Witajcie
Dziś szybkie streszczenie....
Dieta - raz lepiej raz gorzej! Mam pewne postanowienia ale z realizacją nie jest tak jak bym chciała. Nie jestem konsekwentna i nie mam mocnej motywacji. Nawet te 2.5 kg na plusie od wagi paskowej nie są w stanie mnie zmotywować do ćwiczeń...
Muszę chyba zacząć od głowy! Tam muszę się nakręcić pozytywnie, potem pozwolić sobie na odstępstwa i ułożyć menu i powiesić na lodówce, żeby było widoczne! Bo tak to zjadam byle co, nie pilnuję tego co jem i ile... a efekty widać!!!!! niestety nie w tą stronę co powinno....
Nie, nie uważam cobym była gruba - ale jakoś tak każde odstępstwo od wagi paskowej obniża mi samoocenę i sprawia że nie mam ochoty dbać o siebie...
Zaczynam być zmęczona tym wszystkim...
Mąż mi mówi że jestem chuda i tylko nos mi widać, ze dla niego mogłabym przytyć.. Ale ja wiem że nie czułabym się dobrze w takim ciele... Być może mam zły obraz pięknego ciała???
No ale jak tu nie dać się zwariować jak w reklamach, gazetach wszystkie panie mają piękne pupy, brzuchy, bez cellulitu wszystko i w dodatku jako ideał piękna przedstawiają Anję Rubik... Ponoć nie to ładne tylko to co się komu podoba... ale jednak...
Pewnie ona tez ma jakies kompleksy, jak my wszystkie...
Wiem, że trzeba mieć własny rozum i dopasować wagę do własnych potrzeb i możliwości swojego organizmu, bo przede wszystkim zdrowie się liczy...
Tak więc chyba muszę mimo wszystko się starać realizować zdrowe odżywianie i nie rezygnować gdy ulegnę pokusie....
Ach jakie to życie było by nudne gdyby nie ta dieta, pokusy i upadki
Życie - toczy się prawie tak samo. Dzień podobny do dnia, te same obowiązki, problemy, itd.
Mój dzień wygląda zazwyczaj podobnie. Rano pobudka ok 6-7 w zależności od chłopaków. Potem śniadanie i prace domowe (tj. wietrzenie pościeli, pranie, sprzątanie po śniadaniu, zamiatanie podłóg w domu, doprowadzenie kuchni, salonu i łazienki do porządku, heroiczne wysiłki by ten porządek utrzymać, sprzątanie zabawek...)
Potem gotowanie obiadu, karmienie synów, bo jak głodne to jęczydupy nie do wytrzymania...
Teraz starszy jest chory - ma katar i kaszel jest marudny do potęgi a mi czasami cierpliwości brakuje... Tłumaczę mu coby katarek wydmuchiwał to mu będzie lżej, ale niestety ten tylko płacze i przetłumaczyć sobie nie da...
Ja wiem, że to tylko dziecko, ale czasami mam już dość i najchętniej bym sobie wzieła urlop od obowiązków rodzicielskich...
Czasu dla siebie jak nie miałam tak i nie mam!
Bo jak zasiądę do komputera to albo młody się obudzi, albo starszy marudzi...
Nigdzie wyjść nie mogę, bo nie mam z kim dzieci zostawić, jak chcę gdzieś sama na zakupy to muszę męża prosić by się nimi zajął... Czuję się czasami jak niewolnik... Jestem zła, zrezygnowana, apatyczna i brakuje mi już cierpliwości...
Nie wiem jak sobie z tym poradzić... Czasami rzucam się w wir obowiązków, a jak mam gorszy dzień tak jak dziś to czuję się rozdarta wewnętrznie, chcę być dobrą mamą a jednocześnie chcę mieć czas dla siebie, żeby wszystko było tak jak sobie umyślę... A tak się po prostu nie da....... Potem biorę głęboki wdech i stawiam się do pionu.
Tak jak teraz - kończę moje żale i idę przytulić starszego chorowitka. Zaraz zadzwonię do przychodni i zapiszę go do lekarza, niech go obsłucha... Potem znów będę się starać myśleć o tym co mam i czuć się szczęsliwa..........
Przepraszam za moje smuty, ale musiałam się uzewnętrznić, bo to pomaga mi przetrwać, pozbierać się do kupy i żyć..........