Ciut mniej
Dzisiaj waga pokazała 64,7, więc jakiś postęp jednak jest. Ale jestem w szoku, że taki mały. Jem zdecydowanie mniej i regularnie Nie podjadam pomiędzy posiłkami. Jem więcej warzyw. Nie jem po 18.00 i biorę Lineę.Z ćwiczeniami co prawda jest różnie, ale myślałam, że waga szybciej zjedzie....
Jutro ważenie. Na szczęście widzę, że brzuch mi wyraźnie zjechał. Chociaż coś.
kilogram w dół i co z tego
Co z tego, skoro przybyło mi wszędzie centymetrów. W brzuchu to ostatni raz miałam tyle w ciąży. Zapuściłam się i sama jestem sobie winna. Nie mogę się zebrać w sobie, żeby coś z tym zrobić. Chociaż zaczęłam trochę ćwiczyć i staram się pilnować z jedzeniem. Z Lineą jest mi trochę łatwiej, bo apetyt mam znacznie mniejszy. Tylko muszę chyba zwiększyć dawkę, bo widzę, że jedna tabletka dziennie to za mało. Na opakowaniu napisali, żeby brak od 1-2 dziennie, więc przechodzę na dwie. Może efekt będzie większy. Choć moja ciocia mówi, że zjechała z Lineą 7 kg, ale zaczęła chudnąć dopiero po ok.3 tygodniach. No więc cierpliwie czekam, ale muszę włączyć jeszcze więcej ruchu, bo to co robię to prawie nic. Szkoda tylko, że doba uparcie nie chce się wydłużyć...
Początek
Pierwsze dwa dni na Linei -rewelacja. Apetyt mniejszy, a waga spadał o 1 kg. Niestety, od dwóch dni stoi w miejscu :( Ba, dzisiaj to jest znowu więcej, bo znowu 65 kg. Oby jutro było mniej. Nadal ćwiczę 8 min abs. Na więcej mnie na razie nie stać. Wieczorami po prostu padam. Rowerek stoi zakurzony, ale mnie mam siły nawet na niego wsiąść, a co dopiero ruszać nogami. Ale w pracy to już końcówka, więc może za dwa tygodnie uda się robić coś więcej. Szkoda tylko, że na wesele idziemy już za 2 tygodnie, a poprawę widzę niewielką. Mam minimalnie mniejszy brzuch. Chyba. Mierzenie i ważenie w sobotę, jak zwykle.
No to się zapuściłam.
Waga skoczyła do 66 kg i jestem przerażona tym, co z sobą zrobiłam. A wydaje mi się, że wcale nie jem tak dużo. Poza tym ostatni jem dużo mniej chleba i jem wcześniej kolację. Przestałam tez zjadać resztki po dzieciach. A waga zamiast w dół ....eh, szkoda gadać.
Ale się nie poddaję. 25 czerwca idę na wesele i muszę coś zrobić chociaż z brzuchem. Zaraz zaczynam od nowa 8 min abs. Przy tych ćwiczeniach widziałam największy efekt na moim brzuchu. Zabrakło tylko zapału. Jak już tylko trochę schudłam, to sobie odpuściłam i to był mój błąd. Zdecydowanie za mało się ruszam.
Poza tym kupiłam sobie Lineę Detox i mam nadzieję, że to+ ćwiczenia i jeszcze większe ograniczenie jedzenia pomoże. Już nie wyznaczam sobie celu, ile chcę schudnąć. Po prostu chcę się sobie podobać. No i bez wstydu wyjść w tym roku na plażę....
No to pół kg mniej od wczoraj :)
Ale się pilnowałam wczoraj. Kolacja o 18 i zimny prysznic. Musze też jeść mniej, bo się rozpuściłam. Ostatnie dwa tygodnie spędziłam w domu, chora. Jadłam wszystko, co mi wpadło w ręce: nutella, batonik, paluszki, pierniczki. Oj, trochę tego było i w efekcie brzuch wylewa mi się ze spodni. A to moje jeansy do pracy, czyli do poniedziałku muszę się w nie wbić.
Trzymajcie kciuki, żeby się udało!!!
Welcome back :)
Wracam skruszona z waga początkową. Znowu 64 kg. prawie rok mnie tu nie było i nic przez ten czas nie schudłam. Właściwie to schudłam, ale nie miałam czasu się tym przejmować do tego stopnia, że nawet na wagę nie wchodziłam. Teraz zmieniłam pracę na mniej stresującą i waga od razu skoczyła w górę, niestety.
Ale to nic, zabieram się do pracy nad sobą od początku. Mam już pewne doświadczenie, więc wiem co i jak :)\
Wczoraj zaczęłam w sumie, bo zrobiłam sobie serie brzuszków przed snem. Dzisiaj nic już nie jem od 18. Obym wytrzymała! Zjadłam na kolację płatki fitness z jogurtem i kawałek banana, po maluszku. Jeszcze mam tez zamiar poćwiczyć i zimny prysznic.
Jest kiepsko, ale zważę i zmierzę się jutro. Dzisiaj nie aktualizuję linijki. A nuż będzie kg mniej
.
Za 3 miesiące wesele przyjaciółki i chcę wyglądać dobrze, jeśli nie bosko :)
Zabieram się do roboty. Pokonam mój tłuszcz!!!!!
Windą do nieba :)
Moja winda jedzie do nieba, bo waga spada..do piekła Dzisiaj kolejny kilogram mniej. Jupi!!!!! Ale się cieszę.
Przez jakiś czas tu nie zaglądałam, bo nie było po co. Waga utknęła na 63 kg i nie chciała nic a nic zjechać. A od tygodnia jadę ładnie. Nareszcie. Czyli podjęłam dobre kroki - regularne posiłki, ćwiczenia, długie spacery (gdzie mogę idę pieszo) i nie piję do posiłków, tylko przed, a potem dopiero ok. 30 minut po. Siostra mi to podpowiedziała i widzę efekty. Bardzo lubię pić do posiłku, ale jak się do bułeczki (fitness oczywiście, nie pszennej :)) zje jogurcik naturalny, albo soczystego pomidorka, to da się przeżyć bez soku.
Generalnie jest dobrze i będzie jeszcze lepiej. Moja siostra twierdzi też uparcie, że chudnięcie to tylko kwestia dobrego nastawienia. Zaczynam w to wierzyć i od ok. tygodnia stojąc przed lustrem powtarzam sobie:
- Ale dzisiaj ładnie wyglądasz
- Ale jesteś szczupła
- Ale masz zgrabne nogi
To pomaga. Przynajmniej mojej psychice
Poza tym zaczęłam chodzić wcześniej spać i to pewnie tez ma znaczenie. Czytałam gdzieś, że osoby wyspane chudną szybciej, niż niedosypiające. Ciężko, kiedy się jest mamą ząbkującego niemowlęcia, ale dajemy radę. Staram się kłaść przed 22.30. Cierpi na tym porządek w domu, ale trudno. Jestem ważniejsza niż podkurzone półki
Myślę też, że dużą rolę w moim szybszym chudnięciu odgrywa zimny prysznic. Kończę nim każde mycie. Nie prysznicuję się zimną wodą tylko od pasa w górę, bo słyszałam, że nie powinno się tego robić w okolicy serca. Więc powyżej pasa sobie odpuszczam, ale zlewam lodowatą wodą (aż boli na początku) brzuch, biodra, pośladki i uda. Po takim prysznicu mam dużo energii, więc czasem (już w piżamce) idę jeszcze chwilkę poprasować albo ogarnąć w kuchni.
Generalnie u mnie jest super!!!!
Jupi!
Dzisiaj rano, bez większych nadziei weszłam na wagę, a ona pokazała 62,6 kg :) To moja najniższa waga, odkąd ważę się na elektronicznej. Cieszę się jak głupia. W nagrodę jadę sobie kupić sukienkę i buty,
No dobra, i tak bym musiała to kupić, bo nie mam w czym iść na wesele. Ale brzmi lepiej jako nagroda niż mus
Oprócz ćwiczeń przyjęłam trzy zasady:
1. Jem tylko do momentu nasycenia, nie dopuszczam do przepełnienia żołądka
2. Nie jem po 19.00
3. Nie podjadam pomiędzy posiłkami
Wiem, wiem. To oczywiste. Chociaż gdyby tak naprawdę było, nie byłoby na świecie ludzi otyłych :D
Oczywiście oprócz tego ćwiczę. Dam radę!
No niestety
Cel wakacyjny już nierealny. Trudno, sama jestem sobie winna. Mogłam go osiągnąć. Wystarczyło tylko trochę silnej woli. Zabrakło, więc zostaję nadal z moimi nadprogramowymi kilogramami.
Za to mam małe osiągnięcie. Psychiczne. Przynajmniej tak twierdza moje siostry. Nie wiem, jak u was, ale mi całe życie wszyscy sugerowali, że jestem gruba. Rodzice wołali do mnie "grubasku", babcia przerażała się tym, ile jem. I tak sobie rosłam w przekonaniu, że jestem gruba. A teraz jak patrzę na swoje zdjęcia z liceum czy podstawówki (ciągle się wtedy odchudzałam) widzę, że byłam w sam raz. Moje siostry są bardzo szczupłe, ale ja gruba nie byłam. Mam po prostu szersze biodra. Ale nigdy gruba nie byłam. Roztyłam się po ślubie. Mam żal do rodziny, że mnie tak nastawiła do samej siebie. Może byłoby inaczej, gdyby mi tak nie gadali....
Trudno, od tygodnia codziennie ćwiczę, nie jem po 20 i zlewam się pod koniec prysznica zimną wodą. Może się uda do wesela szwagierki (3.09) zmniejszyć chociaż brzuch.
Bo mimo, że waga nie drgnęła i nadal mam 63 kg, to centymetrów mi kilka ubyło. :)
Trzymajcie kciuki!!!
I po wakacjach
I niestety powrót do 64 kg. A wcale nie leżałam do góry brzuchem, bo byliśmy w lesie, pod namiotem. Ale jednak nie ruszałam się tam zbyt wiele. I sa skutki. Dobrze, że tylko takie.
Wakacje za mną, wróciłam do ćwiczeń. Ula hula, Anka skakanka i takie tam inne Dzisiaj dla odmiany 8 min abs. Jak schudnę w brzuchu to już będę zadowolona z mojej figury. :) Do wesela zostało troszkę ponad miesiąc, cała rodzina już ma kreacje, a ja czekam do ostatniej chwili, bo muszę zrzucić brzuchol. To jest niezbędne minimum i muszę to zrobić. Bo we wrześniu mamy dwa wesela i chcę na nich wyglądać ładnie.