Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Cóż, nie lubię nazywać tego procesu odchudzaniem, wolę myśleć o tym, jako o przygodzie i szansie na prowadzenie zdrowego stylu życia.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2538
Komentarzy: 32
Założony: 27 września 2014
Ostatni wpis: 23 maja 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
dziorusia

kobieta, 30 lat, Panama

168 cm, 63.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

23 maja 2015 , Skomentuj

Trochę czasu minęło od ostatniego wpisu. Pora na małą aktualizację. Tydzień temu były pomiary i waga. Co do pomiarów, to spadł trochę brzuch, talia i uda. Nie spało nic z łydek, ramion. Natomiast jeśli chodzi o wagę, to dziwna historia. Raz pokazywała 61, raz 63 kg. Sama więc nie wiem co jest prawdą, dlatego pasek pozostał bez zmian. 

Co do ćwiczeń, Chodakowskiej już nie robię. Brak czasu, brak chęci, ale na pewno wrócę do niej na wakacje. Natomiast biegam, regularnie, 4 razy w tygodniu. Póki co, nadal realizuję program treningowy, żeby za 5 tygodni biegać już 30 min bez zatrzymywania się. Dzisiaj zaczęłam bieg 7 min, marsz 3 min i takie 3 rundy. To w sumie mój jedyny wysiłek fizyczny. 

Jeśli chodzi o jedzenie, to bywa różnie. W zeszły weekend trochę zaszalałam, ale od poniedziałku znowu jest grzecznie. Staram się jeść zdrowo, piję dużo herbaty. Wiem jednak, że moją największą słabością są, i chyba pozostaną, słodycze. Jako alternatywę jadam sporo suszonych owoców, co też nie jest bardzo zdrowe. Ale lepsze to niż jakiś batonik. Tak przynajmniej to sobie tłumaczę. 

Dzisiejsze menu:

śniadanie: placki otrębowo-twarogowe, czyli twaróg chudy, jogurt naturalny, jajko, otręby pszenne i owsiane, żurawina suszona, cukier waniliowy, 1/2 puszki brzoskwiń

przekąska: miseczka kapusty czerwonej

obiad: makaron orkiszowy z serkiem wiejskim i pomidorem

kolacja: jeszcze nie wiem sama ;)

Placki na śniadanie to wynik mojej dzisiejszej inwencji twórczej, ale były bardzo dobre i na pewno jeszcze zagoszczą w moim menu. Co do reszty, nuda i brak pomysłów. A jeść coś trzeba...

Mam nadzieję, że u Was wszystko idzie tak, jak to sobie zaplanowałyście ;) Weekend to najcięższy czas, przynajmniej dla mnie, ale walka trwa :) Powodzenia!

13 maja 2015 , Skomentuj

Ostatnie dwa dni były, moim zdaniem, całkiem w porządku. Może troszkę więcej powinnam się ruszać, ale na lenia nie ma czasem rady. 

Wczorajsze menu:

śniadanie: koktajl z jogurtu naturalnego, szpinaku, banana, 1/2 jabłka, miodu, mielonego lnu, otrąb owsianych i płatek górskich

II śniadanie: koktajl z jogurtu naturalnego, ananasa, banana, wiórek kokosowych i miodu

obiad: ryż brązowy, serek wiejski, szczypior, brokuł, marchewka

kolacja: sok pomarańczowy

Ruch: 7km spaceru

Po obiedzie miały być jakieś normalne posiłki, ale po pierwsze, spałam w środku dnia, a zawsze jak się budzę, to nie jestem głodna. Po drugie, wieczorem byłam na meczu, w barze nie mieli niestety nic do zjedzenia, więc skończyłam na soku pomarańczowym. Miała być Chodakowska, ale mam trochę uraz do tych ćwiczeń, więc skończyłam na spacerze.

Dzisiejsze menu:

śniadanie: 1/2 jabłka, 4 kromki chrupkiego pieczywa z twarogiem, jogurtem naturalnym, rzodkiewką i koperkiem

II śniadanie: 2 marchewki

obiad: serek wiejski, szczypior, brokuł, marchewka, 2 kromki chrupkiego pieczywa

podwieczorek: jabłko, migdały, suszone 2 morele i odrobina żurawiny

kolacja: flat white małe

Ruch:- marszobiegi 3 minuty biegu x 3 minuty marszu x 5 rund
        - spacer - 10 km

Wieczór poza domem, dlatego tylko kawa na kolację. Wiem, że nie powinno się jeść owoców po południu, ale nie mam nic innego w lodówce. Co do ruchu, to marszobieg był rano, łącznie 5 km, ale na koniec trasy już tylko spacerowałam. Wieczorem kolejny spacer. Bardzo lubię spacerować, zwłaszcza w miłym towarzystwie ;) 

Kolorowych snów i damy wszystkie radę! ;)

11 maja 2015 , Komentarze (2)

Kolejny początek, kolejne oczekiwania, oby nie kolejny zawód. W sumie już od miesiąca zdrowo się odżywiam, od trzech tygodni biegam i od 2 tygodni ćwiczę z Chodakowską. Efektów póki co nie widzę, zobaczymy na weekend co pomiary i waga pokażą. 

Menu:

- śniadanie - 4 kromki pieczywa chrupkiego z twarogiem, jogurtem naturalnym, rzodkiewką i szczypiorkiem, 1/2 jabłka

- II śniadanie - 1/2 jabłka

- obiad - łosoś pieczony z cytryną i koperkiem w sosie jogurtowo-koperkowym, 3 łyżki ryżu brązowego

- podwieczorek - 1/2 grejpfruta, kilka migdałów, trochę suszonej żurawiny, 3 morele, 1 suszona śliwka

- kolacja - sałatka ze szpinaku, pomidora, oliwek, pestek dynii, octu balsamicznego, 3 kromki pieczywa chrupkiego żytniego

Sałatka z kolacji miała być na obiad, ale niestety nie było czasu na jej zjedzenie. Dziennie piję po 1,5 l wody + różne płyny, jak zielona herbata. 

Ruch - marszobiegi 3 minuty biegu, 3 minuty marszu x 5 rund
        - spacer

Wg Endomondo spalone ponad 300 kcal. Biegam co drugi dzień, a w te dni, w które nie biegam, ćwiczę z Ewką. Na więcej nie mam siły. Póki co czuję się dobrze, jestem po każdym treningu mega dumna z siebie, to chyba najważniejsze. Oby dalej szło równie dobrze ;)

31 października 2014 , Skomentuj

Minął pierwszy miesiąc z trzech, które dobie wyznaczyłam. Minęło bardzo szybko, zanim się obejrzałam.

śniadanie : owsianka kakaowa z jabłkiem, mandarynką i rodzynkami

II śniadanie : bułka ze słoneczkiem i szynką, ogórkami konserwowymi i pomidorem

obiad : 2 mace czosnkowe z szynką, pomidorem i ogórkiem konserwowym

kolacja : 2 kromki ciemnego chleba, 2 parówki, ketchup, kilka łyżeczek masy krówkowej, kaszka truskawkowa

Cóż, kolacja była szaleństwem. Odpuściłam sobie trochę, kończy się miesiąc, musiałam troszkę poświętować :) Najważniejsze jest to, że czuję się bardzo dobrze i nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Piłam dziś sporo wody, herbaty i jakieś tam 2 rozpuszczalne. Byłam na spacerze z psem, wysprzątałam cały dom, upiekłam ciasto. W miarę pracowicie dzisiaj. Katar trochę odpuszcza, jeszcze kaszel tylko męczy.

Podsumowanie całego miesiąca - Nie był to łatwy czas. Początkowo był ogromny entuzjazm, radość i motywacja. Z czasem wszystko troszkę przygasło. Były ciężkie chwile, nawet zwątpienia, ale nigdy się nie poddałam. Prawdziwym zwycięstwem jest poszaleć troszkę, ale potem wrócić na właściwe i zdrowe tory. Nie było tak, że cały miesiąc było totalnie zdrowo i aktywnie. Wychodziłam ze znajomymi często, był alkohol, jakieś tam niezdrowe przekąski. Ale nie zamierzam rezygnować z tych małych przyjemności. W końcu z życia coś trzeba mieć. Co do ruchu, to początkowo na siłowni bywałam rzadko. W ostatnim tygodniu byłam praktycznie codziennie. Teraz jak jestem chora i w domu, nie mam warunków. Te przestoje są chyba moją największą zmorą. W tygodniu jest świetnie, ale jak tylko przyjdzie weekend, to się rozleniwiam. Muszę nad tym jeszcze popracować. Co do efektów. Jakieś tam pierwsze zmiany widać. Niby schudłam 5,2kg, ale nie wiem, czy mogę wierzyć swojej wadze. Jednak czuję się lepiej we własnym ciele. Schudł mi brzuch trochę, trochę też nogi. Ale to nogi są moją największą zmorą, głównie na nich się koncentruje moja aktywność. Są strasznie nieproporcjonalne do mojej sylwetki, są po prostu grube, same wały tłuszczu. Najgorsze są kolana, tam paradoksalnie mam najwięcej tłuszczu. Jedyne co mnie pociesza, to to, że skoro to tłuszcz, to można go spalić. Czuję, że moje nogi są twardsze, jakieś tam mięśnie się pojawiają powoli. Trochę zmniejszył się celulit. Skóra ogółem jest bardziej napięta. Boczki też się  trochę zmniejszyły. Ale jeszcze wymagają sporo uwagi. Wiem już też, że waga jako cel, jest tylko umowna. Jeśli będę ważyła 58 i nadal wyglądała kiepsko, to na pewno nie poprzestanę na tym. Waga to tylko liczba, liczą się centymetry i wygląd w lustrze. Dlatego też wagą jakoś tak mniej będę się przejmowała. Jak będę ważyła 60 i czuła się świetnie, to zadowoli mnie to całkowicie. Plan na listopad jest taki, że nadal zdrowo się odżywiam, chodzę na siłownię. Nadal próbuję schudnąć, stracić masę. Potem przyjdzie kolej na modelowanie, czy  to brzucha, czy też pośladków. Wiem więc, że te 3 miesiące, które sobie wyznaczyłam, też są umowne. Nie będę wyglądała tak jak marzę za 2 miesiące. To wymaga więcej pracy. Nie chcę tylko schudnąć, ale też się ładnie wymodelować, popracować nad mięśniami. Jednak ważne jest to, że pierwszy krok w postaci pierwszego miesiąca poczyniłam. Jestem dumna z siebie. Ale jeszcze wiele mam do zrobienia i do udowodnienia sobie. 

Powodzenia i dobranoc :)

30 października 2014 , Skomentuj

Kończy się pierwszy miesiąc mojej walki o lepszą siebie. Dziś był dobry dzień. 

śniadanie : owsianka z jabłkiem, mandarynką i rodzynkami

II śniadanie : 1/2 serka wiejskiego, 1 kromka ciemnego chleba, 2 ogórki konserwowe

obiad : pomidorowa z ryżem

podwieczorek : 3 mandarynki, garść rodzynek

kolacja : 1 kromka ciemnego chleba, 1 jajko na twardo, 1/2 ogórka, 1/2 papryki czerwonej

Z jedzenia jestem w miarę zadowolona. Staram się jak mogę. Co do ruchu, to nadal słabo. Katar się trzyma, mam zakaz wychodzenia z domu. Mam się kurować. Dzisiaj był dzień pomiarów. Waga pokazała zaskakujące 62,8 kg. Cóż, ogromna niespodzianka, ale też tona wątpliwości. Waga się psuje, nie wiem więc, czy mówi prawdę, czy jednak trochę oszukuje. Ale były też pomiary. Kilka centymetrów straconych, najwięcej w talii i udzie. Ogromnie mnie to cieszy, widać efekty starań. A to motywuje jeszcze bardziej. Nie zgrzeszyłam dzisiaj, mimo, że mam w kuchni nutellę, ciastka i mnóstwo innych pysznych, ale niezdrowych rzeczy. Dziś posiłki idealnie co 3 godziny. Organizm chyba się przyzwyczaja powoli. Ogólnie jestem mega zadowolona i szczęśliwa. Wiem jednak, że jeszcze mnóstwo pracy przede mną. Cóż, jutro będzie podsumowanie całego miesiąca, moich odczuć i efektów. Także do jutra! 

Dobranoc :)

29 października 2014 , Skomentuj

Nadal jestem chora...

śniadanie : owsianka z jabłkiem, migdałami i wiórkami kokosowymi

II śniadanie : bułka żytnia i szklanka mleka

obiad : zupa pomidorowa z ryżem i dodatkiem mleka

podwieczorek : 1/2 jogurtu activia

kolacja : 2 kromki ciemnego pieczywa, 2 parówki, trochę ketchupu, ogórek

Jedzenie średnio, ale od południa jestem w domu, nie mogę zbytnio wydziwiać. Ale nadal regularne jedzenie, to chyba jedyny plus. Ruchu zero. Samopoczucie kiepskie, katar męczy. Spać nie mogę, oddychać również. Zastanawiam się też co rano waga i pomiary pokażą. Obiecuję, że będę zadowolona z najmniejszego efektu :) 

Dobranoc :)

28 października 2014 , Skomentuj

a u mnie kiepsko. 

śniadanie : owsianka z jabłkiem, wiórkami kokosowymi i migdałami

II śniadanie : banan, trochę jogurtu brzoskwiniowego

obiad : kasza jęczmienna z jajkiem, kurczakiem i pomidorem

kolacja : wafle ryżowe z serkiem twarogowym, migdały

Choroby ciąg dalszy. Dziękuję bardzo za wszystkie życzenia powrotu do zdrowia, mam nadzieję, że się spełnią :) Jestem nadal rozbita, gardło trochę boli, dochodzi katar. Szykuje się cudowny długi weekend. Jutro powrót do domu, zobaczymy jak będzie. Waga i pomiary w czwartek. Zobaczymy czy się coś zmieniło, choć wątpię. Nie czuję nic po sobie. Minęły już 4 tygodnie, niesamowicie intensywny czas. Zajęcia, znajomi, siłownia. Często było tak, że nawet 10 minut dla siebie nie mogłam znaleźć. Za to teraz leżę jak kłoda w łóżku i czekam na cudowne uzdrowienie. Na pewno zrobię podsumowanie miesiąca. Oby tylko było co podsumowywać i czym się pochwalić. 

Powodzenia :)

27 października 2014 , Komentarze (3)

Dopadło mnie choróbsko.

śniadanie : owsianka z jabłkiem, wiórkami kokosowymi i migdałami

II śniadanie : banan

obiad : kasza jęczmienna z kurczakiem, pomidorem i jajkiem

kolacja : wafle ryżowe z serkiem twarogowym, dużo migdałów

Ruchu zero. Piję herbaty ciągle. I leżę pół dnia w łóżku, gorąco mi niemiłosiernie. Boli gardło, czuję się rozbita. Nic się nie chce. Albo śpię, albo coś majstruję na kompie. Już mi się nudzi, a to pierwszy dzień choroby. Oczywiście staram się zdrowo jeść, ale średni mam apetyt. Oby jutro było lepiej. 

Dobranoc :)

26 października 2014 , Komentarze (1)

Kiepsko, kiepsko.

śniadanie : bagietka z pastą z tuńczyka

II śniadanie : owsianka śliwkowa z migdałami

obiad : kasza jęczmienną, kurczak, pomidor, jajko

kolacja : 2 kromki chleba razowego z serkiem twarogowym, jajkiem i papryką czerwoną, kilka migdałów

Jedzenie kiepsko, ruch kiepsko, samopoczucie kiepsko. Co do jedzenia, do południa byłam na parapetówce, dieta nie obowiązywała. Po południu starałam się, żeby to jakoś wyglądało. Ruchu zero, ewentualnie jakieś tam spacerowanie, ale niezbyt długo. Wypita woda, zielona herbata. Boli mnie gardło, jest jakby zdarte. Faszeruję się witaminami i tabletkami na ból gardła, ale nic to nie daje. Widzę przeziębienie na horyzoncie. Jutro na siłownie brak czasu, ale może przynajmniej jedzenie będzie w porządku. Zobaczymy.

Dobranoc

26 października 2014 , Komentarze (2)

Szaleństwo, szaleństwo.

śniadanie : owsianka z jabłkiem, migdałami, wiórkami kokosowymi

II śniadanie : 1 kromka chleba razowego, szynka, pomidor

obiad : kasza gryczana, szpinak ze śmietaną, sałatka z kukurydzą, dorsz smażony

podwieczorek : 2 kromki razowego chleba, szynka, kilka różyczek brokułu

kolacja : .....

Wieczorem byłam na parapetówce, było więc odstępstwo od diety. Jadłam same niezdrowe rzeczy, lepiej ich nie wymieniać. Ale byłam za to na siłowni, spalone 400 kcal na bieżni, 30 min na rowerku i 5 min na orbiterku. Łudzę się, że spaliłam na zapas trochę kalorii :) Ale w końcu parapetówa, to parapetówa. Było świetnie i to się liczy. Wypita zielona herbata, woda, soki i alkohol oczywiście. Ale to jednorazowy wyskok, więcej okazji na horyzoncie nie widać.

Powodzenia :D

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.