Choć trzymam dietę
...waga pokazuje ciągle swoje.
Uśredniając - stoję w miejscu a jutro ważenie i chyba jutro rano stanie się cud jeśli waga drgnie. Mam nadzieję, że dzielnie będę się trzymać bez względu na wynik.
Jest mi smutno bo wręcz byłam pewna, że będę tracić ten wmarzony kilogram tygodniowo lecz niestety nie. Narzekałam tydzień temu, że tylko 0,5kg więc teraz pewnie nic.
Dobra już przestaję i biorę się w garść.
Tym bardziej, że ja nie stosuję diety na tydzień czy miesiąc ja chcę zmienić swoje odżywienie w ogóle.
Ja już czuję się lepiej jedząc częściej ale mniejsze posiłki i nie na noc. Może powinnam zwrócić uwagę co z czym łączyć, co jeść lepiej rano a co po południu.
Staram się nie ulegać pokusom. Omijam półki ze słodyczami bo choć za nimi nie przepadam to jednak nigdy nie wiadomo. Staram się też robic szybkie i proste potrawy bo boję się, że gdybym bardziej się nad nimi rozwodziła to apety by mnie dopadł.
Ból nóg przypomina mi każdego dnia, że już nie mogę się zatrzymać.
Dobrze niech tak będzie, niech będzie nawet 1 kg na miesiąc.
Zawsze to coś i nie pogardzę. Po roku będę miała 12 kg mniej - super!
A tak wracając do stroju na wesele to jesteście kochane i baaaaaaaaardzo mi pomogłyście! I uroczyście obiecuję, że zrobię wszystko by wkleić zdjęcia mnie w tunice i spodniach.
P.S. Boję się jutrzejszego ważenia
A to zdjęcie z moim Piotrkiem zrobione w pewnym tajnym miejscu w październiku 2006r.
W poszukiwaniu natchnienia...
a czas leci nieubłaganie...
Wczoraj wieczorem moje oczy wypatrzyły w pewnej gazecie tajemniczą suknię.
Za wszelką cenę próbowałam wyobrazić siebie w niej. Czasami wydawało mi się, że będę wyglądąć rewelacyjnie by za chwilę dojść do wniosku, że ta kiecka to raczej katastrofa a właściwie ja w niej. Nie wiem czy Wy też tak macie, że widzicie siebie oczami wyobraźni a nie tak jak faktycznie wyglądacie. I znowu to samo - chętnie innym trafnie doradzam w czym jest im dobrze i latam z przyjaciółmi po sklepach a samej sobie nie umiem pomóc. Katalog zabrałam do pracy. Koleżanki stwierdziły - spoko! Byłam cała podeksytowana. Już wielce uradowana kierowałam mój pojazd w stronę sklepu z materiałami gdy znowu dopadło mnie zwątpienie. Jeden ruch kierownicą i pojachałam do mamy - ona uczciwie mi powie. I faktycznie tak było. Pogadałyśmy i mama wypersfadowała mi ten pomysł. Więc znowu jestem na etapie tuniki i spodni. I tu bardzo dziękuję Vitalijkom za pomoc bo moja wizja tuniki staje się klarowniejsza a czas ucieka. Jutro zabieram się do pracy. Chciałabym by tunika przypominała chińską sukienkę ( nie wiem czy dobrze napisałam ale tak się to chyba nazywa).
No zobaczymy co mi wyjdzie? Mam nadzieję, że nie namiot.
Co do dietkowania - to jest ok.
Energia mnie rozpiera i latam jak by mi tyłek trotylem podsypano oraz gadam jak najęta. Słowem - ciężko ze mną wytrzymać.
Zauważyłam też, że skóra na ciele zaczyna mnie swędzić i bardzo lubię ją traktować peelingiem kawowo-cynamonowym każdego wieczoru. Pocę się też więcej niż zwykle. Mam nadzieję, że to dobre objawy. Z apetytem nadal sobie radzę. Wystarczają mi też mniejsze porcje jedzenia. Chciałabym by już tak pozostało.
Powolutku do celu.
Muszę kończyć bo u mnie grzmi i błyska, i nie chcę za chwilę poczuć smrotku spalenizny z komputera.
Postaram się jutro do Was pozaglądać i poodpisywać na wszystkie komentarze.
Trzymajcie się kochani i dziękuję za wszystkie wpisy. Zaskoczyłyście mnie i zaczynam znowu w siebie wierzyć.
Zdjęcie cudem wklejone oraz kryzys zażegnany...
...choć był już tak blisko, że czułam jego oddech na swoich plecach.
Pogoniłyście go kochane Vitalijki i dzisiaj jest znowu piękny dzień.
Właściwie to ja dzisiaj zupełnie straciłam apetyt na cokolwiek - dziwne?
Posiłki jednak jem.
Dobrze pamiętam jak to jest - cały dzień nic nie jesz bo się nie chce a wieczorem hulaj dusza piekła nie ma!
O nie!
Stary numer i nabrać się nie dam.
Samochód też nie pojedzie jeśli paliwa mu nie wleję. Wieczorem stoi w garażu no to wtedy paliwo jest mu nie potrzebne.
Ze mną jest tak samo. Jedzenie na noc? Zdecydowanie nie! Co innego rano. Muszę mieć energię do pracy i to stopniowaną małymi dawkami.
A dzisiaj się u mnie działo w pracy...
Znalazłam domek dla małego psiaka. Psinka mała bo ma dopiero 5 tygodni ale urośnie bardzo duża. Psiakiem wcześniej zaopiekowała się moja Przyjaciółka wiedziała jednak, że nie może go zatrzymać na dłużej. Ja zgadałam się z koleżanką z pracy i psiak ma nowy domek. Cudny szczeniak! Zresztą by przekazać go koleżance musialam go dostarczyć do firmy. Nikt nie mógł się skupić nad pracą. Sporo zamieszania narobiła ta psina. Ciekawe co z niego wyrośnie?
Dzisiaj też zaczęłam chodzić na zabiegi laserem i ultradzwiękami. Mam nadzieję, że pomoże mi to na ostrogę piętową bo wszystkie stosowane do tej pory wynalazki nic nie dały.
Teraz jeszcze samochód do garażu a przy okazji domową psinę wezmę na dłuższy spacerek. Później prysznic i peeling kawowo-cynamonowy i znjadzie się jeszcze parę rzeczy do zrobienia - trochę sprzątania, trochę ksiegowania.
A tak w ogóle to cały czas czekam na natchnienie do szycia a wesele za dwa tygodnie.
No i jak zwykle jak zacznie mi się kopcić koło tyłka to ja dopiero będę studnie kopać.
Pozaglądam też do Was.
Może trzeba będzie kogoś pochwalić, może podnieś na duchu.
P.S. Czuję się świetnie, mogę góry przenosić!
Byle do piątku. Ciekawe co tam będzie na tej mojej wadze do zobaczenia. Mam nadzię, że waga nie wyląduje z hukiem pod balkonem.
Zdjęcie było zrobione w październiku 2006r. a ja oczywiście z psiunem ale nie swoim.
P.S.' Majka bardzo proszę o pomysł na tunikę do spodni a mój adres to [email protected] ( dla mnie Twój pamiętnik jest zablokowany więc nie mogę do Ciebie napisać)
poniedziałkowy wieczór...
...pełen nadziei i rozmyślań.
Targają mną skrajne uczucia od ciągłego myślenia o diecie i wiary, że dam radę do mania całego tematu gdzieś!
Zaczynam być zmęczona.
Pewnie, że szybko ale moja waga buja się ciągle w tych samych granicach a mnie brak cierpliwości. Zresztą cierpliwość nie jest moją mocną stroną.
Kurcze myślałam, że będzie łatwiej a już na pewno szybciej, a tu klops!
Ciąglę sobie powtarzam jeszcze jeden dzień i waga się unormuje, i naborę wiatru w żagle.
Dam radę!
Muszę dać radę!
Dla siebie a już na pewno swego zdrowia.
A z drugiej strony nie umiem wyobrazić siebie w wadze 80 kg. No może jeszcze 80 kg - ok ale już nie 70kg.
Jak to jest?
Jak się człowiek wtedy czuje?
Czy bardziej chce się żyć?
Nie wiem ale chcę wiedzieć.
Jejku ale marudzę - dość!
Księgowałam do 5 nad ranem a w pracy tryskałam energią i nie wiem jakim cudem. Za to jutro będę pewnie do niczego. Tak to już jest.
A swoją drogą to po tych winogronach japa mi się otworzyła na całego. Czułam ciągle głód. Dzisiaj jest już dobrze i dzisiaj objadłam się arbuzem bo ma o połowę mniej kalorii niż winogrona. Wcinałam go jednak pod kontrolą. Jest dobrze. Nachodzą mnie chwile zwątpienia ale nie mogę się poddać. Nie tym razem.
Dziewczyny trzymajcie się. Musimy byś silne!
No cóż...winogrona nie dla mnie!
... miałyście rację.
Zważyłam się dzisiaj i mam 0,5kg na plusie. Szkoda bo jak warzyłam się wczoraj rano to miałam na wadze 101kg. A teraz znowu jest 101,5kg. No i na dodatek czuję się jakaś ociężała. Tak mi szkoda. Muszę to zapamiętać by więcej takich błędów nie popełniać. I nawet nie byłam głodna - po prostu mi smakowały i to jeszcze jak. No właśnie a gdybym w ich miejsce zjadła tak moją sałatkę z ogórka i pomidora to moje kochane 0,5kg było by uratowane.
Trzustka dała mi spokój - tym razem mi się upiekło a bałam się straszliwie.
Na dworze jest dzisiaj bardzo przyjemnie. Lubię taki chłodek.
Mam dzisiaj sporo faktur do zaksięgowania więc muszę zabrać się do pracy. Wcześniej wezmę prysznic. Po południu pojedziemy z Piotrkiem do moich kochanych Rodziców i Brata z Rodziną. Zresztą jeździmy do nich w każdą niedzielę. A po powrocie pewnie podejdziemy do pub'u na piwo. Ten pub to ja odwiedzam ze względu na Piotrka bo on bardzo lubi. Więc czasami chodzę z nim. Jest nawet przyjemnie. Ciekawe czy tam podają do picia i nne napoje ale nie kaloryczne. Bo ja specjalnie za piwem nie przepadam. A i ze względu na dietę raczej powinnam sobie je odpuścić.
Myślę, że to będzie bardzo miły dzień i szkoda tylko, że to nie sobota.
Pozdrawiam i trzymajcie się dietkowo.
Słodkie i...zdradliwe
...winogrona.
Zdecydowanie zbyt dużo ich zjadłam ale były takie słodkie i soczyste, że nie mogłam tym razem się powstrzymać. Kupiłam je bo były wyjątkowo tanie. Więc następna wyżerka mi raczej nie grozi.
Dobrze jest. To tylko winogrona a i do wieczora kupa czasu. Więc uda mi się spalić kalorie.
Lubię soboty i takie ciepłe a nie gorące dni jak dzisiaj.
Pokręciłam się trochę po sklepach a teraz bolą mnie stopy. Nic nie kupiłam. Właściwie to szukałam natchnienia do uszycia tuniki na wesele ale bez rezultatu. Jestem teraz zmęczona i spać mi się chcę. Może urzadzę sobie drzemkę a może lepiej wypić filiżankę kawy?
P.S. Jeszcze nie śpię bo się boję.
Boję się ataku trzustki po tych winogronach.
Najadłam się już różnych tabletek i na trawienie, i
rozkurczowych.
Mam nadzieję, że uda mi się tym razem.
Krew i pot...?
...ależ skąd!
Dzisiaj było poranne oficjalne ważenie i mam 0,50 kg mniej.
Nie będę kłamać - liczyłam na więcej. Szkoda...ale mówi się trudno.
Mam nadzieję, że może w przyszłym tygodniu pogonię trochę więcej. Poczekamy zobaczymy.
Nie poddaje się i tym bardziej nie załamuję bo i nie ma czym.
Tak na prawdę to pół kilo mniej wcale nie jest do pogardzenia.
Vitalia w planie na przyszły tydzień ustaliła mi kaloryczność na poziomie 1300 kcl czyli zmniejszyli mi o 100 kcl. Zobaczymy może jeszcze odrobię te pół kilograma.
Bardzo chciałabym chudnąć ten palnowany 1 kg tygodniowo ale pewnie nie zawsze się da.
Ciekawa jestem jak to u Was było?
Które kilogramy zrzucałyście najszybciej i w jakim tempie?
Które były dla Was barierą ale dałyście w końcu radę?
Dziękuję Wam za te cudowne słowa, które pozwalają mi tak dobrze się trzymać i nie ulegać pokusom!
Nadal tu jestem...
...z Wami i swoim ciężkim problemem, którego bardzo chcę się pozbyć.
Tym razem nie myślę ciągle o mojej wadze.
Zwracam tylko wiekszą uwagę na to co jem i jem częściej ale mniejsze posiłki i nie jem po 19,00. Piję dużo wody i zasmakowałam w zielonej herbacie.
Jeszcze nie miałam kryzysu ale wiem, że przyjdzie. Mam nadzieję, że będę mogła sobie z nim poradzić. Zawsze mam jeszcze Was.
A jutro ważenie. Właściwie juz wiem jaki jest wynik w przybliżeniu. Szkoda, że nie jest lepiej ale mówi się trudno - dobre i to - byle na minus.
Pozdrawiam - trzymajcie się!
Myśl o sobie dobrze...
i szanuj siebie.
Pomyślicie, że mi odbiło bo jakimiś sloganami rzucam. Nie zrozumcie mnie jednak źle.
Zauważyłam u siebie, że jak się nie przejmuje wagą i myślę pozytywnie to łatwiej mi trzymać dietę.
Wierzę, że mi się uda.
Wiem, że tak wiele osób trzyma za mnie kciuki.
I robię to dla swojego zdrowia.
Z taką świadomością jest mi lepiej.
Bo ja nie katuję się dietą. Teraz myślę o sobie, o moim ciele, że chcemy tego wszyscy i ja nie mam tu z kim walczyć tylko mam mu pomóc. Jem często ale małe porcje i mój organizm nie odczuwa diety. Jest najedzony i ma energię do pracy a przy okazji spala odrobinę nagromadzonego tłuszczu.
Pamiętam jak kiedyś dawał mi sygnały od samego rana, że potrzebuje energi (jedzenia) a ja wmawiała mu, że nic nie dostanie bo jestem na diecie. Oj było mu ciężko i źle. Wieczorem to ja czułam się źle i byłam bardzo głodna. Hamulce puszczały i zawsze czegoś się tam najadłam.
A mój organizm pewnie na to tak: i co ja mam z tym teraz zrobić? Mnie było to potrzebne rano byś mogła pracować i dobrze się czuć, a teraz? Martw się sama.
Staram się z sobą rozmawiać i dobrze o sobie myśleć. Czuję wewnętrzny spokój. To może wydawać się trochę dziwne ale jest skuteczne. Nim coś zjem zastanawiam się czy jest mi to potrzebne, czy da mi energię do pracy. Jakoś trudno mi to wyjaśnić i nie wiem czy mnie dobrze zrozumiałyście.
Czuję się dobrze. Waga znowu się przesunęła. I jestem szczęśliwa.
Dzisiaj urodziny i imieniny mojej kochanej mamy. Zobaczymy jak sobie poradzę z jedzeniem. Mam nadzieję, że znajdę coś co będę mogła jeść bezkarnie.
Jdę zrobić sobie ulubiony peeling kawowo-cynamonowy.
Pozdrawiam :)
P.S. Wielce podekscytowana moimi wypocinami polazłam do kuchni dokończyć papkę na peeling i przygotować sobie płatki z mlekiem i jak na złość oliwę z oliwek wlałam do płatek i mleka zamiast do kubka z peelingiem - a niech to...:)
zwykły dzień...
...spokojny.
... i trzymam się dziewczyny.
Jestem jakaś zmęczona i idę spać nim jakieś głupoty jedzeniowe przyjdą mi do głowy.
Dziękuję za wsparcie.
Bardzo pomagają mi Wasze wpisy.