Marzę o urlopie...
Kompletnie się nie staram, jem co popadnie, ale nawet nie narzekam, bo mimo to chudnę. Może właśnie o to chodzi. Im mniej mam obsesji na punkcie swojej wagi tym lepiej na tym wychodzimy i ja i ona. A ja już jestem po prostu zmęczona, chociaż właściwie nie wiem czym. Jest coraz cieplej, mam na głowie sesję, która i tak pewnie mi zostanie na wrzesień i jakoś ciągle coś do załatwiania. Chciałabym przez chwilę nie mieć nic na głowie. Taki tydzień luzu kiedy nie musiałabym się nigdzie spieszyć i o niczym pamiętać... ale jakoś się na to na razie nie zanosi. I chciałabym najlepiej samotnie gdzieś wyjechać, gdzie mogłabym totalnie odpocząć, pouprawiać jakieś sporty, oddać się gotowaniu czegoś wymyślnego i zdrowego i totalnemu luzowi.
nnnjjj
Cóż... staram się wrócić do starego założenia, że jem tylko kiedy jestem głodna. Po strasznym weekendzie pełnym gofrów, lodów i zapiekanek strasznie mi się to przyda. Ale i tak nie przybrałam jakoś specjalnie na wadze co mnie akurat cieszy. Ale muszę się pilnować i nie zajadać emocji co jeszcze mi się zdarza. Jak to jest, że jedzenie jest tak dobrą metodą na doła? Muszę znaleźć jakieś inne sposoby na pocieszanie się w momentach upadków.
Up up up
Nie było łatwo, właściwie to nadal nie jest łatwo, ale chyba udało mi się zmobilizować do jakiegoś ożywienia i ruszyłam tyłek z łóżka. Poszłam na zajęcia, wyniosłam śmieci, a teraz robię generalne porządki w pokoju. I słucham głoooośno muzyki. Chyba tego potrzebowałam. Muszę zacząć jakoś kurować swoją pewność siebie, bo nadal za bardzo szukam w innych akceptacji zamiast po prostu bezgranicznie siebie samą polubić. Ale mam w sobie więcej entuzjazmu do wszystkiego. Gdyby jeszcze ktoś tak podzielał mój entuzjazm, a tu wszyscy się uczą i zamulają. Ale nie dam się w to wciągnąć ;) Bo muszę odżyć! Za miesiąc przeprowadzam się do nowego mieszkanka, później zaczną się wakacje, dwa miesiące luzu od uczelni, będzie dobrze. Potrzebuję zmian!
Byle się nie złamać...
Po każdym osiągnięciu nastaje upadek. To jest ten właśnie moment, w którym zawsze się łamię. Wczoraj cieszyłam się ze swoich osiągów, dzisiaj wcale ich nie dostrzegam. I albo ponownie wrócę do swojej starej wagi albo wręcz przeciwnie - teraz przycisnę i będzie jeszcze lepiej. Najgorzej tylko, że brak mi motywacji i energii i ciągle jestem śpiąca. Jednak dobrze, że za każdym razem jestem coraz bardziej świadoma tych swoich błędów i przynajmniej częściowo mogę je redukować. Dlatego nie ma co gadać, walczymy dalej, a będzie dobrze ;)
Wiosna życia, part 2
Zrealizowałam swój plan pójścia na basen i czuję się z tym cudownie. I czuję się też cudownie w swoim ciele, jeszcze lepiej niż przy ostatnich spadkach wagi. I już lubię patrzeć na siebie w witrynach sklepowych jak przechodzę obok ;) Idealnie nie jest, właściwie dopiero pozbyłam się samej nadwagi. Uda jeszcze mam spore, tyłek też. Wiadomo, że już zdecydowanie lepsze, ale jeszcze tłuszcz wystaje i tego mam nadzieję się pozbyć w nabliższym czasie żeby czuć się jeszcze bardziej komfortowo ;) No i brzuszek... chociaż z niego już jestem bardzo dumna, bo był o wiele większy. Generalnie to jestem ogólnie zadowolona z życia. Nawet bardzo;) Oby tylko tak dalej! Wam też życzę sukcesów i optymizmu ;)
Tak trzymać...
Schudłam... jeszcze nie wiem ile wagowo, ale dzisiaj wieczorem to sprawdzę po powrocie do Gliwic. W każdym razie uwielbiam swój mniejszy brzuszek i czuję się cudownie. Jak ja bym chciała żeby to już tak zawsze... I mam ochotę iść na basen... ale dzisiaj praca, później uczelnia, może w tygodniu jakoś wyskoczę...
Wiosna życia;)
Okres powoli mija, waga powoli schodzi w dół ;) Właściwie to nawet nie tak powoli. I wszystko wydaje mi się jakieś cudowniejsze ;) Patrzę na siebie do lustra i myślę sobie - dawno nie było tak dobrze. I chcę się tym cieszyć! I wszystkim wokoło. Życie jednak potrafi być piękne ;)
Wracam do życia ;)
Drugi dzień okresu, ale przestałam już puchnąć, moja waga spada, brzuszek się zrobił bardziej płaski, a ja czuję się coraz lepiej w swoim ciele. Koleżanka mnie skomplemenciła, że mam bardzo ładne nogi, więc już w ogóle jestem dzisiaj cała szczęśliwa ;D Co do nóg to w ogóle zaczęłam stosować jakiś specyfik na rozstępy dla kobiet w ciąży i chociaż nie wierzyłam, że takie coś zadziała to naprawdę zadziałało. Mam jakąś taką bardziej napiętą skórę na udach. I jakoś od wczoraj jestem pozytywnie nastawiona do życia, nawet bardzo pozytywnie ;) Także na nowo zaczynam się nim cieszyć, wychodzić do ludzi i spełniać marzenia ;)
Do przodu...
Pojawił się okres ;D Wreszcie! Już nie mogłam się doczekać aż skończy się ciągły głód i huśtawki nastroju. I już mi lepiej. Tzn. właściwie gorzej, bo się męczę, ale lepiej, bo mam świadomość, że jeszcze tylko kilka dni i znowu będę w formie i pełni sił. No i już nie chce mi się tak jeść jak w ostatnim tygodniu. Spaaać mi się za to przeokropnie chce, bo jestem po 11 godzinach w pracy i zarwanej nocce ze względu na uczelnię. Ale już oddałam projekty i mogę odpoczywać... chwilowo co prawda, bo jutro pora zabrać się za całą resztę, ale dzisiaj robimy sobie woooolne ;) Należy się wkońcu po pracowitym weekendzie ;)
tam ta ram tam...
Moje nastawienie się naprawiło - czyli jest dobrze ;) Znowu widzę w tym wszystkim sens, nie rzucam się aż tak na jedzenie... chociaż nie powiem żeby mnie nie korciło... Ale jakoś to będzie. Na razie czuję się nabita i czekam na okres, który mam nadzieję, że wkrótce się pojawi, a następnie zniknie i znowu będę normalnie funkcjonować...