Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wojtekewa

kobieta, 53 lat, Kolorowe Wyspy

164 cm, 92.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 maja 2018 , Komentarze (6)

Witajcie

dzisiaj kolejny dzień mojej przemiany i oczywiście kolejny dzień mojego długiego weekendu, który wcale nie mija na kanapie przed telewizorem. Dzisiaj nie było pracy na działce, ale za to wycieczka do Berzdorfer See, do granicy z Niemcami mam 70 km więc nie daleko, wsiedliśmy w autko i pojechaliśmy. Berzdorfer See to sztuczne jezioro, które powstało w latach 2002-2013 wskutek celowego zalania kopalni węgla brunatnego. Wokół akwenu powstaje zaplecze rekreacyjno-sportowe – na chwilę obecną działa przystań jachtowa, kilka plaży, dwa campingi, wieża widokowa, pole golfowe oraz kilka restauracji, placów zabaw oraz punktów widokowych. Jezioro otaczają dwie asfaltowe ścieżki przeznaczone dla rowerzystów i osób jeżdżących na rolkach, liczące łącznie 38 km. Mimo, że było chłodno było mnóstwo ludzi: Niemców, Polaków, Czechów i Rosjan. Wokół jeziora asfaltowa droga super dla rolkarzy i rowerzystów (jedynie jest około 2 km jest drogi szutrowej i wtedy na rolkach to raczej kiepsko). Porozkładane koce, leżaki, oczywiście grille, całe rodziny grające w piłki, dzieci bawiące się w piasku... Więc my kaski na głowę, rękawiczki i na rowery... Ponieważ mą bawi się w geocaching pojechał inną dłuższą trasą, natomiast ja z małym trasą przy brzegu jeziora. Trasa rowerowa jest raczej płaska, także dobrze radzą sobie nawet pięciolatki, jest mnóstwo ławek, na których można odpocząć. Zrobiliśmy ponad 30 km, ale rekord mojego 11 latka to 54 km wiec do pobicia rekordu jeszcze daleko. Byliśmy zadowoleni z wycieczki, choć mnie bolą kolana, no ale przecież zmierzam ku lepszej siebie! Rano była woda z cytryną, dzień był bez słodyczy, wypiłam ponad 2 litry wody więc mogę odhaczyć realizację wyzwań, w których uczestniczę. A Wam jak minął kolejny dzień długiego weekendu?


30 kwietnia 2018 , Komentarze (6)

ale u mnie lenistwa nie było. Przed 9.00 pojechałam z mężem do mechanika, aby wymienić opony na letnie. Tak, tak na letnie, jakoś czas uciekał inie zdążyłam tego zrobić wcześniej, no ale się udało. Potem pojechaliśmy na działkę: nie udało się zrealizować tego co zaplanowaliśmy, ale zawsze coś poszło do przodu. Myślę, że jeszcze jedno popołudnie, a wszystko co przeznaczone jest do zasianie czy zasadzenia będzie przygotowane. Ale dzisiaj miałam już kryzys i już się popłakałam chyba z bezsilności. Mąż powiedział, że chyba do mnie dopiero dotarło ile tam jest pracy do zrobienia, mimo, że wiele już jest zrobione. Ma rację, mamy długi weekend, a my harujemy w upale. Przyjechaliśmy do domu około 13 ponieważ mąż musiał jechać do firmy, a ja zjadłam obiadek, wypiłam kawkę, odpoczęłam i poszłam na kije. Niestety gps się nie włączył i aplikacja nie zadziałała więc nie wiem ile kilometrów przeszła, wiem tylko, że chodziłam 65 minut. Brawo ja! Żeby sobie pomóc w dążeniu do lepszej sylwetki, a przede wszystkim lepszego zdrowia założyłam trzy wyzwania: Maj bez słodyczy, 1000 minut majowej aktywności  i 2 litry wody każdego dnia w maju. Także zapraszam do udziału, będziemy wspólnie walczyć i jednocześnie ćwiczyć wytrwałość i systematyczność. A teraz robię paznokcie, żeby ładnie się prezentowały jutro na rowerku :) Pozdrawiam

29 kwietnia 2018 , Komentarze (17)

zaplanowałam, że podczas tego weekendu rozpocznę sezon rowerowy i co najmniej trzy razy na niego pojadę, ponadto pójdę na kije ze cztery razy no i oczywiście pojadę na działkę trzy - no może cztery razy. Wczoraj byłam na działce, a dzisiaj pojechałam pierwszy raz w tym sezonie na rower, przejechaliśmy 17 km, więc nie za dużo, ale czuję jak mnie bolą kolana. Dieta w normie, obyło się dzisiaj bez słodyczy, woda była, ale nie w porażającej ilości. Na wadze ciut mniej, ale takie ważenie "prawdziwe" będzie we wtorek. Moja kuzynka przyjeżdża na urlop końcem lipca (mieszka za granicą i przyjeżdża dwa razy do roku) i ostatnio powiedziała, że w ciągu 4 miesięcy schudła 16 kg więc mam dodatkową motywację!!!! A 12 maja mam jak to określiła koleżanka spotkanie plotkarskie :)  - akurat tą grupą nie spotykamy się zbyt często więc jakieś 2 kg mniej też byłoby wskazane. Więc plan jest trzeba się tylko wziąć za jego realizację. I nie napiszę, że się zabieram i zaczynam, bo ja już kilka dni temu to zrobiłam. Pozdrawiam wieczorową porą.

28 kwietnia 2018 , Komentarze (13)

Juz wczoraj! Zaraz po pracy pojechałam na działkę - jak to w piątek- i popracowalismy ponad 2 godziny, ale zmęczenia nie było, za to przyświecała mi myśl, że spalam kalorie. Na tej działce jest jeszcze tyle pracy (wiedziałam, że będzie jej sporo), ale nie myślałam, że aż tyle. Czasem patrzę na sąsiadów z lekką zazdrością, że przyjdą, posiedzą, pogadaja, mają wszystko zrobione... No ale to raczej niepracujący więc nie będę się do nich porównywać. Dzisiaj pojechaliśmy znowu około 10 rano i jak zakręciło mi się w głowie wtedy zorientowałam się, że jest około 14, a ja na porannej kawie i dwóch kanapkach z warzywami. Bo przecież nie jestem głodna!!!! A razem z chwastami wyrzuciłam chyba myślenie!!!! Kilka łyków wody czy jabłko nie załatwi jedzenia!!! Ewka pojechałaś po bandzie!!! Ale do domu przyjechaliśmy około 17 bo jeszcze ten chwast i jeszcze jedna grządka... Teraz leżę na huśtawce, zjadłam kiełbaskę z grilla i jest zmęczona na maxa. Myślałam, że pójdę na kije, ale nie dam rady, jestem przegrzana i mam na dzisiaj dosyć. Praca w ogródku nie była moim noworocznym postanowieniem, ale skoro się tego podjęłam to przynajmniej spróbuję wytrwać. Do pracy wracam 7 mają i zaplanowałam, że pojadę co najmniej dwa razy na rower, trzy razy pójdę na kije, że trzy razy pojadę na działkę. Nie planuje szaleństw czy imprez, tylko czas z najbliższymi. Bo coraz częściej za nimi tęsknię. Mimo, że da obok to często się mijamy, wymieniamy informacjami, a tak powiedzieć, pogadać, pośmiać się to jakoś brakuje czasu. Małymi kroczkami wracam na właściwe tory jeżeli chodzi o jedzenie: w moim menu pojawiło się więcej warzyw, zniknęły słodycze, popcorn. Wierze, że tak będzie dalej. A jakie Wy macie plany na ten długi weekend, planujecie coś specjalnego? Pozdrawiam Ewa. 

24 kwietnia 2018 , Komentarze (28)

A efektów żadnych, tzn są nie przytyłam, ale przecież w tym wszystkim nie chodzi o to, aby nie przytyć, ale schudnać. Przestałam lubić swoją wagę :) i raczej w najbliższym czasie się z nią nie zaprzyjaźnię. No cóż przecież nie muszę mieć kolejnej przyjaciółki. Właśnie zdałam sobie sprawę, że za kilka dni rozpocznie się maj czyli za mną 4 miesiące podczas których nie osiągnęłam wyznaczonego celu. Zresztą nie tylko ja bo czytam wiele pamiętników i niestety często przewija sie, że nie schudłam tylko przytyłam. Dlaczego tak się dzieje? Przecież plany mamy dobre, chęci też tylko zawsze coś stoi na przeszkodzie. I zawsze znajdziemy usprawiedliwienie: w to problemy w pracy, w związku, komunie, urodziny, spotkanie z przyjaciółmi... A przecież kawałek pizzy czy czekolady nam nie zaszkodzi. A jednak szkodzi!!!! Zaprzepaszcza każdy nasz trud i ciężką pracę, naszą wytrwałość i oddala nas od tego światełka w tunelu czyli lepszej nas. Dziewczyny i chłopaki, kobiety i mężczyźni, którzy chcecie coś ze sobą zrobić DO DZIEŁA!!! Przypomnijmy sobie nasze noworoczne postanowienia, przeanalizujmy co robimy źle i do dzieła i zacznijmy od nowa. Ale nie od poniedziałku, nie od jutra. Tylko od dziś!. No Ewa bierz się do roboty!!! Pozdrawiam Was wtorkowo. 

21 kwietnia 2018 , Komentarze (10)

Bo jak określić stan nic nierobienia w kierunku lepszej, piękniejszej, sexowniejszej, zgrabniejszej, szczuplejszej mnie? Dieta odeszła w zupełną odstawkę, coraz częściej pojawia się białe pieczywo, kiełbasa, słodycze: a to ciasteczko, cukierek albo dwa, czekolada, popcorn... A najbardziej śmieszne jest to, że mam ochotę na produkty, ktore rzadko jadłam np. kiełbasę. Wodę pije, aktywności zero - sensie ćwiczeń, które pozwoliłyby ogarnąć moje ciało. Ostatni tydzień ciężki zawodowo bo koniec miesiąca więc panika czy zrobimy plan, starszy miał egzaminy gimnazjalne więc stres się udzielił wszystkim. Za to działam na działce: jedna strona jest prawie zrobiona: posiana cebula i marchewką i to po dwie grządki, jedna grządka buraczków, dwie grzadki przygotowane pod fasolę i kawałek przygotowany pod astry, które zresztą posiałam do skrzynek i czekam, aż wieksze urosną, aby je popikować. Czosnek tata posadził jesienią, ja popikowałam por i seler. I to jak narazie wszystko. Zbieram tulipany i żonkile. Aha posadziłam jeszcze kilka kwiatków, a chłopaki zrobili po jednej stronie płot bo ten stary to był prehistoria. Niestety na drugą stronę jak narazie brak materiałów. Dzisiaj jest niesamowity upał więc może pojadę po wieczorem zobaczyć jak po wczorajszej robocie. Teraz siedzę na tarasie w cieniu i słucham, jak młodszy się na sprawdzian. Nic mi się nie chce, nie mam motywacji i po raz kolejny podziwiam mojego męża, który wczoraj kopał na działce, a dzisiaj jest na rowerowym rajdzie. Jak wczoraj się szykował usłyszałam: ty jutro odpoczywaj, posiedź na tarasie więc jako żona posłuszna odpoczywam czego i Wam życzę. 

15 kwietnia 2018 , Komentarze (13)

Witajcie w niedzielne popołudnie, u mnie raz słońce świeci, a raz jest za chmurami. Ja po wczorajszym dniu zmęczona i ma nic nie mam ochoty. Wczoraj pojechałam na 8.00 do pracy, a w tym czasie mąż malował salon. Owszem podobało mi się, że chce odświeżyć ściany, ale wolałam po południu pojechać na działkę. Ja chyba ją polubiłam: to pielenie, te plany co będziemy robić, siać itp. No trudno. Jednak kiedy przyjechałam do domu po pracy, mąż krzyknał, abym szybko jadła obiad bo jedziemy na działkę, a ja no ale jak? Ściany owszem pomalowane, ale trzeba pomyć okna, powiesić karnisze, firanki, pomyć podłogi, poukładać meble itp. A on a co Ty się martwisz? Nie będziemy długo, że wszystkim zdążymy. No i pojechaliśmy: roboty tam co nie miara, mąż chciał robić płot, ale tata miał inną wizję tzn. nie chciał nic robić i powiedział, że możemy jechać do domu. No to mąż zabrał się za kopanie, a ja za plewienie. Wtedy przyszedł mi brat i zaczęli robić ten płot, ale nie skończyli i są w połowie. Tata ma 77 lat i jak się na coś uprze to masakra. Ja trochę poplewilam, popikowałam kilka główek sałaty i już miałam dość. Niestety nie miałam nasion, aby coś posiać, a sąsiadka zerkała raz po raz... I tak naprawdę dzisiaj pomyślałam, że choć nie chodziłam na zakupy w niedzielę, to przydałaby mi się dzisiaj ta handlowa niedziela - nawet po to, aby kupić nasiona. Komentarzom o zaniedbanej działce czy o najemnych robotnikach też było kilka, ale ja już bez skrupulów odpowiadałam, że zapraszamy do pracy, że praca jest dla wszystkich, a najbardziej komentujących, że zamiast komentować mogą przyjść i pomoc wtedy nie będą musieli tak mówić. Kiedy przyjechaliśmy do domu pomyliśmy okna, zawiesilam firanki, mąż pozmywal podłogi, z synem poustawiał meble i o 22 byliśmy po wszystkim. Miałam dość. A dzisiaj nie mam ochoty nigdzie wychodzić, (oczywiście mąż pojechał  na rower, on jest niezmordowany) jeste zmęczona, moje dłonie wyglądają okropnie, nie mam na nic ochoty, no może na sernik Asi, która ma urodziny:) i tak się zastanawiam, gdzie się pojawił mój noworoczny plan, że będę dbała o siebie, czytała książki, że zrobię coś dla siebie, schudnę, będę trzymać dietę... Dzisiaj nawet nie sprawa mi radości planowanie zakupów dietetycznych, gotowanie posiłków, które mają sprawić, że będę szczuplejsza. Kiedyś po wyjściu od dietetyczki wieczorem jechałam do sklepu i kupowałam co potrzeba, a teraz brak słów... A jak realizacja Waszych postanowień? Pozdrawiam jeszcze niedzielnie..

13 kwietnia 2018 , Komentarze (8)

Witajcie w piątkowy poranek. Jak napisałam na wstępie za oknem ciemno, pada deszcz i ogólnie przygnębiająco. Moje popołudniowe plany wzięły w łeb: miałam po pracy jechać na działkę, aby trochę podgonić robotę myślę, że do jutra byśmy dali radę dokończyć jedną stronę (to jest ta trudniejsza) i może posiać cebulę i buraki. Ale za oknem niestety pada. Taka pogoda nie poprawia mojego samopoczucia, zresztą i tak kiepskiego. Nawet nie mogę się cieszyć, że jutro sobota bo mam dyżur w pracy. I jakby się człowiek nie obrócił doopa zawsze z tyłu. Dietę trzymam z małym przymrużeniem oka; bo o ile jem śniadania, pije wodę, nie jem słodyczy to o regularności posiłków nie może być mowy. Ale zawsze sobie mówię: jutro będzie lepiej. A co u Was? Jakieś plany weekendowe? A jak praca nad własnym ciałem i duchem? 

Pozdrawiam piątkowo 

11 kwietnia 2018 , Komentarze (12)

Zresztą nie raz pierwszy, czasem myślę czy to nie jakaś depresja: nic mi się nie chce, nic mnie nie cieszy, i chyba mam wszystkiego dosyć. Wczoraj rozpoczęłam nową przygodę z dietetyczką- nie wiem właściwie czy nową przygodę bo chyba starą ale z nową dietetyczką. Wypytała wszystko, co jem, ile, o której, jak jem, co lubię, a czego nie ruszę, jak tam aktywność, co lubię robić, czego bym chciała, jakie są moje oczekiwania. I dostałam ogólną rozpiskę, bardziej zasady i szczegółowa dietę na dwa tygodnie. Oprócz tego telefon i mail do niej i rozpiskę kiedy mogę dzwonić. Ok to jest w porządku, choć wątpię, żebym do niej dzwoniła. Ale sama świadomość, że mogę ... Po wizycie u niej pojechałam na działkę trochę popracować, jak dobrze, że mam taką sasiadke, która mi mówi zrób teraz to, kup to, ja Ci pokażę bo ja jestem w tej kwestii zielona, zupełnie i totalnie:) . Oczywiście komentarzy o najętych robotnikach o mnie i mężu było znowu sporo, więc już mąż pozwalał sobie na komentarze nie zawsze mile. Chyba polubiłam tę działkę, ale ten brak pomocy ze strony taty doprowadza mnie do szału, nie chodzi mi o to, żeby robił tam nie wiadomo co, żeby kopał czy klęczał na kolanach i wyrywał chwasty, ale ten balagan, który robi, to dramat. Ja nie mam czasu się napić, ale on znajdzie czas na wszystko, żeby z każdym postać, porozmawiać itp. myślę, że do końca tygodnia będę miała jedną stronę zrobioną, może uda się coś posiać:) zobaczymy zwłaszcza, że będę mogła pojechać tam dopiero w piątek i to po pracy czyli na jakieś 2-3 godziny i podobnie w sobotę. A teraz coś co wczoraj poprawiło mi humor: już może pamiętacie moje dziecko teloddze jest dyslektykiem i dysortografem i wczoraj poprawiam sprawdzian z zasad pisowni CH i h i dziecko mówi do mnie: mama a 6 z polskiego to dobrze, bardzo dobrze czy bardzo bardzo dobrze. Więc ja, że oczywiście bardzo bardzo dobrze. A on no to ja dostałem 6 więc ja dumna jak paw, on jeszcze wiekszy, ale patrzę do dziwnnika elektronicznego a tam owszem 6 jest ale to 6 pkt a ocena trójka plus. Ech życie:) pozdrawiam

P.s.okazało się, że był błąd w dzienniku elektronicznym i dziecię faktycznie dostało 6 :)

8 kwietnia 2018 , Komentarze (11)

Witajcie w niedzielne południe, u mnie słońce choć jest coraz większy wiatr i zapowiadają na dzisiejsze popołudnie jakiś deszcz. Chyba zaraz zacznę jakieś rytuały, aby go przegonić, ponieważ małe plany na popołudnie są. Jak wczoraj pisałam pojechałam z mężem i młodszym na działkę taty, aby zacząć sezon. Kilka dni temu byłam i wiedział czego się spodziewać czyli chwastów, suchych dadyli - około metrowych- i ogólnej masakra. Mąż mnie pocieszał i mówi, że nie będzie tak źle. Ale ilości pracy, uciekającego czasu i komentarzy innych to się nie spodziewalam. Zupełnie momentami jak na Vitalii. Oczywiście byli tacy, którzy powiedzieli miłe słowo, ale komentarzy w stylu: ,,no wkoncu może ta działka będzie obrobiona", ,,o ktoś się pokazał", ,,o robotników Pan najął do pracy" było wiele. Zaczęliśmy o 13.00, o 19 byliśmy w domu i przez cały czas pracowaliśmy: mąż kopał, nawozil, ja plewilam, wycinaliśmy suche patyki, woziliśmy taczką śmieci i obornik. O 17 kapnęłm się, że jak zjadłam rano śniadanie, tak nic nie jadłam. Owszem piłam, ale też nie jakieś ogromne ilości. Nie zauważyłam, jak upływał czas. Byłam zmęczona, bolał mnie kręgosłup, bolały ręce, ale też byłam dumna z siebie, z nas, że daliśmy radę, choć tej częśc, która jest to obrobienia jest sporo, a my zrobiliśmy może 1/4. Teraz zastanawiamy się, kiedy teraz pojechać bo w tygodniu chodzimy do pracy, trzeba ogarnąć lekcje, obowiązki domowe, ja we wtorek do lekarza, w środę mam wywiadówkę u młodszego, ale chciałabym iść za ciosem. Wierze, że później będzie latwiwj, a mąż mówi, że on będzie jeździł max dwa razy w tygodniu bo więcej nie da rady. Wczoraj Wam pisałam, że zanim pojechaliśmy na działkę to on skoczył pobiegać po górach i lasach, a dzisiaj wstał o 6 i pojechał na rower. On ma niesamowitego powera. Jednak ja czuje zmęczenie, w dloniach, kręgosłupie, takie ogólne zmęczenie organizmu. Dzisiaj czeka mnie jeszcze posadzenie kwiatów w donice i jakiś spacer o ile nie spadnie deszcz. Pozdrawiam Was mocno i życzę dobrej niedzieli ...

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.