Właściwie to jakoś dziwnie jest, wczoraj byłam w pracy na nadgodzinach, musiał ktoś sypnąć, że chciałam się zmyć, bo pion kierowniczy mrozil mnie wzrokiem, chyba czekając, aż "walne papierami" (nie pozdro dla wyborczej).
wczoraj zjadłam:
s: kanapki w pracy z szynką i hummus
o: zupa jarzynowa i jabłko w pracy
o2 : w domu placki ziemniaczane, lejsy, browar cytrynowy 0%
k: rosół z niedzieli
Nic nie kupiłam ze spożywki, czyszczę zapasy. Nie chce mi się łazić po sklepach za jedzeniem. A dziś zamknięte, moi znów u teściowej. Kupiłam za to książki i byłam w plastycznym. Popłynęłam 100 księgarnia, 180 plastyk. Czyżbym wracała z 10 letniego urlopu prokastynacyjnego od tworzenia???