Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zawieszona między pomaturalną pustką, a wyrzucaniem sobie codziennej tłustości. Nałogów to mam cały bagaż. Hobbystycznie marnuję swój czas na epizodycznym odchudzaniu. edit: moja pomaturalna pustka powoli dobiega końca! nałogi nie. Chudnięcie coraz bardziej przypomina rzeczywistość ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 38020
Komentarzy: 306
Założony: 31 maja 2011
Ostatni wpis: 8 kwietnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mloszka

kobieta, 32 lat, Milton Keynes

166 cm, 73.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

Siedzę sobie chora w domu (idealna propozycja na słoneczne wiosenne dni:|), i w ten wprost upragniony czas laby, do którego tęsknię między szkołą i studiami, spędzam na narzekaniu na siebie w duchu i psioczeniu, że jestem beznadziejna, nic nie chudnę i mało ćwiczę z Ewą Chodakowską albo Mel B. Jak i również piszę za długie zdania :P 

Boję się wejść na wagę, ale będzie coś koło 67-68-69.Powiedzmy, że to ma swój plus - w końcu utrzymuję schudniętą niegdyś dyszkę kilogramów. Bardzo za to dziękuję komu i czemukolwiek można dziękować. Jednak nie to było moim celem, bo z tego co tam widzę na tym durnym paseczku ambicję miałam o wiele większą. Dążę przecieć tak do 60 kg. No niech będzie 64, też będę niezwykle ucieszona.

W każdym razie w maju czeka mnie bardzo ważna impreza na której chcę wyglądać jeszcze bardziej olśniewająco niż na co dzień :D Załóżmy, że ważę te 69 kg.  Czyli mam jeszcze miesiąc do walki. Przez miesiąc ja mogę sobie schudnąć aż 5 kg. Czyli byłoby 64 kg. 

A potem wakacje i stabilizacja. Czyli od tych 64 do sierpnia schudnąć jeszcze tylko dwa kilo. a potem nic już od siebie nie będę chcieć oprócz utrzymania wagi, ciągłego rozwoju osobistego i większej ilości cierpliwości. 

Aha, muszę skończyć używać tyle fejsbuka, będę na niego włazić tylko jak będę musiała się uczyć.

2 sierpnia 2013 , Komentarze (1)

Cholera, cholera, cholera!!!!!!!!

Wpadłam tylko, żeby napisać że ważę 69 kg!!!!!!!!!!


Ilość wykrzykników uzasadniona. Jestem w rozpaczy. 



23 lipca 2013 , Komentarze (1)

   Tak dawno nie pisałam ze już się bałam że  italia skasowała tu moje wypisane bzdurki :D 

W każdym razie ważę 67,4 kg i nic nie zapowiada się na chudnięcie. Moje JA chce schudnąć, ale nic poza tym, bo żołądek to za cholerę nie... Żeby chociaż nie tyć to byłoby git :P 

Kurzyć kurzę dalej :D (ciągle rzucam)


No i w sumie tyle. Czas się za siebie wziąć, a nie czytać o tym że księżna Kate urodziła chłopca (przegryzając ten fakt kanapką z pasztetem o 23..). 

21 kwietnia 2013 , Komentarze (3)

         Trochę mnie nie było. U mnie po staremu (dalej tłusto, nie umiem skończyć żreć), za wyjątkiem, że:

- pojawił się ROWER <3 powróciliśmy do siebie po długiej rozłące, jeżdżę codziennie łącznie 60 min.
- w pracy jest po prostu chujowo. 
.

Za tydzień przyjeżdża rodzina z Niemiec i organizują wystawne, wielkie rodzinne party. Dawno się nie widzieliśmy. No i kuzynki sa naprawdę chude.

Poza tym szykuje się całkiem gorąca majówka. 

To tylko tydzień większej mobilizacji...

Niech to będzie tydzień białka, 15 minutowych ćwiczeń porannych, roweru codziennego, odrobionych wfów ze studiów, i biegania wieczorem. A i 100 brzuszków dziennie. 

<mloszka wytrzymaj, to tylko do poniedziałku za tydzień. 7 dni> 

68,1

9 kwietnia 2013 , Komentarze (1)



Suplement diety nie pomógł. 
Zakupy nie pomogły.
Wypłata nie pomogła (a nawet mimo to, że machnęli się w kadrach i dostałam za dużo...).

Dalej mam wstrętny humor.

Wszyscy chudną, a ja tyję (na własne życzenie - obżeram się). Dobra, może nie wszyscy, ale wystarczy mi siostra i moja dobra koleżanka. Zazdroszczę....

Ale wiecie co? No nie można tak po sobie wiecznie jechać i nieustannie być z siebie niezadowolonym.  Rozpoczynam kampanię podnoszenia sobie samooceny. W wakacje  miałam super samoocenę i chudłam wprost samoistnie. Teraz żeby się ukarać za jedzenie niedietetycznie kajam się publicznie, w pojednykę, w rozmowach z ludźmi. Takie wyrzucanie sobie wszystkiego i jednoczesne psucie sobie humoru jest bez sensu. O wiele lepiej będzie mi się chudło w poczuciu własnej świetności. Z resztą: NIKT nie zadba za ciebie o twoje zdrowie fizyczne i psychiczne lepiej, jak ty sam. 

Zatem jestem super mloszką - ze świetnym gustem. Taką, która jak się zaweźmie, da radę dokonać wszelkich rzeczy teoretycznie niemożliwych( z dziedziny nauki i odchdzania).  za którą wzdycha wielu (przede wszystkim także ten, do którego wzdycham i ja --> i tak sobie wzdychamy ze wzajemnością trawiąc szarości dnia codziennego :D). Mloszką która szybko się uczy. No i taką osobą, bez której nie da się przejść obojętnie, lubianą baaardzo i z dużym poczuciem humoru. Mloszką pogodną, spokojną, która nie da się wyprowadzić z równowagi wewnętrznej przez byle gówno (czyt. "myślenie za dużo" ).

Mam nadzieję, że nikt się nie porzygał dotrwawszy do końca :P Ale polecam KAŻDEMU posłodzić sobie metaforycznie. 

jest 68

2 kwietnia 2013 , Komentarze (4)



    Zainwestowałam w mega- hiper - ekstra  skuteczny suplement diety, który kosztuje fortunę. To się musi udać. 

Nawet jeżeli brzmię teraz naiwnie, mówię Wam. Będę 64 kilogramową mloszką jeszcze pod koniec kwietnia (tego roku, dla jasności ;p) 

1 kwietnia 2013 , Komentarze (2)


Co czyni nas szczęśliwszym? 

Nadmiar wolnego czasu  też nie. Za dużo rodzinnych wizyt - nie. Lenistwo - nie. Fajki - nie. Kiedyś czytałam, że mózg ma swój, jak gdyby "punkt równowagi" szczęścia, który nie pozwala, żebyś był ciągle szczęśliwy, inaczej możnaby spocząć na laurach i nie poruszać się ani o odrobinę w drabince rewolucji. Więc nawet, jeżeli jesteś w stanie, który niegdyś byłby dla ciebie jednoznaczny z euforią, naturalną koleją rzeczy kiedyś będzie normalką. 

Czas chyba wreszcie się ogarnąć i pozbyć wyrzutów sumienia, które już sięgają kliku co najmniej dziedzin.
a) bałaganu,
b) ćwiczeń fizycznych,
c) żarcia (to było bardzo do przewidzenia),
d) przyjaciół,
e) nauki.

BTW. Mam 20 lat, a chyba nigdy nie wyrosnę z bycia EMO na rodzinnych spotkaniach. Wystarczą 3 kąśliwe uwagi mojej jakże troskliwej cioci, żeby na dobre obrzydzić rodzinne posiadówy. Ale ileż można słuchać, że jest się jej rozczarowaniem. Że studia nie te, że chłopak nie studiuje prawa, albo że ja akurat nie studiuję prawa, że  nie aspiruję do wyższego statusu społecznego poprzez wyjazdy na wakacje do ciepłych krajów. Że kuzynki lepsze. Że skończę jako przeciętniak.  Ileż to ripost ciśnie się na język. Ale najwięcej co możesz zrobić, to unieść brwi i uprzejmie podziękować za radę, gdyż ciocia jest starsza i wie lepiej. FUJ 


Chyba zacznę od uprzątnięcia tego wiecznego burdelu, który nie wiedzieć czemu już się zrobił. (dobra... przyznam się: nie posprzątałam przed świętami). Potem zrobię ten cholerny aerobik. I zafarbuję sobie włosy. Napiszę jakąś pracę. I stanę na głowie, żeby spotkać się z długo niewidzianą koleżanką. 



30 marca 2013 , Komentarze (1)




   Dziś jest ostatni dzień ważności mojego karnetu w klubie, ale żeby było zabawniej i tak nie chce mi się tam iść. 

     Zabraniam sobie w przyszłości kupować jakiekolwiek siłowniano-aerobikowe karnety. Generują tylko wyrzuty sumienia. W  życiu udało mi się schudnąć wyłącznie na bezpłatnym bieganiu w parku i jeżdżeniu na rowerze do pracy oraz porannych 15 minutach ćwiczeń. 

Nabijam się ze swoich studiów, że na nich to najtrudniejszy przedmiot to wf i angielski, jednak jak kolega uświadomił mnie o ilości prac z którymi zalegam...  Czas zmienić tą prześmiewczą śpiewkę :P Wydaje mi się że te święta raczej będą bardziej naukowe niźli rodzinne. Przede mną tylko 6 prac do napisania na już, plus zobowiązałam się do sprawdzenia licencjata, plus jeszcze jakieś książki na kolosy...

BOŻE! Życie byłoby o wiele prostsze, gdybyś dał mi więcej dozy systematyczności. (Choć pewnie, kiedy Bóg rozdawał pierwiastek systematyczności, mnie nie chciało się podejść do kolejki... :D).

Na wadze wielki powrót szatańskiej liczby 66. Pewnie z uwagi na święta liczba ta przemieni się na 67... 

26 marca 2013 , Komentarze (4)



     Nawet przeżyłam ten basen. Było nawet bardzo fajnie ;p

Jednak wszystko to nie zmienia faktu, że daleko mi do mojego założonego ideału. Wkurza mnie to dogłębnie, przez co się obżeram i jestem jeszcze dalej od schudnięcia.

Jest źle, a nawet gorzej. Poziom samoNIEzadowolenia przekracza normę.

Boże, obdarz mnie większą dozą samodyscypliny, odrobinę chociaż.

24 marca 2013 , Komentarze (3)




      Boże, co mnie podkusiło żeby iść teraz na basen ze znajomymi.

 Ogłaszam godzinę 16.00 godziną zero. Roznegliżuję wtedy moje blade, zimowe, wylane i tłuste ciałko publicznie tylko po to, żeby z rzekomą frajdą popluskać się na zjeżdżalni. 

Medytuję na strojami kąpielowymi od godziny. Wypadałoby iść w dwuczęściowym, z uwagi na to ze jest to wypad towarzyski nastawiony nie na pływanie, a raczej moczenie się w wodzie na różnych atrakcjach parku wodnego. Chyba jednak mam to jednak w moim wielkim tyłku i pójdę w jednoczęściowym. Cóż, najwyżej poudaję zawodową pływaczkę (która potrafi niedorobionego kraula i żabkę w tempie ślimaczym) i nie będę wychodziła z części dla pływających. No, może skuszę się na solankę. 

Z resztą nawet w tym jednoczęściowym nie jest dobrze. Te wielkie udziska.... Hm.. ale jak zawsze, napisze tu swoje, a o 16.00 przybiorę postawę miss świata - może jakoś odwrócę uwagę tą postawą od całej niedoskonałej reszty.

67,3 kg. Wszędzie czuję zakwasy. Dziś na obiad próbuję zrobić tortillę z mięsem i fasolą. A po obiedzie idę o zgrozo na ten basen. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.