Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zawieszona między pomaturalną pustką, a wyrzucaniem sobie codziennej tłustości. Nałogów to mam cały bagaż. Hobbystycznie marnuję swój czas na epizodycznym odchudzaniu. edit: moja pomaturalna pustka powoli dobiega końca! nałogi nie. Chudnięcie coraz bardziej przypomina rzeczywistość ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 38022
Komentarzy: 306
Założony: 31 maja 2011
Ostatni wpis: 8 kwietnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mloszka

kobieta, 32 lat, Milton Keynes

166 cm, 73.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 lipca 2011 , Skomentuj

wiem, jestem jęczydłem ale jest mi znowu szalenie źle. Wszystko do kitu. Constans - studia, żarcie, praca, "życie".
A, może poz a jednym, które się w sumie pogorszyło. Gówno w dupie. (oczywiście, nie w znaczeniu, że dosłownie gówno w dupie się pogorszyło ;p) ;dddd

16 lipca 2011 , Skomentuj



  Niedziela, wpół do drugiej - noc. 
Wróciłam z piwa z Duśką. Podchmieliła mi się trochę koleżanka, kończąc wieczór  wypisując smsy z byłym chłopakiem. Z racji, że nasze grono znajomych powyjeżdżało na wakcje/jedzie na wakacje/wraca/pracowalo/(po prostu im się nie chciało - wystawili nas;p) spotkanie z mojej strony sprowadziło się do kontemplacji - nie będe przecież gadać z telefonem komórkowym Duśki.
 Siedzę, gapię się właśnie na tv, zreanimowałam trzydniowe bułki do stanu "chrupiąco-da-się-zjeść" i obejrzałam Requiem for a drem i parę innych dzień sztuki filmowej. Zwróciłyście kiedyś uwagę na wątek odchudzania w Requiem? Trochę nierealny, ale piękna przestroga.
Trzeba zmienić ten swój żywot, z resztą mamy na to wpływ. (hasło banał, ale nie jako uderzająco-głęboki wniosek po seansie filmów "życiowych") Niech mnie, ale schudnę! Nauczę się do reszty języków (pracujemy nad perfekcyjnym cv!). I skończę któreś z nw studiów. Zrobię wreszcie to prawko. I do skutku szukając, nienachalnie, z klasą, sugestywnie - znajdę własnego chłopaka. A.... i rzucę fajki. I będę biegać.  
 Mam nadzieje, że pogoda jutro ma zamiar się objawić - ostatni dzień wolnego, a zionę bladością.

16 lipca 2011 , Komentarze (2)



  Dziwnie informują kandydatów o liczbie miejsc i kolejności zakwalifikowania - jak oglądałam listy to wynika z nich, że rezerwowo jestem 60ta, a nie 266. Kwestia jednego słowa,  ale od uczelni, gdzie za rekrutację swoją droga płaci się nie mało - oczekiwałabym rzetelnych, doprecyzowanych informacji. Wyjaśniając - świnie nie przyjęli mnie na psychologię ;p W poniedziałek wyniki, uwaga - filologii słowiańskiej. 

Mniejsza z tym. Czekalibyście na przyjęcie z listy rezerwowych ryzykując, ze przepadną Wam  studia na które normalnei się zakwalifikowaliście? 

Z resztą, robię tyle hałasu, a ten rok i tak miał byc tylko tymczasowym rozwiązniem.

Imprezy się coś psują albo ludzie starzeją. Wczoraj - nudy nad nudami, zmarnowany moim zdaniem tylko czas. Cały ten dzień przez to jest niewyspany i przeżarty.
Moje mieszkanie pod nieobecność reszty domowników ugina się od kurzu, ciuchów na każdym możliwym fotelu, rozwalonych lóżek i kubków gdzie popadnie oraz sterty popielniczek. Daje sobie godzinę na posprzątanie. Doobra  jutro cały dzień.

Swoją drogą przez to, że nie ma osoby cudownie tworzącej skomplikowanego rodzaju zupy, i normlane obiady, czuje już wstręt do żarcia za którym to się najbardziej tęskni na dietach - pizzach, bagietkach z czosnkiem, kanpkach itp. Na gotowanie jednak się nie porywam, bo syf by się tylko spiętrzył... Swoja drogą na fast foodach, gdy oszczędzasz - tez można schudnąć ;D (kopenhaska od poniedziałku!;p;p;p;p) 

14 lipca 2011 , Komentarze (2)



  No to teraz już wiem... że na jednym kierunku jestem 266 z listy rezerwowych. 

Ha, ha, ha - można by rzec z gorzkim sarkazmem. Tyle porażek w jednym tygodniu? Owszem, tak. 
Nie wiem, kurwa, dlaczego - skoro ze swoich wyników matur mogę być zadowolona. Być w sumie 391 z 908 - pięknie, kurwa pięknie! Żeby tak nagle zrezygnowało przynajmniej 267osób przede mną? Marzenie ściętej głowy. Ciekawe, że własnie nie przyjęcie mnie na ten jeden zasrany kierunek nakręcił mnie na tyle, by ubzdurać sobie, że to był ten na który chciałam iść. 

Kiedy znajdę się wreszcie na życiowej prostej, bez gór i zawiłości?
Dobra, ale koniec tonu iimo - co ma być to będzie. A nóż ta biologia to moje  przeznaczenie.Dieta kopenhaska czas-start ;) I intensywne łamanie obiekcji...  


14 lipca 2011 , Skomentuj


E
j... nie wychodzi mi to odchudzanie. 
Dziś się poograniczam, a potem przechodzę na dietę prawie kopenhaską (:D)
Czyli 15-29.07 -> zejście do 69 kg.  
Choć może nie... bo jedyne co mi się w kopenhaskiej podoba to kawa. Zrobię modyfikację wzbogacając ją o suplementy z magnezem, "zwykłe" mięso, szynkę z indyka  i kiszoną kapustę. Jajek na twardo i pomidorów nie przeżyje, nawet nie bacząc na  ich niską kaloryczność i zajebiste wartości odżywcze.Zamiast tego będzie sałatka z ogórka, cebuli i pomidora albo i  czasem jajecznica niemalże bez tłuszczu.  

Wiem, że z desperacji dietetycznej jak np. dieta kopenhaska jeszcze nigdy nic dobrego nie wynikło, ale z mojego zdrowego odżywiania też nic nie wynika,  na jedno wychodzi. 

W związku z pracą nie żywię już żadnych ponurych nastrojów :D 

10 lipca 2011 , Komentarze (1)




   Łuhuhuhu. Imprezowy weekend. Nie potrafię patrzeć a alkohol i fajki.
Od poniedziałku 11 lipca się odchudzam. W sumie to już dzisiaj. Rodzina wyjechała... no to nie mogę przeżreć całego zapasu jedzenia na dwa tygodnie - i tak siłą rzeczy później musiałabym przymierać głodem. 
Egipt czeka we wrześniu! (tak z 10  kg udałoby się pozbyć zbędnego balastu). 

Plan jest taki: śniadanie kawa i wasa, rowerem na pozałatwianie spraw( ok.2h jazdy w sumie). Przed pracą obiad zdrowy lub i nie - w zależności od tego,  gdzie się stołujemy, u siebie czy u babci. W pracy gumy nicorette. Po pracy spać. 

8 lipca 2011 , Skomentuj



  Zaraz idę sobie strzelić zdjęcia formalne na studia. Praca na rano, ale dziś w szkoleniowej konwencji. 

Nie chce mi się jeść, to w moim przypadku naprawdę dziwne. 75,4 kg. JOŁ :D  
Już od jutra przejmuję pieczę nad gospodarstwem domowym. Oj... trzeba naszykować się na prawdziwy syf. I wielkie sprzątanie dzień przed powrotem reszty. 

Przeglądając oferty pracy poprzysięgam sobie douczyć się do reszty dwóch napoczętych już języków. Angielski jakoś ujdzie, ale wypadałby się nauczyć francuskiego już do końca ;p 

Lubię w sumie tą moją pracę.. i ludzi z pracy. Niemniej nie gra mi w tym ciągłe poczucie zagrożenia, że mnie zwolnią lada dzień ;p 

7 lipca 2011 , Komentarze (1)



12.00 - a już wiem, ze plan się nie udał w najmniejszym stopniu: 

a) muszę siedzieć i czekać aż kurier dostarczy jakąś zasraną wirówkę. (Doprawdy, ciesze się że moja rodzina korzysta z łask sprzedaży internetowej - ale nie muszą mnie obdarzać zaszczytem odbioru paczek z uwagi, że pracuję na popołudniu). 

b) Mahoń na moich włosach niczym nie przejął się zaaplikowaną dawką brązu. Cholera jasna. Chyba pójdę na jakieś dosłonecznienie, w obliczu połysków czerwieni na głowie i rumieńców jawię się jako mały  tłuściutki potworek. 

7 lipca 2011 , Skomentuj


  Na chwile o zabarwieniu (sic!) załamawczym, najlepiej zrobićsobie plan. Może nei tyle co nieosiągalnych postanowień, a po prostu dnia.Bo naparwdę nic mi się juz nie chce. 

Start: 11:00, wyjście 13:55 z domu. 

1. Spróbować pozbyć się odcienia mahoniowego (co mi tydzień temu strzeliło do głowy!!?) za pomocą orzechowej szamponetki. 
2. Kiedy szamponetka będzie sobie dojrzewać, aerobik w domu. Całosć misji zakończyć o godzinie 12.00 Łącznie z ubraniem się już w sposób kompletny. 
3. Godzina na załatwienie spraw miastowych naglących. Biblioteka, poroznoszenie cv, może nowa bluzka poprawiająca humor. 
4. 13.20 w domu.Spacer z psem i...
5. 13.55 wyjście.
6. Praca - minimum 4 pociśnięte ubezpieczenia. Swoja drogą - ludzie! Rozumiem, że telefony wzbudzają waszą ostrożność i podejrzliwość, ale szereg  ustaw prawnych strzeże uczciwosc doradców telefonicznych ;) 
7. Pójść spać jak Bóg nakazał i jutro wstać o 6.00 i pobiegać. 

6 lipca 2011 , Komentarze (1)

  

    Jest mi szalenie przykro, że tak wiele spraw mi nie wychodzi. Czy u zarania  swoich dziejów, Bóg mi przydzielił rolę bycia przykładem dla innych, że zawsze istnieje ktoś gorszy? W znakomitej większości nawet nie wiem, w czym jest błąd. Z resztą, w tej pozostałej części spraw, gdzie wiem jakiż to też jest ten błąd i tak nie rozwiązuje tym problemu. 

Przechodząc do długo wyczekiwanego meritum - do dupy sobie (nie) radzę w pracy! Jednak, wbrew temu co tak górnolotnie wpisałam sobie w cv - nie posiadam umiejętności radzenia sobie ze stresem. O, to powód mojego obecnego humoru. Nie mniej nie wiem, dlaczego ludzie w tak niewielkich ilościach decydują się na produkty, które im telefonicznie proponuję. Już nawet nie mogę zwalić na tłustość....

Dieta powiedzmy ze jest - ale niezdrowo. Jem śniadanie, potem nie ma już na nic czasu. O 17 kanapka i koniec żarcia. 

Że sobie pozwolę na egzystencjalną pouchwałość: och, mój żywocie... weź Ty się wreszcie popraw!!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.