Czas się wziąć za siebie...
Wczoraj moja córa bardzo mnie mile zaskoczyła,idąc po nią do przedszkola wyobrażałam sobie najgorsze,a tu moje dziewczę w ogóle nie płakało tylko się ładnie bawiło,wczoraj odebrałam ją po 2 godzinach,dziś spróbujemy dłużej,chociaż mam obawy.Dziś poszła chętnie,ale to jeszcze o niczym nie świadczy.Zobaczymy,tylko tyle,że dziś już jestem spokojniejsza.Wróciłam z przedszkola i udało mi się wreszcie wyciągnąć steper.Poćwiczyłam 40 min. (2750 kroków),prysznic i śniadanko,a teraz komputer.Trzeba by wyruszyć na jakieś zakupy,troszkę się poruszać i zapomnieć o żarełku,bo najwyższy czas zacząć gubić to co zbędne,a i trzeba zaktualizować paseczki,a szkoda,bo już tak ładnie było:z 70 na 75,5 ??? Fuj
Dziś postawiłam steper przed lustrem i ćwiczyłam w samej bieliźnie - wyglądam okropnie:zwłaszcza ten okropny tłusty i wiotki brzuch - CZAS TO ZMIENIĆ!!! Biorę się do pracy :-)
Moje dziecię poszło do przedszkola....
A ja sama nie wiem co
mam ze sobą zrobić.Jakie to dziwne uczucie,prawie po 3 latach bycia
ciągle z małą,nagle zostaję sama oddając ją w obce ręce,niby na parę
godzin,ale jak boli...W sumie lepiej teraz niż później,bo z czasem
pewnie staje się to jeszcze trudniejsze.Wróciłam do domu,oczywiście
zdążyłam już popłakać i próbuję się jakoś pozbierać,ale nie jest to
łatwe.Boję się,że jak po nią pójdę zastanę ją w opłakanym stanie a
wtedy zaprowadzenie jej jutro będzie znacznie trudniejsze.A dieta?Teraz
ledwo wpycham w siebie śniadanie :-)
Wróciłam...
Wakacje dobiegają końca.Cały lipiec i sierpień bez tego ostatniego tygodnia spędziłam na wsi,w międzyczasie byliśmy tydzień w górach.Wypoczęłam i oczywiście bardzo się rozleniwiłam. O diecie nie było mowy i oczywiście waga wróciła do dawnego stanu jakiego już dawno nie było czyli do 76 kg,powoli ograniczam jedzenie,ale po wakacyjnym dogadzaniu sobie wcale to nie jest proste.Z początkiem września czeka mnie wiele stresu związanego z pójściem córci do przedszkola,ciekawa jestem jak mała przyjmie tą zmianę,ale kiedyś musi to nastąpić.Nie mogę całe życie jej chronić i spędzać po 24 godziny na dobę - oj ciężko będzie.
Jak już mała jakoś się zaaklimatyzuje w przedszkolu trzeba wyruszyć w poszukiwaniu pracy - kolejny stres.Do tego czeka nas remont sypialni i pokoju dla małej,trzeba ją wreszcie wysiedlić na "swoje" :-) Tak więc od września same zmiany,więc i nad wyglądem trzeba popracować,a dwaj towarzysze nie chcą mnie opuścić:GŁÓD i LEŃ!!!
Na Vitalii też duże zmiany i jakoś jeszcze nie potrafię się odnaleźć,no cóż trzeba się przyzwyczaić:-)
Pragnę ujrzeć 69.....
Nowy miesiąc rozpoczynam z wagą 70,00 kg,jest to najniższa waga do jakiej udało mi się dojść od okresu urodzenia dziecka,ale niestety ciągle tylko do niej dochodzę,a potem już tylko waga idzie z powrotem wzwyż,warto byłoby to przerwać i dojść bynajmniej do 69 kg i to byłoby już coś.W sobotę miałam przeogromne smaki,mogłabym zjeść konia z kopytami i niestety kilka niepotrzebnych rzeczy wpadło,wczoraj też byliśmy u znajomych i ciasto,które bez trudu omijałam ostatnio bez żadnego żalu,niestety wczoraj tak kusiło,że pochłonęłam 3 kawałki.Na szczęście waga mi to jakimś cudem wybaczyła,no chyba,że jutro jeszcze wyskoczy z jakąś dziwną cyferką - oby nie!!!Idę stepperkować i przygotowywać się na nową cyferkę ;-)
Pragnę 69!!!Pragnę 69!!!Pragnę 69!!!Wszystkim dzieciaczkom WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE!!!
Waga sobie spada....
Witam w ten cudny poniedziałek.Waga sobie znowu ładnie spada,dziś 71 kg pokazała.Staram się trzymać własnego planu,choć nie zawsze wychodzi,bo grzeszki się niestety pojawiają,ale póki co potrafię to jakoś pogodzić: jak zgrzeszę to rezygnuję z innego posiłku i ogólnie wychodzi mi to na dobre.Zobaczymy jak to dalej będzie,bo znów zbliżam się do magicznej granicy,której do tej pory nie potrafiłam przekroczyć.Motywacja jeszcze jest i to najważniejsze.Staram się dużo ruszać i dużo pić.Czas pokaże :-)
...
Dziś niestety deszczowo i burzowo,więc dłuższego spacerku nie będzie :-(
Muszę się pochwalić,że moje dziecko dostało się do przedszkola,a szanse były minimalne,gdyż dzieci były przyjmowane wiekowo,a ona 3 latka będzie miała dopiero w grudniu,wprawdzie nie dostała się do tego do którego mi się marzyło,ale myślę,że na dobry początek i to będzie dobre.Chętnych było o wiele za dużo na tak małą ilość miejsc.Jej wymarsz do przedszkola stanowi również jakąś motywację do odchudzania,bo przecież wreszcie będę mogła szukać pracy i trzeba jakoś wyglądać ;-)
Wczoraj przeżyłam szok cenowy.Wiedziałam,że w różnych aptekach można kupić te same leki w różnych cenach,ale byłam nastawiona na różnice do 5 zł. Moja gienia przepisała mi tabletki yasmin i od razu poinformowała,że nie są to tanie tabletki,po wizycie weszłam do pierwszej lepszej apteki i zapłaciłam za nie prawie 45 zł.Ostatnio coś mnie natchnęło i chciałam poczytać jakie są opinie o tych tabletkach innych kobiet i natknęłam się na forum: "ile płacicie" były tam przeróżne ceny i w zasadzie pomyślałam,że to jakieś stare forum,ale tak dla sprawdzenia spisałam sobie numer telefonu do apteki w której miały być niby najtańsze w moim mieście i zadzwoniłam,a pani mówi 31,98 normalnie szczęka mi opadła.Do apteki tej mam może ze 2 km więc spacerek taki też się przyda,poszłam tam z niedowierzaniem i faktycznie tyle zapłaciłam.No w życiu bym nie pomyślała,że mogę zapłacić aż 13 zł mniej za te same tabletki.
...
Melduję się,że pierwszy tydzień mam za sobą i ,że obyło się bez większych wpadek.Waga 72,50 kg,a jestem w trakcie @ ,więc też nie najgorzej.Mam teraz lenia do pisania,zaglądam codziennie na Vitalię i staram się czerpać tą pozytywną chęć do odchudzania.Poza tym już nie chcę ciągle pisać jak to ładnie chudnę,a za kilka dni BUM waga w górę.Zobaczymy jak długo potrwa ten stan i do kiedy uda mi się wytrzymać oby jak najdłużej.Ćwiczę co drugi dzień na stepperku (40 min.) i staram się jeździć na rowerku.Jem do 1500 kalorii dziennie :-)
Mówię głośno:CHCĘ!!!
Jak zwykle się
zagalopowałam i to oczywiście nie w tą stronę co trzeba,ale na
szczęście zapaliło się w mej głowie czerwone światełko i koniec
obijania czas podążać w drugą stronę i najważniejsze,że znów nadeszło
to coś co mówi we mnie:CHCĘ!!! A KYSZ LENIU!!!
Dziś jest wzorowo:ruch był,a dietka???postanowiłam na dobry początek ograniczyć kalorie do 1600,a potem się okaże.
Końcówka
tygodnia była bardzo pracowita jak i nerwowa,wymieniali nam okna,więc
wiadomo bałagan przeokropny,ale to dało się uporządkować,gorzej z
nerwami jakie zafundowali nam "fachowcy",panowie dość,że się spóźnili
prawie 3 godziny to jeszcze tak robili,że jedno okno jest do wymiany
tzn.szyby i w dwóch innych będą też małe poprawki.Panowie mieli wyrobić
się w 1 dzień,ale niestety się nie udało i wymiana przeciągła się
jeszcze o pół dnia.Brak słów na tą ich pracę.
Wczoraj
musiałam wszystko odreagować i miałam milutkie spotkanie z
przyjaciółką,a to niestety miało wpływ na dzisiejszą wagę ,której dziś
nie podam ;-) Było pyszne jedzonko i alkohol i super
zabawa,zrelaksowałam się i znów mam ochotę wyruszyć na podbój no może
nie świata,ale przynajmniej wagi :-)
Co zrobić,żeby chcieć???
Zaglądam codziennie i czytam i czytam i nadal nie potrafię znaleźć w sobie tej siły tej mobilizacji,podziwiam wiele z Was za upór i dążenie do celu.Patrzę jak jedne z Was szybko osiągają swój cel,a inne małymi kroczkami też podążają w wyznaczonym kierunku,a ja???Ponad rok na Vitalii i w zasadzie robię krok do przodu a dwa do tyłu.
Sama sobie powtarzam od jutra,od poniedziałku,od pierwszego itd.,itp. i ciągle to samo.Wrrr...... Źle się czuję w swoim ciele,nie mam co na siebie włożyć,a rozmiaru 42 nie znoszę i nie chcę nic kupować.
Stepper się kurzy w szafie,rower,który specjalnie przywlokłam ze wsi kurzy się na balkonie,bo przecież po jednej przejażdżce dupsko niemiłosiernie bolało,więc po co się katować,bo przecież pogoda nie ta......
Potrafię wynaleźć mnóstwo przykładów,żeby nie chcieć,a żadnego konkretnego żeby wreszcie zechcieć :-(
Koniec wypoczynku...
Jestem,jestem,zrobiłam sobie mały urlopik na wsi.Dwa tygodnie tam spędzone poprawiły mój nastrój psychiczny.Na wypoczywanie nie bardzo miałam czas,bo starałam się jak najwięcej pomóc rodzicom w ogrodzie,tak więc plewiłam truskawki i kopałam ziemię,żeby można było zasiać warzywka.Pogoda dopisała w 100 %,było bardzo słonecznie,oczywiście nieźle się opaliłam choć w moim przypadku było to niepożądane,ale trudno.Odczułam wszystkie mięśnie,miałam niezłe zakwasy,ale już wszystkie bóle minęły.Diety oczywiście nie było jadłam dużo i wszystko,a waga po powrocie nawet nie taka straszna,bo 73,50.teraz też jakoś trudno mi myśleć o odchudzaniu,a niestety trzeba zrzucić ciuszki zimowe i nie powiem,że jestem z siebie zadowolona :-( Ten tydzień jesteśmy sami w domku,tzn. bez teścia i jakoś tak sobie dogadzamy.Dziś mamy nawet 3 rocznicę ślubu i też trzeba to jakoś uczcić,oj nie wiem kiedy ja osiągnę swoją wymarzoną wagę???Ktoś wie???