Żeby nie było, że umarłam na ciążę :D Żyję, mam się raz lepiej, raz gorzej. Ogólnie ciążę znoszę średnio - nie jest fatalnie, nie jest "jak na skrzydłach" jak niektóre mamusie mają. No spoko. Głównie przemęczona się czuję, ale nic wielkiego mi nie doskwiera.
Brzuszek rośnie. Nigdy nie miałam takiego widoku - taki duży brzuch i takie kontrastujące nogi (bo nie napiszę "chude" bo chude nie są). Z moją kliniczną otyłością już widywałam większy brzuch niż mam teraz, ale nogi były proporcjonalnie, więc śmiesznie mi się na siebie patrzy jak siedzę na łóżku. A to dopiero drugi trymestr.
Młode zaczęło się ruszać wyraźnie jakiś tydzień temu. Nie mogę się doczekać najbliższej wizyty, bo jeszcze płci nie znamy. Śniło mi się, że córka, czyli w związku z tym, że moje sny nigdy się nie sprawdzają - pewnie będzie syn :D
A tak poważnie.. Ciągle myślimy nad imieniem i ciągle nie umiemy znaleźć żadnego, które podobało by nam się obojgu, a już szczególnie mi. No nic, dla córki znalazłam w książce, nic tylko czytać więcej.
A jak to w związku mieszanym, L. nie rozumie, że imię "Stefan" po prostu brzmi brzydko, a ja nie czuję, że "Karol" byłoby niemęskie w Indiach :P
Zauważyłam u siebie dużą tendencję do widocznych naczynek krwionośnych na nogach. Wiem też, że szczególnie jedna moja gałąź biologiczna ma duże tendencje do żylaków. Ale muszę powiedzieć, że zimne prysznice nóg działają cuda i to nie jest placebo. Także, już chyba je wprowadzę na stałe, nie tylko na czas ciąży, bo żylaki wcześniej czy później będą chciały się pojawić, to ja już wolę później.
Jeszcze dorzucę foty z mojego wdzięczenia się do kamerki. Nie mam gdzie, na fejsa się nie nadają, a tutaj tego typu foty jak znalazł.
Będzie do porównania twarzy jak schudnę po ciąży (jeśli schudnę).