Witajcie :)
Znowu pesymistycznie..
Byłam zdawać krew. Wiecie, pierwszy raz. Próbki, hemoglobina.. wszystko ok :)
A potem cudowne wejście na wagę..
Nienawidzę takich chwil ..
Cudowne cyferki :71.6pare..
Nie specjalnie się ździwiłam, ale jednak.
Z dalszą częścią było już dobrze.
:) Duużo czekolad, jakieś batoniki.
I wyobraźcie, że dziewczyny z pokoju kazały mi jeść czekoladę w nocy b byłam blada.. :)
? No tak, a ja łasuch sobie pojadłam.
Jakże by tu odmówic, czekolady
. Potem okazało się, że nic tak nie uzupełnia krwi
, jak warzywa, owoce, witaminy.
owwwyeaaa. to sobie pojadłam :D
Zdecydowałam, że moje kochane cyferki wrzuce w końcu w nowy pomiar.
I wygądam jak grubasek juz nie małej miary na modelu 3d.
. Mi po prostu brak motywacji. Wiecie, czasami się tutaj żalę.
. Ale normalnie tak często się czuzję o wszystko winna w domu, a raczej obwiniana..
Chcę np. pozamiatać w korytarzu..
" Nie ja to zrobię "
Ja - zdziwniona, why ?! "
"Bo zrobię to dokładniej .. "
Albo:
" Nie sprzątaj tutaj kurzy, ja to sama zrobię "
A chciałam pomóc.
A jeżeli nic nie zrobie też źle..
Normalnie, dzisiaj poszłam spać pod wieczór.
Nie mam w sumie na nic siły.
Pokłóciłam się z moim..
O głupotę. O byle co..
I nawet nie mamy jak pogadać, mieszka daleko..
Sms tylko i dzwonienie..
Co też niestety z pewnych przyczyn odpada.. :(
W domu ciasto, czekoladowe.. kusi mnie.
Słucha smutnych piosenek.
Płakać mi się chce.
Wiecie, naprawdę chciałabym żeby w końcu moi bliscy docenili mnie taką jaka jestem..
Bo ja już albo jestem jakaś naprawdę przewrażliwiona,
albo naprawdę najwięcej mają do mnie uwag.. ;/ Wszędzie i każdy..
to ja jeszcze niecały rok temu.
wybaczcie mi bałagan w pokoju, ale byłam w trakcie wprowadzania się.
w wakacje przytyłam około 10 kg.