Coś mi się pisać nie chciało, bo leń mnie dopadł. Trzymam się zdrowego odżywiania z małymi wpadkami. Wkręciły mnie na krótko pyszne wędzone ryby (sielawy, sieje i trocie) oraz sery, ale już to ukróciłam. Codziennie piję soki i jem surówki, ale doszło już pieczywo ( żytnie na zakwasie) z wegetariańskimi omastami. Wbrew planom nie rzuciłam się tak na bób i czereśnie. Oczywiście jadłam, ale w ograniczonych ilościach.
Byłam w międzyczasie na imieninach kuzynki i nie skusiły mnie żadne słodycze, czy czipsy. Najadłam się za to borówek kanadyjskich prosto z krzaków. Smaczne były. Zabawiłam się także w wyławianie kawałków kury z risotta. Wiem, że to nie było zbyt grzeczne, ale uprzedziłam, że nie jem mięsa.
Chodzę na długie spacery, ale treningi poszły się paść. Podczas tych wściekłych upałów spacery były krótkie, bo ledwie żyłam.
W poprzednią niedzielę byliśmy na krótkiej wycieczce w Wilanowie.
Kotka robi się coraz grubsza. Kiedyś przyśniło mi się, że będzie miała piątkę małych. Biorąc pod uwagę jej rozmiary wydaje się to prawdopodobne. Wybieram się zaraz na spacer więc życzę wszystkim miłego...