Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Co mnie skłoniło do odchudzania? Hmmm Lustro !!!!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 16592
Komentarzy: 224
Założony: 17 maja 2012
Ostatni wpis: 3 lutego 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Bragadino

kobieta, 47 lat, Warszawa

158 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 września 2012 , Komentarze (4)

Ten tydzień niestety na straty :(
Kocham działkę teściów, ale jak wszystko na raz na niej dojrzewa robi się niebezpiecznie. Bo co można zrobić z 20 kg jabłek ? Zapełniłam wszystkie wolne słoiki galaretką z jabłek i  smażonymi jabłkami ale... Mąż zrobił placki z jabłkami - zjadłam i to aż 7. Namówił mnie na upieczenie strudla - też zjadłam, bo nie chwaląc się pyszny strudel robię :)
Na obiad zamiast dietowych obiadów w week-end zapiekłam kabaczka giganta (z działki oczywiście) nadziewanego mięsem mielonym (wieprzowo-wołowym :() i innymi warzywami posypanego startą mozarellą light ale i tak kalorii to miało milion :(
Dla zabicia wyrzutów sumienia poszłam do Kamipnosu na 15 km spacer z czego pięć ostatnich biegiem zaliczyłam chcąc przy okazji trening na dzisiaj wykonać ale i tak waga wróciła do wskazań z zeszłego pomiaru więc w piątek pewnie osiągnę to co dwa dni temu, zatem bilans wyjdzie na zero. Szkoda :(  Mea culpa...
Im bliżej końca tym łatwiej mi się wyłamywać z diety. Ciekawe czemu?

20 września 2012 , Komentarze (3)

No dobra - w pracy chwilowa przerwa. Czas zabrać się za siebie. Od niedawna mam problemy z cerą i włosami. Myślę, że to jednak kwestia chudnięcia, bo nic innego się nie zmieniło  - ani kremy ani szampony - nic co miałoby wpływ na to więc wymyśliłam, że jednak dieta:(. Byłam u kosmetyczki i ściełam włosy - ale mam świadaomość, że to  tylko działania doraźne. Zobaczymy co dalej. Na razie każdy się dziwi, bo krótkich włosów nie miałam od wieków - miałam ich za dużo i jak były krótkie to sterczały wokół głowy i wyglądałam jak wkur... Chopin po koncercie :) Mimo, że jest ich teraz połowę mniej - no może przesadzam z tą połową  - to ciąglę mam problemy z ich "ulizaniem" a teraz nie mogę ich związać :( Pocieszeniem jest dla mnie fakt, że tak szybko rosną, że zaraz będę mogła je okiełznać za pomocą gumek i spinek. Ale cera to inna sprawa. Wpływ na nią mam niewielki. I tak analizuję, czy to nie nastapilo w momencie przejścia z diety "zdrowe serce" na "smacznie dopasowaną." Może łasuchowatość, która mną kierowała została ukarana.  Poczekam jeszcze chwila i jak się nie porawi to wróce na dietę "zdrowe serce" Jakieś doświadczenia w tym względzie?

17 września 2012 , Skomentuj

Od kiedy zmniejszyłam ilość gramów o które chcę chudnąć tygodniowo nie jestem w stanie zjeść więcej niż 3 posiłki. Fakt, że dłużej pracuję i czas pomiędzy posiłkami znacznie się wydłużył oczywiście się do tego przyczynił ale nie jest jedyną przyczyną. Ilość kalorii wzrosła do 1500-1600 i to jest dla mnie za dużo.  Nie jestem już w stanie tyle zjeść i to mnie cieszy :) Z obiadu też okrajam kalorie zmiejszając porcję o jakieś 20% a i tak się najadam. Mam nadzieję, że tak już zostanie, bo rośnie mi rezerwa na "wpadki", które mi się od miesiąca zdarzają i na szczęście pozostają bez konsekwencji wzrostu wagi:) 
Zobaczymy jak będzie, jak uda mi się wrócić do obiadu o 16.30. Może wtedy jakaś przekąska lub kolacja wpadnie do brzucha...
Ostatnie treningi udaje mi się zrobić, bo pogoda pozwala aczkolwiek po wczorajszym rowerze wróciłam wściekła (oby tylko w przenośni)  Kiedy wyjeżdzałam z lasu na drogę z domkami jednorodzinnymi zobaczyłam niedużego kundla. Boję się psów bez smyczy i kagańca zwłaszcza, że trudno nie zauważyć ich niechęci do rowerzystów, więc dusza szepnęła "wracaj do lasu i na około do domu" ale to wydłużyłoby jazdę o 15 minut, więc mówię duszy "daj spokój to tylko piesek, przejedźmy obok" Ale oko zauważyło następnego kundla i dusza już wyraźnie powiedziała "zawróć póki jeszcze czas" ale drugie oko dostrzegło starszego człowieka za tymi psami, więc mówię tej mojej duszy "widzisz, nie panikuj, jest Pańcio  i pieskami się zajmie..."  I wyjechałam z lasu. I zanim zobaczyłam, że za Pańciem jest jeszcze kilka kundelków i Pańcio się z nimi nie bawi tylko raczej się od  nich ogania pieseczki zwróciły na mnie uwagę. Zawrócić się nie dało, bo wąska ścieżka z tego lasu wyprowadza, więc mówię duszy "damy radę przejechać, bo zsiadać z roweru i zawracać to chyba nie najlepszy pomysł" dusza wrzeszczy "im dalej, tym lepiej  - nie podjeżdżaj tylko zawracaj ino mig" a ja duszy nie posłuchałam... 
I teraz się martwię, czy ta rana i siniak co je mam na łydce to mi wścieklicę zapewnią czy też nie...
Dziś tamtędy nie jadę to pewne. Zadzwoniłam do straży ale im nie ufam, bo  pewnie woleli staruszkę handlującą jajkami przegonić niż sforę wściekłych psów...

14 września 2012 , Komentarze (1)

Przypomni mi ktoś, jak się nazywam ???
Roboty tyle, że zapomniałam :(
Konsekwencje trzytygodniowego urlopu wraz z urlopem dzieciowym koleżanki. Fakt, że pensja poszła w górę wraz z nakładem pracy, ale aby się na dwudziestego wyrobić z fabryki wychodzę o 19.00 a i jutro pójdę. Byle do czwartku - potem się trochę unormuje - pracy mniej i czas na nadrobienie zaległości niepodatkowych i czas na spokojne ułożenia harmonogramu pracy na nowo na najbliższe pół roku - chyba, że koleżanka wbrew zapewnieniom na wychowawczy jednak pójdzie :( ale jak już to ogarnę na spokojnie to na pewno dam radę się wyrabiać bez konieczności pracy po godzinach czy w domu - oby.
Dieta prawie stosowana - tzn raczej mi wypdają posiłki lub ich części.
Nowe funkcje vitalii pokazały dwie rzeczy: za mało piję wody i za nic nie jestem w stanie stosować się do czasów posiłków. Obiad o 15.00 to mżonka - w najlepsze siedzę wtedy w fabryce. Za to kolacja o 22.00 budzi moje obawy, że z odchudzania nic nie będzie więc z niej rezygnuję w ogóle...
Ale ciągle głodna się nie czuję więc to chyba nic złego.
Za to treningi powoli stają się problemem. Jak mam biegać czy jeździć na rowerze jak za oknem leje? Biegi to jeszcze staram się odpracować po mieszkaniu truptając w tę i z powrotem ale na pewno tempo jest mniejsze i zwyczajnie nudzę się po 15 wtruptaniu z kuchni do salonu... Rower za to jest nie do przeskoczenia (nie mam stacjonarnego i nie mam na niego miejsca :() więc zamieniam go na to truptanie i... patrz powyżej.
A Wy jak pokonujecie pogodę?
 

10 września 2012 , Komentarze (2)

3 tygodnie urlopu zleciało szybko. Za szybko. W tym roku padło na Austrię. Głównie Alpy ale potem Dolomity dla zmiany skały :) Większość dni spędziliśmy na ferratach lub jak mówią Austriacy Kletterstiegach (cóż to za romantyczny język:) (to takie ubezpieczone liną lub metalowymi prętami strome szlaki lub częściowo łatwe drogi wspinaczkowe) ale znaleźliśmy też czas na ogródki wspinaczkowe, a w te bardziej deszczowe dni, których na tym wyjeździe było za wszystkie słoneczne lata naszych urlopów, na zwykłe "chodzone" szlaki. Całodzienny ruch i wysiłek pozwoliły mi zachować wagę a nawet trochę spaść, bo na stosowanie diety po prostu nie było warunków. Kiedy szliśmy na wielodniowe drogi z nocowaniem w schroniskach brało się tylko lekkie rzeczy i takie które szybko się gotują, aby sarczył jeden kartusz gazowy, a kiedy decydowaliśmy się na drogi jednodniowe na camping docieraliśmy późno, więc zanim się rozbiliśmy i przygotowaliśmy posiłek jadło się nie dość, że późno to jeszcze  dużo, bo czlowiek był głodny :(
Pomogły też kąpiele w lodowatych jeziorach (nad którymi  w tym roku lądowaliśmy niemal codziennie o dziwo) bo dojście do siebie i właściwej temperatury kosztowało na pewno mnóstwo kalorii :) ale ze mnie takie wodne stworzenie, że jak już woda jest to trzeba się w niej zanurzyć :)
Tak czy siak wakacje się skończyły :( Niedziela upłynęła pod znakiem deburdelizacji mieszkaniai rzeczy wyjazdowych ale dałam radę uderzyć na stadion narodowy gdzie brat sędziowała finały Danons Cup (ależ te dzieciaki grały :) Poniedziałek pod znakiem niezłego zapier... w pracy. Trzy godziny zajęła mi segregacja rzeczy na moim biurku, które ktoś tam w czasie mojej nieobecności umieścił.  Teraz muszę nadrobić to, co powinnam zrobić w czasie wyjazdu i to co spadło na mnie przez urlop macierzyński koleżanki:(
Ale byłam twarda - już w niedzielę zaczęłam stosować się do diety i do dietowych treningów. Mam nadzieję, że już na stałe. Trzymajcie kciuki panienki !!! 

4 sierpnia 2012 , Komentarze (3)

Tak jak przypuszczałam spadku nie było. Wróciłam do wagi z przed dwóch tygodni czyli przytyłam o 0,2kg. W sumie można się cieszyć, bo spodziewałam się powrotu do szóstki z przodu. Te pizze, lody, kawy, winka i inne przysmaki musiały się gdzieś podziać. Teraz na razie trzymam się diety i gimnastyki, ale jak długo będę mogła -  nie wiem.
Dzisiaj dzień lenia, tzn poza umyciem okna w gabinecie i prasowaniu firanek, zasłonek i rzeczy  z wyjazdu (pozazdrościłam jednej z forumowych koleżanek sauny :) postanowiłam nic nie robić. Nie dałam się nawet mężowi na rower namówić, tenisa odmówiłam i nawet na wspinanie kręciłam nosem. Leń to leń - oglądam Olimpiadę, siedzę na balkonie i czytam (między innymi o Waszych sukcesach i porażkach), kwiatów dla przyjemności doglądam. Jutro już mam trening więc na pewno się ruszę a i obiadek jutro całkiem całkiem Pani mi przygotowała :)

2 sierpnia 2012 , Komentarze (1)

Mediolan jest urzekający a mój mąż ciągle tak samo romantyczny jak 14 lat temu :)

Cztery dni biegania (człowiek chce wszystko zdążyć zobaczyć, bo może nastepnym razem już nie przyjedzie) w upale 36 stopni C a ja jestem szczęśliwa jak dziecko. Warto było mimo, że czuję, że waga poszybowała w górę.  Musiała. Nie dość, że tylko wczesne śniadanie i późna obiadokolacja to jeszcze bynajmniej nie dietetyczna tylko prawdziwie włoska aaaa i jeszcze w środku dnia prawdziwe włoskie lody :)))) i jeszcze litr włoskiej kawy i jeszcze litr włoskiego wina i jeszcze...

Kilo w górę jak nic. Ale nawet jak zobaczę z powrotem 6 z przodu to i tak się nie załamię, bo trzeba sobie priorytety wyznaczać - w końcu 14 rocznica ślubu w Mediolanie - bezcenne !!!.  Tyle, że chyba już nie mam wątpliwości, że dietę będzie trzeba na kolejne trzy miesiące wykupić :(  Nawet jeśli dojście do 50kg miałoby mi zająć czas do końca roku to przecież i tak będzie gigantyczny sukces. A może i lepiej tak wolniej?

Jutro się wszysko okaże. Na pewno dam znać.

 

 

23 lipca 2012 , Komentarze (1)

Wyjazd się skończył tak samo jak piątka z przodu :(
Dziś rano sprawdziłam jak mi się wesele "udało" i ważę znowu 60.2 kg
No nic - ten tydzień na straty. Byle wrócić do tego 59 do piątku.
Wyjazd bardzo się udał. Zdążyliśmy jeszcze w sobotę na trzygodzinny spacer po pagórkach się wybrać i w niedzielę na pół dnia. Samo wesele też udane ale przede wszystkim spotkałam się z całą rzadkowidywaną liczną (od tego tygodnia jeszcze liczniejszą :) rodzinką.
Zły czas na odchudzanie przyszedł. Wesele przyniosło wzrost, w ten week-end lecimy z mężem na rocznicę ślubu do Mediolanu, więc też grzechy będą, a po dwudziestym urlop więc też nie będą to warunki do stosowania się do diety. Chyba będzie trzeba zweryfikować datę zakończenia diety :(
Byle tej szóstki na stałe się pozbyć ....

20 lipca 2012 , Komentarze (3)

Zeszłam poniżej 60 :))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))

19 lipca 2012 , Komentarze (5)

Koniec  z ciężką robotą na ten miesiąc. :) Teraz już luzik - na wszystko będzie czas. 
Jutro wyjazd na wesele w Bieszczady więc z treningiem będzie krucho no i oczywiście w sobotę będzie test silnej woli.  Na szczęście lubię tańczyć więc może choć trochę spalę na miejscu :) Poczułam się staro - mój "cioteczny" bratanek się żeni i to nie jest moje piersze wesele osoby, która mówi do mnie ciociu :( Ale że schudłam to i w kieckę szałową wchodzę więc  jest też radość i to zdecydowanie większa. 

Ważenia się jutro nie boję - czuję się lżejsza więc mam nadzieję, że będzie dobrze. 
Dopiero w poniedziałek tu zajrzę i mam nadzieję, zobaczyć, że wszystkie moje koleżanki schdną. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.