Nie mogłam dzisiaj wstać. Budzik zadzwonił o morderczej porze - 5.15. O tej godzinie można mieć tylko mordercze myśli. Moje się jeszcze pogłębiły, kiesy stanęłam na wadze- 67,3. Wrrrrrrrr!!!! Głupia ja. Skusiłam się wczoraj na skibkę chleba. Tak pachniał.....
Byłam nieziemsko wściekła. Wydawało mi się to niemożliwe, że po jednej skibce chleba tak mi waga skoczyła. Po południu się upewniłam, że jednak...
Ze dwie godziny temu nagle zaczęły mi się takie skurcze jelit, że prawie płakałam z bólu. Ustąpiły po wizycie w toalecie. Zdarza mi się to niestety regularnie od dziecka. Tym razem jednak zrzucam to na chleb. Dlaczego? Bo odkąd zaczęłam Ducana, nie miałam takiego probolemu ani razu, a moja wysypka z ramion nagle zniknęła. Być może gluten mi jednak nie służy?
Przed chwilką waga wskazała 66,3. Kilogram mniej niż rano. Dzisiaj bardzo się pilnuję. Moim jedynym grzechem jest znowu cappuccino z ksylitolem (nie umiem na niesłodko- bo gorzkim tego podobno i tak nazwać nie można). Na jutro piekę sobie ciasteczka otrębowe. Przetrzymam na proteinach do niedzieli i zobaczymy,
Przyjaciółka mi wczoraj powiedziała, że gdzieś czytała, że to nieprawda, że człowiek potrzebuje zboża w diecie. Wystarczy mięso, warzywa i owoce,. Podobno to mit, że potrzebujemy mąki. Jej córeczka odżyła na diecie bezglutenowej. Hm, może coś w tym jest?
Faktem jest, że od tygodnia czuję mniejsze zmęczenie, więcej energii i ogólnie jakoś lepiej się czuję. Nie wiem czy to zbieg okoliczności czy to wpływ diety. Zostanę na niej jeszcze jakiś czas to się przekonam. I więcej grzeszyć nie zamierzam. Nie warto!