WITAM...
Wczoraj to chyba był jakiś sądny dzień , nic tylko się załamać...
Mój młodszy brat prawie stracił życie i to w szpitali :(
Cała sytuacja zaczęła się w sobotę do południa , bracia poszli zagrać w piłkę nożną z kolegami i kolega go tak niefortunnie kopną że złamał mu piszczel , więc zadzwonili po pogotowie które przyjechało dopiero po 20 minutach (bo co tam złamanie u młodego chłopaka) samochodem na pogotowie się jedzie do 10 minut...
Zabrali go do szpitala i czekali do wtorku z operacją co dla mnie jest chore ....
no tak sobota to jaki lekarz będzie operował ... a na poniedziałek już była zaplanowana jakaś operacja i wzięli się za to dopiero we wtorek ...
dobę po operacji brat był osłabiony i miał płytki oddech co lekarzy specjalnie nie zaniepokoiło ... na 2 dobę po operacji chłopak stracił przytomność i serce przestało bić :(
Na szczęście udało się przywrócić go do życia ...
ale sytuacja jest krytyczna nie wiadomo czy przeżyje :(
Doprowadzili go do śpiączki farmakologicznej , leży na oiomie ...
nie wiadomo co dalej ... robią badania ...
Dla mnie najgorsze w tym wszystkim jest to że nie mogę być przy nim ... mieszkam 1100 km od niego , staram się być na bieżąco ze wszystkim ...
ale nosi mnie tak że nie wiem co ze sobą zrobić ...