Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Co mnie skłoniło do odchudzania? Hmmm Lustro !!!!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 15314
Komentarzy: 224
Założony: 17 maja 2012
Ostatni wpis: 3 lutego 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Bragadino

kobieta, 47 lat, Warszawa

158 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 listopada 2013 , Komentarze (3)

Syn ma już dwa i pół miesiąca. Zaczyna się sam bawić


więc mam chwilę dla siebie. Liczę na to, że da chwilę poćwiczyć jak już lekarz da zielone światło. Z dietą różnie - nie zawsze jest czas i siła na wszystko. Obiady raczej od Pani dietetyk ale zrobiło się nudno. Praktycznie co dzień makaron a to z tym a to z tamtym. Zamieniam posiłki ale najczęściej na liście zamian jest właśnie ten drugi makaron. Lubie kluchy ale nie tak dzień w dzień. śniadania teraz przygotowuje mi mąż więc nie narzekam i nie narzucam mu, że dzisiaj to ja akurat miałam jeść tosty z mozzarellą:). Drugie śniadanie najczęściej stosuję z listy bo wyjęcie z lodówki jabłka, banana czy serka zajmuje tyle samo czasu:) Podwieczorków zazwyczaj nie jadam - akurat wtedy synek jest bardzo zajmujący i nie zauważam jak przychodzi czas na kolację. I tu już porażka. Co by nie było w diecie przewidziane i tak jem zamiast tego jogurt z płatkami. Ciągle mi się wydaje, że za mało nabiału jem i zęby mi polecą. No to wielgachny jogurt do miski i jazda:)
Waga powoli jedzie do góry. Jeszce nie przekroczyła tej sprzed ciąży ale się niepokojąco zbliża. To przez herbatniki myślę. Chyba wcinam je na nerwy. Jak mi coś nie wychodzi z dzieckiem to sięgam do paczki i już się uspokajam i nabieram sił na dalszą walkę. Niedobrze. Potrafię zjeść i 15 na dzień. Niby lepsze niż czekolada ale kto wie czym to się skończy. Mam tylko nadzieję, że szybciej syna spać nauczę niż utyję ale pewności nie ma, patrząc jak ta mała pchełka zasypia. Zburzyło mi się wyobrażenie o tym, ile sypiają niemowlaki. Mój śpi łącznie dwie i pół godziny w ciągu dnia z czego półtorej na spacerze. A gdzie ten czas wolny dla mnie, kiedy dziecko śpi? No gdzie? Po 21,30 kiedy wreszcie padnie z wielkim płaczem. Ale ja też wtedy jestem padnięta. Nic to będzie lepiej. Na razie postanawiam ograniczyć herbatniki do 12 na dobę. Za tydzień spróbujemy zejść do 10:). Trzymajcie kciuki.

15 października 2013 , Komentarze (2)

Syn ma już miesiąc.


Pornografia? Skąd...

Mamusia już do siebie doszła:


Dietę nawet stosuję choć najlepiej mi idzie tak do obiadu. Potem już raczej jem co mi w rękę wpadnie a najgorsze są herbatniki. Zrobił się ze mnie ciasteczkowy potwór:) To chyba dlatego, że inne używki mi są wzbronione. Na szczęście waga na razie łaskawa więc tak bardzo się nie przejmuję. Z utęsknieniem czekam na możliwość rozpoczęcia ćwiczeń, bo waga wagą, ale ciałko takie trochę oponkowate ciągle mi się wydaje. Jak syn da. Trudno będzie jak wcześniej o treningi 1,5 h ale może trzy razy w tygodniu po 45 min wygospodarujemy:) Drogie mamy, jak wy to robicie, że ze wszystkim zdążacie? Fakt, że praca zawodowa zajmuje mi dużo czasu ale pracuję zdalnie z domu i wtedy, kiedy mogę ale bez dużej pomocy męża a czasami babci w życiu bym się nie wyrobiła z obowiązkami domowymi. Samo prasowanie ciuszków małego zajmuje mi godziny. A jakiś obiad? Jakieś porządki? Zakupy? Wolę pójść do parku z dzieckiem. Jak to wszystko mieścicie pomiędzy zajmowaniem się dzieckiem? Wszystkie dobre rady chętnie przyjmę:)

26 września 2013 , Komentarze (3)

Filip urodził się 13 w piątek. Mój świat się zmienił. Wszystko na głowie. Na razie jeszcze nie oceniam czy jest lepiej czy gorzej - ot po prostu inaczej. Nie było czasu pomyśleć. Może jak już się wdrożę w rolę matki i nauczę się z dzieckiem pod pachą gotować obiad z telefonem przy uchu, wygospodaruję trochę czasu, którego nie będę chciała przeznaczyć na sen i opiszę przemyślenia:)

Ale za to odbyłam szybką kurację odchudzającą. Teraz, dwa tygodnie po porodzie ważę tyle co przed ciążą. Polecam:)


4 sierpnia 2013 , Komentarze (4)

No jestem. Udało nam się wyskoczyć na 10 dni do Austrii na ostatnie wakacje we dwoje. No z pasażerem na gapę:) Poza tym co kochamy tzn:

były romantyczne kolacje, spacerki za rączki, intymne rozmowy, czas spędzony tylko we dwoje - trochę chcieliśmy na zapas nałapać tego wszystkiego na co nie będzie czasu przez najbliższe miesiące.
Co do diety to jest rewelacyjna :) To już końcówka ósmego miesiąca a ja przytyłam niecałe SIEDEM kilo a dzidzia rozwija się prawidłowo, osiąga właściwe dla swego wieku rozmiary i wagę (podobno). I jest grzeczniutki:) Pozwala mamusi na wszelkie jej fanaberie (chodzenie po pagórkach, podróż 800 km, namiot itp:) Na wszelki wypadek zabraliśmy ze sobą fotelik, wyprawkę dla młodego, adres szpitala w Wiedniu itp ale absolutnie NIC się nie działo - wręcz przeciwnie - czułam się świetnie a bobas był jeszcze regularniejszy w swych poczynaniach - i wyraźnie zadowolony z dłuższych spacerków. Żeby nie było - spacerki były max dwie godziny w górę, dwie godziny odpoczynku "na miejscu" i prawie tyle samo, bo wolniutko w dół. I przewyższenia wybierałam max 400m. Mąż jakąś fajną ferratą właził a ja szlakiem jak grzeczna turystka:) I czasy osiągałam mniej więcej zgodne z tabliczkami:) Vitalia kształtuje kondycję :)))
Także nawet w ciąży trzeba się odżywiać z głową i ruszać się a wtedy mam nadzieję łatwiej będzie wrócić do siebie po porodzie.
Trzymajcie kciuki dziewczyny, bo niby jeszcze miesiąc ale lekarz straszy, że późna pierwsza ciąża często kończy się przed terminem więc kto wie czy zdążę jeszcze co napisać...


26 czerwca 2013 , Komentarze (5)

Po wakacjach. Zadowolona, trochę zmęczona ale też zrelaksowana. Wnioski: w ciąży też można fajnie aktywnie wypoczywać:). Ostatnie takie wakacje tylko we dwoje więc się też staraliśmy, żeby było dodatkowo romantycznie... Waga wzrasta powoli więc trzeba się znowu nastawić na zrypkę u lekarza:( Siódmy miesiąc i zaledwie 5.2 kg do przodu. Powoli życie zaczyna się kręcić wokół narodzin. Remonty w domu już w 1/3 wykonane, jeden samochód już zmieniony - na taki sam tylko 5 drzwiowy więc się nie martwię, że będę się musiała przyzwyczajać do nowego:) Z drugim większy problem - jakoś nic godnego uwagi się nie trafia:(, zapisaliśmy się na naukę rodzenia, w pracy szefowa wyjechała na 3 tygodnie do sanatorium więc wszystko na mojej głowie - ogólnie dość intensywnie spędzam czas a wydawało mi się, że będę leżeć i pachnieć:) Trochę zaczynają dokuczać ograniczenia fizyczne - tego czy tamtego nie można i człowiek się denerwuje, bo zawsze robił a strasznie nie lubię być niesamodzielna. Gimnastyka też już bardziej statyczna - czuję, że mięśnie słabną i gdzieniegdzie się na powrót tłuszczyk pojawia ale wierzę, że z Vitalią uda się po porodzie wrócić na dobre tory. Skoro zrzuciłam 17 kg to zrzucę i te "kilka" ciążowych:). I tego się będę trzymać !!!

20 maja 2013 , Skomentuj

ROK NA DIECIE !!!
Minął pędzikiem. Zostało dobre samopoczucie, dobre nawyki żywieniowe, zamiłowanie do ruchu. Dietę trzymam zgodnie z obecnymi wytycznymi i przysparza mi to trochę kłopotów. Po pierwsze Pan doktor się złości że nie tyję tyle ile powinnam. OK. nie jem kolacji lub podwieczorku bo już mi się na prawdę nie mieści ale pozostałe kalorie wprowadzam grzecznie, usg wychodzą w porządku więc może po prostu nie muszę tyle tyć co przeciętna ciężarna? Po drugie cały czas ćwiczę. No nie na 100% ale jednak trochę ruchu jest więc może w tym też tkwi sekret? Postanowiłam się tym nie przejmować. Synek pozwala mamusi na szaleństwa więc pracuję regularnie 8h, ćwiczę, sprzątam, robię zakupy - zwykłe życie przedciążowe:) Teraz na tapecie wakacje. Z różnych przyczyn wychodzi mi, że najlepsza pora to tak mniej więcej za tydzień:) Gdzie by tu pojechać? Jakieś pomysły? Osobiście zastanawiam się nad Niemcami. W miarę blisko, cywilizacja, i już parę pomysłów co by tam zobaczyć mam. Zawsze mijałam je w drodze gdzieś na południe. Pomyślę jeszcze. 

Wszystkim odchudzającym życzę powodzenia w dążeniu do celu.

27 marca 2013 , Skomentuj

Zbieram się do pisania i zbieram i jakoś nie idzie. Dzień podobny do dnia. Dieta w porządku - tzn przytyłam do zeszłego czwartku o 0.1kg od kiedy jestem w ciąży:) Panu doktorowi to nie wystarcza - no nie wiem  czemu - ale co poradzić jak ja już nie jem a wpycham w siebie tyle jedzenia że i świnka by nie dała rady. Mam dużą nadzieję na jutrzejszy pomiar - czuję, że będzie wreszcie i z kilogram do przodu bo brzuszek już wystaje no to się musiało coś nagromadzić. W końcu to już końcówka 16 tygodnia - jak by nie było drugi trymestr. Z wyników badań do poprawy żelazo więc dieta trochę podporządkowana pod produkty w nie bogate. Bobas pozwala ćwiczyć więc treningi regularnie się odbywają ino w domu, bo biegów na śniegu to już ryzykować nie będę. W zeszłym tygodniu w sobotę mężowa imprezka, w niedzielę obiad imprezkowy dla rodziny więc znów trzy dni przygotowań  - ale tym razem jakoś wybitnie mnie to nie zmęczyło. Do pracy nie chodzę ale praca przychodzi do mnie i to dobrze, bo bym chyba jajko zniosła nudząc się w domu - nie wiedziałam, że będę się tak cieszyć z  bilansu do zrobienia:)  Już nadrobiłam wszystkie zaległości w czytaniu, ponaprawiałam co się nagromadziło, poszyłam, posprzątałam wszelkie zakamarki i teraz już nie mam co wymyśleć. Mąż  i lekarz w komitywie kazali leżeć i pachnieć ale się boję, że  odleżyn dostanę:).  Dostałam od koleżanki płytkę z ćwiczeniami dla kobiet w ciąży to je sobie w święta przejrzę i porównam z tym co dostaję z Vitalii. Ciekawe na ile będzie to zbieżne. Na razie tyle. Postaram się być bardziej regularna we wpisach ale jak widać niewiele się dzieje to i wpisy monotonne:( 
 

11 marca 2013 , Komentarze (2)

Właśnie zdałam sobie sprawę ze strasznych zaniedbań w pisaniu.
Po zachęcającym USG postanowiłam na narty pojechać. Tak długo "męczyłam" swojego lekarza aż w końcu ze słowami "skoro się tak uparła na te narty to niech jedzie" dostałam jego błogosławieństwo wraz z listą zaleceń, przeciwwskazań i zakazów.
Na miejscu raj. Kwatera super, rejon nowy, trasy urozmaicone, śnieg w porządku.
Znajomi szaleli całe dnie, ja zjeżdżałam tempem i stylem na "Królową Brytyjską i to Królową Matkę"  w blokach dwugodzinnych - dwie godziny jazdy, dwie siedzenia na pupie i dwie godziny jazdy. I tak się cieszyłam - w końcu byłam już pogodzona z myślą, że w tym sezonie z nart nici. Oczywiście nie było mowy o free-ridach - same przygotowane trasy - żadnych upadków i myślenie za innych i da się żyć z  ciążą "po ludzku" a nie "leżeć i pachnieć".

Zaraz posypią się głosy, że nieodpowiedzialność, że głupota, że... ale ja wiedziałam swoje i na moje wyszło. Zaraz po powrocie USG i Bąbel nadrobił swoje "opóźnienie do średniej" a nawet o jeden dzień tę średnią przegonił. Wszystko działa jak trzeba - i zastawka i żyły i żołądek i przezierność i nawet Pani doktor się wszystkich palców dopatrzyła:) U mnie skończyły się wymioty i bóle głowy. Mój Pan doktor zachwycony choć przyznał, że miał pewne obawy puszczając mnie na te narty. I zapowiedział, żebym sobie już teraz letni urlop w górach z głowy wybiła. Skąd wiedział skubany???
Ciągle nie tyję tzn brzuch mi powoli wychodzi ale kilogramów nie przybywa. Ale skoro wyniki krwi i moczu wzorcowe to się jeszcze nie przejmuję. Jeszcze ze dwa tygodnie mam prawo nie przybierać na wadze. Potem zobaczymy. Ale jem dużo i zdrowo. A i zachcianek żadnych nie mam:( I nudzę się trochę w domu. Całe szczęście, że dziewczyny w pracy sobie rady nie dają:) Wpadają do mnie z dokumentami i zabierają pliki z wprowadzoną robotą - w końcu obiecałam pomóc a wcale nie odczuwam zmęczenia jak parę godzin w ciągu dnia przed komputerem posiedzę.  Oczywiście "wzorcowo" :) z przerwą na godzinny spacer, trening z Vitalią, posiłki. No dobra koniec tego bo nie będę miała o czym pisać w następnym wpisie:)

14 lutego 2013 , Komentarze (1)

Bardzo dziękuję za Wasze kciuki i dobre słowa !!! 

Dzisiaj  wreszcie  wróciłam do treningu. Ten mały stworek we mnie dał mi trochę popalić w te ostatnie 10 dni, każąc zaznajomić się bliżej z muszlą. Nie musiałam wąchać czy oglądać jedzenia - wystarczyło, że o nim pomyślałam. Starając się jednak dać mu coś do jedzenia  jabłko jadłam kole godziny. Jeden kęs, 10 minut przerwy, drugi.... Obiad trwał wieczność - wielkie dzięki za mikrofalówkę:)  Nie sądziłam, że po takim czasie odchudzania będę spędzać całe dnie na jedzeniu chi chi. Wcale nie tyję, ale lekarz uspokoił, że tak może być no to się nie martwię.  W week-end podwójne świętowanie się odbyło. Sobota to impreza dla przyjaciół. Cały dzień przygotowań, przyrządzanie jedzonka, sprzątanie, robienie się na bóstwo... Nogi mi w tyłek wlazły. Kiedy goście przyszli miałam ochotę tylko siedzieć. Ale gospodyni nie wypada - to biegałam dalej, tańczyłam, stałam w kuchni z większością gości:) Ok trzeciej impreza się zakończyła - oj coraz wcześniej kończymy - latka lecą. Posprzątać musiałam w większości sama, gdyż mój mąż był trochę "zmęczony":)  w końcu musiał za moje i stworka zdrowie wypić milion dwieście razy:) Za to w niedzielę mi stopy wymasował jak trzeba:)  W niedzielę był też obiad urodzinowy dla rodziny więc już więcej siedzenia przy stole to sobie już łatwiej ogarnęłam no i sprzątanie na męża spadło:)
Zastanawiam się, czy jednak w góry z ferajną nie pojechać. To że nie mogę na nartach jeźdźić to jeszcze nie powód, żeby z patrzenia i jakiegoś delikatnego truptania po górkach rezygnować. Może narty turowe zabiorę? Spytam lekarza. O lodospadach co bym na nie miała ochotę to jednak mu nie wspomnę. Może chłop ze mną nie wytrzymać...
No nic idę coś zjeść:)

4 lutego 2013 , Komentarze (5)

No dobra.  Wszystko jasne i pewne. Po pierwsz - na narty nie jadę. Po drugie całe odchudzanie poszło w pi.....  I wiecie co? Cieszę się jak dziecko. Bo będę miała dziecko !!!!! Po tylu latach oczekiwania, niepowodzeniach, poronieniu, poddaniu się - będę mamą. 
Wprawdzie lekarz kazał mi leżeć i pachnieć i ciągle jest to ciąża zagrożona ale czuję, że tym razem będzie dobrze. Pierwsze USG wykazało wszystko w normie. Usłyszałam bicie serduszka i się poryczałam.  Pozostałe badania też w normie. 
Pani dietetyk oszalała. Zmieniła mi dietę z 1300 kcl, których najczęściej nie dojadałam  na 2000 - powodzenia. Mamlam te posiłki godzinę a i tak nie daję rady tego zjeść. Mimo, że części pozbywam się dość szybko niestety.  
Ćwiczyć mi pozwolili ale nie tak intensywnie jak poprzednio. Ruszam się w te dni w które czuję się w miarę normalnie  ale są i takie, kiedy leżę, bo nawet jak siedzę to mi się w głowie kręci. 
W pracy trochę się bałam. W końcu 7 miesięcy zwolnienia lekarskiego nie jest fajne dla pracodawcy. Zwłaszcza jeśli dotyczy osoby, która dodatkowo zastępuje koleżankę na macierzyńskim. Obiecałam podomykać roczne sprawozdania, pomóc w nagłych wypadkach, ewentualnie pracę w domu a szefowa wyrzuciła mnie z gabinetu ze słowami, żebym się przez najbliższy rok nie pokazywała i  jak ciąży nie dopilnuję to mnie dopiero z roboty  wywali. A myślałam, że taka niezastąpiona jestem :)
Wpisów będzie pewnie mniej, bo to nie portal o przybieraniu na wadze:) Ale czytać Was będę - wciągnęło mnie Wasze życie. 

No to trzymajcie za nas kciuki. 


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.