Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Powrót na Vitalię po kilku latach. Zmieniona, z innym podejściem. Chcę stosować NVC I Mindfulness w drodze do zdrowia z miłością i akceptacją mojego ciała.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 45724
Komentarzy: 1243
Założony: 3 lutego 2013
Ostatni wpis: 4 października 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Onigiri

kobieta, 33 lat,

173 cm, 111.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Do końca roku dwie cyfry :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 listopada 2014 , Komentarze (49)

Kurczę, 0.1kg mniej niż wczoraj, niby nic, a jak się zmieniła cyferka, to od razu jakoś lepiej. Jeszcze kilo i będą ósemkiiiiii.
Stojąc na wadze wykonałam nasz rodzinny taniec śpiewając "ja rządzę, ja rządzę" :D
Chyba nigdy nie wydorośleję :D

W ogóle podzielę się z wami takim chytrym planem.
W środę mam urodziny.
Niestety przez swoją głupotę już wiem, co mój narzeczony mi przyszykował, ale i tak fajnie.
Ja sama bywam dla L. dużym problemem w związku z tym, że jestem typem niespecjalnie okazującym uczucia (no, moim zdaniem jak na mnie to i tak przy nim jestem wylewna pod niebiosa), to staram się to jakoś nadrabiać czasem.
W związku z tym, że urodziny są moje, a my już za niedługo będziemy jednym ciałem.. To chcę mu zrobić niespodziankę :D
Chciałabym w środę mieć to poniżej 90 (89.9 całkowicie akceptowalne), cyknąć mu fotę i powiedzieć, że to właśnie z tej okazji, że moje urodziny to też tak jakby jego.
Wiem, że on uwielbia takie pomysły, że najchętniej wszystko co możliwe to żeby było wspólne, ale na urodziny pewnie nie wpadł, więc jarałby się jak nie wiem.
I teraz tak..
To kilo w parę dni jest jak najbardziej możliwe. Nie mówię, że to byłoby zdrowo schudnięte kilo, ale to tylko kilo, cóżto tam, może wrócić w przyszłym tygodniu, później je dochudnę z powrotem.
Możliwe jest. Nawet wiem jak. Pytanie tylko - czy ja to zrobię? Nie wyczuwam dzisiaj, ani w najbliższym czasie takiej stanowczej kontroli spożywanych produktów..
Hm,hm,hm...

Aiii.. Właśnie do mnie zadzwonił i mówi, że jest chory i czy go wczoraj przypadkiem nie zaraziłam drogą kropelkową przez Skajpaja :D
Cóż :D
Dzieli nas w tej chwili jakieś 8 tysięcy kilometrów drogą lądową, ale wiecie.
Ta miłość nie zna granic!
Muahahahahah :D:D:D:D

15 listopada 2014 , Komentarze (14)

Miałam sobie dać na wstrzymanie z vitalią do czasu aż L. wróci, ale jak widać wychodzi mi to średniawo.
Rekordzik wagowy baj de łej, ale zbrzydła mi już ta 9tka z przodu, chcę 8!
Niestety przez ten tydzień siłka odpada całkiem, bo się dość wyraźnie pochorowałam.

A teraz co do tytułu postu..
Siedzę sobie, w najbrzydszej możliwej wersji siebie, chora, z idiotycznie ułożonym koczkiem na głowie, w przeokropnej kamizelce, która za to cudownie grzeje mi płucka, w spodniach poplamionych przez śniadaniowego pomidora, które już od wakacji zaczęły mi zlatywać z tyłka i teraz są ze dwa rozmiary za duże.. I tak sobie rozmyślam jak to ostatnio na co dzień wyglądam.
A wyglądam jak siedem nieszczęść. Świadomie i dobrowolnie. Prawie zarzuciłam makijaż, nie ubieram się specjalnie atrakcyjnie, wyrobiłam sobie styl "mam na wszystko wyjebane" i chodzę w jakichś ogromnych bluzach i dzinsach, dzien w dzien. Dlaczego? Mam konkretny powód, ale nie będę pisała, bo nie każdemu przypadnie do gustu, a ja nie chcę go dyskutować. To co jest dla mnie interesuje to reakcje starych znajomych.
Kiedy ważyłam grubo ponad 100kg starałam się pomalować, jako tako ubrać, na ile to było możliwe (nie zawsze rzecz jasna, ale zwykle), jakoś uczesać i tak dalej.
Teraz wychodzę ubrana jak ostatni niechluj, włosy często rozczochrane, spotykam starych znajomych - jak pięknie wyglądasz!!!
A czemu pięknie?
Bo schudłam.
Smutne to strasznie.
Znaczy ja wiem, że mi dużo ładniej po schudnięciu, ale żeby od razu "pięknie wyglądasz"? :P Bardziej mi się podobało jak usłyszałam od bardzo dobrej znajomej "O matko, nie poznałam cię, myślałam że to Ania idzie" :D

Grube=brzydkie?
To nie tak miało być.
Nawet po schudnięciu prawie 40kilo to boli ;P

--
Edit:Dorzucam foto, cobyście się tak nie martwiły moim niechlujstwem, że czasem jako tako też umiem wyglądać :P

I jeszcze w klimacie "dla narzeczonego" czyli pseudoindyjsko :D


Ta, bo mnie też czasem nachodzi wdzięczenie się do selfie :P

27 października 2014 , Komentarze (1)

No to tak.
Waga spadła i już się nie podniesie. Bo nie pozwalam - o.

Tak jeszcze wspomnę, że jakiś czas temu spotkałam moją wychowawczynię z gimnazjum i powiedziała mi że schudłam. No, ważę z 4-5kg mniej niż opuszczając gimnazjum, ale że zostałam w tym samym budynku w liceum to miała szansę mnie widzieć powyżej setki. Punktu kulminacyjnego nie widziała, ale fajnie że i tak zauważyła.

BTW zauważyłam taką zależność - jak starsze osoby pytają o schudnięcie to pytają: "ćwiczysz"? A młodsze pytają "jaką dietę stosujesz?". Daje do myślenia, co?

Teraz przechodząc do tematu.

CYCKI
To, czego najbardziej się bałam przy odchudzaniu to luźnej skóry. I o ile brzuch już sobie wytłumaczyłam, że po prostu nigdy nie będzie jędrny to cycków, które już i tak były w kiepskim stanie, nie byłam w stanie przeboleć. Że nie dość że zmaleją to jeszcze obwisną i będą mi do stóp sięgały.
Nie wiem jak będzie przy ostatecznym rezultacie ale na dzień dzisiejszy, po tych prawie że dwóch latach wolnego odchudzania, a dokładniej odkąd wprowadziłam wysiłek fizyczny i jedyne na czym chudnę to aktywność fizyczna, a jem zdrowo i wystarczająco - skóra jest o niebo lepsza. Więcej. Biust mam jędrniejszy, mimo że troszeńkę, naturalnie zmalał (ale miał z czego maleć, więc nie ubolewam jakoś bardzo). Jest bardziej kształtny i w ogóle bardziej spoko niż był. Nie powiem, że jest "wystawowy", co to to nie. Ale porównując do tego co było.. Jestem przeszczęśliwa.

Dodatkowo - od ponad tygodnia jem siemię lniane. Na włosy. Ale wiem, że ono też tam jakoś reguluje hormony, czy co to tam, fitoestrogeny ma, kurczę nie wiem, nie znam się. W każdym razie podobno cycki też mogą być jeszcze lepsze. A nawet jak niby nie to ja jestem podatna na placebo, więc nie psujcie mi mojej nadziei :P

NPR
I tu będę sobie marudziła. Na forum były tematy o NPR wielokrotnie. Jako NPR, żeby wspomóc ciążę, ale NPR jako metoda antykoncepcyjna. Oczywiście z definicji jestem przeciwna antykoncepcji, dlatego w takich dysputach nie biorę udziału, ależ kurna wpieniają mnie takie teksty, że "moja kuzynka właśnie z NPRu ma pierwsze dziecko, taki skuteczny", a to że WHO, które zwykle jest jeszcze bardziej restrykcyjne wobec "niesławnych" metod uznało tę skuteczność zbliżoną do antykoncepcji hormonalnej.

Instruktorką NPR nie jestem (wszystko przede mną :D) Ale na kursach byłam paru, na pierwszym jeszcze jako nastolatka. A ostatnio z dziewczynami rozmawiałyśmy sobie o mitach związanych z NPRem i widzę, że są strasznie popularne. Że NPR to kalendarzyk, że trzeba mieć idealnie regularne cykle żeby z tego korzystać (kto to w ogóle wymyślił, że to jest to samo? to jakby pomylić łóżko z podłogą, bo na jednym i drugim można się położyć - hmm, no, pijanym się podobno zdarza :D), że się nie da przy pracy na zmiany, że nieskuteczny, że jak podwójna owulacja to nie zadziała.

No.. wrrrrr!! Ja wiem, że na forum vitalii trudno spodziewać jakiś kompetentnych wypowiedzi, ale wiecie.. :P:P:P

Bieganie
No, próbuję. Jeszcze marszo-biegi (zdecydowanie bardziej marszo- niż -biegi), ale jestem dobrej myśli. Jak to się tam mówiło? Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku, bla, bla, bla, bla.

A w dniu dzisiejszym coś niesamowitego - nigdy nie byłam taka szczęśliwa z tego powodu jak ktoś zrobił ze mnie idiotkę. Nigdy. A L. to powinien Bogu dziękować, że po takiej akcji jego narzeczona wybuchnęła śmiechem z ulgi, a nie obraziła się na śmierć, zwyzywała go i rzuciła na pastwę węży, słoni, czy co oni tam jeszcze mają w tych Indiach.
Wiem, złośliwie i wręcz rasistowsko, ale kocham tego wariata :D <3

23 października 2014 , Komentarze (1)

O ja bezmyślna istota.
Zapisałam się do wyzwania: 1 grudnia - minus 7kg
Już to widzę, pędzę lecę.

ŻADNYCH POSTĘPÓW.
Nic nie jest lepiej.

Dlatego robię swoje wyzwanie. Na naukę wytrwałości.
5 szklanek wody (oprócz herbat i innych takich, na których ciągnę całymi dniami)
codziennnie robienie brzucha z Tamilee

Tami zaliczona dzisiaj. Jeszcze woda ze 3 szklanki.
Muszę to pić jak żrem to siemię (które btw jem ostatnio jedynie jako glutek, prażone mi się przejadło, a kiełki dopiero rosną).

Cieszę się, że chociaż nie tyję.
Ale no kurna!
Widzę co się dzieje. Bo zwykle jak chudłam to przy minimalnym wysiłku. A teraz waga już jest taka, że do schudnięcia naprawdę trzeba coś zrobić.

Wrrr wrr wrrr, będę pisać i marudzić aż w końcu wyjdę z tej cholernej otyłości (mom, plz! just 4 kg remain!!!)

12 października 2014 , Skomentuj

I wahło jak w modrę szczelił :<<<<

EGHH, mam się znowu denerwować to spadnie? :P
Nie wiem. No wiem. Nie no wiem wiem. Za dużo zjadłam wczoraj to zostało w brzusiu, czego się spodziewać.
A tego, czego się spodziewam to tego, że w kolejny piątek będzie 91.7 albo mniej. Żeby kilos spadł w ciągu tygodnia. I to będzie ynaf for mi. For dis łik of kors.

Dzisiaj odpoczynek od siłki, ale spróbuję zrobić brzuszek z Tamee :P

A teraz do nauki.. Ech.

11 października 2014 , Skomentuj

Waga zareagowała na agresję. Prawidłowo.  Piszę do was z siłowni. Dzisiaj totalnie mi się nie chce, a L. powiedział żeby poćwiczyć dzisiaj więcej, bo przecież w niedziele robię przerwy. No rację ma chłopak ale nie wiem ile jeszcze dam radę z siebie wykrzesać. Jestem po orbim, zrobiłam ramiona, teraz brzuch. W planie jeszcze były wewnętrzne uda, ale widzę że maszyna dzisiaj nie słucha to wzamian zewnętrzne z dupką. Na koniec spacerek na bieżni i tak już będzie powyżej mojej normy. Trzymajcie kciuki żeby jutro też był spadek a przynajmniej żeby nic nie wzrosło

9 października 2014 , Komentarze (8)

L. przyjeżdża wcześniej.
Nie skaczę z radości, bo jeszcze tego nie odczuwam, to wciąż 4 miesiące.
I mniej czasu na tracenie kilogramów. Ale to już pierniczę.
Znaczy w sensie dam z siebie wszystko, plan na 1go listopada aktualny.
Tylko że..
Umieram z tęsknoty i chcę go już teraz, tutaj. Taka nieschudnięta, nieistotne. Tęsknię jak nie wiem.

7 października 2014 , Komentarze (2)

Na siebie..
No bo kurde!
Ile można?

Dość zastoju, dość leniuchowania. Żarcie żarciem, jest do przeżycia, ale odpuszczanie ćwiczeń? A jeszcze teraz uczelnia to naprawdę nie będę miała takiego luzu i dowolności w przebieraniu "dzisiaj mi się chce, ale jutro to już nie".
No i ja pierniczę.. Przedwczoraj już dwójkę widziałam. A dzisiaj do czwórki skoczyło.

Nie zgadzam się. Nie ma tak.
Na 1 listopada ma być poniżej 90. Może być 89.9, wisi mi to. Ma być i koniec. Potem pogadamy o zastojach.

Dobra, pomarudziłam, czas na bycie miłą dla siebie. Ale to takie trudne dzisiaj.
W każdym razie to co mnie cieszy i z czego jestem dumna, to że może z wahnięciami, ale trzymam tę wagę. Pamiętam jak trzy lata temu kicałam z radości, bo na chwilę zrzuciłam wagę do 112. Teraz jest 94. Mniej niż w liceum.
Wiecie, można sobie wmawiać, że jak tak długo się miało taką wagę to teraz ciężej zrzucić, że ona sama chce wracać do wyższej, bla bla bla i dlatego teraz przestój.
Ale kurna, guzik!!
Bo ja dobrze widzę, że to nie żaden przestój, chyba że motywacyjny. Po prostu wcinam za dużo tłustego mięcha i za mało się ruszam, ot i cała filozofia.

Wrr.. A miałam być miła.
Nieważne.
89 do 1go. Koniec, kropka, nie będę o tym dyskutować nawet ze sobą.

25 września 2014 , Komentarze (8)

Siłka była. Nie taka ambitna jak wczoraj (po wczoraj już mam zakwasy).
Teraz się jaram zdrowym posiłkiem, na który się wykosztowałam, ale to dlatego, żeby nie kupować słodyczy. Zamiast słodkości to kupuję jakieś nowości, także tym razem z nowych rzeczy kupiłam między innymi cieciorkę.
Moczyłam ją od wczoraj, jak doczytałam, że mam ją gotować półtorej godziny to postukałam się w główkę. Nie wiem ile gotowałam, bo ja zawsze na oko, ale je się dobrze (na pewno nawet do godziny nie dojechałam).

I takie cudo mi wyszło:


Kolejny zdrowy posiłek do listy "co mogę ugotować jak L. przyjedzie" :D
Yay!
A smaczneee, mówię wam :P

24 września 2014 , Komentarze (4)

No to ruszyłam się w końcu na siłkę, po chyba tygodniowej przerwie. Nawet się nie obijałam, spoko poćwiczyłam, orbi, ramiona, brzuch, nogi, nawet plecki.
Ściągnęłam sobie  "Ja chcę mieć takie pośladki" i kurczę, niby to na pośladki, ale ja chyba jestem za ciężka, bo głównie nogi czuję. No i kolanka.. Za długo nie wytrzymałam :P Podejrzewam, że będzie fajne jak już wylezę z tej mojej otyłości :P

Także teraz kolejne pytanie - macie jakieś fajne ćwiczenia na pośladki nie typu przysiadowego? Ja wiem, że Tiff ma fajne, ale chętnie jakieś jeszcze bym obczaiła, bo te maszyny na pośladki w siłowni są beznadziejne, nie lubiem ich :<

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.