...
Pogoda za oknem piękna i to mnie wreszcie pozytywnie nastraja.W dalszym ciągu nie mogę się zebrać do jakichkolwiek ćwiczeń ale staram się dużo chodzić i mniej jeść.Na wagę nie wchodzę,jak się bardziej zmobilizuję do walki z kilogramami to może wtedy,ale kiedy to nastąpi???
DNO>>>
Jestem już na samym dnie!!! Nie mam co na siebie włożyć!!!A szafa pełna ubrań - tylko rozmiarówka nie ta... Obok może dla większej motywacji,a może dla większej rozpaczy wstawiłam zdjęcie mojego olbrzymiego kłopotu,założyłam też spodnie w których chciałabym chodzić - niestety do zapięcia brakuje jakieś 8 cm,co nie znaczy,że już będę ładnie w nich wyglądać tylko,że się zapnę!!! i pewnie przy pierwszej próbie siadania zamek szczeli tak jak u wielu innych par które jeszcze nie tak dawno pasowały.W sobotę załapałam niezłego doła,bo umówiliśmy się na spotkanie ze znajomymi i ja oczywiście chciałam się ładnie ubrać i ....co się stało???moje gatki pękły na szwie,a to była ostatnia para eleganckich spodni z dobrym zamkiem :-( i cóż elegancki wygląd szlag trafił!!!Już nawet mąż na pytanie czy ja jestem gruba nic nie odpowiedział - CIEKAWE DLACZEGO???!!!
Co się ze mną dzieje?!
Mój zapał i energia do odchudzania gdzieś znikła,a było ta pięknie... do momentu choroby córki.Córcia już dawno zdrowa a ja nadal jakaś niepozbierana jestem,niewiem co się ze mna dzieje.Czuję się jak jakaś staruszka do tego dziwoląg - unikam towarzystwa,kontaktów ze znajomymi,nawet mój pobyt na Vitali ograniczył się do czytania pamiętników bez ich komentowania,jestem jakaś bez życia :-( Ciągle myślę o tym,że muszę doprowadzić swoje ciało do normalności a nie potrafię zrobić żadnego kroczku w tym kierunku.Waga 76 kg i dziwne,że nie więcej,bo prawie przez dwa tygodnie opychałam się głównie czekoladą i pączkami lub innymi pysznymi ciachami,a ostatnio takie napady miałam podczas ciąży,bo tak ogólnie to bez słodyczy mogę żyć i nawet o nich nie myśleć,a tu nagle taka "niespodzianka" - nie w ciąży nie jestem,więc z kąd mój nastrój?Najchętniej zamknęłabym się sama w czterech ścianach i mogłabym sobie cichutko siedzieć.Wszystko mnie denerwuje,a mąż który o dziwo zaczął się troszkę starać działa na mnie jak płachta na byka,a w jego dziwnej ostatnio dobroci (kupił mi nowy telefon,zabiera nas pod warunkiem ładnej pogody co weekend na jakieś wycieczki poza miasto) doszukuję się dziwnych domysłów.Sama się nakręcam i doprowadzam do kłótni.Mieszkanie dzięki córeczce momentami wygląda jakby tornado przez niego przeszło,a ja zamiast wziąć się za porządne sprzątanie ograniczam się do upchnięcia wszystkiego w kąt.Obiady robię byle jakie i byle szybko i tak sobie leci dzień za dniem z poczuciem straconego czasu,a ja mam praktycznie wszystko w nosie.Jestem uschniętą 28-letnią staruszką,która nadaje się tylko do marudzenia i narzekania!!!Dajcie mi jakieś cudowne lekarstwo na przywrócenie sił i radości życia!!!
Ech.......................
Dziś przegięcie na maksa!!!Nażarłam się i to jest nawet mało powiedziane,powód???mam chore dziecko!!!Dobry powód??? - oczywiście,że nie,ale tak właśnie odreagowałam noc i poranek.W nocy mała dostała 39 stopni gorączki,a rano jak nigdy dotąd nie wstała z łóżka.Jeść nie je od wczorajszego obiadu,którego ledwie skubła.Dzwonię więc do przychodni i słyszę hasło:"na dziś już nie mam miejsca!!!"Wytrzeszczyłam oczy do słuchawki z niedowierzania i ją odłożyłam,po czym pełna bojowego nastawienia ubrałam małą i ruszyłam do przychodni,a tam pani wyciągła kartę i nawet słowem nie wspomniała,że nie ma miejsc,więc po co mój stres i nerwy???Diagnoza:zapalenie gardła połączone z zapaleniem ucha.Teraz małej wręcz na siłę wlałam antybiotyk i poszła spać,a ja no cóż : POBUSZOWAłAM PO KUCHNI!!! Ech...........
Wczoraj znalazłam super pamiętnik w którym jest bardzo duzo o psychologii jedzenia i już wiem nad czym powinnam popracować,ale jak widać to nie jest proste!!!Obiecuję poprawę..............
Dzień 9...
Wczorajszy dzień był bardzo udany pod względem towarzyskim,ale... no właśnie ale jakoś nigdy nie potrafię trzymać się swoich postanowień w trakcie miłych spotkań.Efekty dziś pokazała waga,ale nie załamuję się tym tylko walczę dalej - nie mogę całe życie uciekać przed lustrem z powodu nadmiaru kilogramów,które szybko lgną do mnie.Dziś przeproszę stepper i dietkę i chciałabym zaliczyć jakiś dłuższy spacerek,a za oknem - brrr......... ale to nic i na deszcz jest rada: dla mnie parasol,a dla małej duży wózek z pokrowcem.No to trzymajcie się wszyscy dietkowo!!!
Tygodniowy sukces osiągnięty...
A nawet osiągnęłam więcej niż zamierzałam,moja waga z przed tygodnia 77 kg,miało być 75 kg,a jest 74 kg - HIP HIP HURRA!!! minus 3 kg.
Cel na następny tydzień to 73 kg,a jak będzie więcej to będzie super.
Dziennie staram się jeść do 1700 kalorii i ćwiczyć 30 minut na stepperze,oprócz tego spacerki ;-) Dziś odwiedza mnie koleżanka i chyba nawet skuszę się na jakieś ciacho,a potem już będę grzeczna do końca tygodnia.Uciekam coś przygotować na spotkanko.
Dzień 5...
Wczorajsze popołudnie niech pozostanie - BEZ KOMENTARZA!!!
Pociesza mnie fakt,że zmian wagowych nie ma,więc pozostaje mi tylko trzymać się dalej planu założonego w poniedziałek.Nie powiem,żebym miała dziś ochotę na dietę,ale muszę jakoś wytrzymać,żeby w poniedziałek nie było niemiłych niespodzianek,bo to mnie zapewne bardzo zniechęci.Ciągle czuję pokusę żeby skorzystać z diety Vitalii,bo jednak te moje posiłki są bardzo mało urozmaicone,ale przeszkodą jest przede wszystkim moja słaba wola,a druga to to,że prawdopodobnie przez jakiś czas nie będę mieć internetu,dlatego też póki co muszę sama robić wszystko,żeby waga szła w dół.Muszę dziś wyruszyć na jakiś dłuższy spacer,bo siedzenie w domu może mi zaszkodzić,tak więc uciekam ;-)
Czwarty dzień...
Dziś mam zamiar trzymać się nadal dzielnie,mimo spotkania z przyjaciółką,dla siebie mam owoce w razie czego.Nawet już zdążyłam poćwiczyć na stepperze.Wczoraj przysłano mi kolejną płytę z Vity i póki co zdążyłam ją tylko na szybko przejrzeć i jest zdecydowanie lepsza niż poprzednia,bo wszystkie kroki są pokazane wolno a przy pierwszej nie umiałam nadążyć,więc jak będę mieć wolną chwilkę to napewno poćwiczę z tą płytką.A wczoraj łącznie spacerowałam 3 godz. - nawet 1,5 godz.sama,bo musiałam coś załatwić,a mąż akurat wrócił wcześniej z pracy.
* Ćwiczenia:
- stepper 30 min.
* Jedzonko:
- godz.8:30 tradycyjnie owsianka...,
Trzeci dzień.
Wczoraj tak mnie naszło,że jeszcze wieczorem wskoczyłam na 15 minut na stepper,dziś jeszcze się trzymam i mam nadzieję,że tak zostanie.Gorsza sprawa z dniem jutrzejszym,bo przyjeżdża do mnie jedna jedyna przyjaciółka (czyt. na której się nigdy nie zawiodłam) i mam problem z poczęstunkiem,bo jak coś kupię pysznego to sama się skuszę,póki co zaopatrzyłam się w owoce,a nad innymi rzeczami myślę i boję się jutrzejszej diety.Ha a żeby było śmieszniej to na poniedziałek wprosiła się koleżanka z którą nie widziałam się chyba ponad rok - super.Kocham takie spotkania zwłaszcza w momentach kiedy postanawiam się odchudzać i być twarda,a może to los mnie sprawdza???
Muszę się powstrzymać przed obsesyjnym ważeniem,przed śniadaniem waga 76 kg,a po drugim śniadaniu 77 kg - bardzo mobilizujące (już byłam w drodze do lodówki,ale stukłam sie porządnie w główkę i zrobiłam odwrót).
*Ćwiczenia:
- stepper 30 min.(1500 kroków).
*Jedzonko:
- godz.8 standard owsianka...,
- godz.11 grejpfrut i kawałek śledzia matiasa,
- godz. 14 chleb sojowy + serek kanapkowy + kawałek papryki + pomidor,
- godz. 17 trochę ziemniaków + surówka (zrezygnowałam z mięska!!!),
- godz. 20 kubek maślanki brzoskwiniowej.
Byle do przodu....
Trzymam się nadal dzielnie,choć moje dzisiejsze ssanie jest znacznie intensywniejsze niż wczoraj,ale zagłuszam go różnymi pracami.Udało mi się posprzątać,zrobić pranie ręczne i posteppować.Teraz mam chwilę dla siebie,bo obiad się gotuje a córcia poszła lulu.
*Ćwiczenia:
- stepper 30 min. (1600 kroków,czy steppów - nie wiem jak to się zwie,wczoraj w tym samym czasie zrobiłam 1500).
Zastanawia mnie czy licznik pokazuje faktyczną ilość spalanych kalorii,bo przy starym stepperze przy 1000 kroków (a raczej przy 2000,bo inaczej liczył) spalałam niby 500 w pół godz. co chyba raczej nie jest możliwe,a ten pokazał wczoraj 210,a dziś 224 więc byłoby to bardziej prawdopodobne-zresztą nie ważne,dla mnie ważne jest to,że wreszcie się ruszyłam i coś robię,a nie tylko pustoszę lodówkę.
*Jedzonko:
- godz. 8 owsianka na 0,5% mleku,
- godz.11 grejpfrut + pół kubka maślanki brzoskwiniowej,
- godz. 14 kanapka z chleba sojowego + serek kanapkowy + 2 plasterki wędliny + pomidor,
- godz.17 zupa ogórkowa + kopytka,
- godz. 20 kubek maślanki brzoskwiniowej.
Moja waga pokazuje 77 kg,ale już nie chcę zmieniać tego na pasku.Ważyć się będę w poniedziałki,bo w weekendy zawsze najbardziej grzeszę.Do tego dnia muszę ujrzeć 75 kg,myślę,że jest to możliwe,bo na początku schodzi woda i waga szybko leci w dół,a potem super byłoby tak po kg na tydzień,ale się rozmarzyłam.W sumie nie ważne ile byle juz tylko w dół!!!A jeśli chodzi o dietkę to chciałabym się mieścić tak do 1700 kalorii dziennie,bo 1000 to póki co zdecydowanie dla mnie za mało.