Tak się właśnie dzisiaj poczułam , jak bym porwała się na rzecz niemożliwą .
Zaraz z rana zerwałam się z łóżka było przed szustą ,nic nie boli ,leje się znośnie -więc na kije .
Te kaczki to tam słabo widać - nawet chyba one
śmiały się ze mnie - paralityka .
Nerwy mnie ponosiły przecierz to nie jest aż tak trudne .
Po pół godzinie kije omal co do rowu nie wrzuciłam
i wróciłam się do domu -przeszłam tylko 4 km z kijami pod pachą .
Od razu laptop i instruktarz obsługi .
Co się okazało- niby wszystko dobrze robię ,niby technika choć teoretyczna to prawidłowa - ale wysokość kijków jednak nie taka .
Sprawdzam no zawysokie o 15 cm ,niby czemu skoro zaraz jak kupiłam to ustawiłam pod siebie .
Wyszło szydło z worka jak mąż wstał .
Przestawił wysokość pod siebie bo chciał spróbować jak się z kijkami chodzi i tak zostawił .
Ja jako nowicjusz nawet tego nie spostrzegłam ,
przestawiłam i zasuwałam po ogrodzie ćwicząc krok ,
jutro znowu próba już po lesie .
Dziesiejsze menu .
Śniadanie .
w środku paprykarz szczeciński + inka
Obiad .
W końcu dynie ruszyłam - zupa krem z grzankami .
A to pieczona dynia w glazurze ,nadziewana serem bunc
i wędzonym kurczakiem .
Czerwona papryka i sezam to tak dla ozdoby choć bardzo smaczne .
Na kolacje .
Bułka z pieczarkami -zapiekana .
Zdjęcie już mam bo chłopaki jedli zapiekanki do obiadu ,
moja czeka na wstawieniu do piekarnika .
A może sie rozmyśle -i wybiorę tylko coś z tego .
Zobaczymy :)
A na koniec tak jak wczoraj zapowiedziałam ważenie było ale cyferki jak na razie zostawie dla siebie .
TRZYMAJCIE SIE CIEPLUTKO BO U MNIE WIEJE OKROPNIE