Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

chcę tylko spełnić swoje marzenie :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 91709
Komentarzy: 809
Założony: 13 marca 2009
Ostatni wpis: 10 lipca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wojnierz

kobieta, 41 lat, Szczecin

165 cm, 63.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 lipca 2014 , Komentarze (1)

... nie jest źle. A jak nie jest źle to znaczy że jest dobrze. I tak sobie powtarzam codziennie. 

Ostatnio nie mam czasu na wpisy do pamiętnika. Oj, gdyby tak dzień mógłby się wydłużyć o kilka godzin....albo żeby chociaż noc tak szybko nie mijała... marzenia....Pewnie nie tylko ja cierpię na chroniczny brak czasu. I choć jestem zorganizowana to i tak mam za mało czasu na wszystko co sobie zaplanuję w ciągu dnia. 

Od poniedziałku pogoda nie daje mi biegać. robię więc dywanówki....

nie odpuszczam i walczę dalej

3 lipca 2014 , Skomentuj

...biegałam....Już nawet nie pamiętam kiedy.Tydzień temu? Trzeba to nadrobić. Dziś lub jutro. Mam nadzieję ze się uda. 

Brak biegania nie oznacza że nie robię nic. W poniedziałek(po weekendowym szaleństwie) zrobiłam skalpel.

Wtorek to skakanka 10 min (1350 podskoków) i mel B

Środa- killer (kiedyś przez niego umrę)

Niedziela była super postna. Brzuch znowu zakomunikował ze nie życzy sobie domowego jedzonka mojej mamy. Więc.... muszę pożegnać pyszności  takie jak ziemniaki młode na masełku z cebulką i skwareczkami, domowy smalec, ciasto drożdżowe...Dziś mam żal, ale w niedziele obiecałam sobie że jak tylko nie będę musiała jechać znowu do szpitala to skończę z tym jedzeniowym szaleństwem. Trzeba być konsekwentnym.

W niedziele planuje kolejny pomiar.

modlę się chociaż o jednocentymatrowy spadek....

Może wejdę na wagę?

normalnie mam stracha....


25 czerwca 2014 , Skomentuj

..czasu na Vitalię!!! Nie zaglądałam tu przez tydzień! Czas to naprawić! i opisać moje zeszłotygodniowe wzloty i upadki.....

Zacznę od upadków. Miejsce pierwsze zajęła dieta. Pojechaliśmy na długi weekend do rodziców i.... nasze mamy pieką za dobre ciasta. Teściowa zrobiła fantastyczny sernik i nie byłam w stanie odmówić sobie codziennego kawałka. To było silniejsze od mojej silnej woli. Poprosiłam żeby go więcej nie robiła jak mamy przyjechać. 

Moja mama też nie była lepsza. Zna mnie, wie że nie potrafię oderwać sie od ciasta drożdżowego i co? Robi drożdżówkę z truskawkami. Efekt? Pół blachy zeżarłam....ehhhh

Kolejne rozczarowanie przyniósł piątkowy bieg. Był... po prostu nieudany. ja biegłam, K jechał rowerem który po około 2 km się popsuł.... próba reanimacji nie przyniosła efektu. Przebiegłam łącznie 33 min. Miałam jeszcze poskakać, ale moja rodzinna miejscowość nie nadaje się na skoki na skakance. trawa i nierówne podłoże nie pomagają. Odpuściłam skoki. Biegiem się nie przejmowałam bo miałam pobiegać dnia następnego u teściów. miałam.... ale zapomniałam butów. wrrrrrrrrrrrrr

Podsumowując weekend minął jedzeniowo i prawie bez aktywności.

W niedzielę to odpokutowałam. Przy killerze. 

Poniedziałek był bieg -9 km w 52 minuty i Mel B  (tym razem pośladki)

Wtorek skończył się skalpelem i skakanką (1070 podskoków - 8,50 minut) Z tym skakaniem to chyba nie jest zbyt dobrze. Zmęczyłam się jak.... w czasie biegu. 

Dziś planuje bieg. Po nim pewnie Mel B.

18 czerwca 2014 , Skomentuj

...ze skakanką wypadły chyba dobrze. W ciągu 7 minut zrobiłam 1026 podskoków. Było męcząco. 

 Później zaliczyłam jeszcze skalpel i brzuch z Mel B. (moje mięśnie brzucha chyba zaczynają się powoli  odradzać)

Dziś chyba znowu killer.... Chyba że namówię K na trucht, co może być trudne bo ma dziś egzamin z wf-u. Na razie się łudzę... Skończy sie tym że wezmę pilota i włączę Kilera....

Jutro wolne. Odwiedzamy znajomych i rodzinkę. W piątek obowiązkowo bieg i pewnie skakanka.  spodobała mi się. Muszę o niej trochę poczytać...

17 czerwca 2014 , Komentarze (4)

a muszę to zrobić, robię to natychmiast. byleby się jak najszybciej z  tym uporać i mieć już za sobą. inaczej męczy mnie to, nie daje spokoju i sprawia że bez przerwy o tym czymś myślę.  Tak było wczoraj z killerem. Pół dnia się zastanawiałam czy nie przerzucić go na dziś, "bo w niedziele biegałam więc...Ale ostatni killer był w środę...." itd.  W końcu stwierdziłam że jeden dzień myślenia o nim wystarczy i jak go zrobię to przynajmniej wtorek będę miała przyjemniejszy, bo ze skalpelem.

Było ciężko. Bardzo. Już po pierwszej rundzie ćwiczeń zasadniczych. Zawołałam nawet K żeby się ze mną pożegnał bo byłam pewna że nie przeżyję....Jednak tym razem killer mnie nie zabił. Ale wypompował kompletnie. Nawet nie byłam pobudzona. Zasnęłam jak niemowlak przed 23.00. Jednym słowem było strasznie. I ciesze się ze dziś mam już to za sobą. Do następnego razu.

Dziś planuję skalpel i mel B(brzuch- nie cierpię tego) i... skakankę. Pytanie czy przed skalpelem czy po? Chyba przed. muszę tylko jeszcze zastanowić się nad planem skakankowym. Ile minut na pierwszy raz? Co ile dni? Jedna wielka niewiadoma....i co aj powiem sąsiadom jak przyjdą się skarżyć?

Słonecznego dnia Wam życzę

15 czerwca 2014 , Komentarze (1)

... miłość do jedzenia. Niestety. Uwielbiam gotować i szamać. I choć staram się to ona zwycięża. Dziś pochłonęłam ogromnie kaloryczny (śmietanka 30" , czekolady-3) i niesamowicie przepyszny deserek truskawkowo-czekoladowo- kokosowy. Na etapie przygotowywania obiecywałam sobie że jest tylko dla męża. Później stwierdziłam ze przecież nic się nie stanie jak zjem połowę porcji. W efekcie pochłonęłam całą..ehhhh

Najgorsze było to ze nie żałowałam. Był obłędny. 

Karą za złamanie obietnicy były dodatkowe metry biegu. Dziś to 9,200. Nie żaby świadomie. Tak po prostu jakoś wyszło. Jednak nie spinam się i kolejny bieg planuję już " normalny" - 8,200-8,500 km. Nie zamierzam  szarżować, tylko spokojnie sobie wyrabiać kondycję. 

Oczywiście zrobiłam jeszcze pośladki z  Mel B. miął być brzuch ale....ten bieg mnie wyczerpał. 

Jutro... chyba skalpel. Miał być killer ale... własnie ten bieg. Niby tylko 1 km więcej niż ostatnio ale nogi czuły obciążenie. Killer to chyba nie jest jutro dobry pomysł. Zrelaksuje się przy skalpelu.

Dobrze że jutro poniedziałkowa środa jest.  Zawsze lepiej się wstaje w poniedziałek ze świadomością że to już środa :)

Miłej nocki   

14 czerwca 2014 , Komentarze (4)

....chora! Bo czy normalny człowiek robi skalpel o 23.05?! A po nim jeszcze  nogi z Mel B? chyba nie. Zresztą to nie jest ważne. Najważniejsze że go zrobiłam tak jak miałam zaplanowane. 

Dlaczego tak późno? Tu muszę wyznać swoje grzechy. Pożarłam wczoraj na obiad 32 cm pizzę. W końcu wybraliśmy się na jedyną włoską pizzę w Szczecinie i.... skończyło się to totalnym obżarstwem. Żeby je trochę zneutralizować wróciliśmy na pieszo. Ok 3 km. Nie wiele ale zawsze coś. Ubocznym efektem obżarstwa okazała sie senność. Padłam na około godzinę. Obudziłam się przed 20.00 czyli o porze na która miałam zaplanowanego skalpela. Później był mecz. Jeden, drugi(przy siatkówce z emocji o mało nie dostałam zawału) aż wreszcie pomyślałam "czemu nie?" i zabrałam się za skalpel.

Efekt? Endorfiny! Niesamowite! I poczucie spełnienia. Co prawda plan awaryjny zakładał ćwiczenia dziś rano ale  na szczęście odpykałam go wczoraj i dziś miałam wolne.

jutro bieg i ...coś. Chyba brzuch z Mel B. Może skalpel. Zobaczymy

Miłego weekendu :)

13 czerwca 2014 , Komentarze (1)

...metrów więcej a jednak dla mnie to aż 500 metrów więcej!

Wczoraj przekroczyłam 8km. Mam nadzieję że pod koniec czerwca dojdę do 9. Zrobiłam tez obiecaną Mel B. Podwójny sukces!  

Jakoś tak sobie to ułożyłam że wychodzi mi w tygodniu 3 dni z biegiem i na przemian 2,1 ze skalpelem i kilerem. Po killerze zazwyczaj nie mam siły na nic( nawet oddychanie) ale po biegu czy skalpelu robię coś dodatkowego. I tak się zastanawiam ile  wytrzymam? Pożyjemy, zobaczymy. Najważniejsze żeby nie odpuszczać. Nawet jak jest źle. Nawet kiedy mi się nie chce tak bardzo że bardziej już nie może się nie chcieć. Nawet kiedy.... po prostu nie odpuszczać!

Na dziś planuję skalpel i nogi. A jutro...? jutro wolne:D Dzień przerwy!!!! Już się nie mogę doczekać!  

12 czerwca 2014 , Komentarze (1)

...przeżyłam wczorajszego killera. Już pierwsza seria sprawiła że o mało nie umarłam....później było już tylko gorzej. To  mój 23 killer. Teoretycznie z każdym następnym powinno być lepiej.  I jak zwykle teoria znacznie odbiega od praktyki. Efekt był taki że pot zalał mi oczy(dosłownie). Pierwszy raz w życiu tak ze mnie kapało. Może to dobrze nie wiem. Wiem że po wszystkim nie miałam siły oddychać....Nawet odpuściłam pośladki z Mel B. Miałam lekkie wyrzuty ale obiecałam sobie że dziś po biegu je zrobię.

Problem z pobudzeniem chyba sam się rozwiązał. Jak? Organizm stwierdził ze spanie po 4-5 godzin to zdecydowanie za mało i "padam" ok 23.00. Zawsze co 6 godzin snu to nie 5. Czuje że jestem przemęczona. Nie mam już tyle zapału i werwy do ćwiczeń czy biegu. Jednak poczucie obowiązku nie pozwala mi tego zaniechać. Byle do wakacji....Szkoda ze to dopiero w sierpniu. tydzień wolny od ćwiczeń zamienię na tydzień dreptania po górach. Aktywność w innej formie. 

dziś w planach bieg. i obiecana Mel B. ;)

Chyba wpadłam na pomysł jak rozwiązać problem z kolacją. Powinnam ją jeść ok 20 ale wtedy zawsze ćwiczę, kończę i nie mam ochoty na nic. Efekt jest taki że od lekkiej przekąski ok 18.00 do rana nie jej nic. Więc wymyśliłam koktajle. Warzywne albo owocowe. Mam nadzieję że to zda egzamin.

Miłego dnia :)

10 czerwca 2014 , Komentarze (1)

....że to wszystko nie daje żadnych( widocznych ) rezultatów. To jedyna metoda żebym nie zwariowała i nie rzuciła tego wszystkiego w kąt.  Więc wyłączam się i nie myślę. Robię swoje. Biegam, ćwiczę z Chodakowską i ostatnio z Mel B i staram się unormować posiłki. To ostatnie jest chyba najtrudniejsze. Wczoraj znowu kolacja mi wypadła z grafika (jak wróciłam po biegu była 21.00, 10 min rozciągania, 10 minut nogi z Mel B i zrobiło się przed 22.00). Waga i obwody stoją w miejscu. Waga czasem rośnie.... aż sie chce ciągnąc to dalej.....(tak to ironia)

bieg też nie napawa optymizmem. 7,7 w 46 minut. A miałam zwiększyć dystans w czerwcu.... wrrrrrr warczeć mi się chce.

Dziś znowu bieg. Chyba. zobaczę. może killer....? Nie cierpię go. 

Mój optymizm mi się gdzieś zawieruszył....

Oby nie uciekł na zawsze....

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.