- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (60)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 57515 |
Komentarzy: | 661 |
Założony: | 8 marca 2009 |
Ostatni wpis: | 26 lutego 2021 |
mężczyzna, 52 lat, Strzegom
181 cm, 104.20 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Ten etap jest dla mnie najprostszy. Przychodzi ten jeden dzień, kiedy czuję się źle, kiedy wstaję, czuję się źle, kiedy kładę się spać. Kiedy każda prosta czynność jest dla mnie męcząca. Kiedy nie mam natchnienia do życia. Kiedy nic mnie nie cieszy. Kiedy postanawiam, że przyszedł już czas, żeby coś zmienić. Zaglądam wtedy tam, gdzie nie zaglądałem przez ponad pół roku. Nie zaglądałem, żeby nie wzbudzać w sobie poczucia winy. Nie zaglądałem, gdyż nie byłem jeszcze gotowy do tego, żeby coś zmienić. Wszystko ma swój czas. Przychodzi natchnienie, przychodzi postanowienie i zaczyna się realizacja. I nagle wszystko przychodzi łatwo.
Jeden dzień i nagle 1,5 kg mniej. Jak bardzo świadczy to o błędach w dotychczasowym odżywianiu. Jeden dzień, który daje natchnienie do szeregu innych zmian. Zmiany, które dają natchnienie do działania. Działanie, które nadaje sens życiu. Gdyby tylko tak mogło trwać dłużej. Niestety natchnienie prędzej czy później ulatuje. Takiego natchnienia trzeba na nowo szukać lub to natchnienie musi nas na nowo znaleźć. Ważne, że jest i że chcę na nowo zmienić swoje życie. Każde natchnienie przynosi nowe doświadczenie. Być może w końcu osiągnę swój cel. Wtedy trzeba będzie popracować nad tym, by go utrzymać.
Po wielu latach odchudzania i po zmianie sposobu planowania w końcu udało mi się przekroczyć magiczną granicę 100kg. Wystarczyło, że zmieniłem cel z dalekiego na wiele bliskich - i w ciągu dwóch dni osiągnąłem to, co sobie zaplanowałem na 4 tygodnie. Niewiarygodne. Teraz pozostaje praca nad utrzymaniem tendencji. Wiem, że tak dobrze, jak było teraz, już nie będzie, ale metoda się sprawdza. Muszę zmienić cel utraty wagi w diecie z 700gr na 500gr i planować małe kroki z małym terminem osiągnięcia celu.
Obecna waga 99,1kg.
Cel: 96,6kg.
Termin:
98,6kg - do 29.09.2012r.
98,1kg - do 06.10.2012r.
97,6kg - do 13.10.2012r.
97,1kg - do 20.10.2012r.
96,6kg - do 27.10.2012r.
Może problem w tym, że nie potrafię planować, lub zapominam, że zaplanowałem, lub brakuje mi wytrwałości w realizacji planów. Żeby się o tym przekonać, muszę zacząć stawiać mniejsze kroki. Mniejszym krokiem było pierwsze 14 kg. Zabrakło mi 400 gramów. Okazało się, że był to jednak zbyt duży krok.
Zaplanowałem na nowo. 2,9kg w ciągu 4,5 tygodnia - do 20 października 2012r.
Obecnie waga = 101,9kg. Docelowa waga na dzień 20 października 2012r. - 99kg - po raz pierwszy od kiedy pamiętam - poniżej 100kg. Krok mały, ale ważny.
Harmonogram:
101,2kg - do 22.09.2012r.
100,5kg - do 29.09.2012r.
99,8kg - do 06.10.2012r.
99,1kg - do 13.10.2012r.
99kg - do 20.10.2012r. (tydzień zapasowy - na stabilizację wagi).
Udało mi się opanować pierwszą fazę choroby. Wróciłem wczoraj z pracy i położyłem się spać. O godz. 20.30 już spałem. Nie obejrzałem nawet meczu półfinałowego - nie miałem siły. Niestety przed snem najadłem się - byłem tak osłabiony i miałem takie ssanie w żołądku, że nie dało rady inaczej. Potrzebowałem energii - cukrów prostych.
Dzisiaj czuję się znacznie lepiej - mam dyżur w pracy. Wkraczam w drugą fazę choroby. Teraz muszę się najbardziej pilnować.
Stan aktualny - 101,5kg (0,5kg mniej niż w dniu wczorajszym, co jest prawdopodobnie związane z odwodnieniem w czasie choroby).
Przede mną wyzwanie - choroba. Od wczoraj wieczora mam dreszcze, potężny ból gardła i katar. W czasie choroby zawsze przybieram na wadze. Najgorszy jest drugi etap - kiedy zaczynam zdrowieć. Wtedy dostaję potworne ssanie w żołądku i muszę jeść. Jest to efektem zapewne wszystkich leków, które przyjmuję, kropli do nosa i tabletek na gardło. W pierwszej fazie choroby, tak jak teraz, nie chce mi się jeść ani pić. Bolą mnie wszystkie kości. Straciłem apetyt i nie mam smaku. Nie czuję potraw, które spożywam.
Mam zamiar, po raz pierwszy, przezwyciężyć okres choroby, bez większych wzrostów wagi, podobnie jak w czasie Świąt Wielkanocnych, kiedy po raz pierwszy w życiu schudłem po Świętach, a nie przytyłem. Nie mogę ćwiczyć, więc zadanie będzie trudne. Muszę zmniejszyć obciążenie kaloryczne i przeczekać na lepsze warunki.
Stan aktualny: 102kg (100g mniej niż w dniu wczorajszym) - powoli w dół.
Wczoraj wróciłem do domu po pracy dopiero po 22.00. Trudno w takich warunkach zaplanować posiłki. Na szczęście udało mi się znaleźć 20 minut około 17.00 i zjeść swój ostatni posiłek o tej godzinie. Gdyby nie zbieg okoliczności wróciłbym do domu w nocy i jadłbym do pierwszego uczucia sytości.
Osoby, które osiągnęły coś w życiu, nauczyły się skutecznie planować. Doskonały plan obejmuje także sytuacje niespodziewane, choć jedno przeczy drugiemu. Polarnicy mają zaplanowany w szczegółach każdy dzień, choć nie oznacza to, że plan obejmuje szczegóły w minutach. Wiedzą kiedy wstać, ile czasu zajmuje im przygotowanie do wymarszu, jak rozplanować dzień, ile przerw zrobić, w jakich odstępach czasu, jak kaloryczny posiłek powinni spożyć w sposunku do warunków pogodowych i dystansu, który pokonali. Nawet w sytuacjach ekstremalnych, przy pogodzie, która uniemożliwia chwilowo marsz - mają plan awaryjny, dzięki któremu oszczędzają energię i zapasy. Małymi krokami, aby dojść do celu. Żeby się nie zmęczyć. Żeby się nie złamać. Żeby konsekwetnie iść do celu, nawet jak się nie chce.
Po sobotnim tenisie szybki spadek wagi, następnie mały wzrost, związany z odpowiednim nawodnieniem organizmu.
Stan obecny: 102,1kg (700g mniej niż przy poprzednim wpisie).
Jestem zafascynowany wyprawami polarnymi. Słucham od kilku dni audiobooka z wyprawy Marka Kamińskiego - małymi krokami i do przodu. Nie za daleko, żeby nie przedobrzyć - wystarczy mała kontuzja, przeciążenie organizmu i nie dojdzie się do celu. Miałem problem z motywacją - gdzieś uciekła. Odnalazłem ją w ciekawym materiale. Próbuję wdrożyć w życie.
Dziś zacząłem dzień od sprzątania. Uwielbiam sprzątać, a zwłaszcza wyrzucać stare i niepotrzebne rzeczy. Czuję się wtedy tak dobrze, że zapominam o jedzeniu. Sprzątałem, aż wypełniły mi się kubły na śmieci. Dalej nie mogę sprzątać. Po południu pojechałem na tenisa. Do tego czasu spożyłem dwa małe posiłki. Niestety po tenisie nie mogę się ruszyć, ale o jedzeniu nie myślę. Uzupełniam płyny. Czuję się wspaniale. Niestety muszę popracować nad kondycją - pod koniec nie mogłem się ruszać na korcie. Dzisiaj mecz - Hiszpania:Francja. Powinien być dobry. Zaplanowałem na tę okazję cały dzbanek zielonej herbaty - i mam nadzieję, że nie wyjdę poza plan.
Dzisiejsza waga 102,8kg (o 100g więcej niż wczoraj). Wczoraj sobie pofolgowałem do meczu - z okazji wyjazdu teściowej. Dzisiaj się już to nie powtórzy.
Rano zakwasy - po dodatkowej pracy w ogrodzie. Waga 105,8kg.
Wieczorem Orbitrek: 40min., 11,1km, 311kcal.
Ćwiczenia mięśni brzucha: 30/30/0