Dzień 17...
Bałam się tego całego wolnego,ale jak się okazuje:"CHCIEĆ TO MÓC" i waga dzisiaj spękała i pokazała wreszcie mniej,ale nie powiem,że było łatwo.Jadłam prawie wszystko to co reszta rodziny,z tym,że zdecydowanie mniej,a wczoraj troszkę wymiękłam i się najadłam do porządku.Były 3 kawałki ciasta i 2 cukiery czekoladowe,ups 4 kawałki ciasta.Był drink,było wino,a wieczorem wieeelkie udo z kurczaka i piwo - byłam pewna na 100%,że waga dziś pokaże wagę wyjściową a tu wielka niespodzianka 73 kg,a ja niewiem jak to się stało,bo jak nie jadłam dużo to przez tydzień wisiała na 74 kg,no więc cuda jakieś!!!Mam nadzieję,że jutro się nie rozmyśli i nie pokaże więcej.
A tak pozatym to znów mam dziecko chore,ale póki co jakoś ja się trzymam nawet mimo nieprzespanej nocy.Teraz wracam na tory dietki i chudniemy???Pewnie,że CHUDNIEMY!!! a reszta też :PROSZĘ SIĘ NIE OBIJAĆ!!!Acha jeszcze wspomnę,że codziennie ćwiczyłam na stepperku :-)
Dzień 12...
Waga rano nie mogła się zdecydować i skakała z 73,50 na 74,00 więc wybrałam tą mniej optymistyczną wersję.Przydałaby mi się bardziej dokładna waga,bo ta waży co 0,5 kg,ale tak sobie myślę po co wydawać kasę,przecież tu nie o wagę chodzi tylko o wygląd.Dietkę trzymam nadal ale już boję się tego weekendu,bo jak jestem sama w domu to nie mam pokus to raz,a dwa,że spokojnie mogę gotować coś innego tylko dla siebie.Jak schudnę przez ten tydzień to będzie naprawdę duuuży sukces,bo mąż siedzi w domu do środy i jakoś nie bardzo mi się to podoba tym bardziej,że żyję z nim jak przysłowiowy pies z kotem.Zamiast wypoczywać psychicznie to ja się bardziej denerwuję.Ech...
Dzień 10...
Dietkę trzymam nadal a w moim przypadku to też jakiś sukces,bo to już 10 dzień i właściwie nie mam żadnych zachcianek.Jestem w stanie wytrzymać widok różnych pyszności i ich nie tknąć.Jem 5 posiłków co 3 godziny,wypijam ok.3 litrów płynów.Ćwiczę 3 razy w tygodniu po 30 minut na stepperze staram się dużo spacerować i od czasu do czasu robię brzuszki - to akurat robię bardzo opornie.Myślę,że ta dieta to jest to czego potrzebowałam,bo do tej pory jak próbowałam się odchudzać to ograniczałam posiłki i często wychodziło na to,że jadłam kilka dni pod rząd jedno i to samo,często nie dostarczając organizmowi niezbędnych składników,a potem co?wiczy głód i pochłaniałam wszystko co napotkałam na swej drodze,mam nadzieję,że tym razem będzie inaczej i nadal ta dietka będzie sprawiała mi więcej frajdy niż wyrzeczeń :-)
Dzień 8...
Bałam się o weekend a tu weekend był nad podziw bardzo grzeczny,nie jadłam tego co miałam w diecie ale trzymałam się godzin i zdrowego umiaru w jedzeniu i efekt taki,że na wadze od piątku - 1 kg...tak więc chudniemy!!!Piję bardzo dużo wody i herbatek.Od dziś wstępuję znów na tory dietki i jedziemy dalej może troszkę wolniej ale zdrowiej :-) Wolniej,bo chyba jednak nie dostarczyłam sobie tylu kalorii ile powinnam w trakcie tego weekendu,bałam się przecholować.Cieszę się,że udało mi się przezwyciężyć pewne słabości i brnąć do celu,mam nadzieję,że tych sił starczy mi na dłużej.Waga 74 kg,ale zmienię w piątek :-) i mam nadzieję na troszkę mniej ;-)
Dzień 4...
Wczoraj mimo ogromnych chęci nie było już tak 100% i pięknie.Po południu odwiedziła mnie koleżanka i trafiły sie 2 duze ciacha,piwo i była też ochota na wrzucenie w siebie innych śmieci,ale opamiętanie nastało i była już tylko woda i herbatki do wieczorka,a zamiast kolacji pomidorek i jabłko :-) Oczywiście nie wytrzymałam i wczoraj jak głupia wskakiwałam kilka razy na wagę i dziś tez to zrobiłam,a że wynik mnie w miarę usatysfakcjonował i uspokoił to mam dalsze chęci na dietkę.W weekend chyba nie bardzo będę się mogła stosować do dietki,bo jutro chyba jedziemy na wieś,a w sobotę będę mieć gości i nie będę szykować osobnych rzeczy dla siebie,ale nic trudno tragedi robić nie będę muszę się mocno zmobilizować i jeść mniejsze porcje.Zobaczymy jak mi pójdzie.CZYTAJĄCY MNIE TRZYMAJCIE KCIUKI!!!
Dzień 3...
Wczorajszy dzień był
zdecydowanie lepszy pod względem dietki,tzn. nie odczuwałam już tak
głodu jak w poniedziałek.Przez ten głód nie mam przynajmniej problemów
z wypiciem wody i przez te dwa dni spokojnie pochłaniałam około 3
litrów płynów.Dietka bardzo mi się podoba,odkrywam nowe smaki i to nie
zupełnie nowych potraw i nigdy bym się nie dowiedziała,że coś może
smakować bez dużej ilości soli i przypraw.Teraz stosuję się wręcz w
pedantyczny sposób do zaleceń przyprawiania i o dziwo to jest smaczne.
Wczoraj zaliczyłam trochę brzuszków (czyt. półbrzuszków),a dziś zaliczyłam 30 min. na stepperku i TŁUSZCZU PRECZ!!!
Dzień 2...
Za mną pierwszy dzień i nie powiem,że było łatwo.Mój żołądek przez ostatnie tygodnie był przyzwyczajony do kilku tysięcy kalorii dziennie,a tu nagle takie ograniczenie.Staram się jeść co 3 godziny i czas od 13 do 17 był dla mnie katorgą,bo zwykle o tej porze najwięcej w siebie wrzucałam,niby o 14 miałam obiad,ale na długo mnie nie zasycił-właściwie to głodna nie byłam tylko miałam straszną ochotę na cokolwiek byle poczuć mój wypchany żołąd.WYTRZYMAŁAM jednak grzecznie do 17 i już było ok.Posiłki pyszne,urozmaicone i póki co mam frajdę z ich przygotowywania,oby jak najdłużej.Ha nawet udało mi się wieczorkiem poćwiczyć 30 min. na stepperku,ale nie mam zamiaru ćwiczyć codziennie - tylko 2-3 razy w tygodniu.Koniec też z szaleństwem codziennego wskakiwania na wagę,muszę wytrzymać do piątku,bo widząc różnego rodzaju skoki szybko się zniechęcam.Czas pokaże co wyjdzie z tej mojej dietki.
No to start!!!
Od dziś dieta Vitali.Zastanawiałam się i zastanawiałam i doszłam do wniosku,że jak nie spróbuję to się będę dalej zastanawiać.Mam tylko nadzieję,że z moim słomianym zapałem nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto.Wczoraj dostałam jadłospis i troszkę byłam rozczarowana,bo np.z kąd ja mam wytrzasnąć w październiku POZIOMKI???Istnieje wiele mrożonek owoców,ale poziomki nigdy mi się nie rzuciły w oczy,w puszcze też nie,a mieszkam w dużym mieście.Na szczęście istnieje wymiana potraw i tym sposobem wymieniłam wszystko co było na dziś i jestem zadowolona.Druga rzecz,która mi się nie podoba to kupowanie pewnych rzeczy i właściwie ich nie wykorzystanie,bo np.po cholerkę mi 2 paczki różnych maseł z czego jednego mam użyć 1 łyżeczkę,a drugiego 2 i pół dla mnie to jakieś nieporozumienie,albo kupić puszkę ananasa i wykorzystać 1 plasterek???Nie lubię marnować jedzenia tak więc będzie potrzebna jeszcze modyfikacja posiłków - na chwilę obecną tyle o diecie i TRZYMAJCIE KCIUKI,żeby mój zapał szybko nie wygasł.
A teraz z innej beczki,będzie troszkę o moim załamaniu psychicznym.Muszę ot tak wyrzucić to z siebie dla poprawy nastroju.W sobotę miałam ogromny kryzys-efekt tego był taki,że wyrzuciłam męża z córką z domu na spacer,na szczęście mąż miał dość mojego humoru i zabrał małą do swojej siostry,a ja miałam ponad 3 godziny dla siebie.Pierwsza myśl to spanie,ale nie udało mi się zasnąć,zbyt wiele myśli kłębiło się w mojej głowie.Mam dość swojego męża,zamiast mi pomagać to wręcz mnie dobija.Na początku naszej znajomości imponował mi swoją zaradnością.W wieku 20 lat zmarła mu mama,został w domu sam z ojcem i nagle dwaj faceci musieli nauczyć się gotować,sprzątać i dbać o siebie.Mąż poszedł do pracy,skończył studia i z pewnością nie było mu łatwo.Zawsze byłam pod wrażeniem porządku jaki w tym domu panował,nigdy nie zastałam bałaganu,wręcz pedantyczny porządek.Po ślubie byłam zadowolona,że nigdy nie muszę sprzątać po mężu,aż tu nagle urodziła się córka i z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej.Mąż pracuje od 8 do 17,18 lub 19 i gwarantuję,że nie ma ciężkiej pracy jedynie czasochłonną.Przy dziecku od urodzenia chodziłam tylko ja.To ja karmiłam,kąpałam,przewijałam i wstawałam w nocy i tak jest do dziś.On nie poczuwa się do żadnego obowiązku zajmowania się córką,nawet nie potrafi się z nią pobawić,a jak go wysyłam na spacer to owszem może iść ale pod warunkiem,że pójdziemy wszyscy.Na domiar złego coraz częściej zaczynam po nim sprzątać,a umowa była taka,że każdy sprząta po sobie.Coraz częściej zaczynam sprzątać skarpetki i ubrania,a wcześniej nigdy nie musiałam tego robić.W sobotę powiedziałam DOŚĆ!!!Wygarnęłam mu wszystkie żale i sio z domu.Teraz stosuję metodę szantażu np.wczoraj miał umyć naczynia,powtarzałam tysiąc razy,aż w końcu powiedziałam,że jeśli ich nie umyje to dziś nie będzie obiadu i co on na to???Nie umył,a dziś rano tak jak gdyby nigdy nic zapytał się czy będzie obiad,bo on nie wie czy kupić SOBIE pizzę - OCZYWIŚCIE ŻE NIE BĘDZIE!!! tylko co to da???Nie wiem już co mam robić,rozmowa SPOKOJNA ROZMOWA przyniosła efekt krótkotrwały i dalej pan mąż sobie wszystko olewa.A ja po całym dniu z córką wysiadam,mimo tego iż mam bardzo grzeczne dzieciątko (no z wyjątkami) i chciałabym odpocząć.
Tak na wesoło: dziś spakowałam mu do pracy jego brudne skarpetki,które leżały na środku pokoju,ale niestety zauważył i zaczął coś tam krzyczeć,więc mu oświadczyłam:skoro nie znasz ich miejsca,to tym bardziej ja nie znam,bo nie moje - następnym razem znajdą się w koszu....ale na śmieci!!!
Gotowi do startu.....
Lenia nadal nie udało mi się wygonić i póki co ćwiczeń brak,a dieta???-zaczynam od poniedziałku.Wczoraj dotarła waga kuchenna i zamierzam wszystko skrupulatnie odmierzać i liczyć - pytanie:"ciekawe jak długo?".Niech ktoś zasieje we mnie silną wolę i oby to setne podejście było tym ostatnim do wymarzonej wagi.Jedynie co mi się udało przez te ostatnie dni zrobić to przyzwyczaić się do picia wody,a z godzinami posiłków różnie bywa,ale od poniedziałku - OBIECUJĘ POPRAWĘ!!!
JESTEM SILNA!!! JESTEM SILNA!!! JESTEM SILNA!!! - próbuję pozytywnie myśleć :-)
Krzyczcie...
Za oknem szaro i buro - spaceru nie będzie,ale może uda mi się wskoczyć na stepper i podrałować troszkę... Po raz kolejny uczę się jeść o stałych porach,ale cosik ciężko mi idzie.Zaczynam tworzyć mój plan odchudzania i ....dalej cicho-sza,bo jak się ostatnio często okazuje mój zapał jest tylko słomiany.Brakuje mi samodyscypliny,a może to Wy za mało na mnie krzyczycie???!!!Ja chyba potrzebuję ciężkiego bata,który będzie nade mną stał i ciągle przypominał,że mam być twarda i trzymać się planu.Od poniedziałku muszę się trzymać dzielnie,piszę od poniedziałku,bo od 2 tygodni biorę tabletki i chyba przez nie jestem nie do życia,ale w sobotę mi się kończą i mam nadzieję,że wszystko wróci do normalności.Tak więc od poniedziałku proszę mnie pilnować i krzyczeć kiedy będę niegrzeczna!!!