- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (14)
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 20831 |
Komentarzy: | 196 |
Założony: | 13 października 2012 |
Ostatni wpis: | 29 lutego 2016 |
kobieta, 65 lat, Wyspa Marzeń
156 cm, 67.40 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
Jakoś tak mocna się poczułam, że postawiłam sobie ambitniejszy cel. Zatem do przebycia mam o 5 kg więcej.
Mimo Świąt w biustonoszu zrobiło mi się luźniej. Szkoda, że nie w spodniach, ale zawsze coś. Będę dziś eksperymentować z nowym rodzajem chleba do czego skłaniają mnie problemy z trawieniem: wzdęcia i zaparcia, bee...
ulubione pamiętniki zniknęły...
został mi się jeno jeden - ostatnio dodany.
Chciałam poczytać sobie, co słychać u "ulubionych" przed samymi Świętami i ... mam tylko jeden pamiętnik na liście. Na pierwszej stronie mojego pamiętnika jeszcze parę mi zostało. Żadnych świadomych operacji nie przeprowadzałam. Najgorsze, ze nie zapamiętuję nicków. No cóż, mój mały koniec świata vitaliowego chyba nastąpił.
PS. Po dniu opłakiwania straty zguby się szczęśliwie "znalazły" - przestawiłam sobie nieświadomie listę, uff...
W końcu, po długich zmaganiach pełnych odwrotów, ucieczek, zbierania sił, ustaliłam pory moich 5 posiłków.
Jestem teraz ponownie panią zorganizowaną, uff....
Ale czego się nie robi dla wyglądu. Reakcja mojego rozregulowanego organizmu była natychmiastowa: w drugim dniu stosowania ustalonych pór przy kolejnym zaplanowanym posiłku nie byłam głodna.
No, fantastycznie! Może, jak ten koń, w końcu odzwyczaję się w ogóle od jedzenia. Bardzo trudno utrzymać mi postanowienie, ponieważ oddziałuje to na wszystkie sfery mojego życia: od teraz chcę planować............................. i trzymać się planu. Na nowo się tego nauczyć i nie popełniać starych błędów, przez które znielubiłam zorganizowane życie.
Zaczęłam od zapełnienia lodówki, żeby nie stresować się przed wyznaczonymi porami. Trochę więcej czasu poświęcam na gotowanie, choć bez przesady. Skoro mam mało jeść, niech przynajmniej moje kubki smakowe się cieszą tym małym.
Jak to rozumiecie: "walka z czasem"?
Że tak się śpieszę, pędzę, trudzę?
Nie, zupełnie nie tak: po prostu czas nie daje mi się złapać. Ucieka.
Planuję i nic...robię co innego.
Ciągle nie mam pór na posiłki, na gimnastykę.
Śpię wtedy, kiedy mogę, a nie kiedy bym chciała.
Nie mogę opanować tego czasowego zamętu, bo... życie z zegarkiem w ręku jakoś mnie przeraża....
Ale nie chudnę w chaosie, choć nie tak dużo jem.
Więc może w końcu ustalę te pory?
swój chleb i powrót z mojej wyspy...
Dawno już nie piekłam pieczywa. Mam maszynę do chleba, żeby piec w 100% orkiszowy - taki dla mnie najlepszy. A kupowany jest b. drogi - w sklepie obok 26 zł./kg i nigdy nie wiadomo, ile tej mąki orkiszowej tak naprawdę w nim jest....Trochę się kruszy moje pieczywko - chyba dodałam ciut za dużo drożdży. Niestety wyszłam z wprawy. Teraz złocisty bochenek jest dla mnie pokusą nie lada.
Co drugi weekend spędzam sama, bo M. się doucza. Tak jest i dzisiaj. Dobrze mi z tym - mam czas, żeby się zbierać po moim upadku "na twarz": odeszła mi energia.
Po pierwsze ze zmęczenia, po drugie z niedoceniania mojej pracy codziennej przez M. i inne osoby bliskie. Nawet ja przestałam ją dostrzegać. Tylko to zmęczenie skądś się brało...Aż tu jeszcze dodatkowo pojawiły się lub odnowiły choroby wśród najbliższych i potrzebne stało się jeszcze większe moje zaangażowanie.
I padłam.
Tak, poprosiłam o pomoc, żeby jakoś odpocząć. Nie wyszło... Kombinowałam, żeby ktoś inny i inaczej... Też niemożliwe.
Nawet na wysłuchanie nie mogę już liczyć, bo ileż razy na pytanie "I jak? Do przodu?" - można odpowiadać -"A gdzie jest przód?"
Słuchający reagują po jakimś czasie, jeśli nie zniecierpliwieniem, to jakąś irytacją, jakbym to ja przedłużała te choroby. Przykre, ale w końcu złośliwe uwagi padają z ust osób bliskich."A czy nie mogłabyś po prostu....?"
Nie, już nie mogę.
Skupiłam się na trzech podstawowych rzeczach: moja praca nieduża, ale ważna, ukończenie wizyt u zamiejscowego dentysty z M., podstawowa pomoc dla niego w codziennym funkcjonowaniu i wcześniej rozpoczętej nauce. Reszta leży odłogiem, a ja z nią i wydartym czasem, żeby odpocząć i się pozbierać. Zresztą jak widać mój odpoczynek jest ...w biegu. Sporo tych podstawowych spraw.
A jedzenie ? No, żeby tylko nie umrzeć.
Organizm mądry jest - przed śmiercią się broni i produkuje wałeczki z zapasem energii...A przy tym - przeciążony - nie chce trawić nawet tych niedużych ilości, czy może raczej - robi to zbyt dokładnie i nie pozbywa się resztek za szybko.
I izolacja od nowych złych wiadomości, bo i tak nie mam na to wszystko wpływu. Bez kwasów przy tym się nie obeszło.
Niepewnie staję na nogi i wolno porządkuję mnóstwo zaległości.Trzeba będzie prostować to i owo - byłam przecież daleko...Myślami. Zrobiłam parę postanowień i wracam już.
Przeczytałam, że powinnam zapisywać wszystko, co zjem. Bardzo trudno mi odtworzyć swoje dzienne menu.
Jem nieregularnie - za wyjątkiem obiadu. Jedynie w południe zawsze jestem głodna, więc do pierwszej coś zjadam.
Czuję, że ciągle tyję. Lecz gdy porównam dietetyczne menu z innych pamiętników ze swoim, nie jem więcej. Wprost przeciwnie.
No tak, ale nie mam się co porównywać z dwudziestolatkami 1,70m... Jednak nie chcę być ciągle głodna i zdenerwowana. Nie mogąca się skupić.
W jednym z artykułów była informacja, że białko jest sycące. Czyli wprowadzę więcej mięsa do jadłospisu. Może to będzie jakieś rozwiązanie. Zastanowię się w jakiej formie to powinno być. Nie mam ochoty na słone wędliny.
I ten kochany ruch! Za oknem mgła i ciemno - nie bardzo zachęca do wyjścia, ale może się przemogę. Żeby nie podjadać.