- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (22)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 49247 |
Komentarzy: | 533 |
Założony: | 23 grudnia 2010 |
Ostatni wpis: | 30 sierpnia 2022 |
Postępy w odchudzaniu
Pierwszy dzień walki o nowe przyzwyczajenia :)
Kolejny raz do Was wracam :) Źle nie jest, może nawet jest dobrze, tylko, że jakoś moje odchudzanie spoczęło na tym poziomie, na którym było ostatnio. I jest mi dobrze z tą wagą, ale może być lepiej. Teraz popadłam w anginę, ale jak tylko się z niej otrząsnę to postaram się o siebie zawalczyć. Właściwie to nie chodzi mi ściśle o tą moją wagę, ale głównie o moje odżywianie, bo po prostu nie jest najzdrowsze, a tym samym ja jestem mniej odporna, mam problemy z cerą, włosami... A jednak zdrowsze odżywianie dużo robi dla naszego organizmu. Tak więc w najbliższym czasie tutaj wrócę dalej dzielić się swoimi wzlotami i upadkami :) Oby tych pierwszych było więcej :)
I kolejna z moich rzadkich ostatnio wizyt... U mnie jakoś leci. Spadek wagi mnie zadowala, bo chudnę bardzo powoli, ale jednak ciągle chudnę :) Już doszłam do 65kg rano, a to duży sukces zwłaszcza jak przypomnę sobie mój start cztery lata temu z 85kg. Zrzuciłam już dwadzieścia jakby nie patrzeć. I wreszcie czuję się dobrze w swoim ciele, pewniej :) Zdarzają się gorsze chwile, ale jakoś się przez nie przedzieram. Oby tak dalej. No to cóż, zmykam spać. A za jakiś czas pewnie znowu tu zajrzę. I życzę Wam wytrwałości w dążeniu do celu, ale nie katujcie się, zmieńcie swoje przyzwyczajenia na lepsze - to wystarczy :)
U mnie jakoś leci, ale różnie to bywa. Dzisiaj mogę powiedzieć, że dzień raczej udany, bo wróciłam do swojej niższej wagi, ale ostatnie kilka dni było fatalne. Nie jestem stabilna żywieniowo, więc niczego nie obiecam, ale spróbuję dać radę i dalej prowadzić zdrową dietę ;) A jeśli chodzi ogólnie o figurę to nie narzekam, bo chyba nigdy nie byłam z niej tak zadowolona jak od paru ostatnich miesięcy...
Jak patrzę na swoje ciało i wagę w granicach 68 to jestem naprawdę zadowolona. Ale wiem też, że jak się zapomnę to stracę to w jednej sekundzie. Dlatego każdy dzień jest dla mnie walką ze samą sobą. Czasami jest to łatwe i nie wymaga większych poświęceń, ale czasami przychodzi taki okres, że mam ochotę rzucić się na wszystko naraz i wrócić do starych przyzwyczajeń. I nie wiecie nawet jakie to jest niesamowicie trudne powstrzymać się od tego. Niektórzy nazywają to chorobą. W końcu to to samo co bulimia tylko bez wymiotów. Ja wolę to nazywać nałogiem. Nie tyle lżej brzmi co wydaje mi się, że pokazuje sens tego co się dzieje z człowiekiem. I tak jak z nałogiem trzeba sobie samemu z tym poradzić, bo na chorobę zwykle dostaje się leki. Tutaj lekiem jest siła wewnętrzna i radzenie sobie z samym sobą. Bo ten nałóg ma przedewszyskim korzenie w psychice. Zajadamy stres, ból, samotność. Receptą też jest przebywanie wśród ludzi. Przy nich tyle nie jemy. To właśnie w samotności dopada nas największe obżarstwo. Ja zwykle jadłam tak w nocy albo jak nikogo nie było w pokoju czy w domu. Przemycałam po kryjomu smakołyki i jak nikt nie widział to je zżerałam, bo inaczej się tego nie da nazwać. Dopiero jak było mi naprawdę niedobrze z przejedzenia, obżarstwo się kończyło. Niestety tylko na kilka godzin... i nikt nigdy nie wiedział co mi jest. Niektórzy uważali, że tyję z miłości do słodyczy, a ja wcale aż tak za nimi nie szalałam. Przynajmniej nie bardziej niż za innymi typami jedzenia. Ja po prostu jadłam, bo byłam nieszczęśliwa, bo się stresowałam, bo wydawało mi się, że skoro w reszcie sfer życia mi się nie udaje to przynajmniej tym się pocieszę. Nie można powiedzieć, że to wszystko już mnie nie dotyczy, ale w pewnym stopniu nauczyłam się nad tym panować. I zrozumiałam, że to nie stan wagi jest najważniejszy, ale stan ducha. Bo nie ważne jak człowiek wygląda, ważne żeby o siebie walczył i robił to co kocha. I kiedy zastanawiam się nad drogą swojej pracy w życiu to zawsze biorę to pod uwagę - mianowicie pomaganie osobom, które przechodzą przez to co ja. Najgorsze jednak jest to, że zawsze jak sobie uświadamiam, że to chciałabym robić to wtedy ja sama wracam na złą drogą. Może nie jestem jeszcze na tyle silna... Zawsze też jak o tym myślę przypomina mi się jedno zdanie nawet nie wiem czyjego autorstwa - "kiedyś ludzie płacili za to żeby jeść, teraz wydają ostatnie oszczędności żeby ktoś ich nauczył nie jedzenia". I to jest prawda. I wszystko jest dla ludzi, ale jak przebrniemy przez pewną granicę to możemy się w czymś zatracić niezależnie od tego czym to jest. Moim marzeniem jest własny ośrodek wypoczynkowy z organizacją pobytów dla osób z problemami żywienia. Mój problem jest taki, że nie mogę być żadnym dietetykiem, bo nauka zawodu wiąże się z nauką o żywieniu, a moim sposobem na nie jedzenie jest zajmowanie się wszystkim innym na tyle żeby o tym nie myśleć. A jakbym się ciągle o tym uczyła to jedzenie było by ciągle w moich myślach. Mogę pomyśleć o instruktorze fitness, ale jeszcze nie jestem na tyle wyćwiczona i systematyczna żeby sobie na takim kursie poradzić. Jednak nie jest to problem gdyż taki kurs mogę zrobić w każdej chwili w większości momentów życia. Przyszłość pokaże ;) Jednak po tylu latach doszłam do pewnych wniosków. Zawsze uważałam, ze jak już schudnę to mogę zacząć spełniać wszystkie swoje marzenia;) Ale okazało się, że to właśnie spełnianie ich pozwoliło mi schudnąć ;) Dlatego nie ma co odkładać życia na później, a zaakceptować siebie i robić to, co się kocha ;)