To był dobrze spędzony weekend, zarówno pod względem aktywności, jak i wykonanych zadań - gorzej było tylko z wodą. Ale po kolei. W piątek wieczorem mąż pyta czy w sobotę rano idę na kije na to ja, że tak. Więc w sobotę o 5:55 RANO (nie ma pomyłki) budzi mnie i mówi wstawaj chciałaś iść na kije, a ja człowieku daj pospać przecież jest sobota!!! A on a co ty myślisz, że chcesz spać trzy minuty dłużej to ja mam czekać? Mój mąż wstaje codziennie o 5 rano i już się przyzwyczaił bez budzika... Więc wstałam i poszłam. Zrobiłam niecałe 7 km, potem szybkie zakupy w miejscowym sklepie, potem śniadanie, pojechaliśmy jeszcze na ryneczek po warzywka i na działkę. Na śniadanie były kanapki z chleba razowego z zieloną sałatą, wędlina i pomidorem. Przez 3 godziny przerywałam pietruszkę i marchewkę, pieliłam grządki. Zebrałam kilka ogórków, narwałam koperku i zielonej pietruszki. Byłam już zmęczona więc przyjechaliśmy do domu i zrobiłam obiad: wątróbkę z indyka i frytki. Wątróbki nie jadłam chyba ze 4 lata i bardzo mi smakowała, taka mięciutka z cebulką... Pycha. Po południu posprzątałam łazienkę, wstawiłam dwa prania, poprasowałam i już nie miałam na nic siły. Zjadłam jeszcze pojemniczek malin i trochę czereśni. Zrobiłam sobie hennę, nałożyłam maseczkę na włosy oraz twarz, coś obejrzałam w telewizji i ani się nie spostrzegłam, a było przed północą. Więc jak się kładłam mąż mnie znowu zapytał czy idę rano na kije więc ja na to, ze zobaczę jak będę się czuła. Dzisiaj mąż był wyrozumiały i obudził mnie po 6:00 i pół godziny później już maszerowałam. Zrobiłam niecałe 6,5 km, a potem to już była codzienność: śniadanie, potem obiad... Po obiadku wypiłam kawkę, zrobiłam paznokcie i szybka decyzja idziemy pojeździć na rowerze - zaliczyłam niecałe 20 km.
W ciągu weekendu nie jadłam słodyczy, żadnych słonych przekąsek i pustych kalorii. Oby tak dalej. A jak Wam minął weekend? pozdrawiam i miłego wieczoru życzę.