Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Kiedyś byłam chudziną. Mogłam jeść co mi się podoba w dowolnych ilościach, a waga ani drgnęła. Myślałam, że tak już będzie zawsze. Ale najwidoczniej to prawda, że po 20 roku życia utrzymanie szczupłej sylwetki zaczyna się robić coraz trudniejsze. Nigdy wcześniej się nie odchudzałam, ale 74 kg (BMI prawie 25!), "puciate" fotki z imprez i wałki tłuszczu na brzuchu, które widać już gołym okiem przekonały mnie, że najwyższa pora wziąć się za siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 32555
Komentarzy: 53
Założony: 19 lutego 2009
Ostatni wpis: 6 kwietnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
LuluPodMostem

kobieta, 38 lat, Warszawa

174 cm, 69.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 czerwca 2009 , Komentarze (3)

Uff... jednak miałyście rację. Ten przyrost kg to był tylko okres, nic więcej. Dziś, dzień po okresie waga pokazała piękne cyferki: 64,6 kg. :-) Paseczek zmienię jak mi dociągnie do równych 64. Wreszcie coś mi się rusza. Od dawna był z tym problem. Jak cudnie jest znów widzieć efekty!

6 czerwca 2009 , Komentarze (2)

To straszne! Wczoraj się ważyłam i było 64.9, więc byłam wielce szczęśliwa i zadowolona, bo to najniższa waga od czasów hohoho. A dzisiaj- 24 godziny później 3 kg więcej!!! Rany Boskie... Co się stało?! Zapewniam, że od wczoraj nie wydarzyło się nic szczególnego! Jadłam tak jak zwykle, może ciut więcej, ale nie bardzo. Niby mam okres, ale wczoraj też go miałam, a z resztą- 3 kilogramowy przyrost wagi to chyba przesada, nawet jak na opuchnięcie okresowe. Czy to normalne? Czy tak już zostanie? Czy znów będę się musiała męczyć tygodniami, żeby to zrzucić?
Ratunku!

2 czerwca 2009 , Komentarze (2)

Już od ponad miesiąca męczę się i męczę i nie mogę zejść na stałe poniżej 66 kg! Ciągle schemat się powtarza: najpierw kilka dni prawdziwego uważania na to co jem- waga spada do 65 z hakiem. A potem 1, 2 dni kiedy trochę odpuszczę (nie, że się obżeram, po prostu TROCHĘ odpuszczam) i trach- kilogram więcej, albo nawet półtora.
Jestem załamana- mogę się tak bawić i bawić do usranej śmierci. Wiedziałam, że pierwsze kg najłatwiej zrzucić, a z kolejnymi już nie jest tak przyjemnie. Ale nie podejrzewałam, że waga mi stanie tak szybko... :-(
I co ja mam teraz zrobić? Chcę zrzucić jeszcze 6 kg! Wciąż mam brzuchola i grube udziska... :-(

28 kwietnia 2009 , Komentarze (1)

Dzisiaj rano waga pokazała 65,8!!! Jakież to piękne!!!
I bardzo dziwne zważywszy na to, że wczoraj trochę się popiwkowało ze znajomymi. Nie wiem dlaczego tak jest, ale zauważyłam, że mimo strasznej kaloryczności piwo nie ma specjalnie dużego wpływu na wagę następnego ranka... Cóż, to tylko dobrze :-)

Ostatnio miało miejsce miłe zdarzenie na basenie- ratownik chciał się ze mną umówić, hehehe. Całe wieki już nie miałam takiej sytuacji, no może z wyjątkiem licznych zaczepek kolegów z Afryki, których ostatnio pełno na ulicach Warszawy. Ale to się nie liczy, bo oni podrywają każdego paszczura, który się napatoczy (to nie rasizm, broń Boże, tylko doświadczenie ;-)

Tak, czy inaczej czuję, że wkraczam w dobry okres. Humorek mi dopisuje. Teraz cieszę się tymbardziej, bo dzisiaj dokładnie o północy wyjeżdżam na majóweczkę daleko, daleko za granicę, hehe. Jestem pewna, że będzie zajebiście. Grunt, to mieć dobre nastawienie! :-)

18 kwietnia 2009 , Skomentuj

Od ostatniego wpisu nie schudłam ani grama. W ogóle od dłuższego czasu uparcie trzyma się waga 68 kg i strasznie mnie to denerwuje. Wiem, że to moja wina, bo przestałam zupełnie ćwiczyć, a moja dieta jest już mniej restrykcyjna, niż na początku.
Już kilka osób zauważyło, że schudłam, więc nie jest źle. Ale trzeba pamiętać, że moim celem jest 60 kg i chcę go osiągnąć zanim zrobi się ciepło, tak, żebym mogła się czymś pochwalić. Co mi z tego przyjdzie, jeśli moje odchudzanie przeciągnie się w czasie i cel osiągnę w środku zimy? Wtedy i tak nikt nic nie zauważy pod 10 warstwami ubrań.
;-)

22 marca 2009 , Komentarze (1)

Wczoraj spotkałam się ze znajomym, który ostatni raz widział mnie w sylwestra. Pierwsze co powiedział, jak mnie zobaczył, to "schudłaś". Nie było to pytanie, ale stwierdzenie faktu. Ha! 5 kilo i już widać efekty! To co będzie po kolejnych 9?

Czuję się świetnie, chociaż przez ostatni tydzień nic nie ćwiczyłam z różnych przyczyn zewnętrzno- wewnętrznych. Ale od jutra już obowiązkowo codzienna poranna i wieczorna dawka ćwiczonek :-)

Stwierdziłam, że ewidentnie skurczył mi się żołądek. Nie mogę w siebie wcisnąć nawet połowy tego, co wcześciej. To naprawdę zadziwiające, jak mogłam dawniej pochłaniać taaaaką górę żarcia.

12 marca 2009 , Komentarze (1)

Wczoraj cały dzień byłam poza domem i nie mogłam zjeść porządnego obiadu, więc posiliłam się kebabem. Niby potrawa zakazana, ale uważam, że raz na jakiś czas można nawet do McDonalda się wybrać, byle nie za często ;-) Tym bardziej, że spaliłam go raczej dość szybko biorąc pod uwagę te godziny biegania po mieście.

Ogólnie jest dobrze. Pokochałam warzywa i jem je praktycznie do każdego posiłku. Szczególnie lubię szparagi z puszki, mniam :-) Ćwiczonka też mi nieźle idą i wychodzi już dziennie ok półtorej godziny. Heh, a na początku trudno mi było wytrzymać nawet 30 minut.

Odkryłam dobry patent na nudę podczas ćwiczeń. Wystarczy włączyć sobie telewizor i oglądać, co podleci. Wtedy człowiek mniej się męczy, bo myśli o tym, co mu miga przed oczyma, a nie o zadyszce, czy bólu mięśni. A zawsze myślałam, że z oglądania telewizji nie ma żadnego pożytku... ;-)

Wszyscy polecają tę 6 weidera, ale to narazie nie dla mnie. Żaden tv nie pomaga. Męczę się po minucie. Cóż... narazie muszą wystarczyć brzuszki.

10 marca 2009 , Komentarze (1)

Jestem zła. Dziś po raz pierwszy od tygodnia weszłam na wagę. I co? Tylko jeden kilogram mniej! Liczyłam na dwa... Ok, może nie był to jakiś super wzorcowy tydzień dieto- ćwiczeń, ale starałam się.
Ech... strasznie się niecierpliwię. Chciałabym już dziś być piękna i szczuplutka. A to wszystko się wlecze i wlecze, jak flaki z olejem. W dodatku okupione jest masą wyrzeczeń i cierpień. O ile łatwiej i szybciej jest przytyć!
Jestem na siebie strasznie wściekła, kiedy przypomina mi się listopad 2008. Ważyłam wtedy 68 kg i powiedziałam sobie "końcóweczka roku... Nic się nie stanie, jak na ten krótki czas odpuścisz tę jedną jedyną zasadę nie jedzenia wieczorem. W końcu męczyłaś się z nią przez kilka dłuuuuugich miesięcy, więc należy ci się! A od stycznia weźmiesz się za prawdziwe odchudzanie".
I tym oto sposobem w 2 miesiące przytyłam 6 kilo. No, właściwie w 3 miesiące, bo w sumie zaczęłam moją mordęgę dopiero w połowie lutego, ale to niewiele zmienia. Pomyśleć tylko, że gdybym wtedy nie podjęła tej durnej decyzji i zaczęła od wagi wyjściowej 68 kg, to dziś by już zostało do zrzucenia tylko 5 kg, a nie 11.....
Coraz mniej we mnie początkowego optymizmu. Ale nie poddam się. Nigdy!
;-)

1 marca 2009 , Skomentuj

Wiem, że pyzy są kaloryczne. Dlatego zjadłam ich tylko 5 (dawniej min. 8) plus smażona cebulka i wyszło tego jakieś 600 kcal. Tak wyglądał mój obiad. Czułam się potem straszliwie pełna, a najgorsze, że nadal się tak czuję, choć minęło już 6 godzin! Czyżby mi się żołądek skurczył?
Nie wiem co się dzieje... w gruncie rzeczy jem ok. 1/3 tego, co dawniej, a czuję wyrzuty sumienia za każdym razem gdy przydarzą mi się takie pyzy. Chyba będę z siebie zadowolona dopiero wtedy, kiedy zacznę odżywiać się samą sałatą.
Już nie ważę się co chwila. Będę to robić raz w tygodniu, tak, jak radzicie. Może to mi pozwoli uniknąć pytań w rodzaju "dlaczego 2 godziny temu ważyłam pół kilo mniej, niż teraz, chociaż nic nie zjadłam?".

27 lutego 2009 , Komentarze (2)

Wczoraj ludziska z roku wyciągneli mnie "na jedno piwo" i skończyło się tak, jak zawsze. "Jedno piwo" to chyba największa studencka ściema... Bardzo niebezpieczna z resztą. Prawdziwa kaloryczna bomba. Już lepiej by było żebym wpakowała w siebie parę tłustych kebabów.
No, ale cóż...  Mogę nie jeść słodyczy, zrezygnować z moich ukochanych fast foodów i wyciskać siódme poty na siłowniach, ale imprez i wypadów na browarka nie potrafię sobie odmówić. Jak to słusznie powiadają "student nie kaktus- pić musi".
Ale jednak dzisiaj nie czułam się za dobrze. Nie w sensie kaca, tylko poczucia realizacji mojego celu. Wczoraj po powrocie do domu wieczorową porą nie chciało mi się już ćwiczyć, a i dzisiaj nie bardzo miałam na to ochotę. A założenia są inne. Codziennie ćwiczę ok. godziny i rozkładam to sobie na rano i wieczór. Może to nie za dużo, ale jak widać nawet takich zasad ciężko czasem przestrzegać.
Co do diety to jakoś się trzymam. Aczkolwiek nie jest to łatwe, bo mieszkam z rodzicami. Trudno jest jeść sałatkę warzywną, kiedy lodówka od świtu do nocy napchana jest ulubionymi smakołykami, a w powietrzu unosi się zapach pysznych obiadków gotowanych przez ojca. Może czas się wyprowadzić? ;-)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.