Dziś się zmobilizowałam i piszę parę słów. Tak jak pisałam w tytule odnotowałam kolejną porażkę. Nie pisałam, bo za bardzo nie miałam się czym chwalić. To już trwa od jakiegoś czasu,mam chandrę i zajadam stres. To co zjadam ma się nijak do mojej diety odchudzającej i moich wyzwań. Do moich największych grzeszków należą: ciastka "Krakuski", ptasie mleczko, czekolada, którą dostałam na dzień kobiet, pączki, które upiekłam w sobotę i inne słodycze, które wpadły mi w rękę. Dodatkowo przerzuciłam się na białe pieczywo, które zjadłam ze smalcem i wątrobianką. Zbrodnia!!
Dodatkowo nie mam za bardzo czasu na ćwiczenia: w pracy dużo roboty, której część przynoszę do domu.Postanowiłam się wygadać i jeszcze raz zacząć wszystko od nowa. Może tym razem się uda. Przeczytałam gdzieś w Internecie, że po takim przeżeraniu się i kolejnym podjęciu diety, należy się zważyć dopiero na 3 dzień. Więc u mnie będzie to czwartek. Oczywiście, jeżeli wytrzymam do tego czasu na diecie.
Jeżeli chodzi o dietę, to nie dokonałam zbyt dużych zmian. Podobno nie ma sensu zmniejszać racji pokarmowych i powoli dochodzić do wagi sprzed kryzysu.
W poniedziałek: śniadanie owsianka, II śniadanie: sałatka warzywna, obiad - chude mięso wieprzowe z surówką, a kolacja - 2 łyżki musli z suszonymi owocami i i kefirem. We wtorek: śniadanie znów owsianka, II śniadanie: bułka grahamka z szynką z indyka i pomidorem, obiad żurek z jajkiem i grzankami a na kolację serek wiejski 200 g i kilka plastrów ogórka. Może tym razem się uda.