Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Gdybym mogła cofnąć czas nigdy bym się nie odchudzała.Zawsze byłam kuleczką,ale proporcjonalnie zbudowaną i zgrabną,choć ważyłam ok 65 kg.Jadłam co chciałam, lubiłam ruch i byłam sobą-ot dziewczyną z poczuciem humoru.I postanowiłam się odchudzać,wpadłam w pułapkę o nazwie jo-jo. Teraz myślę, że fajnie by było ważyć te 65kg...czasu nie cofnę. Może inni wyciągną z tego wniosek...?Jeśli nie musicie...nie odchudzajcie się. Teraz wyznaczyłam sobie cel mniej niż 70kg, ale będę się bardzo cieszyć jeśli waga nie będzie większa od 79kg.To i tak szczyt moich marzeń.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 636802
Komentarzy: 5696
Założony: 17 marca 2007
Ostatni wpis: 6 września 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
abiozi

kobieta, 52 lat, Toruń

158 cm, 104.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 kwietnia 2013 , Komentarze (7)

U mnie kolejny kilogram mniej!!!!
Oj cieszy to bardzo.
Bardziej jednak cieszy mnie coraz większa sprawność fizyczna i rozpierająca energia.
Daje radę.

Ale skłamałabym pisząc, że zawsze jest super.
Pewnie, że nie.
Mam i gorsze dni.
Różnie się dzieje w pracy, w domu.
Czasami popłaczę i mam wszystkiego dość.
Ale obcieram nos i nie pozwalam sobie długo na smutki.
Siłownia bardzo mnie relaksuje.

Nie zawsze jest idealnie ale i nie o to chodzi.
Nie katuje się dietą, pokochałam ruch i staram się cieszyć życiem.

Trzymajcie się Kochani i walczcie o lżejsze jutro!!!!

16 kwietnia 2013 , Komentarze (10)

Wiosna...wiosna...wiosna!!!
SUPER!!!!!
A ja dalej dietuję.
I uwielbiam tę dietę bo nie odczuwam żadnego głodu a po 16 już nie jem
Normalnie szok
A jednak...
A druga sprawa to dalej trenuję ale tym razem 4-5 razy w tygodniu chodzę na siłownię.
Średnio około 2 h z trenerem - rewelacja.
W poniedziałki nadal chodzę na 2 h tenis.
Za chwilę do pracy zacznę jeździć rowerem i chodzić do lasu z tzw."kijkami".
Niesamowicie wkręciłam się w ruch i czuję się obłędnie.
W marcu waga stała w miejscu i dobrze bo był czas by mój organizm zaakceptował ubytek 10 kg w ciągu 2 miesięcy i aby skóra doszła do siebie.
Ubrania są zdecydowanie luźniejsze.
Cześć z nich nie nadaje się do noszenia bo są zbyt duże.
Zmniejszyłam się o 2 rozmiary.
Trzymajcie się Robaczki Kochane

7 kwietnia 2013 , Komentarze (10)

Kochane Robaczki!

Usłyszałam o wściekłej wyprzedaży w Lidlu i pognałam z samego rana zaraz po Mszy;)

A moja zdobycz to koszulka i spodnie do jazdy rowerem plus kask, a za wszystko zapłaciłam całe 60 PLN. Z poprzedniego sezonu mam specjalne rękawiczki i okulary oraz super obuwie sportowe. 
Kochani wyglądam bardzo profesjonalnie i to tak, że sama nie mogłam siebie poznać w tym stroju - normalnie czad 
Już się nie mogę doczekać by wskoczyć na rower!!!!!!!!!

P.S.
Tak wiele Was pyta o tę siłownię i trenera.
Już wyjaśniam.
Pewna Pani, której pasją jest sport i która sama chodziła na siłownię i prowadziła różne zajęcia związane ze sportem i dietą postanowiła otworzyć siłownię we własnej piwnicy.
Zaczęła tam chodzić bratowa i gdy usłyszałam cenę i jak wyglądają zajęcia postanowiłam spróbować. 
Poszłam i zakochałam się.
Innymi słowy właścicielka jest wspaniałą trenerką. 
Nie trzyma się też skrupulatnie opłaconego czasu. 
Ja za siłownię i opiekę trenera płacę 100 PLN za miesiąc ze spotkaniami 4 razy w tygodniu po 50 minut.
Czasami jestem sama z trenerką a najwięcej było nas trzy.
Zresztą byłam dopiero trzy razy.
A co będzie dalej?
ZOBACZYMY:)

6 kwietnia 2013 , Komentarze (10)

No to teraz bez wymówek.
Święta się skończyły!
Wiosna coraz bliżej!
Do roboty Robaczki Kochane!!!!!
Ja od kwietnia chodzę na siłownię i mam własnego trenera, który cały czas ma nadzór nad moją osobą.
Super sprawa.
Mówi i pokazuje co i jak mam ćwiczyć.
Daje zalecenia co do diety i dalszego postępowania w domu.
Chodzę 4 razy w tygodniu na 50 minut.
Czasami treningi przeciągają się nawet do 2 h.
Wracam bardzo spocona ale nie zmęczona.
Dostaję porządny wycisk.
Po pierwszym razie nie wiedziałam jak się nazywam i ledwo doczołgałam się do chaty.
Póki co po pierwszym tygodniu przybyły mi 2 kg.
I czuję się opuchnięta i obolała.
I okazuje się, że to zupełnie normalne.
Ale na początku wściekłam się za 2 kg na plus a nie na minus.
Już nie mogę doczekać się kolejnych zajęć.
Codziennie ćwiczę też w domku.
Nie odpuszczam.
Po ćwiczeniach czuję się zdecydowanie lepiej i rozpiera mnie energia.
Trzymam za Was kciuki z całych sił. 


24 marca 2013 , Komentarze (10)

Kochani...wczoraj późnym wieczorem już miałam wskoczyć do łóżka ale stwierdziłam - nie i postanowiłam poćwiczyć. Prawie twa tygodnie nie ćwiczyłam bo byłam chora a teraz nie mogłam się zmobilizować.
Powiedziałam sobie - DOŚĆ!!!!!
I było super!!!!!
Poczułam się jak młody bóg - super
I na co ja czekałam?
I czego się bałam?
Przecież ja to lubię!!!!!!!

Dzisiaj wstałam z dużym przypływem energii.
Dres i spacer z psiunem.
Później schody, rower i reszta ćwiczeń.
Dałam sobie wycisk i bardzo się spociłam i czuje się OBŁĘDNIE!!!!!!!!!

23 marca 2013 , Komentarze (5)

Wracam do świata zdrowych...
Mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej.
Tak...rozchorowałam się.
Potworny ból gardła, kaszel i duszność - koszmar.
Musiałam odpuścić codzienne treningi.
Przez pierwsze dni bardzo mi ich brakowało a teraz trudno mi się za nie zabrać.
Dzisiaj jednak nie daruję.
Ćwicząc codziennie czułam się świetnie.
Chudłam i nie miałam problemów z trzymaniem diety.
Gdy przestałam ćwiczyć powoli ochota na wieczorne jedzenie zaczęła wracać i zaczęło mi być trudniej nad sobą panować.
W drugim tygodniu zaczęłam jeść późne kolacje.
Zaczęła też przychodzić ochota na słodkie w ciągu dnia.
Obserwowałam co zaczęło się ze mną dziać gdy przestałam ćwiczyć.
Zaczęłam łamać się w diecie.
Jedząc zbilansowane posiłki systematycznie i ćwicząc czułam się zdecydowanie lepiej i miałam mnóstwo energii.
Byłam też mniej nerwowa bo pewnie zadowolona z siebie, z realizacji zamierzonego planu.
Gdy się rozchorowałam i brakowało mi sił na ćwiczenia byłam zła, że choroba mnie pokonała.
Było minęło.
Nie wiem co z wagą.
Jednak mieszczę się bez problemu w mniejsze ubrania, w których chodzę od pozbycia się 10 kg.
Ale wiecie co...mimo wszystko nie było czegoś takiego, że skoro jestem chora i nie ćwiczę to mogę jeść co chce i ile chce.
Już jedzenie nie jest dla mnie nagrodą - zrozumiałam to w końcu.
Cieszę się, że pokochałam ruch bo daje mi zadowolenie zdecydowanie większe niż jedzenie.
Nie zaczynam niczego od nowa.
Wracam do codziennych ćwiczeń.
Troszkę skoryguję dietę i zwrócę uwagę by nie przekraczać zaplanowanych porcji.
Będzie dobrze.

Dziękuję Wam za serdeczność i wsparcie.
Ja też jestem z Wami całym sercem.
Nie zawsze piszę ale zawsze o Was Kochani pamiętam.
Trzymajcie się.




9 marca 2013 , Komentarze (17)


No cóż...

Muszę Wam coś napisać...

Pisałam w ostatnim wpisie, że na śniadanie jem płatki i w zasadzie tak było ale właściwie to ja jadłam musli z bakaliami i odrobiną płatków (poprawiłam poprzedni wpis na musli).
Teraz wiem jakie to istotne bo kilka dni temu skończyło mi się musli i zaczęłam jeść same płatki ale zaczęłam też mieć problemy z jelitami tzn. z systematycznym korzystaniem z toalety.
Pewnie zabrakło błonnika.

Nie pisałam chyba o tym wcześniej ale istotna jest też wielkość posiłków ja staram się by była to objętość mojej pięści. 
Po prostu jem mniej a częściej. 

Zaczęłam też myśleć, by chodzić na tzw. kijki w zamian za schody i roweryk.
Skonsultowałam to z moim trenerem fitness i dowiedziałam się, że kijki są bardzo dobre ale zdecydowanie na krążenie. Jednak by spalić tłuszcz nie mogę zrezygnować ze schodów i rowerka. 
Oczywiście mogę sobie raz w tygodniu darować schody i rower, i iść na kijki ale w pozostałych dniach tygodnia kijki mogą być dodatkowo a nie w zamian.

Dzisiaj jest sobota a ja w czwartek byłam tylko na kijkach a wczoraj odpuściłam sobie trening w ogóle i dzisiaj trudno mi się zmobilizować.
Podstawowe chodzenie po schodach zajmuje mi jakieś 10 minut.
Później rower 50 minut ale zawsze tak to sobie planuję by pedałując oglądać wybrany program w telewizji.
Czyli zamiast siedzieć w fotelu jak kiedyś pedałuję na rowerku.
Czyli można to sobie zorganizować ale trzeba chcieć.


Sama widzę jak to działa - NIE WOLNO SIĘ PODDAWAĆ!!!
Trzeba mimo wszystko robić te swoje minimum żeby nie wiem co.

Właściwie to jest jeszcze coś.
W czwartek i piątek skusiłam się wieczorem na żółty ser i to kilka sporych plasterków z korniszonami.
Właściwie to poszłam do kuchni by zrobić sobie herbatę ale zamiast niej skusiłam się na ser, a później na jeszcze jeden plasterek.

Kochani nie ma cudów.

Gdybym zrobiła herbatę i zamiast sera zjadała twaróg i jeszcze zrobiłabym swój trening (schody i rower) to dzisiaj miałabym zdecydowanie więcej energii i nie czuła się tak ociężała.

Kurcze! To tak właśnie działa!!!

Kochani zmykam po musli, a później na kijki, a jak wrócę biorę się za sprzątanie, a później schody i rower.

Nie...nie...nie poddam się...o nie!!!





6 marca 2013 , Komentarze (21)

Witajcie Kochani!

Pytaliście, więc postaram się w skrócie Wam opisać jak udało mi się schudnąć od początku roku 10 kg.

Chciałabym też byście wiedzieli, że to mój sposób na schudnięcie uzgodniony z dietetykiem i trenem fitness i nie każdemu on będzie odpowiadał i nie dla każdego będzie skuteczny.

Dla mnie jest wyjątkowo skuteczny, ale mam też bardzo dużo pokory, bo nie wiem jak będzie dalej.

Jestem też, jak najdalej, od dawania dobrych rad.

W końcu też zrozumiałam, by trwale schudnąć, muszę zmienić nawyki żywieniowe i połączyć je z systematycznym ruchem i to do końca życia.

1)      Nie wolno mi się głodzić.

2)      Staram się dużo pić, choć nie obliczam skrupulatnie - coś około 2 litrów. Jest to woda źródlana lub przegotowana, herbata - nic szczególnego. Unikam słodkich napojów i gazowanych, ale jeden lub dwa łyki (sporadycznie) nie zaszkodzą.

3)      Jeśli mam ochotę na coś słodkiego lub ogólnie kalorycznego to raz na jakiś czas pewnie, że tak i byle nie na noc oraz w rozsądnych ilościach.  

4)      Śniadanie około 7 rano i na dzień dobry zjadam owoc, a najczęściej jest to kiwi, albo pomarańcza, ale dozwolone są wszelkie owoce lub warzywa lub świeży sok, lub woda z cytryną itp. Później zjadam musli z bakaliami zalane około 1 szklanką mleka.

5)      Około 10:30 zjadam bardzo pożywny posiłek i najczęściej jest to ryż z tuńczykiem lub gotowaną piersią kurczaka i mnóstwem ilości warzyw zarówno gotowanych jak, i surowych.

6)      Gdzieś o 12-12:30 piję maślankę, albo jogurt lub jakiś owoc.

7)      Około 14 j.w.

8)      Około 15:30 zjadam resztę ryżu z tuńczykiem i warzywami ( czyli to co jadałam na drugie śniadanie).

9)      I wierzcie mi, że wracam do domku najedzona.

10)   Wcześniej zaczynałam jeść po godzinie 16 teraz po tej godzinie - przestaję jeść, ale gdybym była głodna mogę jeść warzywa surowe lub gotowane albo gotowane jajko, twaróg, maślankę naturalną, garść orzechów itp. - oczywiście w rozsądnych ilościach i nie później jak na 3 h przed snem.

11)   Codziennie ćwiczę minimum 50 min, ale zdarza się, że ćwiczę i 2 godziny. Lubię ten akurat rodzaj ruchu. W poniedziałki chodzę na 2 godziny tenisa ziemnego - rewelacja ( od godziny 19 do 21). W pozostałe dni zaczynam trening również wieczorem by podnieść metabolizm na czas snu. Zaczynam od chodzenia po schodach tj. IV piętro razy 2 - to moje minimum, ale czasami jak mam lepszy wieczór to wchodzę i 10 razy. Później wchodzę na rower stacjonarny i pedałuję 50 minut. Średnio co 10-15 minut schodzę z roweru,  by robić przysiady, skłony, wymachy itp z hantlami. Przy ładnej pogodzie w soboty i niedziele chodzę na godzinne lub dwu godzinne spacery do lasu ? ostatnio z kijkami.

12)   Łącznie schudłam przez dwa miesiące 10 kg.

13)   W pasie i biodrach ubyło mi po 9 cm.

14)   W biuście 3 cm.

15)   W udach 4 cm, a bicepsie 2 cm.

16)   Mam dużo energii w sobie i zdecydowanie poprawiła mi się kondycja.

17) Wraz ze zmianą pór roku będę zmieniać rodzaj ruchu, ale na taki, który lubię.

18)   Dieta też będzie się zmieniać, ale zachowam pory posiłków i proporcję węglowodanów ( ryż, makaron itp.) do białka ( tuńczyk, pierś z kurczaka itp.) oraz warzyw ( surowe, gotowane).

19)   Będę starała się jeść pokarmy jak najmniej przetworzone i dobrze, że takie mi smakują.

20)   Praktycznie nie używam żadnych przypraw.

21)   Uwielbiam gotowane potrawy.

22)   Najważniejsze są posiłki do godziny 15 i nie mogę z nich rezygnować, bo w przeciwnym wypadku nie powstrzymam się z jedzeniem wieczorem.

 

Trudno to opisać i tak wyszło mi zdecydowanie więcej niż bym chciała.

 

Kochani - właściwie to nie robię nic wyjątkowego.

Systematyczne jedzenie.

Zbilansowane posiłki.

Treningi codzienne.

 

A jednak to, co najprostsze czasami jest najtrudniejsze - zadziwiające, co?

2 marca 2013 , Komentarze (8)


Kochane Moje...dziękuję za wszystkie słowa wsparcia...

Trzymam się, ale to za dużo powiedziane.

Przestrzeganie diety i treningi dają mi dużo radości.

Wręcz delektuję się czasem danym mi teraz.

To, że chudnę to jedno.

To, że robię się sprawniejsza to drugie.

Ale jestem szczęśliwa i to jest najważniejsze.

Tak...dziwię się...

I chyba nie rozumiem, co się stało ze mną...z moim podejściem do życia w ogóle.

Czy jestem innym człowiekiem od tego roku?

Oczywiście, że nie.

Kocham ten czas, który jest mi dany teraz, aktualnie.

Nie zależy mi by był już koniec roku, bo będę ważyła znacznie mniej, jeśli oczywiście wytrwam w postanowieniach.

Kiedyś chciałam by czas odchudzania przeminął jak najszybciej.

Teraz jest inaczej.

Dostrzegam jak cudowna jest przyroda.

Obserwowanie nadchodzącej wiosny jest bezcenne, ale ja lubię każdą porę roku.

Nie mogę się doczekać by dni były dłuższe, bo chcę jak najwięcej czasu spędzać na dworze i wdychać powietrze, i patrzeć na świat.

Jestem wolna i mogę robić, co chcę.

Nie dostrzegałam tego kiedyś.

Nie rozmyślam nad przeszłością, bo nie mam już na nią wpływu.

Przyszłość jest nieznana.

Ale jestem tu i teraz, i to liczy się najbardziej.

Nie wiem, co będzie za rok.

Pewnie schudnę i będzie mi lżej, ale nie wiem czy nie pojawią się jakieś utrapienia związane ze zdrowiem moim, czy bliskich mi osób.

Więc nie odliczam czasu.

Jestem tu i teraz, i z tego się cieszę, z każdej danej mi sekundy życia.

Nie jestem bogata, ani szczególnie urodziwa i co z tego?

By chodzić do lasu i przytulać się do drzew nie potrzebuję pieniędzy.

Czasami sami stajemy się niewolnikami pieniędzy, bo musimy coś koniecznie mieć, ale czy to jest nam naprawdę potrzebne?

Czy to nas uszczęśliwi?

Widzieliście lub słyszeliście o bogatym człowieku i równie szczęśliwym?

Oczywiście są rachunki, które wszyscy musimy płacić itd., ale nie o takich sprawach myślałam.

Dwa lata temu sama miałam problem związać koniec z końcem.

Na szczęście teraz jest lepiej.

 

Muszę mieć dobrze dobraną dietę, bo jestem najedzona i nie czuję głodu tak jak kiedyś.

To zasługa mojej dietetyczki, która stała się wręcz moją przyjaciółką.

Mogę tę dietę w miarę rozsądku modyfikować a tym samym być na niej do końca życia.

I pewnie, dlatego jestem spokojniejsza i nie odliczam czasu, kiedy przestanę ją stosować.

Zresztą powrót do starych nawyków skończyłby, się powrotem kilogramów i ogólnym pogorszeniem stanu zdrowia, i braku energii do czegokolwiek.

Za nic na świecie nie wrócę do tego, co było.

Kiedyś walczyłam o każą minutę, godzinę, dzień by wytrwać na diecie.

To było straszne i kiedyś musiałam odpuścić.

Nie dawałam rady.

Kiedy czytam Wasze pamiętniki jak walczycie o utratę kilogramów każdego dnia, to doskonale Was rozumiem.

 

Stosuję tęż treningi.

Tak szczerze to sama wybrałam, co chciałabym robić i skonsultowałam to z osobistym trenerem fitness.

Tak...mam szczęście, że go mam, zważywszy, że to mój kolega z pracy.

Dużo mi wytłumaczył.

Teraz już wiem, że można się namęczyć ćwicząc i nie mieć efektów.

Można przestrzegać diety, która absolutnie nie jest dla nas i strasznie cierpieć.

Czy w takiej sytuacji można trwale schudnąć i być szczęśliwym?

Ja wiem, że to męka, bo sama przez to przechodziłam przez wiele lat.

Oby to nigdy nie wróciło.

Zmieniamy się i to naturalne...i oby na lepsze.

Rozumiemy coraz więcej.

Mam nadzieję, że znalazłam dietę i trening, czyli to coś dla siebie.

Z czym jest mi dobrze.

Co mnie uszczęśliwia.

I przynosi efekty.

 

Nie wiem, co będzie dalej.

Zobaczymy.

 

Kochani... pamiętajcie, że każdy z nas jest inny.

Nie oceniajmy ludzi... to ich życie, dajmy im prawo wyboru.

To, co jest dobre i skuteczne dla mnie nie musi być dla drugiej osoby.

Kocham Was z całego serca i wspieram w każdych postanowieniach.

Rozejrzyjcie się dookoła – życie może być piękne.

Trzeba to tylko dostrzec, ale czasami potrzebujemy na to czasu...dużo czasu...

22 lutego 2013 , Komentarze (8)

Jest bardzo dobrze.
Dietuję i trenuję.
Waga pomalutku spada.
Skóra swędzi - masuję i smaruję.
Nie poddaje się.
Czasami myślę, że dzisiaj dam sobie spokój ale z drugiej strony to nic takiego.
Więc wstaje i robię swoje.
I mówię sobie: nie myśl o tym, wiesz co masz robić, to żaden wysiłek, czujesz i wyglądasz zdecydowanie lepiej a to prawda.
Jestem dużo sprawniejsza niż w grudniu.
Wkręciłam się też w ruch - bardzo go polubiłam.
Waga spada wolno.
Choć sama nie wiem...może wcale nie wolno;)
Pogoniłam od ostatniego wpisu 0,5 kg.
Trzymajcie się Kochani i nigdy się nie poddawajcie, i wierzcie w siebie, i swoje możliwości!


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.