Było nieziemsko. Tylko ja biegnąca, Ba! a nawet tańcząca w deszczu, pośród pięknego lasu. Jest cudownie. Takim cudem pokonałam 6 km. chyba czas zacząć wydłużac ;p
Menu-
Śniadanie-owsiana, taka jak wczoraj.
II ś-kanapka z dwóch kromek chleba,cienko posmarowana masłem, 2 liście sałaty,plaster szynki, ogórek małosolny,rzodkiewka.
Obiad-kasza gryczana,kurczak smażony w papirusie, warzywa, dwa kabanosy,,
Podwieczorek-jogurt naturalny typu greckiego,łyżka słonecznika, nektarynka,kiwi,dwa gryzy bułki z ziarnami.
Kolacja-3 łyżki kaszy gryczanej,2 jajka sadzone, ogórek,pomidor,3 placki na zsiadłym mleku, kabanos, mniejsze pół bułki z ziarnami.
Dopadła mnie jakaś chandra,ale przeminęła. Bo... była dzisiaj siostra, i miała ciastka. Ona je wszystko, dosłownie wszystko i co? Nie tyje :/ a nawet chudnie. A 6 miesięcy temu urodziła córeczkę. ehh. jednak w porę zapaliła się czerwona lampka.
Mama twierdzi, że jak biegam to się morduję, bo przybiegam cała czerwona, jakby zaraz miała ze mnie wytrysnąć krew, ale to taka matczyna nadopiekuńczość.
Jutro laryngolog, cos czuję, że położą mnie na stół.