Waga pomału spada, przylała @, czuję się dzisiaj paskudnie
Menu:
śniadanie: płatki z maślanką
2 śniadanie: zupa chrzanowa
obiad: makaron z łososiem
podwieczorek: brak
kolacja: brak
napoje: 1,5 l
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (45)
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 18435 |
Komentarzy: | 750 |
Założony: | 17 listopada 2011 |
Ostatni wpis: | 26 stycznia 2019 |
Postępy w odchudzaniu
Waga pomału spada, przylała @, czuję się dzisiaj paskudnie
Menu:
śniadanie: płatki z maślanką
2 śniadanie: zupa chrzanowa
obiad: makaron z łososiem
podwieczorek: brak
kolacja: brak
napoje: 1,5 l
Do końca zostało 17 dni, zaczyna iść opornie ale jakoś daję radę. Do końca 1 celu zostało już niedużo i z własnej winy muszę wymyślić kolejny więc już nie ma czasu na marudzenie, lato się zbliża a aż mnie ciarki przechodzą na myśl o ocierających się o siebie tłustych udach a nie zamierzam kolejnego lata spędzić w długich spodniach lub rajstopach, no i przestaję się mieścić w moje ciuszki które są nowe a te stare i wielkie już dawno w koszu, jak nie schudnę to będę musiała zostać nudystką a w naszym klimacie to może stanowić problem - kolanka mi zmarzną . No więc trzeba męczyć dietę dalej .
Menu:
śniadanie: płatki z maślanką
2 śniadanie: bułeczka z ciasta francuskiego
obiad:sałatka z kurczakiem i makaronem
kolacja: zupa chrzanowa
woda: 1,5 l
Dieta wczoraj myślę że ok, bo dzisiaj już się nie czuję jak wieloryb i woda schodzi pomału. Miałam wczoraj okazję się nażreć frytek, słodyczy i wypić piwo bananowe (co Ci piwowarzy nie wymyślą?) ale dałam radę i nic nie ruszyłam . Słodycze już zjedzone, frytki też a piwo leży i każdy boi się otworzyć bo pewnie będzie paskudne . Postanowiłam trochę uporządkować mój kącik z przepisami, mam około 6 dość małych książek kucharskich ale do tego miałam jakieś 15 gazet, 2 zeszyty i tonę karteluszek - kupiłam segregator A5 i koszulki i wszystko co warte uwagi już tam siedzi. Muszę jeszcze uporządkować przepisy na komputerze bo mam jakieś 20-30 dokumentów a w każdym jakieś coś do tego wiecznie coś w przeglądarce otworzone i dodatkowo na vitalii ile polubione . Wszystko co nadal chcę ugotować muszę pomniejszyć, wydrukować i do zlepka mojego noo i w takim wypadku bardzo łatwo "usunąć" przepis który okazał się niewypałem . Mając tak uporządkowane mam możliwość też dodawać moje przepisy tu bo narazie odnalezienie danego przepisu graniczyło z cudem . Muszę też znaleźć jakiś sposób na zaznaczanie w książkach ulubionych przepisów nie niszcząc ich (wszystkie moje książki są bardzo zadbane i nie lubię zagiętych stron, mazania po nich czy załamanych okładek). Macie jakieś ulubione sposoby?
Menu:
śniadanie: płatki z maślanką
obiad: makaron pełnoziarnisty z sosem grzybowym, surówka z marchewki
podwieczorek: tarta z pomidorami i groszkiem
kolacja: sałatka z jajkiem i bułeczka z ciasta francuskiego
płyny: 2 l
2 śniadania nie było bo wyszłam do spożywczaka i zaszłam na drugi koniec miasta i jakoś mnie ominęło
Zostało 19 dni ze 150 odliczania i wychodzi że schudłam tylko 1,6 kg x_x, no ale mam jeszcze te 19 dni a prawie 2 kg to nowy nabytek więc jest szansa szybko się tego pozbyć. Niby 2 kg to nie dużo ale czemu musiało w całości zagnieździć się na brzuchu, akurat tam mi najgorzej idzie odchudzanie blee a tu już niedługo trzeba będzie wbijać się w jakieś bikini itd. Będę teraz miała trochę więcej czasu więc będą to dni ostrego odchudzania około 70-80 % jedzonka to muszą być warzywka tak dla podkręcenia metabolizmu bo czuje się strasznie ciężko, muszę też się skupić na pilnowaniu nawodnienia bo często zdarzają mi się dni gdzie nie wypijam nawet 1 l płynów a to też nie najlepiej działa na wagę.
Teraz mam 19 dni żeby podgonić odchudzanie i za 19 dni będzie dzień dziecka, dosłownie i w przenośni. 1 czerwca mamy z mężem pierwszą rocznicę ślubu a że wyjdzie to niedziela to planujemy spędzić ten dzień w domu przed tv z winem i pysznym jedzeniem oczywiście na wynos żeby nie stracić ani minuty wspólnego czasu, wiem wiem jesteśmy lenie ale jednak jedyne co nam brakuje to wspólne lenistwo więc staramy się wykorzystać w ten sposób każdy wolny czas, czyli 1 dzień raz na parę miesięcy . Minusem takiego spędzania czasu pewnie będzie coś tam na plus na wadze no ale skoro taki dzień ma nastąpić to te 19 po drodze muszą być idealne pod względem diety. Cel powinnam mieć osiągnięty już za te 19 dni ale niestety się nie uda ale im więcej osiągnę już tym mniej będę miała pracy po godzinie zero .
Muszę też zacząć zapisywać ile pożarłam bo zbyt łatwo mi idzie dobranie sobie ciastka do obiadu itd., więc menu na dzisiaj (będzie uzupełniane na bieżąco):
1 śniadanie: płatki z maślanką o smaku pieczonego jabłka
2 śniadanie: mała porcja sałatki z makaronem i kurczakiem
obiad: sałatka z jajkiem
podwieczorek: mała porcja sałatki z makaronem i kurczakiem
kolacja: tarta z groszkiem i pomidorami
około 2l płynów
wyszło mi na oko 1150 kcal ale pewnie źle policzyłam
Do końca celu 1 zostało 24 dni a ja wróciłam do punktu wyjścia. Dzieje się ogólnie źle ale staram się dać radę. Ostatnio całe moje życie stanęło na głowie i jakoś tak już zostało.
1. Stefuńki mojej kochanej już z nami nie ma
2. zaryzykowałam z pracą i wyprowadzką no i się okazało że nie mam szczęścia i zaczynam od nowa (dzisiaj od samego rana wszystko ruszyło pełną parą) - a zanim podjęłam ryzyko okazało się że w starej pracy jest za mało facetów i trzeba było wykonać ich pracę i mam ponadrywane mięśnie na rękach i żebrach, więc nie jestem w stanie wykonać większości czynności od 2 dni, zaczyna mnie to wkurzać bo mam masę pracy do nadrobienia
3. dieta - masakra, nieregularne posiłki, większość jedzona w środku nocy i na zmianę albo zdycham z głodu albo z przejedzenia ale to była siła wyższa a teraz już jej nie ma więc mogę wrócić do normalnego jedzenia
4. ćwiczenia - brak od dłuższego czasu ale teraz będę miała czas, nie wiem jak długo ale póki jest to muszę spróbować go wykorzystać
5. waga - tragiczna, grubnę ale za to umysł mi chudnie, zaczynam pomału postrzegać się jako osobę z normalną wagą bo do tej pory byłam przyzwyczajona do postrzegania siebie jako grubaskę więc bez względu na to ile schudłam czułam się ze sobą źle ale cieszę się że w końcu zmiany dotyczą też umysłu - tylko tego mi brakowało
6. przeprowadzka - jakoś się nie udało, postawiliśmy na jedną kartę i nie wyszło ale w tali są jeszcze 23 karty więc zaczynamy zbierać się na nowo i zaryzykujemy kolejny raz
7. cel - nie mam szans go osiągnąć, musiałabym w 24 dni schudnąć jakieś 3-4 kg, wiem że przynajmniej 1 z nich to woda bo piję za mało i obżeram się solą ale tak czy siak celu nie osiągnę, płakać z tego powodu nie będę ale jednak jakiś tam dyskomfort jest
Niby kolejne cele, kolejne plany same się tworzą jednak czuję się jakaś taka bez sił, bez zapału. Brakuje mi mojego zwierzaczka, jakoś łatwiej mi było zwlec się z wyra kiedy tu była... buu
misio:
i ja:
Witam!
Ze względu na pracoholizm nie mam czasu na wpadanie tu zbyt często. Odwiedzam vitalię tak 2 raz w tygodniu żeby nadrobić pamiętniki ale nie mam nawet chwili na jakieś komentarze - mam nadzieję że się nie gniewacie . Moja dieta poszła w odstawkę ze względu na bardzo rzadkie posiłki tzn. jak dobrze pójdzie to są 3 a jak gorzej to w odstępach czasu 6-7 h bo inaczej się nie da bo po prostu nie mam gdzie, nie mam jak bo co to b się znalazło. Nie objadam się tłustymi czy niezdrowymi potrawami ale niestety ze względu na częstotliwość jedzenia nie można tego nazwać ani zdrowym ani dietą, czuję się z tym źle psychicznie i przede wszystkim fizycznie - brzuch to mnie codziennie boli do tego dopycham się słodyczami i za mało piję co też nie służy. Jestem w trakcie rozwiązywania tego problemu - szukam innej pracy, jednak ta dotychczasowa wstępnie jest tylko do 15 maja więc szkoda mi z niej rezygnować bo to zawsze jakiś pieniądz na "waciki" a takowe zawsze się przydadzą . Ale tym będę się martwić w poniedziałek. Niby nie powinno się niczego zostawiać na później ale jeśli chodzi o stres to polecam każdemu zacząć się stresować "od jutra" .
W najbliższej przyszłości (jutro) zaczyna się majówka i trzeba się jakoś rozerwać bo to jedyny urlop w tym roku jaki będzie więc trzeba w 3 dni zaliczyć całe wakacyjne imprezowanie . Nie planuję się ograniczać - będzie grill i pewnie jakieś piwko czy słodkie napoje, może pójdziemy na lody, do tego też pewnie będzie dużo ruchu bo nikt nie będzie siedział na tyłku 3 a w naszym wypadku prawie 4 dni. Waga pewnie poszybuje do góry ale trudno. 1 maja powinnam zaktualizować pasek ale chyba sobie odpuszczę i zrobię to za kolejny miesiąc. Celu pewnie i tak nie osiągnę ale zawsze mogę się do niego przybliżyć moim standardowym żółwim tempem . W końcu cel osiągnę jeśli nie w połowie roku to na sylwestra .
Miłej majówki!
Odchudzanie idzie średnio, spędzam około 12 h poza domem i mam wtedy tylko 1 przerwę na jedzenie więc jem za rzadko, rano śniadanie koło godziny 10, potem sucha karma koło 18 i o 24 rzucam się na jedzenie jakbym miesiąc nie jadła to do niczego dobrego nie prowadzi a nie mam możliwości jeść częściej, no mogę zjeść przed samym wyjściem o 12 ale to i tak niewiele zmienia. Od wtorku zaczynam 1 zmiany i będę jadła o 3 w nocy potem o 11 i o 16 - to też bez sensu. Mam nadzieję że po tym miesiącu albo wrócę skąd przyszłam albo mnie zwolnią bo się wykończę. Nie dość że spędzam cały dzień poza domem bo większość czasu w domu śpię to jeszcze towarzystwo i szefostwo się nie najlepsze trafiło, oczywiście jest parę fajnych osób ale te pozostałe skutecznie zniechęcają do istnienia i za ledwo 1 200 zł? bez sensu a praca jest naprawdę ciężka. Mam nadzieję że wszystko się ułoży bo w takim razie nigdy nie schudnę. Waga waha się od 51,7 kg do 54,8 kg a dnia na dzień więc nie wiem czy chudnę czy tyję. blee
Zostało 48 dni a do zrzucenia na dzień dzisiejszy 2,9 kg. Całkiem sporo jak na tyle dni. Odchudzanie idzie mi kiepsko pomimo że zastój jest już za mną. Cały czas mam zły humor, na zmianę jestem smutna lub zła i tak w kółko, jest to męczące. Mam problem ze spaniem ogólnie albo przesypiam cały dzień albo wcale nie mogę spać i do tego zawroty głowy... to już chyba ze zmęczenia psychicznego. Jest mi z tym źle ale przecież z dnia na dzień nie przestanę się przejmować wszystkim. Męczące jest i niesamowite jest to jak samopoczucie wpływa na każdy aspekt życia, zaburza cykl dnia, ciężko się ogarnąć, ciężko żyć spokojnie a zwykle chodzi o jakąś głupotę, szkoda że człowiek nie ma wyłącznika takiego że "pyk" wciska się i wyłącza się głupie myślenie, albo magiczna pigułka wyłączająca mózg na np 24h, człowiek sobie odpocznie i może wrócić do rzeczywistości a jak wiadomo człowiek wypoczęty radzi sobie lepiej z przeciwnościami losu.
Dzisiaj pierwszy dzień w nowym miejscu pracy, razem z dojazdem zajmie mi to 12-13h na dobę i za miesiąc znów stres i znów zastanawianie się co z tą pracą i co z tym życiem.... no wykończę się... jakoś w tym momencie nie widzę swojej przyszłości
Zaczyna się wszystko układać po mojej myśli więc chyba zacznę grać w totka, normalnie szczęście mnie ogarnia a takie 6 milionów by się przydało , pierwsze co to chyba bym wynajęła jakiegoś modela którego głównym zadaniem by było chodzenie za mną i mówienie "nie żryj tego!" ahh fantazja mnie ponosi. Oczywiście życie się nie ułożyło samo na lata ale udało się zakręcić tak żeby zostać w pracy kolejny miesiąc a ten miesiąc już mnie ratuje w dużej mierze i dzięki niemu można wprowadzać plan dalej a co potem? nie wiem, wszyscy są wkurzeni że mnie nie będzie (ten miesiąc to nadal w firmie ale w innym miejscu) boją się że nie dadzą rady ale powiedziałam że jak będę potrzebna to mogą dzwonić i chętnie znów do nich wrócę a przez ten miesiąc jest szansa że ktoś z kierownictwa zauważy że nie dają radę i wrócę jest wiele planów ale póki co ułożyło się na tyle że spokojnie możemy czekać na telefon z Wrocławia .
Dietowo jest tragedia, żrę jak świnia i tu by się ten model przydał co to by mnie pilnował a tu jeszcze dzisiaj w pracy pizza, jutro urodziny koleżanki w pizzeri a potem święta a wiadomo że jak pojadę w gości to nie będę marudzić że to za słone a tamto za tłuste ale dam radę.
Obecnie niezbyt często Was komentuję bo czytam hurtowo bo coś mój komputer marnie działa coś się porobiło i strony mi się wczytują na chybił trafił, raz działa a raz nie, coś chyba zepsułam ale niedługo będzie już ok bo dzisiaj format , przecież nie mogę Was zaniedbać przez głupi komputer .
Pomału zaczyna się wyjaśniać wszystko. Dzisiaj mam rozmowę ostatnią z kierownikiem i ze względu na dobre wyniki mogę się przenieść do innego miasta ale niestety trzeba dojeżdżać i to jakieś 100 km, no ale cóż załatwił mi już miejsce w jakimś samochodzie i nie będę musiała za dojazd płacić więc w miarę ok. Nie sądzę żebym tam dojeżdżała więcej niż 3 miesiące ale tyle wystarczy żeby przenieść się do dużego miasta bo to trochę kosztuje i przez pewien czas musielibyśmy utrzymywać 2 mieszkania a tu był chyba jedyny problem . Zdecydowaliśmy że nawet jeśli nie odezwą się z tej firmy co mąż z nimi gadał to i tak spróbujemy przenieść się do dużego miasta - tu nie mamy przyszłości. Niestety wszystkie te zawirowania bezpośrednio łączą się z moją dietą, raz mi się żołądek zaciska za chwile bym zjadła wszystko co jest w moim zasięgu u tak w kółko, już mnie głowa od tego boli. W sumie to myślę że byłoby mi na rękę gdybym została dłużej tu bo bym się ostro wzięła za siebie, wyjechałoby z domu wszystko co nie mogę jeść, szybko bym schudła i dołączyła wtedy do męża ale jeszcze nie wiadomo jak to będzie. Jedyną pewną rzeczą jest to że jak nasz fart potrwa jeszcze do rozwiązania tych spraw to zaczynam grać w totka (szczęście polega teraz na pozytywnym dla nas rozpatrzeniu spraw o których nie chcę tu pisać - przeprowadzka to mały pikuś, PAN PIKUŚ!). Fajna jest myśl o zakończeniu odchudzania w najbliższym czasie niestety nie jest to łatwe bo znów trzeba przeorganizować plan dnia, przyzwyczaić się do niego i czekać na efekty a tu co rusz jakieś święta, majówki, urodziny i masa pokus, jednak myśl o minie męża kiedy osiągnę cel a nie będzie widział tej drogi bardzo motywuje. Tak czy siak myśl o wynikach odchudzania bardzo szybko poprawia humor . Dam sobie radę bez względu na to gdzie .