Zacznę od tego, że coś się we mnie złamało. Byłam osobą pełną vigoru i wewnętrznej siły, podnosiłam się z każdej porażki, a może inaczej: nie zwracałam uwagi na przeciwności, tylko mknełam do przodu.
Odnosiłam sukcesy. Obroniłam się, znalazłam pracę, w między czasie schudłam, zamieszkanłam z miłością mojego życia... działo się tyle dobrego... I nawet nie spostrzegłam że słabnę, że moja nietuzinkowa dusza robi się zwykła, bylejaka... I że tyje.
Nie wiem kiedy, ale przytyłam. Najpierw przekroczyłam 60kg, potem 65, a teraz nawet 70. Nie wiem jak mogłam nie zauważyc, że z fajnej laski, robi się kaszalot.
Maks pojechał do rodziny na Kaszuby, musi pomóc bratu ciotecznemu, nie mogłam z nim pojechac (może nie chciałam), zasłaniałam się tym, że nie wezmę urlopu zwłaszcza, że dopiero co zaczęłam pracowac. Tak na prawdę zaczynam się wstydzic pokazywac ludziom. Jeszcze na weselu u jego rodziny widzieli mnie piękną (powiedzmy), szczupłą... A teraz co? Powiedzą, że tylko usidliłam M i już się roztyłam.
Poszłam sobie na 12 dziś do kościoła, wracając wstąpiłam do supermarketu po tzw zdrową żywnośc. Około 15 zaczęłam cwiczyc... Pot się lał, a ja... płakałam... Tak strasznie było mi źle... Patrzę w lustro i łzy same spływają do oczu...
Co się ze mnie zrobiło???
Talia zanika. Uda zrobiły się po prostu grube...Ramiona jak u kajakarza, chociaż nie, on ma przynajmniej umięśnione...
Wyblakły kolor na włosach... Kiedy byłam ostatnio u fryzjera? Chyba gdzieś czerwcu. Odrostów nie mam tylko dlatego, że od czasu do czasu użyję szamponetki. Paznokcie... Miałam piękne żelowe, ale jakiś miesiąc temu je zdjęłam i od tamtej pory conajwyżej pociągnę odżywką...
Nawet nie jestem opalona, bo praktycznie na dworze mnie nie ma...
Dlaczego taki facet jest jeszcze przy mnie? Może rzeczywiście się przyzwyczaił, albo głupio mu się teraz wyprowadzic...
Eh... Wiem, że smęcę i nażekam, ale ja poprostu mam siebie dośc... Jestem straszna, i męczę się sobą... Nie mam siły na zmiany, a nawet nie chcę...
Kiedyś byłam duszą towarzystwa. Wychodziłam na imprezy, sama organizowałam prywatki... Teraz najbezpieczniej czuję się w domu. Na Vitalii piszę zadko, bo aż mi wstyd, że będąc tu najpierw spektakularnie schudłam a potem spektakularnie przytyłam.
M wraca we wtorek. Ma jeszcze jeden dzień urlopu i zapowiedział, że go spędzimy tak, żeby się sobą nacieszyc... Ale szczerze? Ja nawet teraz w łóżku czuję się hm... nieswobodnie, bo przeszkadza mi moje ciało.
Jestem jednym wielkim kompleksem...:(