Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Doszłam do wniosku, że w ogóle nie szanuję swojego ciała. KONIEC Z TYM!!!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 41857
Komentarzy: 939
Założony: 21 kwietnia 2012
Ostatni wpis: 14 stycznia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
peggy.na.obcasach

kobieta, 37 lat, Warszawa

172 cm, 93.90 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Zdecydowanie MISJA BIKINI 2021 r.!!!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 lutego 2018 , Komentarze (9)

W niedzielę wyszłam pierwszy raz z domu od czasu operacji. Udałam się na malutkie zakupy (w asyście, w razie złego samopoczucia). Wyjście na zakupy nie było "absolutnie niezbędne", bardziej chodziło o wynurzenie się z domu (i zrobienie sobie małej przyjemności, hehe).

Zakupy owe miały związek z tytułem tego wpisu, czyli "poszukiwania kobiecości". Kiedy ją straciłam? Myślę, że kilka lat temu wraz z dość przykrymi wiadomościami dotyczącymi zdrowia (i co tu dużo mówić - posiadania / nie posiadania dzieci); kiedy zaczęłam "leczyć" jajniki; kiedy zaczęłam tyć. W którymś momencie zaczęłam czuć się cholernie nieatrakcyjna, a później (o zgrozo!) uważam, że też taka się stałam (chociaż, pomimo wagi, odzew z otoczenia "brzydkiej płci" wcale był i jest niezły). Z drugiej strony - co z tego, skoro sama się czułam (i czuję) ze sobą źle.

Wiem - trywialnie brzmi "czuję się niekobieco, bo chyba nie będę miała dzieci, więc poszłam kupić kosmetyki i od razu mi lepiej". Oczywiście to nie tak, ale - SEKUNDĘ - od czegoś trzeba zacząć, prawda?

Stwierdziłam, że już dawno nie kupowałam czegoś "fajnego", nie śledziłam jakichś nowych kosmetyków, które mają robić człowiekowi jakieś "super coś". Pomyślałam również, że pracując tak ciężko, jak pracuję, zasługuję na to, żeby czasami zrobić sobie tę przyjemność i iść na tego typu (jak dla mnie) "ekstrawaganckie" zakupy.

No i poszłam.

Jaki efekt? Body Shop - żel brzoskwiniowy, szampon bananowy, uniwersalny krem "Amazonia" coś tam, coś tam (wszystko BOSKIE); serum do ust z kwasem hialuronowym (faktycznie przynosi efekt), jakieś kremy, balsamy do ust, serum do twarzy z zieloną herbatą Bielendy (absolutnie fantastyczne). Jestem bardzo zadowolona z tych zakupów, a w dodatku nie było to jak zwykle "OK, jakiś szampon i żel, krem do twarzy, "coś" do makijażu - BYLE NIE UCZULAŁO". Odkryłam (tak, prawie w 31. wiosnę życia), że kupowanie "babskich" rzeczy potrafi spowodować nagły wzrost estrogenu ;) czułam (i czuję) się z tym bardzo dobrze.

Następne kroki to: dieta, forma, ciuchy (lub też jakaś kompilacja tego) - na bieżąco będę pisała. Nie myślcie sobie, że do tej pory (i teraz) wyglądałam jak jakaś zarośnięta baba z jaskini, ale uważam, że przykładałam zbyt małą uwagę do... samej siebie. Kiedyś byłam na prawdę "niezłą szprychą", a później po prostu coś się stało. Ale to nic. Wracam do formy. Wracam do formy i BASTA!!!

P. S. Pomimo bólu, który wciąż mi towarzyszy oraz faktu, że prawie nie jem i ogólnie jest słabo, to jest też jedna dobra rzecz - od operacji schudłam 6 kg!!! (Więc już nie mam "trzech cyferek" :D).

2 lutego 2018 , Komentarze (16)

A więc doszłam i do tego. Do trzech cyferek...

100 kg!!!

Ostatnio myślałam (byłam pewna!), że to "ostatni raz". Byłam u dietetyka, przeszłam na dietę, wszystko super. Poza kilkoma wpadkami - byłam dzielna. I co? Najpierw waga zaczęła nawet spadać, ale po niedługim czasie... Ja się zniechęciłam i dietę przerwałam. Nie rzuciłam się na jedzenie, ale jednak... W końcu ktoś wpadł na genialny pomysł, żebym GRUNTOWNIE przebadała tarczycę, no i tak też się stało. Wyniki badań krwi nawet mogą być, ale niestety w prawym płacie na USG pokazał się guzek. Nie boję się, bo zdaniem lekarza (i w moim osobistym przekonaniu) nie jest złośliwy czy coś. Niemniej może odpowiadać za skaczące poziomy hormonów i to, że jem w sumie niedużo, a ważę ile ważę.

Aktualna sytuacja: jestem po operacji gardła (dość dużej) - prawie nie jem (podana waga jest sprzed operacji, więc może się i coś zmieniło, ale to sprawdzę jak wrócę do swojego domu) - jest szansa na to, że chudnę, bo dzienna porcja kcal nie wynosi więcej niż 400 kcal (serio - nie z własnej woli); czekam na biopsję, a z jej wynikami udam się do endokrynologa i zobaczymy co dalej.

Postanowienia: nigdy nie robiłam postanowień noworocznych, bo uważałam je za głupie. W tym roku zrobiłam 3, gdzie jedno z nich to SCHUDNĄĆ. Dwa pozostałe... cóż - zachowam w serduszku ;) 

Co zrobiłam w kierunku dotrzymania postanowień: porządkuję swoje sprawy zdrowotne - przede wszystkim z tarczycą!!! Zrobiłam duże zakupy apropos ekwipunku do biegania, obczytałam literaturę dotyczącą biegania i jestem gotowa. Nastawiona psychicznie, zawzięta i jakoś tak dość pozytywnie ustosunkowana do całego przedsięwzięcia.

Tę walkę O SIEBIE muszę i chcę wygrać. Jest to absolutnie konieczne dla mojego szczęścia i zdrowia.

Tutaj mam do Was pytanie - czy któraś z Was była w podobnej / takiej samej sytuacji apropos tarczycy? Czy leczenie pomogło w chudnięciu? Czy sport jest tutaj korzystny? Jakie macie doświadczenia?

Pełna nadziei i ducha walki (ninja)

1 października 2017 , Komentarze (2)

Zastanawiałam się czy o tym pisać w ogóle, ale uznałam, że jak to przemilczę, to nie będę szczera - sama ze sobą oraz z Wami. Więc - w środę, czwartek, piątek i odrobinę w sobotę (4 DNI!!!) jadłam tak śmieciowe jedzenie, jak tylko można sobie wymarzyć - pizze mrożone, zamawiane, pieczywo czosnkowe z serem, cheesy - bites, lava cake, chipsy, chipsy, CHIPSY!!! A wszystko zapijałam słodkimi napojami z bąbelkami. Dlaczego więc się zapytacie (a nawet jeśli się nie zapytacie, to ja sama się pytam) - nie znam odpowiedzi. Nie czułam głody na mojej diecie, bardzo dobrze się czułam, ba! widziałam już pierwsze efekty mojej dietki, a tu nagle to. Jakbym czuła jakiś przymus wewnętrzny, jakby dosłownie zależało od tego moje życie, no zwyczajnie - musiałam i już!!!

Nie jestem z siebie specjalnie dumna, chociaż dzisiaj z ulgą stwierdziłam, że wróciłam do diety i wcale nie miałam ciągot do tamtych rzeczy, no ale z drugiej strony - przecież tak nie mogę robić, bo dieta, na której naprawdę mi zależy pójdzie się ... na zieloną trawkę, a ja tego nie chcę!!! Boję się, że będzie się to powtarzać.

Vitalijki - czy Wam też się zdarza coś podobnego? Jak to wygląda u Was? Ja na razie zrzucam to na chwilową niepoczytalność, ale co będzie dalej? (szloch)(loser):x

25 września 2017 , Komentarze (18)

OK Dziewczyny! (i być może Chłopaki ;))

Dzisiaj zważyłam się, chociaż postanowiłam, że będę ważyć się tylko u mojego pana dietetyka (następna wizyta 12 października); niemniej - nie powstrzymałam się i - tadąąą - o 3,8 kg mniej!!! :D Ja wieeem, że od środy (a de facto piątku, kiedy zaczęłam dietę) nie jest możliwe, żebym straciła aż tyle i z całą pewnością jest to woda i w ogóle, ale i tak się cieszę, że waga nie stoi w miejscu (impreza)

To jak myślicie? Uda się tym razem? Czy będzie w porządku? CZY W KOŃCU DAM RADĘ??? 8)

Mała inspiracja na koniec...

24 września 2017 , Komentarze (6)

Byłam tutaj po raz ostatni w połowie października zeszłego roku, zastanawiając się czy w ogóle warto... Cóż - później na skutek różnych wydarzeń "życiowych" jak to się mówi dieta poszła w kąt (zresztą - wszystko poszło w kąt) i na skutek złamanego serca (prozaiczna sprawa, nie?) straciłam kilkanaście kilogramów osiągając (jak dla mnie w ostatnich latach) zawrotną wagę 81 kg!!!

Co się stało później? Zaczęłam się czuć jeszcze mniej kobieco, niż wcześniej i zamiast kuć żelazo póki gorące i wziąć się za siebie, całkowicie odpuściłam (w różnych tematach). Szczęśliwie nadszedł też moment, w którym zdenerwowałam się na cały świat i to tak porządnie. Zaczęłam wprowadzać zmiany (duże zmiany) w swoim życiu i tak po kilku miesiącach doszłam do tematu swojego wyglądu i wagi (którą rzecz jasna odzyskałam, a nawet powiększyłam). Nie ukrywam, że przyczyniły się też do tego zdjęcia z ostatniego urlopu - ja chrzanię - "Ludzik Michelin" to mało powiedziane. Kobieta klocek - bez kitu. Udałam się więc w ostatnią środę do dietetyka (po długich przemyśleniach) i od piątku jestem na diecie ułożonej przez pana dietetyka. Jakie będą efekty - myślę, że będę pisać na bieżąco, zwłaszcza, że to dość mocno motywuje. Oraz, rzecz jasna, słowa wsparcia z Waszej strony.

No to co - jedziemy z tym koksem!!! ;):D8)

16 października 2016 , Komentarze (10)

Witam Kochane Vitalijki!

Mój ostatni wpis miał miejsce w kwietniu i prawie 10 kg temu (kolejne, cholerne 10 kg temu!!!).
Co się stało, że przestałam pisać? No właśnie... Sypnęło się po raz kolejny zdrowie - tak dla odmiany z zupełnie innych, nowych (nowszych) stron, niż do tej pory.
Tarczyca i żołądek... Z tarczycą wciąż jest sprawa nieustalona, ale już niedługo (sądząc jednak po wzroście wagi... chyba można się domyślać); co do żołądka - fatalnie. Jem, zwracam, na część pokarmów w ogóle nie mogę patrzeć. Niby powinno to być pomocne, ale SERIO - NIE JEST.

Nie wiem co robić. Chyba piszę tę notkę w nadziei na otrzymanie otuchy, że warto, że dostanę od Was jakiś doping (samolubny babiszon teraz ze mnie - przepraszam!!!).
Sama nie wiem... Nie wiem, czy mam siłę... Ostatni raz miał być "tym ostatnim razem".
Po prostu nie wiem (szloch) A wciąż mi oczywiście źle samej ze sobą... (wymiotuje)

POMOCY!!!!!!!!!!!!!!!

23 kwietnia 2016 , Komentarze (8)

Kochane Vitalijki!!!
Według wcześniejszych ustaleń: weszłam dzisiaj rano na wagę, która pokazała:

84, 5 KG!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Jestem w szoku TOTALNYM!!! -5,5 kg uważam za naprawdę ogromny sukces!!! Jestem wniebowzięta dosłownie!!! Już dawno się tak dobrze nie czułam!
Oczywiście też się zmierzyłam, ale to napiszę na dniach, bo teraz niestety nie mam czasu (i niestety nie mam go także, żeby Was odwiedzić, ale naprawię się ---> może jutro?).
Mam nadzieję, że Was też czekają pozytywne wiadomości!!! :)

P. S. Siłownia pod blokiem działa - byłam, jest EXTRA!!! :D

17 kwietnia 2016 , Komentarze (10)

Siłownia + cardio + fitness + "różności" RZECZYWIŚCIE będzie pod moim blokiem i to dosłownie w ciągu kilku dni!!! :D Jestem przeszczęśliwa!!! Oczywiście zdam relację z mojej pierwszej wizyty tamże ;)
A ja tymczasem postanowiłam się zważyć w sobotę rano (23. 04.), ponieważ będzie duża impreza i pewnie troszkę sobie pofolguję - woda się zatrzyma i takie tam ]:>
Dlatego też - sobota rano - termin zero! Trzymajcie kciuki!!! (dziewczyna)

16 kwietnia 2016 , Komentarze (13)

Witam Was moje Drogie!
Słowa wsparcia i moc dobrych rad pod moim ostatnim postem jest wprost nie do przecenienia!!! Bardzo Wam za wszystko dziękuję!
Między innymi dzięki Wam nie poddałam się i nie zaczęłam zajadać jak szalona! :D Chociaż muszę przyznać, że wczoraj miałam w pracy tak dramatyczny kryzys i tak dramatycznego doła, że rzuciłam się na jedzenie... zjadłam sałatkę, która głównie się składała z "zieloności" i kiełków, krewetek oraz sosu fistaszkowego! :p Bardzo bym sobie życzyła, żeby każde moje "rzucanie się na jedzenie" właśnie tak wyglądało ;) No dobra - zjadłam jeszcze 3 Ptasie Mleczka, ale tylko dlatego, że jest to "edycja limitowana" (smak: Strawberry Milkshake - gorąco polecam). Jak widać - odstępstwo od diety nie było aż takim przestępstwem (tak mi się wydaje), ale rzeczywiście zdałam sobie wczoraj, w bardzo dobitny sposób, sprawę z tego, że RZECZYWIŚCIE zażeram stres. Jeszcze ok 12 - 13 lat temu było zupełnie inaczej - jak przeżywałam stres to prawie nie jadłam i chudłam w oczach (co też nie było ostatecznie dobre).

Poza tym zaczęłam odnosić wrażenie, że jakby ciuchy w końcu zaczęły lepiej leżeć (mysli) i w związku z tym strasznie mnie korci, żeby wejść na wagę wcześniej, niż 25. 04. - co Wy na to? (swiety)

Od poniedziałku wracam na fitness / siłkę / basen!!! (ninja) A w ogóle - wczoraj odkryłam, że (prawdopodobnie) stawiają siłownię pod moim blokiem!!! Byłabym wniebowzięta!!! :PP

11 kwietnia 2016 , Komentarze (57)

Nie pisałam kilka dni, bo teraz to dopiero się narobiło!
Po prawie dwóch tygodniach jedzenia "jak wróbelek" oraz dołączenia ćwiczeń, cała dumna i zadowolona z siebie postanowiłam wejść na wagę. Myślałam sobie "spoko może nie zrzuciłam z tych 89 kg 100 tysięcy ton, ale może chociaż z 1 kg wody >na zachętę< czy coś w ten deseń". Wchodzę na tę cholerną wagę, a tam nie dość, że nie zrzuciłam nawet 100 g, to wprost przeciwnie - waga WZROSŁA o 1 kg i tym samym dobiłam do pieprzonych 90 kg!!!
90 kg!!!

9 0 K G ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! !

Ja zamarłam! Ja nie wierzyłam własnym oczom!!! Wchodziłam na tę głupią wagę w kółko i w kółko, jakby miał mi się tam pokazać inny wynik!
Wiem co zaraz napiszecie - "jak się ćwiczy to mięśnie, to to, to tamto" - powiem szczerze - po zmierzeniu się centymetr nie pokazał ani o jotę mniej! W ciuchach też nie czuję się lepiej! Nie miałam i nie mam @!!! Więc O CO CHODZI?!?!?!?!?!?
Jeszcze, żebym nie schudła - pomyślałabym - organizm się buntuje, ale PRZYTYŁA???
Przenigdy nie ważyłam 90 kg!!!
Za 2 tygodnie znowu się zważę - jak będzie tak samo, to KONIEC! Zmieniam garderobę i muszę nauczyć się akceptować siebie i swoje wszystkie fałdy i tłuszcze!
KONIEC!!! FINITO!!! I ZDANIA NIE ZMIENIĘ!!!

Załamka na MAXA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! (szloch)(szloch)(szloch)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.