Najwyzszy czas cos napisac. Powracam na dibre tory. Ktory to juz raz? Najgorsze jest to, ze takie wlasnie podejscie do tematu, totalna niekonsekwencje i notoryczna slabosc charakteru uwazam za zalosne... No dobra, kazdy ma jakies wady.
Od kilkudni zalozylam sobie ponowle cugle, zobaczymy jak daleko tym razem zajade.
Mam jeden spory dylemat. Jak sobie poradzic z glowa? W momencie kiedy spod zwalow tluszczu zaczynam wychylac sie ja, z zadowalajaca figura, klapka mi sie przestawia i dalej nie pozwalam sobie sama pojsc. Rzucam soe na jedzenie i zre do momentu az doprowadze sie znowu do stanu kluchy:/ o co kamon? Musze ten temat rozkminic, zeby przy tym podejsciu nie wycofac sie znow ok 75 kg. Moze wy znacie jakies panaceum na taki dylemat?
Jak juz wspominalam od kilku dni jem jak jesc powonnam, ruchu nieco zarzywam. Dobrze, ze zimq tqka lagodna na razie. Wymowic sie od biegania trudniej, no i dobrze:)
Wczoraj ruszylam tylek na zakupy na piechote. Po raz pierwszy od kiedy tu mieszkam. 6 kilometrow w sumie. No i smieci nie kupowalam dzieki temu, bo nie usmiechalo mi sie taszczyc nadprogramowego bagazu taki kawal drogi:)
No coz, wierze, ze tym razem sie uda, ze wylaszcze do lata.