Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Co mnie skłoniło do odchudzania? Hmmm Lustro !!!!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 15312
Komentarzy: 224
Założony: 17 maja 2012
Ostatni wpis: 3 lutego 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Bragadino

kobieta, 47 lat, Warszawa

158 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 listopada 2012 , Komentarze (6)

Do garażu ciuchy i tak muszą wrócić wszak w szafie się nie zmieszczą, ale wielką radość sprawiło mi zdarcie z pudełka etykietki "za małe" i przyklejenie w jej miejsce "letnie".
Zupełnie inaczej to wygląda, prawda? 
Jadłospis musiałam pozmieniać dość radykalnie, żeby mi się mąż nie zbiesił. Od pół roku cierpliwie znosi dietetyczne obiady, wszak na gotowanie czegoś innego dla siebie i dla niego nie miałabym czasu i on to rozumie, ba czasem przesyłam mu vitaliowy jadłospis i obiadek na mnie czeka w domku, ale Pani dietetyk fobii żurkowej dostała. Trzeci tydzień z rzędu albo trzy albo cztery razy żurek raz kiełbasą raz z jajem. To już mogło skończyć się buntem:)
Dziś zostałam słomianą wdową i gotować mi się tylko dla siebie nie chciało więc natchniona zeszłotygodniowym wpisem koleżanki zamówiłam sobie pizzę i.... zjadłam 1/3 - reszta już się nie zmieściła :( Głupi pomysł - co ja teraz z nią zrobię?

To teraz dla porównania
Moja wielce szanowna z zeszłego roku

I moja już nie wielce ale ciągle szanowna z wczoraj


no jest różnica? Jest?

16 listopada 2012 , Komentarze (6)


Otworzyłam puszkę Pandory z ciuchami.
Spodobało mi się to co zobaczyłam...

To nie wszystko....
Podoba mi się to co widzę w lustrze. Czy to demotywujące do dalszego odchudzania? Tak
Ale mam jeszcze troszkę do osiągnięcia
np ta garsonka może wyglądać lepiej

12 listopada 2012 , Komentarze (3)

W pracy zaczyna się młyn.  Wracam później, co znaczy po ciemnicy :(  O treningu na zewnątrz nie ma mowy. Już zmniejszyłam ich liczbę do 4. Piąty i tak był tylko cardio, więc jak znajdę czas to sobie sama zrobię, a tak mam manewr. Przerzuciłam treningi na week-end, bo jest szansa na światło dzienne przy bieganiu, a pozostałe dwa mam we wtorek i  czwartek z możliwością wykonania ich w pozostałe trzy dni tygodnia.  W ten sposób istnieje realna szansa ich wykonania.  Co do diety to week-end był fatalny. Najpierw sobota - obiad u mamusi - przystawki, suta porcja drugego dania i deser potem impreza u przyjaciół i tu coś skubnęłam, tam coś przechrupałam... Kierowcą byłam więc przynajmniej alkoholu nie piłam. Niedziela - świąteczny obiad u teściowej - przystwek masa, obiad z dwóch dań, deser.... Na pewno do czwartku tego nie zrzucę :( ale te 55 coraz bardziej mi się podoba.  W końcu mnóstwo kobiet chciałoby ważyć 55 kg :) a że mam metr pięćdziesiąt w kapeluszu to co?  Małe jest pięknę :)
Za to mąż mi świństwo zrobił. Wygospodarował czas i z kumplem w Taterki skoczył i zasadzają się na drogę na Kościelcu, którą zawsze chciałam zrobić. Ale i tak Go kocham. Nigdy nie byłam jak ten pies ogrodnika - ma czas, niech robi co kocha,  a że ja nie mogę z roboty się wyrwać?  - nie jego wina.  Najwyżej z małżonką owego kumpla skoczymy na Kościelec - ona też się wspina i też pracuje w księgowości więc terminy wyjazdów zazwyczaj nam się zgrywają:) 
Miłego tygodnia życzę.

8 listopada 2012 , Komentarze (9)

To 55,4 to mi się będzie po nocach śnić w postaci wielkiego koszmaru. Jak 5 tygodni temu stanęło tak stoi. Może jednak 55 to bardzo ładna waga? Już parę osób mi powiedziało, żebym się bardziej nie odchudzała, bo już mi buzia zaczyna żle wyglądać ale to 50kg tak kusi... Zobaczymy. W Wiśle się nie utopię jak już nie schudnę, ale poddać się jeszcze nie chcę. 
Na razie sobie pasek kupiłam, bo spódnica (fakt-biodrówka) po zapięciu suwaka przeleciała mi przez biodra i na podłodze wylądowała. Niby miłe ale jednak kłopotliwe. Nogawki wszystkich spodni sobie przydeptywałam, bo też już nie w pasie się trzymały a na biodrach.   Powoli też myślę, aby z czesluści piekieł wyciągnąć maszynę do szycia.  Straszie się ze sobą nie lubimy, ale przeróbki są nieuniknione. Bez sensu mieć już zaczątki "laskowatości" i ukrywać to pod za dużymi ubraniami. Chyba też przeproszę się z pudłem ciuchów, co to je miałam wyciągnąć jak osiągnę 50 kg.  Po piersze może to jednak nie nastąpi, a po drugie w czymś chodzić muszę Tak, to zdecydowanie lepszy pomysł - najpierw pudło a potem jak będzie potrzeba to maszyna do szycia.  Może się bez tej zołzy obejdę :) I tak wszystkie ciuchy na raz mi się w szafie nie zmieszczą. Tak , dobre ciuchy do szafy, za duże do pudła a maszyna do piekła :)

4 listopada 2012 , Komentarze (4)

Waga stoi w miejscu od miesiąca :( Tych ruchów o 100 g w górę czy w dół nie liczę. No to skoro dietę stosuję i nie chudnę, to zobaczymy, co będzie po tym długim week-endzie jak po drodze odbyły się urodziny brata, teściowej i imieniny mamy. No nie wiem. Na pewno nie czekam z utęsknieniem na czwartkowe ważenie - wręcz przeciwnie - dla mnie czwartek może się przenieść na nastepny poniedziałek.  
W tym tygodniu zupy dostałam i to dostałam ich aż pięć więc dobra nasza :)  I jutro mam wolne, aby się do pracy po długim wolnym przygotować:) Zupę na jutro już ugotowałam, więc zamierzam faktycznie się pobyczyć -  poza odkurzeniem, myciem podłogi, kurzami, praniem, prasowaniem, zakupami, treniengiem...  No a poza tym to już leżenie na kanapie :)))

29 października 2012 , Komentarze (3)

Kruca Bomba czasu ni ma.... 
W sobotę skoczyłam na dzień do Tomaszowa. Moja "wyskokowa" babcia w ramach ostatniej  hecy zażyczyła sobie być pochowaną w miejscowości gdzie osiedliła się jej ukochana przyjaciółka Lusia, więc co roku jeżdzę na piękny swoją drogą cmentarz. Nie po drodze do nikąd ale jeżdzę bo babcia to babcia... Miało być pół dnia, ale śnieg zrobił swoje - wszak nie wierzyłam, że te opady śniegu będą problemem i opony letnie miałam... Wieczorem byliśmy umówieni z przyjaciółmi na ognisko - tydzień temu pogoda pozwalała wierzyc, że ogniko to fajny pomysł... Pojechaliśmy, ino na posiadówkę, bo nie było chętnego na palenie...  
Niedziela. Nie wiem czy wspominałam, że mój mąż jest nad wyraz dokładny we wszystkim.  W mowie, piśmie, działaniu... Kiedy poprosiłam go, by mi ugotował obiad według przepisu z Vitalii miałam kilka telefonów: "czy kroić w plastry czy kawałki, ile czasu w piekarniku, jaka temperatura" itd W zasadzie już jestem "wytresowana" ale jakoś po imprezie słabo się wyspałam i zamiast jak co rkou spytać "kochanie zmienisz mi opony" stwierdziłam po prostu "trzeba zmienić koła" mąż stwierdził "no trzeba" więc się zaparłam "nie to nie, sama sobie zmienię..."  no to najpierw poszukiwanie superklucza do kół. Mamy taki od "kapcia w Atenach" Teraz dygresja. Północ, zmierzamy na camping pod Atenami, 300 m przed rondem drogowskaz na camping. Na rondzie nic. Więc zakładamy, że na wprost. Jedziemy - nic. Powrót na rondo, losowanie, w  prawo, nic :( powrót na rondo - kapeć :(  Hymn pochwalny dla Francuzów, którzy wymyślili , że do koła zapasowego można się dostać"od spodu" bez konieczności wypakowania całego bagażnika :) Ale nic z tego - śruby tak mocno zakręcone, że mąż skacze po kluczu, gnie go, a śruby nic...No to co? Nocleg w samochodzie... Rano włamuję się na budowę i kradnę element rusztowania, coby sobie dźwignię zmajstrować a w tym czasie mąż po mieście lata i "wypożycza z warsztatu na Polski dowód klucz do kół"   Schodzimy się razem przy aucie, sposobimy się do odkręcenia śrób aż tu nagle podchodzi do nas para w wieku mocno średnim... Po angielsku zagaduje "pomóc?" No to my oczywiście "nie, nie dziękujęmy..." gość się orientuje w czym dzieło i on kręci mąż skacze po kluczu, śruby dzięki dźwigni puszczają wszyscy są happy. Ja już się szykuję coby się ponownie na budowę włamać wszak zamierzam oddać rurę do rusztowania a oni się pytają skąd jesteśmy. Na odpowiedź wynajdują pisemko  z  torby i patrzę "Strażnica" po Polsku !!! (dla nie wtajemniczonych to takie pisemko Jehowych) - to się nazywa przygotowanie :)Zaczęłam mieć dla nich szacunek...  Koniec dygresji. Więc kluczem z Grecji chcę odkręcić śruby, aby opony na zimówki zmienić  - no co - ja nie dam rady? Nie dam :( gość przy ostatnim przeglądzie dokręcił tak, że tur nie da im rady... Ale męża nie poproszę wszak to walka :)  Pół niedzieli i dwie wizyty różnych sąsiadów w garażu mnie kosztowało ale koła zmieniłam bez pomocy męża! Warto było? Nie !!! Ale satysfakcja gwarantowana :)
Ale nauka jest. Dziś poprosiłam męża, żeby odkurzył mi samochod i już lśni :) I nie muszę się tym przejmować :)

21 października 2012 , Skomentuj

Odpoczęłam trochę po tym tygodiu pełnym roboty . Wezwałam rodzicielkę i uda łyśmy się na spacer nad Wisłę. Lubię ten skrawek ziemi niczyjej...Czy wiosna czy jesień zawsze inny i taki urzekający... Ale tyję kurka cały czas... A dietę stosuję i treningi wykonuję. Ale tyję...

20 października 2012 , Komentarze (1)

Znowu zostałam słomianą wdową, ale teraz mój mąż zabawia się w Taterkach a ja w fabryce utknęłam... 
Ale niedziela jest tylko dla mnie. Zacznę od treningu, potem kąpiel w pianie, potem mamę zabiorę na długi spacer - Twierdza Modlin? Czemu nie... potem wizyta u teściów  - śwagier z rodziną ma zaszczycić obecnością, więc skorzystam z okazji chrześniaka zobaczyć. Na wiczeczór jakiś film wybiorę i zaszaleję - lampkę wina własnej roboty wyciągnę z piwniczki. Ciągle jeszcze wino nie smakuje tak jakbym się tego spodziewała ale z roku na rok wychodzi bardziej wytrawne niż słodkie i to cieszy. Może na emeryturze już wyjdzie takie jakie lubię :)
Przestawiłam dni treningów na week-end aby łatwiej mi było je wykonywać. W tygodniu staje się to awykonalne. Powrót o 17.00 i albo obiad i trenieng po ciemku albo trening i obiad po ciemku.  Ale twardym trzeba być a nie mientkim...
 No dobra - zwaliłam na trenera i spytałam co lepsze. Czekam na odpowiedź... 
A teraz część dalsza Mediolanu widzianego moimi oczami:

18 października 2012 , Komentarze (2)

No i pupa :( nie chudnę. Czyżbym osiągnęła już szczyt swoich możliwości? Może moje ciałko nie chce ważyć mniej? Wszystko robiłam zgodnie z wytycznymi, a nawet jadłam mniej, wyrzucając podwieczorek i/albo kolację. Od trzech tygodni tak się kręcę w okolicy 55 kg i nie jestem w stanie osiągnąć mniej. O.K. była @. O.K. biegi głównie w domu ale żeby tak ani deko mniej?
Jakieś pomysły co dalej? Jakieś słowa otuchy? Osiągniecie celu przesunęło mi się już o dwa tygodnie ale jak tak alej pójdzie to przesunie się o święte nigdy...
Mediolanu część dalsza. Kurczę, ale to ładne miasto...


17 października 2012 , Komentarze (1)

Trochę przeraża fakt wyliczenia ilości dni na diecie...

W tym tygodniu dostałam ukochane zupy, więc jestem zadowolona.

Dietę trzymałam, treningi wykonywałam a jednak czuję, że nie schudłam:(

Chwaliłam się już wakacjami to teraz pora na ślubnorocznicowy Mediolan w moich oczach:

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.