Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Jestem Monika, uczennica [jeszcze] liceum. Odchudzam się odkąd tylko pamiętam. Ciągle wierzę, że się uda ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 28558
Komentarzy: 1364
Założony: 10 kwietnia 2013
Ostatni wpis: 27 lutego 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nastel

kobieta, 26 lat, Rzeszów

164 cm, 55.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 lipca 2014 , Komentarze (7)

Na początek nuta:  

I nasze motto: NA ZIEMIĘ POWALENI WSTAJEMY, NIE GINIEMY!!!

Uświadomiłam sobie, że ja jestem silna!!! Dałam radę!! Pokonałam wszystko i wychodzę na prosto. Każdy dzień zbliża mnie do mojego celu, a ja udowadniam wszystkim, że potrafię go osiągnąć bez ich pomocy.

Gdy miałam silne napady związane z ED i szukałam pomocy u przyjaciół, rodziny- tak na prawdę nie znalazłam zrozumienia. Mama ciągle powtarzała, że tyję i żebym coś z tym zrobiła, bo jestem gruba, a przyjaciółka ignorowała moją "chorobę" nakłaniając mnie do spożywania kalorycznych "śmieci". Oparcie ze strony bliskich ponoć jest bardzo ważne... Ja nie miałam go na tyle, aby wtedy z tego wyjść... W tej sytuacji coraz bardziej wpadałam w bagno, jakim jest bulimia. Próbowałam przeczyszczaczy, a  gdy zawiodłam się na ich skuteczności parokrotnie zmusiłam się do wymiotów. Powiedziałam o tym moim rodzinie, przyjaciółce... Ale dalej nie znalazłam w nich żadnego wsparcia.. Może i się zmartwili, ale jedyne co usłyszałam to: "Nie możesz tak". W tych trzech słowach zawarta była według nich cała moja dola. Całkiem niedawno... odnalazłam w sobie na tyle dużo siły,  aby bez względu na wszystko spróbować jeszcze raz osiagnąć swój cel.. Tym razem zdrowo... . Postanowiłam nie oglądać się na osoby trzecie... Wzięłam życie w swoje ręce- zaczęłam biegać, trenować, ostatnio (poprzedni wpis) podjęłam się kolejnego wyzwania.. Brnę do przodu... SAMA... teraz wsparcia szukam jedynie w Bogu.  Zawiodłam się trochę na ludziach... JA MUSIAŁAM TO WSZYSTKO OSIĄGNĄĆ I NAPRAWIĆ SAMA.... Do nikogo nie mam wyrzutów- mój problem po prostu nie został zauważony, poza tym mają swoje... ale zrozumiałam coś z tej lekcji: WSZYSTKO CO MAM, ZAWDZIĘCZAM SOBIE, SWOJEJ PRACY I WIERZE.  Oczywiście teraz ze strony rodziny padają komentarze typu: "No po co biegasz?" itp.. Ale ja ich już nie słucham... :D Jestem silna... Bez ich wsparcia również można dać radę... OCZYWIŚCIE  należy tutaj sprostować : KOCHAM MOICH RODZICÓW PONAD ŻYCIE... NA PRAWDĘ WIELE MI DALI... ALE MYŚLĘ, ŻE TO WŁAŚNIE BYŁ TEN MOMENT, KIEDY JA MUSIAŁAM SOBIE PORADZIĆ SAMA... MOŻE TO WŁAŚNIE MIAŁ BYĆ MÓJ START, WEJŚCIE W DOROSŁE ŻYCIE. Co do przyjaciółki? Nie chcę się z nią już zadawać- z innych powodów niż wyżej wymienione :) Nie mam ochoty łazić za kimś kto cały czas gwiazdorzy. Teraz moim najlepszym przyjacielem jest chłopak, który jest wobec mnie zawsze szczery i nie kłamie, nie chce dla mnie źle... Ale jednak, żeby było jasne: mówię mu wszystko, ale nie szukam wsparcia i zrozumienia. Ponoć od tego są przyjaciele, cnie? Czy ja wiem? ;> W pierwszej kolejności liczę na siebie ;). JA IM ZAWSZE BĘDĘ POMAGAĆ, ale wiem, że oni nie zawsze pomogą mnie :D 

Tak mniej więcej wyglądam ;d

9 lipca 2014 , Komentarze (6)

HEJO :D Dietkowo dzisiaj kto wie jak nie jest, ale za to aktywność jest wybitna :D

Menu: 2000kcal (parę grzeszków było, ale musiało, bo byłam z braćmi na seansie w kinie- poświęciłam się i poszłam, na kreskówkę- tg gatunku filmów nienawidzę ;D) No więc wpadł popcorn, cola, a później ciut... frytekk :D

ALE!!! Rano w ramach podkręcenia metabolizmu biegałam: 5km w 40min :D Jestem fajna- wiem :D (żartuję ;D ) Iiii.... teraz zamierzam zrobić rzeźbę... z Chodakowską.. Z takim wybitnym planem cokolwiek musi się udać... Choć troszkę <3 

Dobra kończę, lecę robić ten trening :3 papapapap :*

8 lipca 2014 , Komentarze (12)

HEJ :D 

Śmiejcie się, ale [znowu] mnie olśniło :D pewnie zastanawiacie się co też mogło mi przyjść do głowy takiego cudownego, że aż postanowiłam napisać, hahahah ;D

MAM PLAN i nazwałam go: "dieta wstępna 14"  ... Tak. Planuję wprowadzić na 14 dni dość surowe zasady związane nie tyle co z dietą acz z aktywnością... Oczywiście nie to, że będę się do tg zmuszać, sama doskonale wiem, że robię to dla siebie i takie właśnie mam do tego podejście... Zaraz wszystko opiszę dokładniej, ale póki co wyjaśnię co mnie tak wzięło na tę dietę... 

Otóż... stwierdziłam, że ostatnio nieźle sobie pofolgowałam i nawet trochę przytyłam- było już lepiej, a ja to zaniechałam. W związku z tym uznałam, że nie może mi to ujść na sucho i dzisiaj zaczęłam ćwiczyć... Najpierw zrobiłam absy na palącym słońcu a potem trening all body już w domu ;d Ćwicząc trochę myślałam nad tym wszystkim i tak oto przypomniałam sobie jak dzięki własnej dyscyplinie na ostatnich wakacjach udało mi się sporo zgubić (pomińmy to co stało się potem- tym razem zrobię wszystko, żeby jojo nie było)

WIĘC OD JUTRA ZACZYNAM MOJE WYZWANIE oparte na trzech zasadach:

1. RANO: Trening na przyśpieszenie metabolizmu (Jillian Michaels)

2. WIECZOREM: Rzeźbienie (skalpel E. Chodakowskiej)

3. ŁĄCZNIE 1300 kcal (ograniczając słodycze do MINIMUM)

Przerwy w treningach tylko w niedzielę... 

Pierwszy dzień jutro, dzisiaj był wstęp ;)...

Co do całej reszty... Nudzę się trochę, ale serio nie jest źle ;D Napiszę więcej następnym razem, PApa ;)

3 lipca 2014 , Komentarze (10)

Hej. Ostatnimi dniami jak pewnie zauważyłyście miałam wybitnie dobry humor... Dzisiaj motywacja z lekka spadła i nie wiem co zrobić, żeby ją sobie podnieść... I jeszcze na domiar złego idzie burza... No człowiek próbuje się tu jakoś optymistycznie nastawić, ale widać wszechświat nie sprzyja ;) . Wygląda na to, iż szykuje się niezła nuda -tak mniej więcej do godziny 20.00 ... a już nie wspominam nawet o tym jak bardzo ciągnie mnie do jedzenia ;) I to nie tylko  dlatego, że chcę czymś zabić czas ale też z tegoż względu iż ciągle czuję się głodna... Nie mam pojęcia co ja takiego zrobiłam.. Czyżbym aż do tego stopnia przyśpieszyła sobie metabolizm, czy jak? ;) Wydaje mi się, że ostatnio raczej go sobie spowolniłam tym, że chodzę głodna spać... To wygląda tak: jem kolację o 18 (uśredniając, bo czasem wcześniej, a czasem później) ii tak o 00.00 idę spać.. Tj 6h bez jedzenia... I to pierwsze cztery są bardzo aktywne zazwyczaj. Hm... A co do wagi? To spadków nie ma... Ale mama twierdzi, że widać, iż schudłam to w sumie szkoda by było zaprzepaścić te efekty ;)

Aa postanowiłam dodać wymiary:

-kolano: 36,5cm

udo: 58cm

biodra: 97,5 cm

talia: 70cm

biceps: 29

szyja:33? cm

waga: 60kg około.

NIe są to wymiary z rana, ale ja już mam moją motywację! :D CHCĘ, ŻEBY POD KONIEC WAKACJI MÓC SIE WAM POCHWALIĆ EFEKTAMI... 

Moim celem jest mieć w kolanie 35cm w udzie 54 w talii 65 w bicepsie 27 i szyja 30. REALNE. A waga? 54 ;> 

Nie mam pojęcia jak się za to zabrać skoro, gdy tylko otwieram lodówkę, to się załamuję.. TAM NIE MA ZUPEŁNIE NIC DIETETYCZNEGO! O.O Proś, żeby Ci kupili cokooolwiek... nie ma takiej opcji, więc moje menu jest żałosne... Opiera się głównie na tuczącym chlebie i innych takich... Zero jakichś przyzwoitych owoców, a gama warzyw zamyka się na samych pomidorach... Wyzwaniem jest stworzyć z tego coś co jednocześnie nie utuczy, będzie dietetyczne i smaczne... Niemożliwe... . W sumie to cały czas muszę się dostosowywać do rodzinki, a jestem tak "zdolna" kulinarnie, że gdyby przyszło co do czego to bym wodę przypaliła :D To jest sytuacja bez wyjścia... Ale... hm rozpogodziło się... jakas nadzieja .;D

2 lipca 2014 , Komentarze (11)

Hej :) Właśnie zrobiłam sobie wyzwanie i wykonałam nieruszany przeze mnie od bardzo długiego czasu trening z FitnessBlender (1h 24min). Po ukończeniu tegoż dzieła z wielkim zdziwieniem stwierdziłam: "Monika, stać Cię na więcej!" Może i jest to jednodniowy zapał, ale skoro się pojawił- trzeba skorzystać! :) Więc robię sobie krótką przerwę i zaraz wracam do mojego workoutu- tym razem może absy, alboż coś na nogi, bo mam jeszcze trochę tego cellulitu- przyznaje się ;) hahaha! :D 

Ogólnie wakacje nie są tak nudne jak przypuszczałam- ciągle się czymś zajmuje- choćby nawet czytaniem książek, które uwielbiam, ale nie oszukujmy sie- zajęcie to nie należy do wielce dynamicznych... wcale :D . 

Żeby nie przedłużać... O nic już nie walczę ;) Życie (jak wielu stwierdziło) nie jest ringiem, ani żadnym surwiwalem... Owszem- stanie się takie, gdy je takim uczynimy... A po co sobie to wszystko komplikować? Wystarczy żyć tak aby każdego wieczora móc stwierdzić: TO BYŁ DOBRY DZIEŃ! :)

Tego Wam życzę :) Kluczem do sukcesu owszem jest ciężka praca, ale też musi być ona jak i wszystko co w naszym życiu: "rozumna" i bez przymusu ;) Musi nam sprawiać przyjemność ... :)

30 czerwca 2014 , Komentarze (7)

Hej. Piszę sobie tak od czasu do czasu.. Nie dbam o estetykę, ani wizualne wrażenie wpisu- chcę tylko przekazać Wam co tam u mnie, po czym udać się do Was ;)

 Jak w tytule: "wśród ludzi"... Ostatnio wiele się u mnie dzieje... Staram się  doceniać chwile, a nie tylko zwracać  uwagę na to co w moim życiu jest brzydkie i nieefektywne. ;) It's time to say: I'm so lucky. Bo to prawda. Wszyscy mamy tyle szczęścia, ile jesteśmy w stanie sobie go wyobrazić- inaczej mówiąc: wystarczająco :P.

Dzisiaj byłam złożyć świadectwo w szkole i ogólnie połazić po Rzeszowie z koleżankami... Siedziałyśmy chwilę w galerii, nawet o dziwo sobie coś kupiłam tam- nie lubię jakoś bardzo tych miejsc... Odraża mnie ten przepych ,lans i ta masowa dostępność. Takie świątynie konsumpcji .Nie, że mnie nie stać... Nie jestem bogata, ale też i nie biedna... Po prostu poczułam, że to nie dla mnie... Jestem tylko zwykłym punkiem.. Nie czułabym się naturalnie w nowej czerwonej kracie, to by było sztuczne... I wtedy właśnie przypomniałam sobie o dyskontach... O tam to nie byłam z 2 lata... Czasem moja mama mi coś kupowała, ale to nie to samo, co gdybym sama sobie coś wybrała... Chyba muszę odwiedzić te sklepy, bo tylko tam tak na prawdę można znaleźć coś zupełnie oryginalnego ;-). Tak więc jeśli tylko najdzie mnie ochota na "polowanie" w ciucholandzie, na pewno pokażę Wam moje zdobycze ;) 

Jeśli chodzi o dietę i ćwiczenia? Nie, inaczej... jeśli chodzi o healthy lifestyle czuję, że jest dobrze... Samoistnie, staram się nie wywierać presji na sobie... Wszystko robię spontanicznie, ale korzystam z każdej nadarzającej się okazji aktywnego spędzenia czasu.. Np. dzisiaj biegałyśmy z kuzynką.. łącznie zrobiłyśmy około 10km (może mniej:) ) Ale był to niekonwencjonalny maraton... ;) Najpierw przez leśne chaszcze i błota, później przez jakąś nieznaną nam polną drogę- do momentu aż niechcący trafiłyśmy do moich dziadków.. Spędziłyśmy u nich jakieś 40 minut i ruszyłyśmy dalej .. Przynaglała nas nieco zbliżająca się burza... Wracałyśmy już raczej asfaltówką. W sumie uważam, że była to niezła przygoda  ;) Trochę niebezpieczna niekiedy, ale było wesoło ;)

Nie chcę Was zanudzić więc wypadałoby kończyć.. ;) Zostawię Wam jeszcze jakąś sentencję, żeby ten cały pamiętnik nie był aż taaak nudny:

Nie wiem od kogo to wzięłam- możliwe, ze podkradłam którejś z Was <33 

- ale zawsze mamy wstawać. ! Na tym polega życie! ;)

29 czerwca 2014 , Komentarze (10)

Planuję jakoś swoje wakacje. Jedyną w miarę stałą opcją spędzenia czasu jest Francja- wyjazd z chórem... Cała reszta jest ruchoma i jeszcze do ustalenia. Na pewno muszę być na jakimś turnusie ksmu, bo mam zrobić praktyki animatora- będzie jak zwykle najlepiej! :D I co jeszcze? hm... Marzy mi się, żeby zaliczyć wszystkie koncerty, które będą się odbywały w promieniu 60km od mojego domu (tak mniej więcej ;D)... Albo być na jakimś większym... Np... Na takim Iron Maiden.. ;x MARZENIE.

Co do diety? Nie przywiązuje prawie wcale wagi.. Nie wiem czy to dobrze, czy też źle... Staram się żyć jakoś normalnie ;) i 2000 nie przekraczać hehehe :)

25 czerwca 2014 , Komentarze (3)

Jak po każdym upadku etc - pozbierałam się! Baa! Czuję się silniejsza niż byłam. Dziękuję za Wasze komentarze i wiadomości prywatne- to wszystko jakże niezwykle cenne- pozwoliło mi uświadomić sobie, że przecież szczęście jest w zasięgu dłoni i w sumie mojego umysłu także... Bo jeśli on generuje coś negatywnego, to wiadomo, że automatycznie tego uczucia radości nie będzie... Wniosek? Trzeba zapobiegać popadaniom w takie melancholie, gdyż naraża nas to w dużej mierze dołka :D Mnie przeszło :) 

Tak poza tym dzisiaj dostaję porządną lekcję języka angielskiego... Mózg paruje... Piszę ze znajomym z Włoch i właśnie rozmawiamy po angielsku...W związku z tym, iż ta nasza konwersacja trwa już cały dzień- na fb ;) Mój mózg praktycznie przestawił się na angielski... Na dodatek zeszliśmy na tak trudne tematy, że czasami boję się o nich pisać po polsku a co dopiero po angielsku. Anyway- jest dobrze ;) 

Idę zrobić sobie jakiś trening , papap :*

23 czerwca 2014 , Komentarze (6)

... Nawet się nie domyślacie jak bardzo mi się nie chce pisać. Nic mi się nie chce... Czuje sie mocno wszystkim poirytowana. Drażni mnie to, że ludziom wychodzi w miłości, a mnie nie. Mam gdzieś to, że jestem młoda i że wszystko przede mną... TERAZ marnuje sobie życie dosłownie w fotelu... Chciałabym być nieograniczona.. pójść  p spontanicznie na peron kupić bilet i pojechać pociągiem na chybił-trafił. No jasne,  że często wychodzę,  jest fajnie,  najbardziej lubię wypady we dwójkę- np z przyjaciółka,  gdy jest nas więcej robi sie sztucznie. .. to wszystko jednak nie zaspokaja mojej pustki i pragnienia tego, żeby w końcu ktoś mnie pokochał. Jeeej ;/ Wyobrażam sobie jaka byłabym pewnie szczęśliwa.  

Z dieta dziwnie- dosłownie !  Aktywność?  Czasem imponująca,  ale niezbyt systematyczna.  Wszystko sie nieco posypało, a ja czuję sie trochę przygruzowana... Ale naprawie to jakoś. Poniose konsekwencje bycia nieodpowiedzialnym... 

Jeszcze tylko 2 dni i wakacje- nie licząc dnia odebrania swiadectw... Ten napawa mnie jakaś nadzieją- ale ja jej nie chcę- mam juz dosyć tego, że ciągle się na czymś zawodze...

Życie jest piękne i trzeba z tego korzystać,  ale niekoniecznie trzeba być optymistą- to mnie męczy- w realu zawsze mam takie super nastawienie, a tutaj?  Wszystko sie kumuluje i wychodzę na wiecznie nieszczęśliwa- tak bie jest- Lubie sie Wam jakoś żalić

18 czerwca 2014 , Komentarze (8)

- Nigdy nie zaczęłabym się odchudzać. Cieszyłabym się z życia i byłabym normalną nastolatką. Patrzyłabym na siebie jak na ładną dziewczynę, a nie gorszą od innych szarą myszkę. 

Tak właśnie... Często zastanawiam się jak wyglądałoby moje życie, gdyby nikt nie nazwał mnie parę lat temu ...grubasem. Nie... Nie obwiniam moich rodziców za to co się teraz ze mną dzieje... W sumie oni sobie tylko żartowali, a ja byłam wrażliwym dzieckiem... Wszystko brałam do siebie... Długo patrzyłam w lustro, żeby zobaczyć co im może się we mnie nie podobać... Na początku nie widziałam tego, ale z czasem zawsze się coś znalazło. Dzisiaj cała ta obsesja posunęła się znacznie dalej... Nie panuję nad tym totalnie. Wiem, że poradzicie mi, abym poszła do psychologa/specjalisty czy coś... Ale to nie takie łatwe... Co ja mam niby powiedzieć mamie? Mam jej kazać wziąć mnie do owego psychologa? Przecież zapyta po co... Co ja jej powiem...  BO JESTEM W PIERWSZYM STADIUM BULIMII? BO ROZWIĄZANIE PROBLEMÓW PRZYCHODZI WTEDY, GDY ZWYMIOTUJĘ? Nie wiem czy wgl to zrozumie... Zawsze miałam z nią dobry kontakt.... Mama wie o napadach i wgl... ale nie wie o tym, że już 3 razy wymiotowałam. 3 razy ;/ Nie chciałam Was martwić, więc milczałam.. Poza tym ciągle mam nadzieję, że wyjdę z tego jakoś sama... Tylko juz nie wiem jak. Zdrowie się dla mnie widać nie liczy tak bardzo, jak... bycie szczupłym... TO POCZĄTEK... mam ogromne opory przed TYM, ale gdy przeholuję "rozsądek" ED wygrywa... 

Nie chce się żalić.. Mam już tego dość... Czy tak trudno pojąć, że po prostu chcę być szczęśliwa? Nic więcej... .

1. Chcę mieć faceta

2. Chcę mieć wymarzoną figurę

3. Chciałabym teraz jeść chipsy, popijać kolą i śmiać się z tandetnej komedii

4. Chcę wiedzieć jak to jest jeść i nie myśleć o: kaloriach, tym, że się przytyje, nie mieć później wyrzutów

5. Chcę poczuć się kochana....

TYLE. nic więcej. NIe mam jakichś wygórowanych marzeń.. nie marzy mi się wielki samochód, willa i nie wiem co. Ja chcę tylko normalne życie... Wiem, że każdy ma jakieś problemy- zdaję sobie z tego sprawę, że ludzie radzą sobie z nimi lepiej i gorzej... Moje mnie ostatnio nie tyle przerastają ile pogrążam się w nich... 

Kocham swoje życie... Widzę, że może być piękne, barwne, pełne wrażeń, ale nie umiem tego wykorzystać. 

Nie wiem na co liczyć w sumie. Nie zamierzam czekać, aż stoczę się na samo dno... Chyba...powinnam coś z tym zrobić.. Jakie chyba... na pewno... Grunt to wierzyć w to, że się uda... z tym, ze mam opory... Na razie mnie to wciąga... Nie boję się, że zginę w wirze tego wstrętnego choróbska. Pokonam to, bo nie jestem sama z moimi problemami, bo wierzę, że On mi pomoże z tym, ze  w tej chwili nie chcę nawet myśleć o zmianie trybu życia...  

Dobranoc

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.