Z dnia na dzień, z godziny na godzinę...
Jestem totalnie wykończona i niewyspana po ostatnich egzaminach i na dodatek pewnie zostaną mi na wrzesień, ale dzisiaj już olewam wszystko i idę się porządnie wyspać. Z ciałem może nawet coraz lepiej, waga powoli schodzi w dół, chociaż dalej nie mogę się temu nadziwić, jedyne co mnie męczy ostatnio to cera, bo jakieś dziadostwa zaczynają mi wyskakiwać i nie wiem jak nad tym zapanować. Ale ogólnie jestem zadowolona. Stan dzisiejszy widoczny na zdjęciu:
Chudnę?
To naprawdę niesamowite, ale moja waga powoli powoli rusza w dół. Jeszcze nie ma się co cieszyć, bo pewnie zaraz ruszy w górę, ale póki co - chwilo trwaj! Zwłaszcza dziwne, że jakoś specjalnie się nie ograniczam... ale nie myślę tak często o jedzeniu w sumie, nie napycham się, a jak zdarza mi się zjeść coś słodkiego to są to trzy kostki czekolady, a nie dwie tabliczki jak kiedyś w zamierzchłych czasach miałam to w zwyczaju.
Nie grubnę, gut, gut, gut!
Bałam się, że po weekendzie moja waga jak zwykle podskoczy, a tu miła niespodzianka. Ciągle udaje mi się utrzymać te 72 kilogramy. I póki co, to się z tego cieszę. Może to jeszcze nie jest moja docelowa waga, ale już z nią mi dobrze. I w ogóle jakoś tak czuję się lepiej. Zwłaszcza od momentu powrotu do jasnych włosów zaczynam czuć się sobą, taką sobą jaką całe życie chciałam być ;) I wszyscy wokół chyba też to dostrzegają. Już nie mam oporów przed wyjściem w krótkich spodenkach na ulicę i już mniej się przejmuję tym co kto sobie o mnie pomyśli. Zdecydowanie - ze spadkiem wagi wzrasta pewność siebie ;)
Wegetacja...
Jakoś się trzymam wagowo. Aż dziwne, bo naprawdę się nie ograniczam. Jeszcze widocznie nie nadszedł moment na przyciśnięcie z jedzeniem i sportem, bo nie potrafię się za to skutecznie zabrać. Może jak minie sesja to jakoś mi się uda... jeszcze tylko tydzień... Poza tym mam lenia i nic, ale to nic mi się nie chce.
Czas zmian...
Pokochałam zakupy... im jestem szczuplejsza tym chętniej kupuję ubrania... kiedyś nie nawidziłam sklepów... teraz najchętniej wydałabym w nich fortunę ;P Ale już muszę przystopować z tym kupowaniem, bo pieniądze się kończą... I byłam dzisiaj u fryzjera. Po wielu eksperymentach z kolorami moich włosów wróciłam do naturalnego jasnego blondu... no prawie wróciłam, bo jeszcze ma trochę marchewkowy poblask, ale fryzjerka powiedziała, że to się spłucze po kilku myciach. I jeszcze jej wierzę ;P Trochę trudno mi się co prawda przyzwyczaić do siebie w blondzie, bo już parę lat trzymałam się w ciemniejszych kolorach, ale nawet mi się podoba. Waga na razie się trzyma, ale jem normalnie, więc nie ma się co dziwić. Postaram się teraz trochę poograniczać i ruszyć ją dalej w dół. I dołączyć sport co ciągle sobie obiecuję, a wychodzi mi zawsze tylko na chwilę.
Up up up
Latam między Gliwicami, domem, a pracą. Nie mam czasu to nie myślę o jedzeniu, więc jest dobrze ;) I ćwiczę. Jak tylko mam chwilę to wykorzystuję ją na zrobienie chociażby "kilku" brzuszków. Dzisiaj zamierzam zrobić sobie SPA wieczór, porządnie wymoczyć się w wannie, pokombinować z maseczkami, pomalować paznokcie i inne takie kobiece rzeczy, które poprawiają samopoczucie. Chce mi się dbać o siebie ;)
up up up down up up
Dostałam okres wcześniej niż zwykle. Ale to dobrze, przynajmniej szybciej będzie z głowy. No i przynajmniej przestałam puchnąć i zbierać wodę. Dzisiaj rano w ogóle obudziłam się jakaś taka lekka, aż mama stwierdziła, że brzuch mam jakiś taki płaski. No i faktycznie jak na niego to naprawdę zrobił się płaski. Ale później miałam kryzys... no i nie powiem zjadłam za dużo... i żałuję... ale już się pozbierałam. Stwierdziłam, że nie mam zamiaru zmarnować wszystkiego co udało mi się osiągnąć i poszłam poćwiczyć. Mama kiedyś zwlokła do domu taki przyrząd do brzuszków, więc go wyciągnęłam i odkryłam jego zastosowanie do wielu innych ćwiczeń. Bardzo fajne urządzonko. I zamierzam dalej stawiać na sport. Głównie rolki i fitness. Mam na to ostatnio nawet ochotę co bardzo mnie cieszy. No i ciało się ubija, jest o niebo lepiej ;)
up up up
Byłam na tym pilatesie w środę i chociaż po ćwiczeniach nawet nie czułam się zmęczona to następnego dnia wstałam z potwornymi zakwasami. A dzisiaj udało mi się wstać po 7 i iść na rolki. Zrobiłam 12 km i tu już się zmęczyłam. Zwłaszcza, że jest przeokropnie ciepło. Reasumując - staram się walczyć. Pilnuję się z jedzeniem i jednocześnie staram się o nim nie myśleć żeby mnie nie kusiło kiedy nie potrzeba. Mam nadzieję jeszcze, że w pracy się nie złamię na żadnego gofra ani loda. Muszę teraz przycisnąć, a będzie dobrze ;)
Raz lepiej, raz gorzej, ale nie jest źle
Teraz wypadałoby zająć się regularniejszym sportem i popchnąć trochę swoją wagę w dół, a przede wszystkim ubić ciałko. Tak więc zaczynam od czegoś lżejszego i dzisiaj idę na pilates. A jutro albo pojutrze wracam do domku, więc pójdę sobie na rolki, bo tam mam przynajmniej gdzie jeździć. Do biegania się jeszcze nie przekonam, bo dalej jest dla mnie nudne. Ale nie wszystko trzeba lubić, prawda? Może też uda nam się na jakąś siatkę czy kosza wyskoczyć w tym tygodniu jeśli zmobilizuję kogoś z mieszkania... a chcę się rozwinąć ze sportem, bo znowu zbliża się okres, a ja tym samym mam większy apetyt... a jak wypełnię sobie czas czymś zajmującym to przynajmniej nie będę myśleć o tym, że ciągle jestem głodna...
Etap przejściowy, utrwalanie...
Jestem na etapie utrzymywania wagi przy tych 72. I czekam na moment, w którym będę silniejsza i porządnie się za siebie zabiorę. Wtedy być może waga dalej ruszy w dół. Szczerze mam na to nadzieję. Teraz będę po prostu szczęśliwa jeśli tylko nie ruszy w górę ;)