKA tak zrobionego jest REWELACYJNY, a i kalorii zapewne za wiele nie ma...
Więc... DO ROBOTY, na co jescze czekacie? idzcie poszukać zboczków w Waszych okolicach! RAZ RAZ! i napisać, czy smakowało! BIEGIEM MAAAAARSZ!!!!!!!!
jezdem jezdem
Nie płakać tu mnie, że mnie brak. Cierpienie me z okazji braku czasu chęci i innych okolic się może lekko zakończyło, zresztą także ROBAL mi płacze w słuchawkę, że mam coś klikać. JESTEŚCIE BEZ SERCA. W sumie wolałbym być bez żołądka nż bez serca... a przynajmniej bez jego kawałka, to by się w niego tyle nie mieściło.
Dieta potupała se w siną dal, jej resztki wołają z daleka "NIE ŻRYJ TYLE GNOJU" ale są skutecznie uciszane przez sumienie, którego brak. Więc co w takim razie pisać? Ważyć się nie ważyłem, profilaktycznie, ROBALA dalej nie ma, życie słomianego wdowca jest pełne niespodzianek ( kto wie, czy ROBAL jakiejś kamery nie zostawił w domu? ). Czlek se pracuje z rana, potem wraca do domu dopada się do lodówki i nie spotykając się z karcącym wzrokiem tej MODLISZKI, może wciągać bezkarnie całą zawartość. To w sumie jest jedna z 2 niedogodności tego stanu. Drugą jest to, że jak się śpi, to nie ma na im nogi położyć. Ale tu pustka trwać wiecznie nie może i człek se zorganizował zastępstwo ROBALA. Też włochate i ciepłe. Luuuuudzie, a jak liże! Dobrze, że to blog dla dorosłych, bo by mnie pozwali za treści dla dorosłych. I mruka nawet czasem. Aczkolwiek najczęściej woli spać na fotelu niż ze mną. W sumie nie dziwie się jej, też bym wolał jakbym miał wybór. Na razie koniec na dziś, muszę pomyśleć co dziś na obiad upolować. Jak wymyślę, to może popracuję trochę... eee, nie....
sałatka z cykorią
ROBAL grać mi nie daje tylko zmusza do blogaszenia. Wczoraj wieczorem ROPUCHA dopadła się do ryby wędzonej i ją rozpaciała. Rozpacianie ryby polega na tym, by z ryby zniknęły ości. Moja propozycja, żeby ciapnąć rybę na blat i na niej usiąść, dzieki czemu ości zostaną, a masa rybna wypłynie bokami, nie została przyjęta z entuzjazmem, wobec czego zastosowałem strajk okupacyjny łazienki. W związku z tym, ROBAL sam wybebeszał rybę. Po ciapnięciu wybebeszonej ryby do miski, zostało dodane takie tam różne badziajstwa jak kukurydza czy pociapana cykoria. Nawet 2 pociapane cykorie. Dziś dodałem do tego wszystkiego jeszcze kukurydzy przypraw i DIPU czosnkowego, i ... już połowy nie ma. Dobrze, że robal zaraz będzie, to uratuje drugą połowę.
kobiecy szowinizm
coby wpasować się w klimat, dziś na 2 śniadanie dowcip:
- Mąż pomaga ci w domu?
- Czasami. Wczoraj zerwał kartkę z kalendarza.
Ja samiec.
Ja, jako typowy przedstawiciel mniejszości Vitalijkowej ( nowalijkowej? ) informuje wszem i wobec, iż dziś w godzinach przedpołudnowych zajmuje się ciamkaniem zieleniny i innych smakołyków dla zająca. Na szczęście na obiad stworze znów jakieś arcydzieło kuchni męskiej, czym mam nadzieje się pochwalę w czasie przygotowywania.
Chciałbym tylko poinformować, iż wczorajsze danie wyszło R-E-W-E-L-A-C-Y-J-N-I-E.
Męski obiad
Ha, z uwagi na to, iż od niedzieli ROBALA nie będzie przez tydzień w domu ( miłe i chętne, także do gotowania i sprzątania, panie zapraszam na priv, dogadamy sie :P ) rozpoczynam cykl "męzczyzna w kuchni, czyli jak ugotować herbatę i się nie zabić".
W dzissiejszym odcinku stworzymy obiad.
Do stworzenia obiadu potrzebujemy sklepu. Wiadomo sklep jest potrzebny w celu nabycia produktów jadalnych, a czasem nawet smacznych. Więc idziemy do sklepu, i po nabyciu wszelkich koniecznych i niezbędnych zakupów PRAWDZIWEGO FACETA, takich jak piwo, czipsy papierosy i woda toaletowa WARS, idziemy w głąb czeluści sklepowych, tam gdzie jest najwięcej kobiet, a mężczyzn nie ma, chyba, że przypadkiem. W okolicach najzimniejszego miejsca sklepu, w takich szafach znajdziemy czerwone kawałki czegoś bliżej nieokreślonego. Z filmów wojennych wiemy, iz jest to mięso. Pytamy przechodzące kobiety o filecik z indyka. Wiadomo, iz my tego sami nie rozpoznamy, więc warto zapytać, a może i jakaś nić porozumienia zostanie nawiązana i gotować samemu nie trzeba będzie... W każdym razie nabywamy tego mniej więcej tyle, coby się w garści nie mieściło. Udajemy się ze wszelkimi zdobyczami w kierunku kasy i jeśli ktoś ma taką wole, to płacimy za zakupy( choc wiadomo powszechnie, iż PRAWDZIWY SAMIEC za nic nie płaci) Idziemy do domu, do pomieszczenia zwanego kuchnią. Gdzie jest kuchnia wyjaśniłem w jednym z poprzednich wpisów, więc sobie poszukajcie. W każdym razie bierzemy to mięcho i ciapiemy na stół. Wyciągamy z folii ( jest niesmaczna i przylepia sie do patelni) i ciapiemy z rozmachem mięcho do zlewu i puszczamy wodę. po jakichś 6 łykach piwa zakręcamy wodę, wiadomo, już mięcho jest umyte. Łapiemy jakąś michę i stawiamy w odległości +- 4 metrów od kuchni. Ciapiemy mięcho z powrotem na stół i bierzemy nóż w dłoń. Staramy się machać nożem w taki sposób, by trafić w kawałek mięsa i odkroić plasterek gdzies z 2 cm szerokości. Powiedziałbym, że taki na 2 palce, ale jak znam facetów, to by se je obcieli razem z tym mięchem... W każdym razie gdy nam się już uda, bierzemy odkrojony kawałek i nasladując koszykarskie sławy ciapiemy górną piłką, znaczy górnym mięsem w stronę miski. Staramy się, by nie odbijało się od tablicy ( sufitu ) gdyż tynk źle wpływa na walory smakowe potrawy. Czynnośc kontynuujemy aż do czasu, gdy mięcho bedzie skończone. Blat oczywiście jest porysowany od noża, ale radzimy sobie z tym nakrywając go obrusem. Koniecznie bez wcześniejszego mycia, gdyż kawałki mięska zapewniają obrusowi odpowiednia przyczepność. Drepczemy po michę z mięsem, zbieramy kawałki które są obok i niesiemy do kuchni. Teraz przydaje się wyrobiona męska inteligencja oraz umiejętność czytania. Znajdujemy gdzies olej i nalewamy do tej miski ze 2-3 łyżeczki. Nastepnie znajdujemy WÓDKĘ! i nalewamy kieliszek. używamy kieliszka i nalewamy następny i tym razem wlewamy go do mięcha. znajdujemy jakieś przyprawy w stylu majeranek, zioła prowansalskie czy inne takie, posypujemy vegetą czy innym warzywkiem i.. MIĄCHAMY. Miąchamy miąchamy, brudzimy se łapki... teraz idziemi znajdujemy czosnek. Czosnek najlepiej znaleźć po zapachu. Wyciskamy czosnek jakimś sprzętem - PRAWDZIWY SAMIEC poradzi sobie - w ostateczności rozgniecie go w dłoni! i ciapiemy to do miseczki. Bierzemy koncentrat pomidorowy i ciapiemy ze 3 łyżeczki do miski. posypujemy papryką, solą i pieprzem i miąchamy. MIĄCHAMY MIĄCHAMY brudzimy se łapki, brudzimy szklankę z piwem, miąchamy miąchamy. Jak wymiąchamy to prostujemy te kawałki co wymiąchaliśmy, coby były ładne i proste. Wkładamy je do lodówki, coby doszły do siebie i zamawiamy pizze.
Ja właśnie na tym etapie jestem więc tylko napiszę co następnie trzeba zrobić. Trzeba uruchomić coś gorącego w kuchni. Jak się ma grilla, to grilla, jak nie, to znaleźć patelnię i rozpalić gaz/prąd pod nią. Prądu nie rozpalać, tylko jak się ma kuchenke elektryczną to włączyć. pamiętać, by patelnia stała na tym miejscu, które jestc iepłe, inaczej czas przygotowania potrawy będzie długi, a w drastycznych przypadkach trza będzie potrawę zjeść jak tatara. Ciapiemy mięso na grill/patelnię i smażymy/pieczemy przez chwilkę, aż będzie ładnie pachniałoa jeszcze nie będzie całe czarne. nastepnie wyciagamy i ciapiemy na talerz. polewamy czym lubimy, czy to keczupem czy musztardą czy SOSEM CZOSNKOWYM, i pijemy do tego nasz ulubiony napój, a w moim przypadku maślankę.
Mam nadzieję, iż powyższy przepis na coś się komuś przyda, w ramach wolnego czasu i chęci serie "SAMIEC - przyjaciel kobiety, mistrz kuchni" będę kontynuował.
jod działa na gadatliwość.
Ha, nie było mnie normalnie jakiś czas, więc tak w telegraficznym, teleekspresowym stylu opisze co tam ciekawego się działo.
Dieta. a co to jest? W sumie na razie cały zcas stosowane jest ŻM i jest nieźle. W środę z ROBALEM pojechaliśmy do znajomych gdzie zostaliśmy ugoszczeni po królewsku, albo nawet królewiecku. Nawet kawę ze zbitą śmietanką i jakimiś pypciami dostaliśmy, sałatki normalnie szok. Następnego dnia pojechaliśmy na wesele. Normalnie wesele zaczęło się jak pogrzeb. Normalnie radości za grosz. Ale co tam, to nie moi znajomi to nie będe ich obgadywał, nie? podobno to nieładnie, a ja obiecałem się poprawić. na twarzy chyba. Bo nawet się ogoliłem. Na twarzy też. No więc potem pojechalimy do ośrodka gdzie było wesele i było już lepiej. Była tam taka co ja je strasznie lubię. Znaczy się wodzirejka. Na szczęście dość szybko dostrzegła, iż nie jest zabawnie usiłować wyciągnać mnie do czegokolwiek. Wystarczyło spojrzenie pełne czułości i miłości które zostało wysłane w jej kierunku, a pod którym pojawiły się sople na jej dredach. W każdym razie nawet za wiele nie jedliśmy z ROBALEM, bo na pierwsze danie dostaliśmy coś parówopodobnego z nadzieniem z tego co wszyscy lubią. Niech ja sobie przypomnę czego. Nie dziegciu, nie kaszanki, cholera... aa wiem, szpinaku. No normalnie jak serdelek z nadzieniem to wyglądało. Jakbym takie coś miał jeść codziennie, to mógłbym odpowiednia wagę wcześniej osiągnąć. potem znalazłem sobie jakieś sałatkoodobne wytwory i było lepiej. Co prawda napoje alkoholowe nie odchudzają, ale w sumie nie było źle. ROBALa uśpiłem o 24 a sam wróciłęm do orgii barw i dzwięków na której byłem prawie do 4. i zjadłem tylko kawałek ciasta. No i kawałek kwiatka z ciasta mojej świadkowej. Znaczy byłej świadkowej. Żeby ćwiczyć hart ducha, o 7 wstaliśmy i zostaliśmy zataskani pojazdem mechanicznym nad morze.
ROBAL twierdzi, że jestem dziki i jak kogoś nie znam to jestem mruk i niefajny. Więc nad tym morzem musiałem udowodnić, iż jest inaczej i prowadziłem zawzięta konwersację. Skutkiem tego, doznałem spalenia górnej części cielska, która była wystawiona na promieniowanie naszej najbliższej gwiazdy.
W każdym razie, wracając do tematu, ROBAL się jeszcze fajniej spalił i przestał gadać. tylko sykał. W związku z tym, uznaje teorię, iż jod dobrze działa na gadatliwość, za sprawdzoną i przetestowaną.