Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Kiedyś byłam chudziną. Mogłam jeść co mi się podoba w dowolnych ilościach, a waga ani drgnęła. Myślałam, że tak już będzie zawsze. Ale najwidoczniej to prawda, że po 20 roku życia utrzymanie szczupłej sylwetki zaczyna się robić coraz trudniejsze. Nigdy wcześniej się nie odchudzałam, ale 74 kg (BMI prawie 25!), "puciate" fotki z imprez i wałki tłuszczu na brzuchu, które widać już gołym okiem przekonały mnie, że najwyższa pora wziąć się za siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 32569
Komentarzy: 53
Założony: 19 lutego 2009
Ostatni wpis: 6 kwietnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
LuluPodMostem

kobieta, 38 lat, Warszawa

174 cm, 69.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 lutego 2010 , Komentarze (4)

Moja przyjaciółka się hajta!!!!!!! We wrześniu. Będę świadkową  Sama ich poznałam hehe. Więc czuję się odrobinę zobowiązana jakby co. O kurczę... co robi świadkowa? Tylko sobie stoi i zaświadcza, heh? Już zaczynam myśleć o sukience, fryzurze i prezencie. Ale muszę przyznać, że naszły mnie teraz rozkminki egzystencjalno- życiowo- przyszłościowe. To jest pierwszy taki przypadek. W sensie, że bliska mi osoba bierze ślub. Zaczyna się dziać? Czy to już ten wiek, że będzie się dziać cały czas? A ja nawet nie mam kandydata na męża. Hehehe. Niby ostatnio wróciłam do byłego, ale nie mam pojęcia ile to potrwa. Narazie okres próbny. Kurczę... nie chciałabym przychodzić sama na jej ślub... 

A pamiętam jeszcze, jakby to było wczoraj, jak w jednej ławce siedziałyśmy w szkole  Ależ życie się zmienia. Ależ jestem stara!!!!

31 stycznia 2010 , Skomentuj

Zastanawiam się nad powrotem do byłego. Ostatnio się widzieliśmy, po prawie 2 miesiącach. Przeprosił za swoje dziwaczne zachowania. Ogólnie gadaliśmy o wszystkim i niby co chwila nawiązywał do wiadomego tematu, ale ja jakoś specjalnie go nie podtrzymywałam i w końcu nic nie ustaliliśmy. Ale widać, że chce wrócić. No i ja być może też chcę, ale... dużo musiałoby się zmienić. Bo inaczej to nie ma sensu.

 

To niby takie proste jest, wystarczy się dogadać i ustalić pewne sprawy. A jednak tak trudno to zrobić. Trochę się obawiam rozpoczynać temat pt. "my", bo nie chcę wyjść na niekonsekwentną. W końcu to ja z nim zerwałam. Gdyby tak powiedział wprost "spróbujmy jeszcze raz", to miałabym pole manewru. Mogłabym wtedy wytłumaczyć, czego oczekuję itd. Ale on zamiast tego ciągle rzucał aluzjami, puszczał jakieś sentymentalne piosnki no i niby hmm... próbował pocałować. Wiem, wiem- mogłam wtedy zacząć. Ale jakoś tak mi wszystko z głowy uciekło. Chyba jestem zbyt dużą formalistką i nie potrafię się odnaleźć w sytuacjach spontanicznych. Trudno. Następnym razem będę już gotowa.

 

A zawsze myślałam, że faceci są prości do obrzydliwości. Chyba jednak nie do końca.

8 stycznia 2010 , Komentarze (1)

Z tą moją wagą jakieś dziwne rzeczy się dzieją. Już było 60 kg, w porywach do 59, co mnie niesamowicie cieszyło (pierwszy raz od niepamiętnych czasów 5 z przodu), a teraz znowu 61- 62 kg. I to już tak trochę czasu się utrzymuje. Prawda, że w święta i potem troszkę sobie odpuściłam, ale z drugiej strony np. dzisiaj rano patrząc w lustro stwierdziłam, że wyglądam szczuplej, niż kiedy miałam 62kg ostatnim razem. I tak mi się coś zdaje, że to ma jakiś związek z moimi treningami. Od października trenuję kickboxing 2 razy w tygodniu po półtorej godziny, a i w międzyczasie troszkę się ruszam. Chyba tłuszczyk mi się zamienia w mięśnie i dlatego na wadze jest więcej, mimo, że wizualnie niekoniecznie. No cóż... W sumie wygląd jest najważniejszy.

 

Ale tak, czy inaczej zamierzam dobrnąć do 57 kg. No i się ujędrnić ile wlezie ;-) Nie muszę się z tym specjalnie śpieszyć, bo narazie, w czasie tej durnowatej zimy i tak mnie nikt nie ogląda. Bo cóż widać spod 10 grubaśnych swetrów i szalików? Wkurza mnie to. Nie można nawet zaprezentować się jak należy. Zauważyłam już, że podczas naszych polsko- syberyjskich zim człowiek ma tylko dwa wyjścia- Albo wygląda ładnie, albo jest mu ciepło. Ech...

27 grudnia 2009 , Komentarze (3)

Przytyło mi się w święta. Nie wiem tego na sto procent, bo boję się sprawdzić, ale czuję to każdą komórką mego obrośniętego tłuszczem ciała. Mój durnowaty, emocjonalny, pesymistyczny głos wewnętrzny mówi mi, że 5 kg, ale zdrowy rozsądek twierdzi, że najwyżej 2. No cóż... sprawdzimy jutro. Albo może pojutrze, bo wieczorem mam trening, to we wtorek będą lepsze wyniki.
W każdym razie to było straszne! Przez cały ten czas nic tylko jadłam! I w ogóle się nie ruszałam. Leżałam, jak ten wieloryb na kanapie i wpychałam w siebie kolejne porcje żarła. Może i zabrzmi to dziwacznie, ale to jak dla mnie najbardziej męczące zajęcie na świecie. Naprawdę! Żeby czuć, że naprawdę żyję muszę być stale w ruchu i to bez uczucia przepełnienia w brzucholu. Nic nie robienie to prawdziwy koszmar!!!
No więc teraz wracam do życia... :-)

18 grudnia 2009 , Komentarze (2)

Ech... dlaczego najfajniejsze imprezy są właśnie wtedy, kiedy ja nie mogę na nich być? :-/ Jutro od rana mam wykłady z teorii na kursie prawa jazdy i muszę żyć. I akurat dzisiaj kolega ze studiów organizuje świąteczną bibę. Nie mogę tego przegapić. I tak już cały czas im odmawiam wyjścia na piwko, bo mam masę innych zajęć na głowie. Ale tam będą wszyscy, trzeba pokazać się chociaż na chwilę. Skończy się pewnie na tym, że wpadnę na jakieś 2 godziny, a jutro i tak będę zdychać. No, ale cóż, trudno- takie są "uroki" studenckiego życia.

 

Miałam na dzisiaj napisać recenzję z wystawy. Specjalnie w tym celu przedzierałam się wczoraj przez zaspy śnieżne, tracąc masę czasu i odmrażając sobie tyłek czekając na autobusy (które w taką pogodę jeżdżą jak im się żywnie podoba), żeby dotrzeć do Zachęty. Jak żyję nie widziałam jeszcze w Zachęcie porządnej wystawy, ale myślałam, że coś niecoś jednak zdołam sklecić. Myliłam się. To, co się dzieje z dzisiejszą sztuką przechodzi już ludzkie pojęcie. Najohydniejszą rzeczą z wielu ohydnych rzeczy, które mogłam "podziwiać" w Zachęcie były chyba ginekologiczne ujęcia pomarszczonej staruszki (babki Libery), której podcierano tyłek. Ja dziękuję bardzo za coś takiego. Ani mi się śni wypowiadać się na ten temat. Z wielką chęcią napiszę nawet najbardziej krytyczną recenzję, ale recenzję PRAWDZIWEJ SZTUKI, a nie jakiegoś gównianego (dosłownie i w przenośni) performance'u. I mogą sobie mówić, co im się podoba, że brak mi wrażliwości, że nie rozumiem współczesnych artystów i takie tam trele morele. Jeśli rozumienie sztuki ma polegać na zachwycaniu się podcieraniem tyłka staruszce, albo tym, że wielki artysta trzepie sobie przed obiektywem (tak, takie rzeczy też tam były), to ja jestem dumna z mego braku wrażliwości na współczesną sztukę.

13 grudnia 2009 , Komentarze (1)

Nie mogłam się z tym ogarnąć już od ponad roku i stwierdziłam, że wreszcie nadszedł czas, żeby się zebrać do kupy i zrobić to, co trzeba. Najgorsza rzecz na świecie, to odkładać wszystko na później i czuć nad głową nawarstwiającą się górę spraw do załatwienia. Poza tym dobrze mi zrobi jak się czymś teraz zajmę. Nie będę myśleć o głupotach.

Jestem już po pierwszych zajęciach z teorii i bardzo mi się podoba. Chociaż trochę się niepokoję, bo czuję się kompletnie zielona w tych sprawach. Znacznie bardziej zielona, niż wszyscy inni. No bo jak ktoś się tym chociaż trochę interesował, to znacznie łatwiej będzie mu wkuć to wszystko, nie mówiąc już o samych jazdach. A ja? Do tej pory, przez 23 lata mojego życia kompletnie nie obchodziło mnie czym jest i do czego służy płyn chłodniczy, czy hamulcowy, a wszelkie dyskusje na tematy samochodobodobne uznawałam za potwornie nudne. Więc ciężko tak się przestawić z dnia na dzień. Ktoś powie- to po co w ogóle robić prawko, skoro to nie jest interesujące? Otóż powodów jest conajmniej trzy.

Po pierwsze- potrzebne mi będzie w pracy.

Po drugie- daje niezależność.

Po trzecie- chcę nauczyć się czegoś nowego.

 

Ciekawe jak będzie z egzaminem. Ponoć zdawalność w mojej szkole jest bardzo wysoka, ale np. wśród znajomych nie znam ani jednej osoby, która zdałaby za pierwszym razem. Obym nie miała z tym za dużo kłopotów. W nadchodzącym roku muszę jeszcze obronić magisterkę...

 

6 grudnia 2009 , Komentarze (3)

Jeśli w ogóle można było nazwać związkiem to co on wyprawiał. Jest mi cholernie źle, że znowu mi nie wyszło, ale nie mam zamiaru się nad sobą użalać. Wiem, że zrobiłam dobrze, bo tak, jak było dłużej być nie mogło. Myślę sobie, że jest wiele osób, które na siłę ciągną coś, co nie ma sensu tylko i wyłącznie z obawy przed samotnością. Sama znam takie osoby i uważam, że to jest żałosne. Trwają w poniżeniu powodowane strachem. Słabeusze. Dobrze mi z tym, że ja jestem inna.

W sumie to nawet nie będę miała za czym tęsknić. Bo tęskni się za miłymi chwilami, a nie za nieustannym zastanawianiem się "o co mu może chodzić?" Wiem, że piszę mało konkretnie, ale w sumie kogo to w ogóle obchodzi? Tak sobie piszę, bo chce mi się pisać...

Wkraczam w nowy okres w moim życiu. Trochę się tego obawiam, ale nie mam innego wyjścia, jak tylko iść naprzód. Niedługo kończę studia i nie mam pojęcia co dalej. Najśmieszniejsze jest to, że jak je zaczynałam to byłam na 100 % pewna tego, co chcę robić. Byłam młodziutka, głupiutka i świeżutka w swej naiwności. A teraz to się zmieniło. Trochę mi przykro z tego powodu, ale to chyba naturalny proces i nie da się tego uniknąć. Mam tylko nadzieję, że na starość nie zostanę zgorzkniałą cyniczką, hehe.

28 listopada 2009 , Komentarze (2)

... skoro życie osobiste mi się chrzani? Mam wrażenie, jakbym dopiero co zerwała z moim poprzednim facetem, a wszystko wskazuje na to, że będę musiała zerwać i z obecnym. I to szybko, bo dość mam już zajmowania się rozkminkami pod tytułem "dlaczego coś robi, lub nie robi tak, a nie inaczej". Lepiej mieć spokój, problem z głowy. Zająć się czymś pożytecznym. Wiem, że tak trzeba... ale tak mi z tym źle. Nie pierwszy raz muszę wybierać między tym, co słuszne, a tym, co wygodne.

Siedzę sama w domu w sobotni wieczór i nie mam na nic ochoty. Nawet gdyby ktoś łaskawie znalazł dla mnie czas, to i tak nie chcę nikogo oglądać. Jakiś straszny dół mnie naszedł! Przerażają mnie dni, które rysują się przede mną. Są brudno- szare, smutne i samotne i do tego obarczone świadomością, że mój cudny, szczupły, jędrny tyłeczek, o którym tak długo marzyłam paradoksalnie przyniósł mi tylko łzy...

10 października 2009 , Komentarze (4)

2 razy w tygodniu po półtorej godziny. Od dawna chciałam trenować jakąś sztukę walki i wreszcie marzenie się spełniło. Kickboxing wybrałam prawie zupełnie przypadkowo. W zasadzie głównie ze względu na poradę kolegi, który pasjonuje się tym od wielu lat. Byłam już na 3 treningach i bardzo mi się podoba. Prawdę mówiąc za każdym razem coraz bardziej. Choć przyznam, że na początku czułam się jak kretynka wykonując te wszystkie dziwaczne ćwiczenia.W naszej grupie są głównie faceci. Na nas-kobiety patrzą z głupawymi uśmieszkami. Wiem co sobie myślą. Że to nie dla nas, że to męski sport. Wkurza mnie to, ale jednocześnie motywuje. Jeszcze będę najlepsza!   :-)

 

27 lipca 2009 , Skomentuj

Waga dzisiaj: 63,3 kg :-)

W sumie z początku chciałam osiągnąć 60 kg przed wakacjami. Ale właściwie to po co się śpieszyć? Wyglądam już całkiem całkiem i w zasadzie nie ma teraz większego znaczenia, czy schudnę te ostatnie kilogramy w miesiąc, czy w trzy miesiące.
Na kilka dni trzeba będzie przerwać dietkę, bo jedziemy na Woodstock. A tam nie ma mowy o czymkolwiek innym, poza szaleństwem. :-) Narazie wiem o tym tylko z opowiadań, bo nigdy jeszcze nie byłam. Szczerze mówiąc dotychczas byłam raczej przeciwna tej imprezie ze względów ideologicznych i z powodu nadmiernego chlania, które ponoć uskutecznia znaczna część woodstockowiczów. No, ale ostatnio trochę mi się w głowie pozmieniało i lubię osobiście sprawdzać gdzie leży prawda :-)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.