Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Sceptyczna i racjonalna blondynka bez grama pewności siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 24888
Komentarzy: 962
Założony: 2 lipca 2014
Ostatni wpis: 21 listopada 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Vivien.J

kobieta, 28 lat, Wrocław

173 cm, 60.30 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

8 listopada 2014 , Komentarze (31)

Dziś znów sennie i melancholijnie. Właściwie jest tak każdego dnia. Jakaś chandra mnie złapała? Nie mam pojęcia. Kłócę się sama ze sobą, jestem na zakręcie. Potrzebuję oparcia, lecz nie potrafię wziąć telefonu i po prostu zadzwonić do ważnej dla mnie osoby. Rozumie mnie, lubię z nim rozmawiać. Ale... wstydzę się. Nie chcę narzucać, boję się odrzucenia, które i tak powtarzało się wielokrotnie. Przeszłość nie jest teraźniejszością, prawda? Długa historia...

Z powodu tych moich zawirowań nawet nie zaglądałam do Waszych pamiętników, nie dodawałam wpisów do swojego pamiętnika. Naszło mnie przeczucie, że po co robić cokolwiek, jak to cokolwiek nie ma sensu? Bez wyjątku. Nie umiem znaleźć sobie miejsca jakoś. I z góry przepraszam za moje marudzenie ;)

Na vitalię logowałam się tylko po to, by kontrolować swoje wyzwania. Bo co jak co, ale nawet, gdy już naprawdę nic mi się nie chce i nawet oddech wydaje się być bezsensowny - ćwiczyłam. I ćwiczę nadal! Taki plus malutki :) Troszkę motywuje mnie to, że dzięki tym wszystkim abs-om z Mel b, brzuszkom i przysiadom wreszcie będę się sobie podobać. A to chyba najważniejsze - dobrze się czuć w swoim ciele. Żyć w zgodzie ze sobą. I ja do tego dążę. Wytrwale :)

Przez ten tydzień było dietowo i ćwiczeniowo. Wczoraj jakiś cheat day? Powiedzmy. Bo pozwoliłam sobie na Sommersby, 3 toffifie i garść może chipsów. Nie myślę o tym jakoś, więc wyrzutów sumienia raczej nie ma. Jeden taki dzień po prostu nie zaszkodzi. Tak myślę :)

Napaliłam się tez na obejrzenie filmu "Drive" z Ryanem Goslingiem i Carey Mulligan, dlatego też po piwie i grze w karty, pomimo tego, że było już po 1 - obejrzałam. Brutalne kino akcji, zupełne nie w moim stylu. Ale widocznie tęsknię za tym, kto jest dla mnie ważny... Świat aut i adrenaliny, to jego drugie imię. Dużo jeździliśmy jego autem nocami - zupełnie jak w tym filmie! Poza tym, do tej pory chyba nigdy wcześniej nie widziałam żadnego filmu z Goslingiem! Muszę przyznać, że wszystkie te ochy i achy raczej nie są bezpodstawne, bo jest naprawdę dobrym aktorem. Nie lubię tego, co popularne, ale grać, to on umie ;)

Tyle ode mnie. Leniwie, a miałam siedzieć z analizą... Nic straconego, biorę się do dzieła! Wam również życzę powodzenia w Waszych postanowieniach :)

28 października 2014 , Komentarze (18)

Pogubiłam się troszkę, już nie wiedziałam, który dzień tygodnia mamy ;) Tzn już wiem, ale całe to zamieszanie jest zapewne spowodowane tym, że piątek jest dniem wolnym od edukowania się (ach, przepadnie wykład z chemii materiałów i ćwiczenia z ogólnej!) i teoretycznie mogę zjechać do domku już jutro :) Dlaczego? Ano dlatego, że w czwartek mam zajęcia na 15 z kawałkiem i kończę przed 19. Kwadrans po 19 mam pociąg, ale nie zdążę dojechać na dworzec, kupić bilet i wsiąść do pociągu. Ostatnie możliwe połączenie mam po 21, więc w domu byłabym przed 24... I tak się zastanawiam: odpuścić sobie wykład z algebry i ćwiczenia z fizyki? Bo w sumie z tej algebry nic nie wynoszę (przyglądam się jednemu chłopakowi od czasu do czasu i bezdusznie przepisuję notatki z tablicy, bo wykładowca ma syndrom zbyt szybkiego klepania - nie rozumiem czasem co mówi), a na fizyce robimy listę zadań, które i tak robię w domu... Plus tego taki, że ani na wykładzie, ani na ćwiczeniach nie jest sprawdzana lista obecności ;) Do tego nie mam zbyt wiele jedzenia, nie mam też pieniędzy, a przede wszystkim nie mam ciepłego ubrania - ani płaszcza, ani rękawiczek, szalika, czy czapki. Mamy +1 za oknem, a ja pociskam w wiatrówce i dziurawych trampkach... Dawno jadłam jakieś warzywa, czy owoce. Nie wspominając nawet o rybie! Mięso jadłam wczoraj, a wcześniej... Hm... Może w środę? Mało białka u mnie i jeszcze mniej warzyw! :(

Generalnie dzisiaj zjadłam dwie pralinki Lindt. Bez wyrzutów sumienia, ot tak. I powiem Wam, że smakowały cudownie! Później nawet nie miałam już ochoty na słodkie, czyli jest dobrze :) Przyznam się też bez bicia, że na pewno nie zrezygnuję z kawałku mocno czekoladowego ciasta w weekend, a przede wszystkim z odrobiny czekoladowego ciasta na urodziny :D Marzy mi się ciężkie, czekoladowe, mokre ciasto z ociekającą polewą czekoladową :D Oczywiście użyję najlepszej jakości gorzkiej czekolady - min. 80% kakao :)

Ale chociaż ćwiczenia jakieś są - abs z Mel B i przysiady. Mimo wszystko, czuję, że uda nie są już takie jędrne i znowu mam cellulit. Przydałoby się wkręcić pozostałe ćwiczenia Mel, ale miejsca u mnie tak mało... Muszę koniecznie coś wymyślić

26 października 2014 , Komentarze (7)

Dziś sennie i melancholijnie. Jak w każdą niedzielę...

Grzecznie posiedziałam dziś z zadaniami z analizy matematycznej, choć inne przedmioty wołają o zainteresowanie! Ale siły już nie mam. Mam jakiś wypłukany mózg, nie przyjmuję już wiedzy.

Siedzę teraz sama, w pustym mieszkaniu. Popijam resztki taniej wody mineralnej, słucham klimatycznej Lany del Rey, a wcześniej z tej pustki przegryzłam 3 wafle ryżowe. Cóż... ale ćwiczenia były i to jest chyba najważniejsze ;) Tradycyjnie abs i przysiady.

Dokucza mi tylko to, że koleżanki poszły ze swoimi facetami na pokaz fontann w Hali Stulecia, a ja siedzę tu sama, zapomniana. Nigdzie z nikim nie wychodzę... Niby dobrze mi z tym, że jestem singielką, ale czasem jest mi zwyczajnie przykro... I smutno. Nie lubię tego. Poza tym, wolałabym być sama i za nikim nie tęsknić. Niestety właśnie tak nie jest...

Menu z dzisiaj? Podam, ale z góry uprzedzam, że ten tydzień będzie raczej monotonny :| Odliczyłam pieniądze na bilety, na powrót do domu i okazało się, że zostaje mi ok. 1,90 zł. :D Także prawdopodobnie kupię za to jeszcze butelki wody mineralnej i to tyle ;) W zamrażarce mam pierogi, ostatni chyba kawałek pieczeni rzymskiej, 2 jogurty w lodówce, twarożek, mleko, sok pomidorowy, dwie kromki chleba żytniego i wafle ryżowe. Jabłka też są i kawałek ogórka szklarniowego. Mam też 4 kawałki ogórków w musztardzie, więc będzie w sam raz do jutrzejszej pieczeni. Mam makaron i ryż, ale co z tego, jak nie mam z czego zrobić sos? :D Chyba, że złamię swoje postanowienie i zjem trochę dodatkowego cukru - ryż z dżemem z cukinii. Zobaczy się. Najwyżej co drugi dzień będę jeść pierogi. Albo głodować :D

Menu:

I ŚNIADANIE: jogurt Jogobella z płatkami owsianymi, siemieniem lnianym, otrębami owsianymi, kanapka z twarożkiem i ogórkiem + jabłko

II ŚNIADANIE: szklanka soku pomidorowego

OBIAD: 5 pierogów ruskich z cebulką

PODWIECZOREK: 3 niewielkie jabłka i kromka chleba

KOLACJA: jajko na miękko z 4 połówkami ogórka w zalewie musztardowej.

+ 1,5 L wody i szklanka wody z octem jabłkowym.

Wracając do ćwiczeń... Przeraziłam się dzisiaj swoim odbiciem w szybie wystawy sklepowej. Mam odstający tyłek! :D Taką piłeczkę prawie :D Odstającą :D To fajne, ale nie wiedziałam, że mogą być takie szybkie efekty robienia przysiadów :D Nic no... kontynuuję ćwiczenia w najbliższym czasie. Taki mam zamiar ;)

25 października 2014 , Komentarze (21)

Szara, wrocławska sobota mnie przywitała i nawet ludzi na ulicach nie ma. Jest, zimno ponuro i sennie...

Pomimo tego, że jest weekend - nie wsypałam się. Koleżanka z mieszkania miała urodziny, więc siedziałyśmy do 2 w nocy z winem, chipsami i toffifie. Z gitarą, karaoke i potężną dawką śmiechu. Było super! :)

Ja (skoro jestem na diecie) nawet nie patrzyłam na te chipsy i toffifie - nie ruszyłam niczego! Za to pozwoliłam sobie na wino. Bardzo lubię wina, a poza tym - trzeba było wznieść toast, prawda? :) Wypiłam ok. 200 ml, może z 250. Trudno mi ocenić, bo nie miałyśmy kieliszków i piłam z kubka :D

Do alkoholu pogryzałam kromkę ciemnego, żytniego pieczywa z ziarnami (w trosce o swój delikatny dość żołądek), by nie pić bezpośrednio samego wina. Było to koło 23, ale musiałam coś przekąsić, bo kolacja o 19.

Poza tym, od tygodnia chyba regularnie wykonuję ABS Mel B. Efekty? No wydaje mi się, że brzuch mam bardziej płaski :) Robię również przysiady i gdy było cieplej, to pobiegałam (ale o tym już chyba wspominałam).

Dieta jest! Żyć nie umierać - jest dobrze :) Teraz tylko ogarnąć listy zadań na studia i będę prze-szczęśliwa... 

Dziś przyjechała do mnie siostra z koleżankami, więc obiecałam im, że pójdziemy do restauracji studenckiej. Prawdopodobnie zamówią pizzę i tak sobie myślę, co ja tam będę jeść? Kawałek pizzy? Przecież ciasto to węglowodany, a ser, to białko... Pieniędzy zbyt wiele już nie mam, więc wolałabym nie zamawiać coś bezpośrednio dla siebie :| Hmm... zobaczy się. Ale diecie rozdzielnej będę wierna! :D

Póki jest dość wcześnie, to ja zabieram się za ABS i przysiady ;) Trzymam za Was kciuki, dziewczyny!

21 października 2014 , Komentarze (18)

Małymi krokami zbliża się wieczór, więc dodaję systematycznie wpis ;) Jak w tytule: mój dzień jest dzisiaj bardzo, ale to bardzo zabiegany. Ale po kolei...

Wtorek rozpoczęłam jeszcze w poniedziałek - położyłam się spać grubo po 24... Pobudka? 5.50. Efekt? Niewyspanie, doszedł ból głowy i w dodatku wszystko leciało mi z rąk. Szczęście, że nic na drodze mnie nie przejechało :D 

Dotarłam pospiesznie na technologię informacyjną (na 7.30), popracowałam troszkę na komputerze i szlag go trafił. Zaciął się, dane przepadły. Jak pech, to na całego... Resztę zajęć spędziłam z wlepioną twarzą do sąsiedniego monitora, by zobaczyć, co i jak się robi. Szczęście, że koleżanka mi na to pozwoliła ;)

Na wykładzie z chemii zasypiałam, czułam głód. Wróciłam do domu koło 11, zjadłam drugie śniadanie, na algebrę poszłam przed 13. Koło 14 byłam już głodna. Mimo to, poszłam do mamy do szpitala, wróciłam, szukałam poczty (przeszłam caaałą ulicę Sienkiewicza) i jej nie znalazłam... Nogi mnie teraz bolą od tego chodzenia, bo jeśli mapy google nie kłamią, to zrobiłam około 18 (?) kilometrów. Szybki marsz. Nawet bardzo szybki. Zajęło mi to godzinę.

Generalnie, nie wiem jak to jest, ale ciągle jestem głodna :D Mam takie wrażenie. Czy to przez to, że się nie wysypiam? Nie mam energii i organizm musi sobie jakoś radzić zużywając właśnie spożyty pokarm? A może z racji zmiany odżywiania po moim dietowym kryzysie, żołądek dopiero się przyzwyczaja? Nie dostarczam już mu tyle ile chce i kiedy chce :P Nie wiem, oto menu:

I ŚNIADANIE: jajecznica z 2 jaj, z 2 kiełbaskami z indyka (są małe, średnica ok. 1,5 cm, długość - 5) i kiełbasą z wołowiny (też niewielka, średnica ok. 2 cm, długość - 7) + gruszka

II ŚNIADANIE: 3 pierogi ruskie, mała kromka chleba żytniego z ziarnami + banan

OBIAD: pieczone udko z kurczaka z curry + buraczki z cebulą, octem, cynamonem, itd... + jabłko

KOLACJA: jeszcze nie wiem ;)

+ 1,5 L wody, szklanka wody mineralnej z łyżką octu jabłkowego (na czczo)

Oprócz szybkiego marszu, poćwiczyłam ABS z Mel b i zrobiłam 50 przysiadów. Krótko, ale jestem ograniczona współlokatorkami ;) Liczy się też marsz... Pomógł przede wszystkim na ból głowy oraz senność.

Wczoraj był również masaż bańką chińską pomimo tego, że przed 24.00 padałam już na twarz :D Rano - balsam ujędrniająco-wyszczuplający. 

Dzisiaj czeka mnie jeszcze wyzwanie: odmowa chipsów i czekolady. Oj, będzie ciężko z piwem w ręku... Nie odmówię chyba sobie puszki wrocławskiego Piasta, ale to się jeszcze zobaczy ;) Grunt, by nie zjeść tych słodyczy :) chociaż przyznam, że myśląc o płaskim brzuchu, jędrnych nogach i pupie już mi się odechciewa tego piwa... :D 

20 października 2014 , Komentarze (13)

Poniedziałek. Początek tygodnia - jak kto woli ;) 

Długo się tu nie pojawiałam, bo zajęć było sporo. A gdy już zasiadałam, by otworzyć w nowej karcie stronę vitalia.pl, ktoś wpadał z hukiem zaczynając ploty lub inną rozmowę. Więc wybaczcie dziewczyny!

Dziś jest wzorowo, wczoraj i przedwczoraj również. Jedynie koło 21 wczoraj pozwoliłam sobie na czerwone winogrona i nalewkę z aronii (była pyszna!) podczas oglądania filmu z kolegami, co i tak nie wypaliło...

Ze studiami w miarę do przodu. Jutro algebra, a nic kompletnie nie zrobiłam! :( Zapowiada się zabiegany wieczór... Za to zgłosiłam się na analizie z zadania, także 1/2 pkt na 5 z aktywności już jest :D Muszę się częściej zgłaszać... Tylko stres był ogromny! Gdy skończyłam pisać, nie mogłam trafić markerem w zakrętkę. Odwróciłam się tyłem do grupy, by nikt nie widział mojego zmieszania... A gdy jeszcze podobno cicho wypowiedziałam swoje nazwisko i musiałam je powtórzyć, to już całkiem się zawstydziłam... Eh :P

Na wieczór mknę na wykład z analizy, następnie do mamy (w sumie ok. 6 km przejdę szybkim tempem) i zasiadam do wspomnianej wcześniej algebry... Czarno to widzę :| Trzeba najpierw obejrzeć etrapeza :D

Z ćwiczeń dzisiaj chyba nici. Chciałam wkręcić Mel b - abs, bo w weekend dałam sobie wycisk na mięśnie brzucha, ale stale ktoś jest w moim małym mieszkaniu :D Teraz, gdy zjadłam i miałam odpalić filmik - wróciła koleżanka z pokoju. Lipa... Może później gdzieś wcisnę te 10 minut, w co wątpię :/ Miałam też dzisiaj pobiegać, ale kolega tak się wykręcił perfidnie, że odechciało mi się z nim biegać całkowicie. Pewnie i mi przejdzie, ale aktualnie jest mi przykro...

Wracając do weekendu - było całkiem w porządku. Aktywnie i dietetycznie ;) Wcześniej pozwoliłam sobie na kit-kata z karmelem i kilka kawałków ciasta marchewkowo-buraczanego, z powodu @. Zbliża się ogromnymi krokami, dziś zdycham z powodu bólu brzucha. Na szczęście na miejsce ochoty na słodkie i podjadania wkradł się rozsądek i umiar, więc już powinno być tylko lepiej. Taką mam nadzieję ;)

Z czasu, gdy całkiem sobie odpuściłam, pozostały dwie rzeczy: większe obwody i mniej jędrne uda. Wrócił cellulit, a wtedy już właściwie go nie było :( Moje uda wyglądają teraz jak istne worki... Brzuch też ma mniej zaznaczone mięśnie i generalnie zmalała mi talia. Niewiele, bo doszło 2 cm, ale mimo wszystko - jest przykro. Zmarnowałam wcześniejszy czas. Ale! Wyciągam wnioski i kontynuuję swoje zmagania, by wreszcie dojść do celu :) 

13 października 2014 , Komentarze (10)

Tak jak w tytule: następują kolejno jeden po drugim, dni zdrowego odżywiania i aktywności :)

Jest dobrze! Czuję, że wracam na dobrą drogę. Dobrą dla duszy i ciała. Troszkę jestem obolała po sobotnim treningu (dałam sobie godzinny wycisk), ale uwielbiam mieć zakwasy. Czuję wtedy, że cały mój wysiłek przynosi jakiś efekt :) W niedzielę było cool down, jeśli chodzi o ćwiczenia, ale już dzisiaj przymierzam się do biegania. Po dłuższej przerwie co prawda, ale lepiej zacząć dziś, niż w ogóle ;) Tym bardziej, że do sprawy podeszłam ambitnie - będę biegać z kolegą, który jest na AWF-ie :D

Dieta również jest prawidłowa. Wczoraj z racji, że musiałam podjechać z rzeczami do Wrocławia (weekend spędziłam w domu rodzinnym), byłam w ciągłym biegu. Dzień zaczęłam oczywiście od porządnego, zdrowego śniadania i już zaraz leciałam na próbę chóru kościelnego. Próba, msza, powrót do domu. Już była niemalże 12, więc zjadłam dużą gruszkę (z tego, co pamiętam ;)) i garstkę pestek dyni. No, może nawet i niecałą. Zaczęłam przygotowywać obiad, a w międzyczasie pakować siebie i rzeczy mamy, które podrzuciliśmy z tatą do szpitala. Koło 14 zjadłam kawałki mięsa (żeberka) pieczone w piekarniku (z małą ilością oliwy z oliwek) i surówką z białej kapusty. Porcja kapusty była wręcz ogromna w stosunku do mięsa :D Następnie nie jadłam nic, aż do 18, gdy już usiadłam w mieszkaniu i zjadłam jedynie kromkę ciemnego chleba (nic w lodówce akurat nie było). Koło 21 byłam tak niesamowicie głodna, że musiałam zjeść jabłko :D Poszłam spać tak czy siak o 2 i odczuwałam głód. Zjadłam za mało tego dnia. Ale nie chciałam już objadać się na noc... A uwierzcie: odmówiłam wtedy swoim batonom musli i nawet świeżym drożdżówkom z lukrem, serem i jagodami! :)

Dziś jestem zupełnie niewyspana. Dieta do tej pory jest, koło 15 zjem zupę pomidorową z lanymi kluskami, a na wieczór? To się jeszcze zobaczy ;) Może 2 jajka na miękko z jakimiś warzywami :) Już teraz widzę, że moja dzisiejsza dieta jest uboga w warzywa :|

Menu:

1) ŚNIADANIE: jogurt naturalny z bananem, cynamonem, płatkami owsianymi, siemieniem lnianym, otrębami owsianymi i suszonymi jabłkami (bez cukru) + kromka ciemnego pieczywa z serkiem kremowym, naturalnym

2) II ŚNIADANIE: jabłko

3) OBIAD: zupa pomidorowa z kluskami lanymi

4) 2 jaja na miękko + 2 pomidory.

Dwa ostatnie posiłki są w planach, ale i tak widzę, że warzyw jest mało i nie mam pojęcia, ile to kalorii... Powinnam siąść i policzyć, ale wykłady wzywają...

Wieczorem poczytam Wasze pamiętniki, bo dawno nie zaglądałam, a jestem bardzo ciekawa, co u Was :) 

PS. Miło, jeśli ktoś doczytał moje "bazgroły", jest dzisiaj tego naprawdę wiele, a i tak to nie wszystko :) Wniosek z tego taki: muszę zaglądać tu częściej! Z uśmiechem na twarzy oczywiście :) Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie i dobre słowa! :)

10 października 2014 , Komentarze (20)

Od jutra zacznę od nowa.Tak! Bo za bardzo nawaliłam i lepiej jest zacząć od początku, z czystym kontem, nowymi motywacjami i nowym planem do działania :) Tylko powiem zupełnie szczerze i mam nadzieję, że ostatecznie: mam lenia :D

Nie chce mi się ruszać tyłka ostatnio, nic mi się po prostu nie chce. Jakaś taka chandra mnie dopadła... I cóż tu zrobić, by nie podjadać? By chciało się zawiązać buty do biegania i pobiegać? Tyle, to mi się niby nie chce, ale ładną sylwetkę by się chciało... Więc pomalutku MUSZĘ wziąć się w garść. Nie ma, że pokój mam mały, że już późno, że szaro, zimno i ponuro! Nie, koniec! :D Trzymajcie za mnie kciuki, bo:

- od jutra koniec ze słodyczami

- od jutra powrót do diety rozdzielnej i ok. 1700 kcal/dzień

- od jutra chociaż odrobina gimnastyki lub biegania

- od jutra dbam o siebie (znowu masuję, wcieram balsamy);

Zrobię też rozpiskę dotyczącą diety. Bo za dużo drobnostek wpadało między posiłkami. I oczywiście więcej wody. Koniecznie! Bo ostatnio było jej stanowczo za mało. 

"Od jutra" wcale nie jest dobre, bo "od jutra" można by wręcz góry przenosić. Abstrakcja. Ale dla mnie "jutro" będzie czymś nowym, może lekką powtórką, by wrócić na właściwe tory. Trzeba wreszcie powiedzieć DOŚĆ i podążać do celu małymi, trwałymi kroczkami. Tylko żebym wytrzymała!

Jutro upiekę batony musli, może wrzucę zdjęcie ;) Ale nie skuszę się, oj nie! :D będą niespodzianką dla koleżanek z mieszkania ;)

Tak jak sobie o tym wszystkim myślę, to może i podjadam po prostu ze stresu? Na pewno dlatego, że nie uzupełniam płynów - gdy wypija się wodę przed posiłkami, mniej się zje. Ok. Ale przyznam, że jestem przerażona studiami... Może to i za mocne nieco słowo, ale po części tak się czuję... Nie potrafię się oswoić z tym, że ja, przeciętna uczennica, która miała zupełnie inne plany na przyszłość, jest teraz na pwr. I że nie podoła. Że przytłoczy ją ta analiza, algebra, może i fizyka, bo przecież nigdy nie była wspaniałym ścisłowcem jak inni! A na politechnice zawsze są osoby utalentowane - tak uważałam i uważam. Matematycznie uzdolnione. Gdzie mi do nich naprawdę daleko... I gdy będę patrzeć na to, jak wiele muszę zrobić, by ich dogonić (generalnie mam krótką pamięć), pozaliczać wszystko bez większych problemów - załamię się. Że się nie nadaję. Że co ja w ogóle sobie wyobrażałam?! I chyba właśnie wtedy idę do kuchni i buszuję w szafce, wyciągając kolejne rodzynki... 

Chcę być zmotywowana, naprawdę! Bo mam dość swojej wagi! Ale czasem ta szarość przesłania mi oczy...

7 października 2014 , Komentarze (20)

Tym też tytułem witam Was, moje drogie :)

Dawno mnie tu nie było z wielu powodów. Między innymi z powodu braku motywacji, braku dostępu do internetu, braku czasu wolnego, przeprowadzki i wielu, wielu innych... Zamierzam z powrotem się odzywać, więc wybaczcie mi tę przerwę ;)

Jak już wspomniałam, wiele ostatnio się dzieję. Przeprowadziłam się do Wr. i mieszkam tu już ponad tydzień. W mieszkaniu raczej się zaklimatyzowałam, trochę inaczej przedstawia się sprawa ze studiami. Boję się po prostu... Wiem, że na razie nie ma czego, ale gdy siedzę na ćwiczeniach z analizy matematycznej i algebry z geometrią analityczną, to ogarnia mnie strach. Że nie podołam. Że nawalę, jak większość "świeżynek" na politechnice... Jest to podobno trudny materiał, choć do ogarnięcia... Póki co, wykładu z algebry jeszcze nie mieliśmy, więc z zadaniami z listy lecimy bez suchej teorii. Troszkę ciężko, dlatego też różnie mi wychodzi to liczenie. Czasem gdzieś się zatnę i nie wiem, o co chodzi... Na analizie za to zaczęliśmy od logiki, kwantyfikatorów i zbiorów. Te ostatnie lubię najbardziej, ale w logice zawsze kombinowałam. Muszę chyba wykuć prawa i będzie dobrze. A kolokwia tuż tuż... Z analizy w moje urodziny, a z algebry tydzień później. Muszę się skupić! Tylko jak? Skoro jestem taka otępiała z powodu choroby! Zapalenie tchawicy, tak... Nawet czosnek i grzaniec nie pomagają, choruję od tygodnia i jest tylko gorzej. Ale od jutra zacznę lecieć na antybiotyku, więc powinno być lepiej. Zostanę też cały dzień w łóżku. Nie pójdę na krótki wykład z analizy i na grafikę inżynierską. Dobrze, że poznałam nowych, wartościowych ludzi, którzy wspomogą mnie zarówno słowem jak i notatkami :)

Rozgadałam się na temat studiów, choć jest tego jeszcze więcej :D Ale przejdźmy do diety. Jak się domyślacie - raz była, a raz nie. Teraz, gdy jestem chora, nie patrzę na to, że zjadam kanapkę z czosnkiem o 21, a idę spać o 22. Nawet nie patrzę na to, że łączę miód (węglowodany) z gorącym mlekiem (białko). Ale gdy tylko poczuję się lepiej - wrócę i do diety i do ćwiczeń. Bo z tym drugim również bywało różnie. Trzymajcie kciuki! :) 

Pamiętniki będę czytać na bieżąco, mam nadzieję, że u Was mało porażek, ale za to mnóstwo sukcesów! :)

23 września 2014 , Komentarze (11)

Pierwsze co, to nie chce mi się już odliczać dni diety jak dotychczas, ponieważ za każdym razem, gdy nie pojawiał się jakiś wpis do pamiętnika z powodu mojej nieobecności, musiałam zaglądać w kalendarzyk i przeliczać, który to dzień już wypada ;) Albo gdy aż na palce cisnął mi się piękny tytuł do pamiętnika - przystopowałam. Musiał być "dzień ...". Koniec :) Już będzie teraz tylko tak, jak humor i czas mi pozwoli :)

Zgodzę się chyba z moim tytułem. MAM KRYZYS! Ale nie ten motywacyjny, o nie! Dieta też jest ;) Po prostu nie mam pomysłu, co ćwiczyć :) dzisiaj przyczyniłam się do wymodelowania talii z Tiffany, wykonałam ABS z Mel B i jej ćwiczenia na pośladki. Po 30 minutach ćwiczeń poczułam, jak bardzo moje ciało odwykło od aktywności fizycznej... Jednak szybkie marsze, to niewiele w porównaniu z treningiem w domu... Może jesteście zadowolone z jakichś konkretnych zestawów i coś polecicie? :) Bo troszkę się znudziłam ostatnio. Albo to kwestia tej jesiennej aury ;)

Dodam też, że jako my kobiety jesteśmy dość zmiennymi osóbkami, to właśnie udzieliła mi się ta zmienność i już dążę do innego celu :D właściwie powracam do uzyskania tego, co chciałam uzyskać na początku, czyli po prostu schudnąć ;) Tak, do 49 kg. Chociaż 50 też może być ;) po prostu w tych granicach wagi czuję się dobrze. Gdy ważyłam 47, wyglądałam podobno zbyt szczupło, ale też czułam się dobrze. Także zobaczymy, jak to będzie... Do tej pory skupiłam się na ujędrnianiu i profilowaniu. Schudnąć, może schudłam troszeczkę, ale nie jest to jakiś ogromny, satysfakcjonujący spadek. Wiem też, że nie powinnam patrzeć na wagę, bo dobrym wyznacznikiem nie jest, ale gdybym brała pod uwagę tylko moje obwody, to ubyło niewiele centymetrów. Może po 1 cm z bioder, klatki piersiowej i talii? A mi właśnie teraz zależy na szczupłych nogach, wąskiej talii i zgrabnej pupie :D Chyba trudno to uzyskać, ale coś tam się będę starać :D Powinnam wreszcie wydać pieniądze na hula hop! Jest to chyba najskuteczniejszy przedmiot w walce o szczupłą talię, a przyznam, że nie powinno sprawiać mi to większych trudów. W końcu gruszki mają to do siebie, że talię mają szczupłą ;) Dodam też jogging. Dziś pójdę pobiegać pomimo szarości za oknem, a we Wrocławiu już zostawiłam nowsze butki, by wraz z pierwszymi dniami na nowym mieszkaniu, móc pobiec do parków :)

Aby zrealizować swój plan, powinnam inaczej jeść. Obliczyłam, że powinnam zjadać ok. 1700-1800 kcal, aby zdrowo schudnąć. Chciałabym się tego trzymać, ale nie umiem chyba liczyć kalorii każdego posiłku. Nie umiem odmierzać, ile co waży. Nie wyobrażam sobie tego, bym stawiała talerz na wadze i po kolei odmierzała wagę kładzionych warzyw, mięsa, owoców i wszystkiego innego. Albo odmierzała wagę płatków owsianych, otrąb itp. Spróbowałabym, ale skupiłabym tym uwagę domowników i rozpoczęłyby się pytania, czy ja przypadkiem nie staję się anorektyczką... Jak sobie radzicie z nieprzekraczaniem progu kalorii? Ustalacie posiłki dzień wcześniej i dzięki temu możecie na spokojnie wszystko zliczyć? Liczę na Wasze podpowiedzi :)

Miałam jeszcze coś dodać na koniec, ale już nie pamiętam co... Może to, że bardzo, bardzo, bardzo chcę uzyskać wymarzoną sylwetkę i zobaczyć niedługo jakieś efekty moich starań :D Hmm... płaski brzuch z wąską talią, zgrabne uda i piękna pupa. Ach, czego chcieć więcej?! :D Chyba tylko tego, bym pozostała w tej chęci walki :)

O, i zdjęcie sylwetki, gdy ważyłam 47 kg. Widać właściwie tylko nogi, ale gdyby do tych chudych dodać to, co wyprofilowałam, było by cuudnie!

Dodam, że akceptuję moje dziwne łydki, z powodu których miałam ogromne kompleksy. Z racji, że nie są takie proste, tylko bardziej odchylone na zewnątrz. Głupota, prawda? :D Ale tak to jest, gdy usłyszy się do kogoś bliskiego, że ma się krzywe nogi...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.