Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zdrowie, zdrowie i jeszcze raz zdrowie - oraz doskonałe samopoczucie psychofizyczne, które towarzyszy gdy lżej na ciele - to główne powody chęci odchudzenia się ze zbędnego balastu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 191455
Komentarzy: 1219
Założony: 2 stycznia 2010
Ostatni wpis: 17 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
myfonia

kobieta, 43 lat, Opole

177 cm, 67.40 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: do wakacji poniżej 70 kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 lutego 2018 , Komentarze (9)

Taką sobie obrałam strategie.

Nigdy nie działała na mnie krytyka. Wzmagała stres i sprawiała, że spadałam w dół.

Skupię się więc na pozytywach, na możliwościach, a nie ograniczeniach, na zaletach a nie wadach.

Mam oczywiście na myśli moją fizyczna powłoczkę. Nad psyche, pracuje w innym miejscu ;)

Dlaczego więc, wąż z drzewa podpowiada żeby jednak zacząć od wskazania słabego punktu?

Dobsz, niech mu będzie, są to - masywne uda, które nawet przy wadze niższej niż 64 kg, masywnymi wprost proporcjonalnie do reszty ciała zostały.

Ale cała reszta? Czy to nie marnowanie potencjału? 

(Pamiętajcie, afirmuję i każdy może zrobić dokładnie to samo, bo każdy ma takie same możliwości, by szereg zalet wynieść na pierwszy plan i sobie udowodnić, jak wiele może zdziałać i jak dobrze czuć się we własnej skórce).

Co więc z tym potencjałem...

Więc tak: wysoka, zachowane proporcje, regularne rysy twarzy, sylwetka klepsydra, długie nogi, proporcjonalny biust, szczupłe dłonie i stopy, elastyczne i silne ciało, spore możliwości uprawiania wszelkiej maści sportów!

Widzicie modelkę? Sportsmenkę?

Nie, to ja :)Troszkę tam tylko trzeba ociosać: tłuszczyku z boczków, bioderek, udek, ramionek, trochę porzeźbić, mięśnie uwypuklić i ha! Drżyjcie zalewowe plaże, bo miast okrywać krągłości szczelnie połaciami materiałów wszelakich (o dzięki ci świecie mody za stroje kąpielowe ze spódniczkami), przeparaduję radośnie pod samą wieżę ratowników :D A to już szczyt-szczytów odwagi jakby ktoś nie wiedział :)

I oto zakończywszy poranną afirmację spakowałam:

pudełko jaglanki z warzywami i oliwą, pudełko jaglanki z rodzynkami bio i bananem.

W domu zostaje porcja do której zrobiłam świeży sosik pomidorowo-paprykowy.

12 lutego 2018 , Komentarze (8)

A mi stuknęła 80! 

Starzeje się... bełkotałam coś w śnie.... a nie, to tylko nadprogramowe kilogramy. Uff, co za ulga Przecież one, w przeciwieństwie do wieku i upływu czasu są odwracalne i zalezą tylko ode mnie! Czemu więc nie mam jeszcze szczuplutkiego i umięśnionego ciała, które pozwoli zachować maximum możliwej i zapisanej poniekąd w genach sprawności i zdrowia?

Bo geny?

Bo brak czasu?

Bo choroby?

eeee 

Nie.

Co się więc stało, że ciało tak dalece odbiega od tego co podpowiada rozsądek.

No bo tego, ten tego...

...lenistwo?

Wszystkiemu jest winna moja słaba wola i lenistwo?

O żesz. 

To chyba trochę wstyd.

Nawet bardzo.

Na blacie 80,4 kg.

5 tygodni do wiosny. 

I zarządzam detoks. Na początku jaglany - bo nadmiar tej kaszy zlokalizowałam w szafce.

I śniadanie - kasza z warzywkami i tofu, II kasza z jabłkiem i cynamonem, III pieczarki nadziewane kasza i warzywami, IV budyń - a jakże, z jaglanki :)

1 lutego 2018 , Komentarze (10)

Mało mnie tu ostatnio.

Więc będzie chociaż telegraficznie.

Przeprowadzeni - na kolejne wynajmowane. Intensywnie poszukujemy, lub raczej wyczekujemy pojawiających się ofert sprzedaży mieszkań. Tu jesteśmy zdecydowani na zmiany.

Luby wreszcie z umową. Od grudnia. Ile można pracować bez umowy... Pracodawca w końcu postawiony przed sytuacja ostateczną - zdecydował się. Na razie na okres próbny, mam nadzieję, że od marca na dłużej - co automatycznie zwiększy nasza zdolność kredytową.

Faza oszczędzania trwa :) Intensywnie zbieramy na wkład własny redukując potrzeby i zakupy pierdół do minimum. Można,można! :)

Zaliczyłam ostatnio 2 tyg rehabilitacji. Efektów póki co brak. Przeciwnie, jak nie ćwiczę boli mniej, jak kontynuuje ćwiczenia się nasila...  Niby dobrze dobrane i mi jakby szkodziło każde napięcie mięśnia... nic, walczę.

Wkręciłam się w samodzielną produkcję kosmetyków. Kręcę balsamy z naturalnych olejów i maseł :) Są cudne, nie podrażniają, maja genialny i wiadomy skład. Półkę z kosmetykami sukcesywnie redukuje o drogeryjne produkty. To już tak dobre parę miesięcy, ale kiedyś w końcu znikną :)

Waga 79,4 i walczę. Grudzień i styczeń odpuściłam. Weszłam z znów w nałóg cukrowy.  Czas przeprowadzić detoks.

Do boju! :)

2 stycznia 2018 , Komentarze (2)

Mały, nieśmiały raczkujący. Patrzymy na niego w przeważającej większości z nadzieją na nowe, dające możliwość realizacji siebie, planów - tych malutkich, jak i tych ogromnych marzeń... 

To zawsze ten nadchodzący, daje nam szansę na naprawienie wszystkiego, z czego nie byliśmy zadowoleni w poprzednim.

Niech więc się dzieje, naprawia i goi co zniszczone, pączkuje i kwitnie wszystko co dobre i piękne.

Tego i Wam życzę, vitalijki.... osiągajcie swoje wspaniałe cele :)

-----------------------------------------------------------------------

Krechą podkreślone, bo zmiana tematu. Polowa listopada i grudzień, to dość szalony okres w moim życiu. Nagły zwrot akcji i intensywne poszukiwania mieszkania do kupna. Niestety mikroskopijny a co gorsza wolno się ruszający rynek nieruchomości w moim mieście, nie pozwolił nam przez okres 4 tygodni znaleźć coś godnego zainteresowania. Sporo się jednak nauczyłam, a z obejrzanych mieszkań wyciągnęłam cenne wnioski i doświadczenia, oj jak bardzo cenne ;)

Kolejne wnioski wyciągnęłam z przeprowadzki (bo od tego ucieczki nie było, umowa najmu dobiegła końca w 2017 r.)  - więc od  tej pory, moim życiem będzie rządził minimal :) Minimum sprzętu i ciuchów. W planie na nowy rok, na pewni znajdzie się czyszczenie szaf ze zbędnych ubrań...  (Ale tak na marginesie, moja kolekcja to pikuś przy kolekcji lubego - zajął swoje własne szafy, oraz pozostawiona 4 drzwiowego kolosa w nowym M). 

Jesteśmy już więc na nowym (wciąż wynajmowanym, ale poszukiwania czegoś do kupienia są intensywne i nie spoczniemy dopóki się nie uda), znacząco większym, z balkonem i generalnie w lepszym standardzie (nowsze budownictwo). Przeskok z bloku z lat 70 jest zauważalny, choć dostrzegamy też minusy w postaci mniejszej ilości światła (poprzednio 4 piętro i szereg okien od południa) oraz gorszy układ pomieszczeń mimo, że mieszkanie większe.... Plusy jednak przeważają, lokalizacja znakomita, a do rodziców mam 250 m :)

cdn...

13 listopada 2017 , Komentarze (2)

poniedziałek - 79,1 czyli -1kg w stosunku do maxa z ubiegłego tygodnia!  Uff...

I - chlebuś (78 g - 200 kal), kiri 50 kal, plaster żółtego (17 g - 60 kal), + sałata, rukola, ogórek i kiełki... pewnie z 10 kalorii (smiech)(całość ok 320 kal)  cdn...

wtorek

środa

czwartek

piątek

sobota

niedziela

13 listopada 2017 , Komentarze (7)

Nadciągają zmiany. Nie, nie w moim sposobie myślenia, odżywiania, czy nawet polityce:PPZmienić musimy lokum. Po x latach wynajmowania, gdzie traktowaliśmy prawie jak swoje, malując, dbając, przeprowadzając remonty (cena wynajmu była korzystna stąd nasze działania), właścicielka sprzedaje mieszkanie. Mamy czas do końca grudnia. Fatalny okres... ofert wynajmu w okolicach słownie dwie, małe powierzchnie  i drogie...  Na kredyt nas póki co nie stać... luby wciąż działa na zlecenie, moje zarobki ukhm niepowalajace... próby odkładania kończyły się nagłym i pilnym sięganiu po oszczędności... Trzeba się jednak z tym zmierzyć. Przeprowadzić, znaleźć na rok coś niedrogiego i niewielkiego i na serio pomyśleć o zaciśnięciu pasa. Musze się nauczyć odkładać. Koniec spontanicznych zakupków w sieci i kupowania jedzonka najwyższej jakości w sklepach eko. No cóż. Luby musi mieć wreszcie umowę i może za rok, wspólnymi siłami, z jakimś wkładem własnym uda się mieć wreszcie coś swojego. Trzymajcie kciuki... i nie krzywcie się na menu. Od dziś zamiast wypasionych sałateczek chlebuś, a świeże warzywka z bioplantacji już nie jako dania główne a dodatek ;) Dramatyzuję oczywiście i trochę żartuję, ale szafki kuchenne  z zapasów kaszowo-rozmaitych to ja opróżnić muszę... Druga sprawa to pozbycie się nadprogramowych ( z punktu widzenia przeprowadzki) rzeczy, a trzecia znalezienie pomysłu na własny dodatkowy biznes... Pomysły są, może czas spróbować je realizować :) Trzymajcie za mnie kciuki :)

7 listopada 2017 , Komentarze (7)

poniedziałek -79,6- horror.

I -sałatka z sałat, marchwi, pomidora, ogóra, oliwek, wędzonego tofu, rzeżuchy, lucerny, pestek, suszonych przypraw, czarnuszki i oliwy, II - jogurt naturalny z musli z płatków bez glutenu, słonecznika, dyni, chia, orzechów włoskich, suszonych moreli i fig bez siarki + banan, III zupa krem ze świeżych pomidorów z razowym makaronem + pestki słonecznika :), budyń czeko z gorzkiego kakao hand made, bigos jarski (z przepis ze strony jadonomia - polecam genialny). Niestety po ćwiczeniach wciąż byłam głodna więc wpadł kolejny banan, dwie mandarynki, figi... i o tym właśnie mówię. Ja ciągle coś dowpierniczam...

Przyznaje bez bicia, że moje menu było zwyczajne, bez ograniczania się póki co i wymyślania. Tak jadam na co dzień...  Źle dobrze, nie wiem, tak mi smakuje. 

Ale - pierwszy raz od 15 sierpnia i katastrofy z dyskiem poćwiczyłam. (Raz wcześniej próbowałam i poległam z bólem). Wczoraj się udało - pełna godzina solidnych cwiczeń na całe ciało + z hantelkami zaliczona :))))))))

A, jeszcze jedno - rozpoczynam suplementacje na kolana. Bo to co one wyprawiają... muzykę mi nawet zagłuszają :? Dziś wzięłam grzecznie 3 tabletki, plus cos z A i E. Czas się pozbyć zapasów...

wtorek - 80,2- a jednak stało się!  Stuknęła mi osiemdziesiątka! 

I -sałatka z sałat, marchwi, pomidora, ogóra, oliwek, wędzonego tofu, rzeżuchy, lucerny, pestek, suszonych przypraw, czarnuszki i oliwy, II - jogurt naturalny z musli z płatków bez glutenu, słonecznika, dyni, chia, orzechów włoskich, suszonych moreli i fig bez siarki + banan, III - kasza jaglana + sos pieczarkowy (oczywiście z pieczarek, nie z torebki :) + ogórki kiszone, IV - razowiec z serami bo weny zabrakło, V -jabłko, budyń hand made z gorzkim kakao i wsio.

Domówki z hantlami i zestaw na udźce zaliczony. Mimo masakrycznych "zakwasów" czyli mikro urazów, aaaaa!

3 x tabsy na kolano + A i E tez. HOWK!

środa -79,5-uff, para schodzi

I -sałatka z sałat, marchwi, pomidora, ogóra, oliwek, wędzonego tofu, rzeżuchy, lucerny, pestek, suszonych przypraw, czarnuszki i oliwy, II - jogurt naturalny z musli z płatków bez glutenu, słonecznika, dyni, chia, orzechów włoskich, suszonych moreli i fig bez siarki + banan, III - kasza jaglana + sos pieczarkowy (oczywiście z pieczarek, nie z torebki :) + ogórki kiszone, IV - razowiec z serem i kiełkami, banan, jabłko, mandarynki 2 szt

Mięśnie bolą jak czort. Czuję moc zwykłych domówek, juhuuu!

W związku z tym zrobiłam dzień regeneracji. Uff

czwartek - 79,5

I - razowiec z serem i kiełkami + pomidor malinowy, II - jogurt naturalny z hand made musli + jabłuszko, III - na obiad planuję brokuł z czymś tam,, moze z razowym makaronem, a może resztkę pomidorowego kremu... ??? Sie zobaczy.

Powrót do domu po 21, odpadają ćwiczenia niestety.

piątek - wyjazd do Poznania na rezonans kręgo, cały dzień upłynął na dreptaniu i czekaniu...

Menu wyjazdowe, powrót późnowieczorny, kiszenie w pociągu można zaliczyć jako 5 h sauny (deszcz) Oczywiście wciągnęłam jednego malutkiego rogalika do kawki :)

sobota - uroczystości patriotyczne, odwiedziny u rodziny i dzień przeleciał przez palce...

Liczyłam na rower, ale pogoda była dramatyczna. Menu jak to u mamusi, pyszności typu knedle ze śliwkami ;)

niedziela - jest i słonko! Ale i wiatr... Na rowerze w końcu zrobiłam tylko 25 km, bo pozostały słoneczny czas spędziłam grabiąc hektary babciowego podwórka... Kilka h działania na akord, żeby zdążyć przed zmrokiem... Oj poczuję plecki, poczuję...

Menu znowu gościnne, ale na szczęście cały dzień w ruchu, wiec czuję się rozgrzeszona :)

6 listopada 2017 , Komentarze (4)

Aż trudno w to uwierzyć. Stałam, przed kalendarzem i parokrotnie sprawdzałam swoje arcy trudne obliczenia:PP

Kiedy to znowu zleciało?

Jeżeli prawdą jest co mówi moja 89 letnia babcia, że czas płynie z wiekiem coraz szybciej, nie starczy mi życia żeby coś zrzucić... Tiaaa

Sierpniowy plan był taki piękny. Same nawyki, odrobinę skorygowane na bezglutenową wersję, miały sprawiać 1 kg spadek miesięczny... 

A tymczasem, jesienią, wyostrzają mi się kubki smakowe do granic możliwości(smiech)

Podobno naukowcy odkryli 6 smak - i dotyczy on węglowodanów prostych. Tak, tak, bułeczki, makaroniki i ta banda. Hm. Niestety od razu odkryci, że Ci którzy go posiadają, rzadko lub wręcz wcale, nie bywają szczupli... hmmmm.

Czytałam coś ostatnio o diecie dla figur typu gruszka czy klepsydra. Jedno się powtarza właściwie jak mantra. Unikać tłuszczu! Węgle złożone, chude bialko w proporcjach 45/45 a zdrowe tłuszcze max 10 %. To by mi się zgadzało. Dwukrotnie w życiu pokonałam cellulit i żabie uda. Na Dukanie i kiedyś tam na bardzo chudej diecie. Że tez teraz się dopiero zorientowałam. Trzeba działać, samo się nie zrobi.

I spisywać, bo co z tego ze jadam zdrowo, jak bez ilościowej kontroli przekaski pasą mnie równo i systematycznie....

na blacie 79,6 ,,, do dzieła...

23 października 2017 , Komentarze (11)

pomyślała duża Mi patrząc na szklane oczko...

Ups.

W telegraficznym skrócie - dieta bezglutkowa rozczarowała. Kiedy po 8 tygodniach (albo i wiecej) stosowania, miałam potworny atak choroby, wiara że choroba skóry glutozależna zniknie podupadła. Rozumiem, że efekty miały być długofalowe w moim przypadku, ale taki atak chyba byłby niemożliwy jeśli rzekomo odstawiłam alergen... Druga sprawa, historie żołądkowo wzdęciowe były na identycznym poziomie jak podczas jedzenia glutenu. Trzecia sprawa - uświadomiłam sobie, że kiedy czasem byłam czymś struta i jechałam 3 dni na pszennych bułkach i sucharach, czułam się super! Brzuszek płaski, zero trawiennych problemów. I ostatni gwóźdź, dokopałam się do wyniku pobranego wycinka skóry z moja chorobą (nie wiem jak to przeoczyłam - wcześniej patrzyłam na testy), który dość jednoznacznie wyklucza chorobę Duhringa. Koniec.

Skończyłam więc przygodę, nie widząc sensu dalszego jedzenia tak skromnej grupy produktów... bo wegetarianka bez glutenu, to sporo musiała w kuchni nawydziwiać, żeby coś wszamać. Eksperyment był jak podkreślałam wyłącznie zdrowotny - na zdrowie nie wpłynął, czułam się lżejsza, (ale wiadomo sporo mniej jadłam) i to była jedyna chyba korzyść. 

A teraz.... ostatnie tygodnie.... tia...

To zdecydowanie najgorszy dla mnie okres w całym roku. I co najdziwniejsze, powtarza się rok w rok to samo. Żrę październiku jak tucznik, jak wygłodzony narkoman rządny tylko cukru. Jak nie jadłam nic, to nic. Jak nagle podłączyłam kroplówkę z glukozą w kostkach, to od razu odkręciłam zawór na maxa... koniec. 

A czy jest na świecie inne, lepsze miejsce niż to, żeby wypowiedzieć te magiczne słowa, że koniec i że się za siebie biorę? :)

Waga załamująca... 79,7... opiela się prawie najluźniejsza spódnica i iiiiiii dość!

13 września 2017 , Komentarze (7)

Dwa "dzieła", banalne do wykonania i smaczne.

Pierwsze myślę, ze nawet dość popularne w sieci - szarlotka z kaszy jaglanej.

Z tego przepisu. Choć mam swoją uwagę - masło wmieszałabym do całej masy, wtedy spód również zyskałby na chrupkości. (Płatki na wierzchu oczywiście certyfikowane, bezglutenowe).

I chlebuś bezglutenowy, trochę cięższy niż ten ostatni, mniej mi wyrósł (może dlatego, że zapomniałam dodać wody bo uznałam ze konsystencja jest ok... I nie zmieliłam nasion chia bo nie mam młynka :p)

Tak czy siak, jest smaczny i polecam. Przepis tutaj -  https://www.olgasmile.com/prosty-chleb-bezglutenow...    - bo coś mi się nie chciało podlinkować dziadostwo.

Jak ktoś skorzysta, życzę smacznego :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.