dzisiaj wczesnym popołudniem, gdy piekłam dla braci paszteciki, położyłam ręce na biodrach i... gdzie są moje biodra? przecież miałam takie dwie wystające poduszeczki, które mnie koszmarnie poszerzały! no w jeden dzień nie mogły zniknąć.
pamiętam, że kiedyś miałam podobną sytuację. położyłam rękę dekolcie i wyczułam wystające obojczyki (wcześniej czułam, że je mam pod warstwą tłuszczu).
- mamo, ja mam obojczyki!
- każdy człowiek ma.
- ale ja je czuję!
byłam wtedy przeszczęśliwa. teraz czuję się dość dziwnie, choć też powinnam, skoro nie ma znienawidzonych poduszek na biodrach.
dzisiaj zjadłam...
Ś: grahamka z 5g masła. do tego pomidorek, plasterek szynki konserwowej. i buteleczka soku warzywnego z chili.
DŚ: 4 czekoladki z bombonierki od św. Mikołaja (wstrętny sabotażysta).
O: miseczka ryżu curry z warzywami. zupa brokułowa z torebki.
P: surówka z wielkiego jabłka i równie wielkiej marchewki.
K: mały kubeczek jogurtu naturalnego 2% tłuszczu.
ostatnio odkryłam masło Lurpak pakowane po 10g. kosztuje 50gr, ale jest dla mnie zbawieniem, gdyż mogę kontrolować ilość zjadanego masła. i jedno takie opakowanie starcza mi na posmarowanie dwóch małych grahamek.
swoją drogą jeszcze miesiąc temu grahamką można mnie było torturować, teraz chodzę specjalnie po nie do najdalej położonej piekarni w okolicy.
idę oglądać Czarodziejkę z Księżyca.
pozdrawiam serdecznie.