Waga pokazuje 62,2 kg. Zanotowałam więc niewielki spadek,ale nie cieszy mnie to w ogóle...
Dlaczego tak jest,że łatwiej jest tracić wagę,gdy ma się zdecydowanie za duzo sadełka, a kiedy jesteśmy tak blisko celu wszystko staje się zdecydowanie trudniejsze i tak opornie idzie...achhh
Nie pozostaje mi nic innego jak dotrwać do wagi 61 kg. Nie wiem kiedy to nastapi,ale warto. Patrzę w lustro i nie wierzę. Mam na sobie krótkie spodenki, które nosiłam dokładnie 9 lat temu!!!! Szok. Jeśli uda mi się dotrwać i osiągnąć zamierzony cel to obiecuje sobie wyjście w tych spodenkach na miasto - obcasy, grubsze rajstopki i uśmiech na twarzy
Trudno mi jest jednak odrzucić pokusę podżerania między posiłkami. Chwilke po obiedzie zjadłam kubeczek budyniu, a potem zrobiłam sobie placuszki na słodko na jogurcie. Niby wszystko w zgodzie z dietą, ale ja i tak dobrze wiem, że dopada mnie znowu zajadanie stresu i bzdurna chęć poprawienia sobie humoru. Co za różnica czy jem w zgodzie z dietą czy nie, skoro to poprostu kompulsywne kręcenie żuchwą...
Walka, walka, walka..