Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zawieszona między pomaturalną pustką, a wyrzucaniem sobie codziennej tłustości. Nałogów to mam cały bagaż. Hobbystycznie marnuję swój czas na epizodycznym odchudzaniu. edit: moja pomaturalna pustka powoli dobiega końca! nałogi nie. Chudnięcie coraz bardziej przypomina rzeczywistość ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 38480
Komentarzy: 306
Założony: 31 maja 2011
Ostatni wpis: 8 kwietnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mloszka

kobieta, 32 lat, Milton Keynes

166 cm, 73.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 października 2012 , Komentarze (1)



     Mam  ostatnio sporo rzeczy do roboty ;p Nadal studiuję i nadal pracuję  i nadal zyje miłością :D  (suuuukces, don't give up mloszka ;p).

Ze stresu na początku mało co jadłam, przychudło mi się do 65kg... Ale później jako że lubię się kierować bezsensem, sama się zamartwiłam o swój układ nerwowy i pokarmowy żrąc na zimową potęgę... i tadadadadam ważę 67,4 kg. 

Ale! Ja się teraz będę relaksować odchudzaniem... bo nic rano tak dobrze nie nastraja jak mniejsza waga! Zatem moim celem jest na święta  Bożego Narodzenia (to w końcu 56 dni) ważyć 62,00 kg. 

3 października 2012 , Komentarze (2)


   
   No to tyleż narzekania i ględzenia.... i odpadł mloszce z głowy problem studiów. Oficjalnie już studiuję, i to nie byle co! Ba, nawet mi się podoba (ale nie zapeszajmy ;p) . Czuję się jak właściwy człowiek na właściwym miejscu :D W dodatku w pracy poszli mi na rękę. 


Odchudzanie.... gdzieś tam jest w bruzdach mojego mózgu. Podświadomość za mnie na to pracuje ;p  Odżywiam się niezdrowo. Już nie jeżdżę na rowerze... a chudnę. 66 kg drodzy państwo :)) 

Ach ta miłość.... jakie to skomplikowane i absorbujące. Choć koniec końców warto. Nawet nie sądziłam, że we mnie może drzemać tyle połaci uczuć :D 

14 września 2012 , Komentarze (1)



.... ale dziś zaczynam projekt OSTATECZNY!


Żuję gumy nicortette (cholerstwo jest tak drogie, że teraz to żal mi potrójnie kasy na fajki). Jest dobrze. Nie chce mi się palić. To już 26h bez papierosa ;p 

Jestem na diecie owsiankowej  (przez tydzień 3x dziennie jogurt z owsianką + 2 jabłka + jakieś chude mięso). A później do 20.12.2012 nie jem słodyczy ;p Czyli do przedednia końca świata ;p 

To nie są tylko pobożne życzenia, wszystko mnie się po prostu uda.

Tak btw, Bożesz Ty mloszka jaka Ty jesteś monotematyczna. 





12 września 2012 , Komentarze (1)




   Zawsze idzie mi bardzo dobrze, dopóki mnie ktoś naprawdę nie wnerwi. A później co? Obiad o 23.40??? A jak  się już spieprzy, to ryż w mlecznej czekoladzie można wcisnąć....  B teraz to już mi OBOJĘTNIE. 

 I na co ja się pytam to moje szczędzenie sobie żarcia od rana!! Ten rower i ćwiczenia???

Nic, idę spać, a rano to może wybiegam.  A siostruni to chyba   %$#@&*_ brrrrrrrrr.....  nie nie będę się mścić.... keep calm.

10 września 2012 , Skomentuj

Chciałam zrobić wpis o tym, że nastał  właśnie dzień startu wielkiej walki.... 
 

....ale uświadomiłam sobie, że na razie lepiej żyć filozofią, że dzień się nie kończy dopóki nie pójdziesz spać :) ;p 

i pójdę sobie jeszcze na dobranoc na fajeczkę....


Lalalalalalalala... a tak w ogóle, Boże nie wierzę - jestem naprawdę zakochana. Achhhhhh <wzdycham>.  Jakie to cudowne uczucie....Jest pięknie! :D  (tak, tak  wiem, poetka to ze mnie wprost przednia ;p) 


Już dziś, jak tylko się przebudzę - nastanie misja: ostateczne starcie! 

9 września 2012 , Komentarze (1)



   ak to ładnie napisała Hebe, no wykończeniwka została. I co, lepiej się poddać czy doprowadzić kwestię do końca? 

Nie ma co się stopować hasłami, ze już jest dobrze płynącymi na uciszanie moich narzekań. Nie ma co narzekać, tylko brać się do roboty. 

Jakże pięknie zainspirował mnie (ojj... i podejrzewam - nie tylko mnie!)  pamiętnik vitalijki,  która moim zdaniem powinna dostać jakąś złotą odznakę odchudzania. 

To chudnięcie to takie moje zboczenie (każdy ma swojego małego świra), więc skoro to stanowi przedmiot moich marzeń, spełnię je sobie. 

Zmieniam cel na 55 kg należnych mi kilogramów. Daję sobie czas do ... końca 2012r? To 16 tygodni. 

Z resztą, w tym rozpustnym obżarstwie nie ma nic ciekawego. Jeszcze raz powtarzam, ze są inne rozrywki w życiu. 

Bieganie... wracam! Mój ty domowy aerobiku też. A rower od października niestety garażuję... ale wymieniam na weekendowy basen. 

Do żarcia trzeba podejść naturalnie: śniadanie, II śniadanie, obiad i kolacja. Żadnych obżarstw północnych. Jak się wraca z imprezy idzie się spać, a się nie żre. 
_____________________________________________________________

Cieszę się, ze idę na te studia. Będzie dobrze! Nowi ludzie, mój mózg wróci na tory myślowe.... i mniej tej ogłupiającej roboty :D 


6 września 2012 , Komentarze (3)



   No kurza dupa! Jakoś nie mam w głowie tego odchudzania, ale jak mnie dopadnie to trapi i uwiera jak cholera. Daje to efekt odwrotny od zamierzonego. Więc jem. 

Dajcie spokój - w pracy kosmos. Raz że roboty po uszy, ciągle można się w czymś pomylić (co też robię...), robota jest MAKASYMALNIE  nudna i bezsensowna. Jestem tylko szarą maszynką do zarabiania pieniędzy grubych ryb. 

W dodatku, niczym rok temu znów mam te cholerne wątpliwości co do studiów (tak wiem naprawdę nic nowego). No ale kim by tu w życiu być, żeby połączyć normalne życie z pasją i wartościową  pracą? Normalne życie rozumiane na poziomie szczególnie finansowym.  Chyba znowu zmienię studia. 

Ponadto spięcia z mamą. Z kolei babcia to stara manipulantka ( z całym szacunkiem...) która wykorzystuje nas wszystkich w rodzinie po kolei. 

Ograniczyłam palenie (serio, odpukać jest dobrze. To już nie paczka na dzień tylko 5 szlug).

I wiecie co? Mimo tego gigantycznego obżarstwa nie zgrubłam. Pewnie to dzięki rowerowi  którym jeżdżę do roboty. Hm... to jedyny plus mojej pracy! Atak to no po prostu nie umiem się znowu zacząć odchudzać. 67/66 kg to moje przeznaczenie 

25 sierpnia 2012 , Komentarze (1)

   Łoooo ale mam żołądek wypełniony po brzegi żarciem :D 


Nie wiem jeszcze po co się TUTAJ tym chwalę. Tu się wszyscy starają, a ja się szczycę tym jak się opierdalam ;p 

Ale jestem szczęśliwa, ciota odzyskana (spóźniała się ponad tydzień, już zaczynałam rozważać wszystkie możliwości, nawet te wiatropylne....), wiec spokojnie można powrócić do odchudzania.

Zmieniłam zakład z koleżanką, już teraz bez jaj. Mam 30.09 ważyć 62 kg. Chyba te 5 kg nie przerośnie mnie w miesiąc z hakiem? 

Poza tym niestety, ale napiszę coś obrzydliwie słodkiego ( mam tyle glukozy we krwi od nadmiaru żarcia że juz nie odczuwam poziomu słodyczy, którą zarzucam na lewo i prawo...): jestem naprawdę przecudownie zakochana. 

Dobra, a teraz koniec wygłupów. Umawiam się ze sobą tak, że żołądeczek i jego koledzy z układu pokarmowego trawią to co zeżarłam w ilości +++ już po raz ostatni,  następnym razem nie będę ich tak męczyć. A jutro dam pole do popisu układowi ruchu na porannym bieganiu :D

Mam kryzys robotniczy. 

13 sierpnia 2012 , Komentarze (1)



 Ale chyba dałam radę. 

Zwłaszcza zważywszy na okoliczności. Cały czas łapię się na tym, czy już  nie ześwirowałam. Jedna osoba (tak się składa, że młoda, zajebista, rozgarnięta i po prostu.... dobra!) zmarła z dnia na dzień w mojej pracy. Na cholernie sympatyczną sepsę. Wyobraźcie sobie, do jakich paranoidalnych wniosków wszyscy dochodzą po kolei. Każdemu wydaje się, ze ma sepsę. Że zaraził znajomych i bliskich. Że juz niebawem rozłoży się w agonalnym stanie. W dodatku jeszcze sam fakt śmierci kogoś z otoczenia.... Dziś jesteś, jutro cię nie ma. Tak, ot. 

Ale ja ten tego... jestem absolutnie zdrową mloszką, której NIC nie ruszy. 

Przyziemnie, choć jak dla mnie potrzebnie. Trzeba mieć jakiś poza mikrobiologiczno - metafizyczny wymiar w życiu. Mały, głupi - kaloryczny. Ruszyłam dupę na ćwiczenia rano (mało ale to juz postęp) i klasyczny 1h rower do/z pracy. Zjedzone 2 jogurty, 1 danio, zupa pomidorowa, paczka szynki, musli. Przyprawione miliardem zestresowanych papierosów. 

12 sierpnia 2012 , Komentarze (1)

Jest źle. 

 A nawet tragicznie z moim odchudzaniem. Kurwa, mloszka obudź się bo słodycz niewielkiego kilkkilogramowego zwycięstwa  powoli nabiera gorzki smak. 69,7 kg?! WTF? Poprzestawiały mi się klepki we łbie.  Już niewiele brakuje,  żeby przekroczyć granicę przeszłej siedemdziesiątki..... i z nów łapać depresje tłustości. 

Serio, życie nie polega tylko na bezmyślnym przeżuwaniu. 

Teraz już nie gadam, od jutra walczę na nowo. 


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.