Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wojtekewa

kobieta, 53 lat, Kolorowe Wyspy

164 cm, 92.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 września 2020 , Komentarze (6)

A u mnie padaka totalna.... Zastanawiam się gdzie ta dziewczyna, której chciało się chcieć, która miała pelno planów - to nic, że się nie udawało ich zrealizować, albo legły w gruzach po dwóch czy trzech dniach, ale były!!! Teraz nawet nie chce mi się nawet planować. Każdego tygodnia uświadamiam sobie, że kolejne dni zmarnowałam. Szukam wymówek i usprawiedliwień zamiast kopnąć się w doopę i wziąć się do roboty. Praca zdalna też mi nie pomaga, pracy jest więcej bo zawsze coś ... I zawsze ktoś... Nawet mój mąż przychodzi do pokoju i mówi, że wyłączy mi kompa, bo już starczy, a pracy i tak nie przerobię. Jedynie co mi się ostatnio udało, to ogarnąć zajęcia pozaszkolne dla chłopaków. Fakt, jak patrzę na plan młodszego to lekko jestem przerażona; idzie do szkoły na 8.00, a kończy o 16.00. Jego szkoła była jedyną w mieście, która nie miała nauki zdalnej i teraz wychodzi: najchętniej siedziałby przez komputerem czy z telefonem w ręku. Zresztą nie tylko on😁😁😁, ale to nie jest żadne usprawiedliwienie. Starszy maturzysta też wszystkie rozumy pozjadał, przecież jest już dorosły i na wszystko ma czas!!! Wychodzi na to, że tylko ja jestem niezorganizowana, no i jeszcze się czepiam. Nigdy ludziom niczego nie zazdrościłam, ale czasem chyba pojawia się taka nutka, że macie czas na czytanie książek, regularne ćwiczenia, rozwijanie swoich pasji itp. Dosyć tego smutku, cieszcie się tym co macie, łapcie niedzielne promienie słońca i róbcie to co kochajcie bo to jest naprawdę fajne. Pozdrawiam 

25 sierpnia 2020 , Komentarze (7)

Poniedzialek byl zaplanowany w miarę dokładnie: wstaje po 6, idę na kije - robię dłuższą trasę około 12 km, wracam do domku, pracę rozpoczynam o 9, kończę o 17. Potem pojedziemy na działkę bo musimy zrobić porządek z truskawkami. Około 19 zawieziemy tatę domu i potem już do siebie...Około 12 dzwoni koleżanka i pyta czy będę w domu bo ma sprawę więc jej odpowiadam, że od 17 do 17.30, a potem od 19.30. więc ona, że wpadnie o 17. Akurat pomyślałam, punktualność nie jest jej domeną. No i dzwoni o 17.30 czy jestem w domu do ona jest jeszcze gdzieś tam i potem by przyjechała...mąż kręci głową, że nie będziemy czekać i już musimy jechać więc umawiam się z nią na parkingu przy sklepie, chwilę obgadałyśmy co miałyśmy i ona wyciąga skrzynie pomidorów...  Jednej strony się ucieszyłam (darmową skrzynią limy nie pogardzę), ale kiedy to zrobię??? Wpadamy na działkę, a tata, że pozbierał spady jabłek i mi naszykował, bo ja to zawsze z nimi coś zrobię .... No tak! Robota głupiego kocha... Wpadamy truskawki i słyszę: ciocia, ciocia. Rozglądam się a tu idzie kuzynka z rodziną u mówi, że w środę wracają do Paryża więc chcieli się z nami jeszcze zobaczyć, wiecha że my na działce i te truskawki i potem tatę do domu i czy mogliby przyjechać po 19? A oni, że nie bardzo, że coś tam i coś.. więc się na szybko pakujemy, tatę prawie expresem do domu, wracamy i przyjechali. Posiedzieli prawie do 22, fakt miło było, ale mój misterny plan wziął w łeb na dzisiaj nic już nie planuję. Jak zadzwoniłam do męża i zapytałam co robimy zaczął się śmiać i powiedział, zobaczymy po 17. Także chcąc nie chcąc jutrzejszy dzień wolny mam chyba zaplanowany mimowoli. Pozdrawiam 

18 sierpnia 2020 , Komentarze (16)

W niedzielę w ramach porannego kijkowania poszliśmy na działkę po warzywa na rosół. Popatrzyłam, podglądałam moje grządki, powkurzałam się na chwasty i uschniętą fasolkę i wróciłam do domu. Zawsze jest tak, że oglądam to co w szklarni czy z przodu, a już co w ciemnych kątkach to tak po macoszemu. Po południu przyjechał do mnie tata i pyta czy będę zrywała rabarbar bo on już taki duży... mhm rabarbar pomyślałam faktycznie dawno do niego nie zaglądałam. I wczoraj pojechałam na działkę mnie to żeby go zobaczyć tylko trochę poplewić, ale poszłam go obejrzeć. I widzę duże (nawet bardzo duże) zielone liście, grube i cienkie, długie i krótkie, zielone i mocno czerwone łodygi więc je zerwałam z jednego krzaka, a zostały jeszcze dwa. No i tak myślę co z nimi zrobić bo moi chłopcy jakoś za nim nie przepadają. Kompot? Jest dzisiaj chłodno więc nie przejdzie, ciasto z kruszonką? Jest w planach. A Wy lubicie rabarbar? Co z nimi robicie? Jakieś pomysły? Proszę... Pozdrawiam i życzę dobrego dnia.

17 sierpnia 2020 , Komentarze (8)

Witajcie Połowa sierpnia za mną, a ja w punkcie wyjścia i z gonitwą myśli. Pogoda u mnie jak na Karaibach, albo innym Mauritiusie: gorąco, dusznie i bardzo słonecznie, dawno już nie padało więc wszędzie jest bardzo sucho. A dwie, trzy minuty jazdy ode mnie już kilka razy padało... Nadal pracuję w domu i wrzesień będę na pewno tak pracowała, a co potem to zobaczymy. Coraz częściej zaczynam myśleć, że chłopcy wracają do szkoły i z jednej strony się cieszę, a z drugiej się martwię - jak to statystyczna Półka i mama. Cieszę się, bo lekcje zdalne to nie to samo co stacjonarne zwłaszcza,  że młodszy wogole ich nie miał i wiem, że kompletnie nic nie pamięta z tego co robił w domu, a teraz dojdzie fizyka, chemia, niemiecki, zmiana wychowawcy, nauczyciela matematyki... Starszy będzie pisał maturę więc to też ciężki czas, a nauka zdalna w naszym przypadku kompletnie nie zdała egzaminu. A ja? Jestem w punkcie wyjścia z moimi zmianami: jem zdrowiej, więcej warzyw, ale nie przedkłada się to na spadek wagi, więcej się ruszam:codziennie idę na kije lub na rower, ale kg nie spadają. Za to odzywają się różne bóle: a to kolano, a to stopa, a to kręgosłup.. normalnie się starzeje!!! Siwy włos ukryjesz pod farbą, zbedny kilogram lub dwa pod szeroka bluzką, ale bólu nie da się ukryć. Jeny co ja narzekam!!! Biorę zadek w troki i do roboty samo się nie zrobi!!! Pozdrawiam i życzę dobrego tygodnia

1 sierpnia 2020 , Komentarze (8)

Cześć ostatni mój wpis był bodaj 8 lipca, ale jakoś się złożyło, że nie było czasu na wpisy co nie oznacza, że Was nie czytałam😁. Ostatnio pisałam, że u mnie było jagodowo i ten stan trwa do dzisiaj, choć nie jest aż taki duży. Ale czytając Beatę 456 zastanawiam się czy nie zrobić jagodzianek, ponieważ brat przywiózł mi pudełko jagód... Ale zaplanowałam na jutro ciasto z wiśniami i teraz mam dylemat. No tak osiołkowi w żłobie dano....Zakończyłam właśnie mój dwutygodniowy urlop i od poniedziałku wracam do pracy, a że nadal pracuję zdalnie więc daleko nie będę miała do biurka😋😋. To był mój pierwszy urlop, podczas którego nigdzie nie wyjechaliśmy (nie licząc tych lat, w których urodziłam dzieci - jedno urodziłam w maju, drugie w czerwcu więc świadomie nie jeździliśmy) ... Trochę było mi smutno, że nie poleżę na plaży, nie przejdę brzegiem morza, nie będę tańczyć na chodniku w rytm piosenki ,, prawie nigdy nie pada deszcz w ...'' Ale jako, że mieszkam w Karkonoszach, mąż zapewnił mi moc atrakcji turystycznych, podczas których uśmiechałam się do niego i mówiłam: ,,jak tu pięknie'', ,, mam już dosyć, więcej z Tobą nie pójdę"!!!! itp. Fakt urlop spędziliśmy aktywnie, zresztą cały lipiec był aktywny: prawie 67 godzin aktywności, z czego 20 godzin było na rowerze tj około 165 km, a reszta to wyprawy w góry i kijkowanie. Jestem z siebie dumna i to bardzo!!! Zapisałam się na wyzwanie 200 km z kijami NW i je zrealizowalam. Mąż bardzo mnie wspierał, chodził ze mną, dopingował i za to bardzo mu dziękuje. Zobaczymy jak pójdzie w sierpniu. Na razie nic nie planuję. Zmykam Was poczytać. Pozdrawiam i życzę słonecznego weekendu.

8 lipca 2020 , Komentarze (25)

Witajcie,  za oknem pochmurno, a taka pogoda, nie napawa mnie energią i optymizmem. W poniedziałek była przerwa od kijkowania, wczoraj grzecznie zrobiłam swoją trasę, a co będzie dzisiaj to zobaczymy. Tak, jak napisałam w tytule u mnie jagodowo, a to za sprawą brata, który przywiózł mi pół wiaderka jagód. Na początku się ucieszyłam, ale po chwili entuzjazm opadł. Po pierwsze, trzeba było je przebrać, po drugie, co z nimi zrobić, a po trzecie kto to ma zrobić (to akurat bo pytanie retoryczne) ... Więc w poniedziałek wieczorem zrobiłam pierogi z jagodami. Takie nieduże, zgrabne, całe słodziutkie owoce w miękkim cieście. Wyszły pyszne 😋😋 Myślę ok, będą na wtorek na obiad, ale jak usiadło jedno dziecię, potem drugie, mąż, naszykowałam dla taty i brata to na wtorkowy obiad nie zostało za wiele. Ale coś tam zostało... Więc wczoraj mąż wrócił z pracy i zaczął smażyć naleśniki z ...serem i jagodami. Dobre były; nie za słodkie,takie kremowe. Po południu pojechaliśmy na działkę i w pewnym momencie pytam męża czy pojedzie na rower bo ja pójdę na kije, a on coś tam zaczął kręcić i po chwili mówi.. ja wiem co będziemy robić, jak wrócimy do domu. Ja go nie pytam, ale widzę, że jego aż skręca, żeby mi powiedzieć i wypalił ,, upieczemy jagodzianki"!!! Więc przyjechaliśmy z działki do domu, zarobiłam ciasto drożdżowe, poszliśmy na kije, jak wrociliśmy upiekłam bułeczki... A ponieważ jagód zostało, zastanawiam się co mnie czeka dzisiaj....  A czy Wy lubicie jagody, ci z nimi robicie? Może jakieś pomysły? Zaznaczam, że makaron z jagodami i koktajle odpadają... 🤔🤔🤔Pozdrawiam jagodowo. 

5 lipca 2020 , Komentarze (4)

W kijkowaniu😋😋😋, ostatnio nasza miłość się gdzieś rozjechała... Czasem patrzyłam na moje czarne kije z radością i uwielbieniem, ale częściej ich nie lubiłam. Ostatnio wspominałam z mężem jak kilka lat temu, mi je kupił.... I uśmialiśmy się oboje. Bo ja je chciałam bardzo i marudziłam, żeby mi wybrał, jakieś porządne, ale nie za bardzo drogie, bo jak powiedziałam gdy nie będę  nimi chodziła, to nie będzie mi szkoda, że wyrzuciłam 200 czy 300 stówki. No i kupił, a ja chodziłam dzielnie i dumnie, że mam nowiuśkie i piękne kijaszki. A gdy mi się nie chciało iść, mąż mówił idziemy bo kije jeszcze się nie zwróciły 😆😆😆😆. I dzisiejszego poranka także poszliśmy, ale nie moja standardową trasą, tylko taką leśną drogą, niedaleko rzeki. Lekki wiatr, słońce, niewielki ruch rowerzystów... Patrzyłam.na pływające kaczki, słuchałam śpiewu ptaków i pomyślałam o zdjęciach Beaty 465 . Jej zdjęcia są piękne i wyjątkowe, takie jak mój dzisiejszy szlak. A po południu była rowerowa przejażdżka- w mieście oddali nową ścieżkę rowerową i postanowiliśmy ją przetestować. Ale szału nie było. Momentami było wąsko, a wielkie krzaki zabieraly jeszcze cześć ścieżki, na plus ścieżka zdała od ruchliwych ulic. Było fajnie, choć mam niedosyt dzisiejszej aktywności 😀😀😀. Pozdrawiam serdecznie i  życzę miłego wieczoru. 

4 lipca 2020 , Komentarze (12)

Plan był super: mąż miał jechać na rower o godz. 6 rano (tak lubi) - mieszkamy w Karkonoszach i lubi jeździć po girach raniutko i wrócić do południa. Miał mnie o godz. 7 obudzić- miałam iść na kije i wg planu wrócić około 8:30, naszym sklepiku kupić bułeczki na śniadanie dla chłopców i jakieś drobiazgi. Potem śniadanie i miałam jechać na ryneczek kupić ogórki i kalafior. Mąż miał wrócić około 11 i jak to w sobotę na działkę. No i się rypło!!! Mąż zamiast o 7.00 obudził mnie o 8:30, pojechałam po bułki, a potem poszłam na kije. Było już gorąco, prawie nie czuć było wiatru, a ja krok za krokiem, pod górkę i z górki wytuptałam 8,5 km. Przyszłam umęczona i zła, tylko nie wiem czy na siebie, że poszłam w taki upał czy na mojego męża, że mnie późno obudził. Zanim odpoczęłam, zjadłam śniadanie i dzwonię do męża bo już dobrze po 11pytam, gdzie jest bo przecież umówiliśmy się z tatą na działce, a on, że jeszcze z godzinę... Więc pojechałam sama. Wypiliśmy z tatą kawkę, coś tam podziubałam w grządkach i wróciłam do domu po 15. A mąż zdążył przyjechać chwilę przed mną i od razu zaczął się kajać, że mnie zawiódł, że tak późno przyjechał.... Posiedzieliśmy na tarasie; on umęczony, ja jakaś nijaka, potem jeszcze na chwilę na działkę zebrałam truskawki i maliny. A wiecie co jest najsmutniejsze? Że nie mam poczucia, że to był dobrze skorzystamy dzień. Pozdrawiam weekendowo.

3 lipca 2020 , Komentarze (4)

A właściwie to już wczoraj, bo dzisiaj miałam dzień wolny. Wczoraj miałam milion myśli i pomysłów na to, jak spędzę dzisiejszy dzień: miałam umyć okno w kuchni i ją posprzątać, zrobić zakupy, skoczyć do kosmetyczki, iść na kije, no i oczywiście trosze dłużej pospac. Mąż, który budzi mnie zazwyczaj o 6:15 pomyślał, że da mi pospac, a tu tata dzwoni o godz. 7 i pyta czy ja jeszcze śpię, bo on wodę na kawę wstawia.... Więc wstałam i pojechałam, bo tata się przyzwyczaił, że przyjeżdżam do niego parę minut po 7. Wypiłam kawkę, pogadaliśmy i postanowiłam pójść na kije. Jak się zaciągnęło! Ciemno się zrobiło więc biegiem do samochodu bo zostalabym miss mokrego podkoszulka😋. Wróciłam do domu, zjadłam śniadanie i... się wypogodziło. Więc umyłam okno w kuchni, posprzątałam, umyłam lodówkę i zaraz mąż wrócił z pracy do domu. Zjedliśmy obiadek i podjęłam drugą próbę kijkowania i tak zrobiłam 8 km. Niby nie dużo, ale od 2 tygodni chodzę codziennie 5-6 km. Potem wizyta na działce i poranne zakupy wieczorową porą 😂😂😂 A teraz zmykam Was poczytać. Miłego wieczorku.

1 lipca 2020 , Komentarze (4)

A ja ostatni wpis miałam dwa miesiące temu, z czego maj przeszedł niezauważalnie. No prawie, bo była osiemnastka starszego syna, urodziny młodszego syna i urodziny taty. Także maj upłynął na pieczeniu ciast i tortów i oczywiście ich konsumowaniu😁😁😁 . Czerwiec rozpoczęłam postanowieniem, że znowu podejmuje próbę ,,ułożenia siebie" na nowo. I tak przez dwa tygodnie nie jadłam słodyczy, piłam wodę i aktywnie się ruszałam.i tak było przez dwa tygodnie. Potem wszystko wróciło na dotychczasowe tory. Dlaczego? Bo byłam po prostu zmęczona. Od marca pracuję zdalnie i to swoje plusy, ale i minusy. W domu pracuję więcej (żeby było uczciwie nie codziennie), ale bywa tak, że zaczynam o godz. 8 czy 9 i kończę po 18... Wstaje każdego dnia o 6:20 jadę do taty, potem wracam do domu i praca. Po południu trzeba ogarnąć obiad, zakupy i działkę. Teraz jest już mnie pracy, wszystko ładnie rośnie, aż serce się raduje. A najważniejsze, że są wakacje i moje dzieci zakończyły rok szkolny, bo to było mega wyzwanie, szczególnie u młodszej latorośli, która nie miała lekcji zdalnych, a jedynie naile od nauczycieli: proszę zrobić to czy tamto... Także mówiłam do męża, że zasuwam w domu na kilku etatach: matki, żony, córki, nauczycielki, a pensja jedna hihihi. W ostatnim tygodniu czerwca zaczęłam ćwiczyć i zdrowiej jadłam. Codziennie chodzę na kije, robię ponad 5 km i cieszy mnie to. Nie zakładam, że w lipcu zrobię 200 km na kijach czy zrzucę 10 kg.😋😋 Po raz kolejny podejmę próbę naukę systematyczności👍. Pozdrawiam Was serdecznie zmykam poczytać co u Was.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.