045
No, niestety. Biegu nie było. Zrobiłam sobie coś z plecami.. I bolą.
Ale dość aktywnie jak na mnie spędziłam dzień, więc nie robię sobie wyrzutów.
Jutro biegania też nie będzie, bo będziemy z J. kupować dla niej sukienkę na urodziny cioci, więc pewnie padniemy po zakupowym szale.
Stresy się jeszcze nie zakończyly, więc poczekam z dzieleniem się..
Ogólnie dzień się lepiej zaczął niż się kończy. Jakoś tak humor mi się zepsuł. Ech.
Chciałabym, żeby waga mi pokazała jutro mniej niż dzisiaj, ale w ogóle w to nie wierzę. Trochę za dużo wszamałam, żeby coś spadło. Muszę pogadać z rodzicami, bo to zawsze się tak kończy jak ich odwiedzam.
W sumie notka o niczym. Tak przyszłam pomarudzić. Zmierzam ku mojemu łożu, może mnie jakoś ukoi.
Macie dobranocne buziaki :***
044
119.8
Wygląda na to, że musiało być jakieś duże zatrzymanie wody, bo taki gigantyczny spadek z dnia na dzień jest niemożliwy. A już wczoraj po południu ważyłam mniej niż rano, także waga raczej nie świruje, tylko pokazuje tyle ile jest.
Dzisiaj mam nadzieję wrócić do biegania. Spróbuję 2/5, bo nie ma sensu chyba od nowa.. Nie wiem, zobaczę jak wyjdzie i napiszę.
Właśnie zażeram zdrową owsiankę, wczoraj też całkiem nieźle sobie poradziłam, jak na ostatni czas. Zjadłam kilka frytek i kilka ciastek, ale naprawdę miałam możliwość zaszaleć dużo bardziej, na przykład jedząc tłusty rosół z białym makaronem w dużej ilości u rodziców - ale nie zjadłam :)
Teraz jestem zestresowana..
Ale wieczorem powiem dlaczego. I powiem jak poszło.
Abrr!
043
Jestem po kursie. W weekend waga podskoczyła raz do nawet 122.7, ale w weekend nie przejmowałam się wagą, poza tym czasem kiedy na niej stawałam. Było wiele ciekawszych i ważniejszych rzeczy do przejścia i myślę, że wycisnęłam z tego czasu dla siebie ile tylko można.
Przychodzę z nową długotrwałą motywacją. Brak mi tylko tych silnych, krótkotrwałych na trudne momenty, będę musiała sobie poszukać, na takie chwile jak teraz, bo mam kiepski humor, na szczęście nie mam ochoty pocieszać się jedzeniem (łał!), ale zjem sobie drugie śniadanie i myślę, że dobrze będzie wyruszyć w świat, chociaż na pół godzinki, bo dom mnie przytłacza. Mam masę sprzątania i nie umiem się do tego zabrać, więc przedtem nabiorę sił na słoneczku.
Dzisiaj waga 122.4. Oczywiście nie przyczynia się to do poprawy nastroju, ale nie roztrząsam tego, więc myślę, że jest neutralnie. Za to humor mi obniża szczególnie to, że planowałam zrobić dwie rzeczy dzisiaj i mi się nie powiodły, więc przełożyłam je na jutro, co oczywiście stresuje mnie, bo nie mam pojęcia czy się uda. Poza tym mam kiepski nastrój, bo strasznie mi szkoda, że weekendowy kurs dobiegł końca i strasznie tęsknię za tymi ludźmi, za tą atmosferą.. Wiem, że to nie koniec, że dopiero początek, bo poznałam masę nowych znajomych, z którymi na pewno będę mogła utrzymywać kontakt.. Ale to był taki wspaniały czas, że przez obniżony nastrój zamiast się tym cieszyć to tak na smutno tęsknię. No nic, przejdę się to może będzie lepiej :P Trampki muszę sobie jakieś fajne kupić, może się uda..
042 - Analiza wpadki
Tak sobie rozmyślam to dlaczego mi się nie powiodło i zauważyłam pewną analogię co do ostatniego odchudzania, a mianowicie zatrzymałam się na tej samej wadze i ponownie zaczęłam tyć (119). Mam wrażenie, że to jest tak, że czuję się z taką wagą w porządku, myślę o tym, żeby schudnąć, ale tak naprawdę to nie czuję takiej potrzeby do końca i zaczynam jeść więcej, bo jedzenie jest dla mnie niewątpliwie dużą przyjemnością.
Zastanawiam się jak to przeskoczyć, bo ewidentnie - problem tkwi w umyśle.
Zastanawiam się czy nie jest też tak, że jak moje otoczenie, po prostu przestałam wierzyć w to, że uda mi się schudnąć trwale.
Dużo rzeczy mnie zastanawia. Skąd moje niepowodzenia. Muszę to porozbierać na części i poukładać w odpowiednim porządku.
A waga znowu skoczyła -122.5
Wszędzie czytam, że waga rośnie przed okresem - dlaczego moja po? :P (pytanie retoryczne)
041 - Trudny powrót. kiepski miesiąc
Tym razem miesiąc był kiepski głównie dietowo, poza tym jakoś przędłam. W każdym razie nie tak źle jak w marcu.
Niestety przytyłam. 3kg. Ważę z powrotem 122kg. No nie udało się. Niby zaczęłam biegać w tym miesiącu, ale nie wytrzymałam pełnego tygodnia :P Potem próbowałam do tego wrócić i nie wychodziło. Miałam cholernie męczący PMS w tym miesiącu i ogólnie fizycznie w drugiej połowie miesiąca było beznadziejnie. Moim problemem jest to, że unikam myślenia o konsekwencjach. Nie tylko w diecie tak mam. Kurdę. Dość tego.
Zaraz sobie zrobię plan "ogarnięcia się".
Poszukam motywacji.
Odezwę się jutro rano. Bo później i przez cały weekend mam kurs, także mogę nie mieć czasu na pisanie.
040 - Puppy eyes, foto
Hej, ho!
Dziewczyny, dieta, dietą, a ja przyszłam podpytać o wasz gust makijażowy :)
Konkretnie jak się zapatrujecie na nietypowe trendy?
Ja od jakiegoś czasu kocham się w azjatyckiej estetyce, która moim zdaniem nigdy nie znajdzie miejsca na dłużej w Europie (i całe szczęście, bo przecież wyglądamy inaczej i inne rzeczy nam zwykle pasują).
Ostatnio zauważyłam, że powolutku, coraz mocniej zaczyna się pojawiać u nas trend malowania oka na tzw puppy eye (wyciągnięcie kreski w dół, w przeciwieństwie do "kociego oka" kiedy kreskę ciągniemy w górę). Pogooglujcie sobie, jak jeszcze nie znacie tematu :)
Niestety, mimo że osobiście trend bardzo mi odpowiada, takie "szczenięce oczka" są moim zdaniem bardzo urocze, to w związku z tym, że jeszcze specjalnie nie zapanował w pobliskim mi otoczeniu, obawiam się trochę gdzieś z nim wyruszyć. Jeszcze ktoś sobie pomyśli, że to nieudany makijaż, a nie zamierzony efekt? xD
Na mnie to wygląda tak:
Jak widać przy spojrzeniu w dół i przy uśmiechu (3. i 4.) specjalnej różnicy od mojego przeciętnego spojrzenia nie ma, ale na pierwszych dwóch zdjęciach myślę, że da się zobaczyć "o co cho" z tym mejkapem :)
Podoba się wam takie cuś?
Mi bardzo! I oczyska od razu większe, czarne soczewy, jak widzicie, niepotrzebne (chociaż zastanawiam się jakby to z nimi wyglądało, ale pewnie zbyt dramatycznie xD)
A jaki makijaz wam sie najbardziej podoba? Kocie oko? Smokey? Kolorowo?
Pytam oczywiście o takie momenty, kiedy bawicie się makijażem, bo wiadomo, że na co dzień dyskrecja i naturalność powinna królować :) No.. zazwyczaj xD
039
Wago, wago, co ty odpierdalasz?
Waga sfiksowała i wahanie już jest o amplitudzie 1.5 kg - wtf?
W dniu dzisiejszym na plus. Na plus dla wagi of, bo przecież nie dla mnie :< Nosz kurde, o co cho? Przecież nie szaleję ostatnio spożywczo, wręcz przeciwnie - biegam!
W każdym razie, wygląda na to, że waga daje do zrozumienia, że skończyło się "rumakowanie" i samo nie-obżeranie-się nie wystarczy. A skoro ten etap przeszedł.. Czas wprowadzać konkretne nawyki żywieniowe. Toteż właśnie będę zaczynać dzień od owsianki z odrobiną muesli, czy jak to się tam pisze, a dodatkowo zamiast capuccino zagościła u mnie do śniadania czerwona herbatka, którą nawiasem mówiąc bardzo lubię, ale coś o niej zapomniałam.
Powinnam opracować już jakiś konkretny plan żywienia, ale że mi się na razie nie chce, to zacznę od zapisywania tego, com zeżarła, bo może się okaże, że jem więcej niż pamiętam? I dlatego waga taka uparta?
Kontrola, moje drogie, kontrola!
038
Nie piszę, nie odwiedzam - sorka :P
Jakoś mi się nie chciało ostatnio, bo waga się zatrzymała i ciągle oscylowała w przedziale 119.7-120.3
Nie spadała, bo trochę sobie z jedzonkiem folgowałam. Upiekłam buttercake i zeżarłam w dwa dni xD Ale to chyba jedyne ciasto, które mi bardziej smakuje na surowo niż upieczone (bom masłolub!).
Ale, że już się w garść wzięłam to czas na kolejny spadek, tym razem 119.3
Na szczęście ekscytacja wagą mi przeszła i z powrotem podchodzę to tego na luzie.
Za to przybył kolejny cel.. Pod koniec wakacji jadę z moją ekipą do domku letniskowego nad jezioro. Oczywiście nie mam zamiaru chudnąć w związku z tym nie wiadomo ile. Waga ile spadnie, tyle spadnie. Chodzi mi tym razem o zajęcie się ciałkem - ujędrnieniem, podrzeźbieniem itp. Nie planuję jeszcze, kiedy zacznę zabawę z mazianiem balsamami, masażami i callaneticsem, który jest mega skuteczny, o ile go używam (xD), ale będę to miała na uwadze.
Bieganie.. Jest. Pierwszy tydzień za mną: 1 minuta biegu na 5 minut marszu zaliczone. Dzisiaj rozpoczynam drugi tydzień 2min biegu na 4 marszu. Jestem podekscytowana, bo nie wiem czy dam radę. Znaczy spodziewam się, że dam. Że troszkę się przemęczę dzisiaj, ale dam radę, bo było mi zdecydowanie łatwiej na czwartym treningu niż na pierwszym. Są postępy.. Będzie dobrze, nie mogę się doczekać wieczora :)
Wiecie, że jeszcze -1.3kg do pierwszych straconych 10ciu?
037 - biegu biegu po raz drugi
Kocham was normalnie :)
Masakra, bieganie tak uwalnia endorfiny, że to jest poezja! Zarąbisty nastrój mam.
Dzisiejsza akcja "Pierdolę" zakończona powodzeniem. Mijałyśmy mnóstwo ludzi, w tym grupkę dresiarzy, przed którą nawet J. się spięła i powiedziała "O matko..", bo bała się, że będą rzucać jakieś kąśliwe uwagi. Ale ja to pierdoliłam! Więc z uśmiechem przemaszerowałyśmy obok nich, śmiejąc się do siebie, zerkając na nich naturalnie, z pewnością siebie. Nawet za plecami nam żadną uwagą nie rzucili. J. odetchnęła, a ja do niej, że czym się przejmuje xD
Ekstra, ekstra, ekstraaaaaa!!
Co do biegania, dzisiaj na początku było trochę trudniej, czułam się jakbym nie miała płuc i dyszałam mocno. Ale kryzys nie przybył w czasie trzeciej serii, jak we wtorek, tylko przy czwartej. Więc lepiej. A na końcu zrobiłyśmy finisz szybkim biegiem - masakra, zarąbiście!
Po ostatnim bieganiu nic nie czułam, teraz czuję łydki, więc jutro pewnie będą zakwasiki mimo rozciągania przed i po.. Trudno. Kurde! Bieganie jest super!
Zastanawiam się jak utrzymać w sobie ten stan "pierdolenia" wszystkiego, bo jak myślę o jutrze to znowu lęki. Awrrr..
Nie myślę o jutrze. Pierdolę. Jutro będzie jutro, a dzisiaj jest dzisiaj!
036 - Akcja "Pier*olę"
Użytkowników o delikatniejszych oczach i wrażliwych na punkcie wulgaryzmów uprasza się o pominięcie tego posta :)
Od jutra zaczynam akcję "Pierdolę". Pierdolę swoje lęki, pierdolę swoje lenistwo, pierdolę swoją nieśmiałość. Po prostu.
Moja psycholog diagnozuje u mnie jakieś zaburzenia lękowo-depresyjne. W tej chwili, widzę, że głównie lękowe. I widzę, że zaszły za daleko. Bo znowu nie potrafię wyjść z domu na uczelnię. I znowu zamykam się w czterech ścianach.
Ale teraz to pierdolę. Przestaję się zastanawiać czy gdzieś iść, co będzie jak pójdę i jak to załatwić żeby nie pójść. Pierdolę, że się boję, pierdolę, że ktoś zachowa się inaczej niż się spodziewam. Pierdolę, że mi się nie chce, czy że "nie mam siły". Gówno prawda z tym brakiem sił.
Od dzisiaj mam w dupie wszystkie przeszkody, które sobie wymyślam. Bo one wszystkie są tylko w mojej głowie. A niech sobie teraz w tyłku posiedzą, a co!
A waga wraca do normy. Bo jedzenie znormalniało. I biegam dzisiaj. A że dzisiaj mam dzień lękowy, to chyba jednak akcja "Pierdolę" zacznie się dzisiaj. Bo pierdolę, czy mnie ktoś zobaczy, czy się odezwie, zawoła. Pierdolę!!!