- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Ulubione
Grupy
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 116847 |
Komentarzy: | 1802 |
Założony: | 5 września 2009 |
Ostatni wpis: | 1 kwietnia 2016 |
kobieta, 40 lat, Karlsruhe
175 cm, 123.80 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Historia wagi
Byliśmy wczoraj z Malutkim u lekarza. Chciałam sprawdzić czy dobrze przybiera na wadze. Jest ok. Od wyjścia ze szpitala przybrał kilogram. Przy okazji poprosiłam panią doktor o przebadanie go bo ostatnie dni przeżywaliśmy z Igorkiem SAJGON. Prawdopodobnie ma kolkę i dlatego tak płacze i mało śpi. Malutki jest teraz na mleku NAN Sensitive. do tego doktorka zleciła probiotyk a jeśli to nie pomoże to zmieni mu mleko na apteczne. Chwilami brak mi sił, bo wiem, że On cierpi a ja nie mogę mu pomóc. Pani doktor powiedziała, że skutecznego leku na kolkę po prostu nie ma... Daję mu Espumisan dla niemowląt i też dupa Może macie jakieś swoje sprawdzone metody na kolkę??
Wiem, że lubicie fotki oglądać (ja też!) więc przedstawiam Wam moich chłopaków:
Spójrzmy prawdzie w oczy... W ciąży przytyłam dużo za dużo. Nie odmawiając sobie niczego przytyłam 37 kg. Można było tego uniknąć, wiem to mój błąd, moje złe nawyki żywieniowe, brak ruchu i głupie tłumaczenie że w ciąży mi wolno. Efekt?? 122 kg. Szok. Teraz trzeba temu coś zaradzić. Trzeba wziąć się za siebie. Od porodu straciłam już 15 kg. Startuję z wagą 107 kg. Zmieniam pasek i cel. Pierwszym moim celem będzie powrót do wagi dwucyfrowej... Wierzę, że małymi krokami dojdę do upragnionej wagi. A więc drżyj tłuszczu bo to koniec twego żywota!! Siwa powraca!!
Nie wiem jeszcze jaką dietę będę stosować... Muszę się zastanowić a póki co będzie po prostu "MŻ". Później może wrócę do South Beach lub wykupię abonament na Vitalii. Co polecacie dziewczynki? Nie karmię piersią jak już wspominałam, więc nie mam żadnych ograniczeń żywieniowych. Czekam na Wasze sugestie
Z życia świeżo upieczonej mamy...
Mama zaczyna dochodzić do siebie. Burza hormonów powoli się uspokaja. Już nie chce mi się płakać z byle powodu. Jest dobrze. Macierzyństwo daje mi tyle radości... Jedyną rzeczą, która nie poszła po mojej myśli to karmienie. Mały jest od początku na butli. Tak niestety się złożyło. Po części to wina mojego organizmu, bo pokarm pojawił się dopiero w 3 dobie po porodzie i to w śladowych ilościach. Igorek przez pierwsze 2 doby po porodzie miał odruch wymiotny, ja nie miałam pokarmu i w rezultacie doszło do tego, że Malutki się odwodnił i wylądował na kroplówce z glukozy. Płakać mi się chce jak sobie przypomnę ten dzień kiedy leżał podłączony do pompy infuzyjnej z wenflonem w maleńkiej rączce. Przesiedziałam z nim tam cały dzień próbując dostawić go do piersi. Mam nadzieję, że załapał choć troszkę moich przeciwciał, bo tamtego dnia został dokarmiony butlą i tak już zostało... Czułam się złą matką... Położne w szpitalu utwierdzały mnie w tym przekonaniu. Wydzierały się na mnie kiedy tylko miały okazję. A ja szukałam pomocy... Mały był niespokojny a ja zestresowana i półżywa. Prawie cały czas płakał. Wymyślili mu kolkę. Teraz już wiem, że to nie była żadna kolka tylko po prostu był caly czas głodny. On potrzebuje zjeść mniej a częściej, tymczasem położne w szpitalu dawkowały mu jedzenie z zegarkiem w ręce, co 3 godziny. Jeśli zgłodniał 2 godziny od ostatniego jedzenia to i tak dostał następne dopiero za godzinę. Godzinę niesamowicie przeraźliwego płaczu...
Jedno jest pewne. Nigdy, przenigdy nie wrócę tam przy kolejnej ciąży!!
Całe szczęście jesteśmy już w domu, zdani na siebie i... dobrze nam tak:) Radzimy sobie świetnie.
Dokładnie 3 tygodnie temu zgłosiłam się do szpitala, ponieważ termin porodu minął w piątek 28 maja. Badanie wykazało brak rozwarcia i czynności skurczowej. Położono mnie na oddział i tak sobie kwitłam. Jedyny pożytek z tego mojego pobytu w szpitalu był taki, że Maluszek był monitorowany i miałam pewność, że wszystko z nim jest ok. Miałam duże obrzęki, dlatego też ordynator podjął decyzję - indukcja (wywołanie) porodu w środę 2 czerwca. Leżałam 11 godzin pod kroplówką z oksytocyną. I co?? Nic!! Zero skurczy. Na kolejną indukcję musiałam czekać aż tydzień. Myślałam, że zwariuję w tym szpitalu, byłam wykończona psychicznie. W kolejną środę wyglądało to podobnie ale... Nagle coś ruszyło, coś zaczęło boleć... Pojawiły się pierwsze skurcze. Ból porównywalny do miesiączkowego, całkiem znośny więc myślę sobie - "to nie to". Podłączyli mi KTG i faktycznie skurcze były. Pomyślałam - "no nareszcie!" W pewnym momencie z Igorkiem zaczęło dziać się coś niedobrego. W trakcie skurczy słabło mu tętno. I... Szybka decyzja lekarzy - "robimy cięcie". Natychmiast wywieźli mnie na salę operacyjną, kazali podpisać zgodę na znieczulenie ogólne (na podpajęczynówkowe trzebaby za długo czekać). Najbardziej bałam się tego, że się nie obudzę. Zasnęłam. To było straszne. Nie czułam bólu ale czułam jak wyszarpują mi Małego z brzucha i słyszałam ich głosy... I ta bezradność, że nawet palcem nie potrafię ruszyć. Zaczęłam się wybudzać. Poczułam okropny ból podbrzusza i rurkę w gardle. Powiedzieli mi, że malutki jest zdrowy, ile mierzył i ważył oraz że dostał 10 punktów. Byłam bardzo obolała ale też bardzo szczęśliwa. Jak najszybciej chciałam go zobaczyć. Przed salą operacyjną czekał na mnie mój M. razem z moją siostrą. Popłakałam się jak ich zobaczyłam. M. został ze mną do samego wieczora. Po 2 godzinach od cesarki przynieśli nam Igunia. Troche był spuchnięty ale i tak dla mnie najpiękniejszy na świecie. W tej chwili stałam się najszczęśliwszą osobą pod słońcem...
Igorek urodził się 09.06.2010 o godz.16.50 przez cięcie cesarskie. Szczegóły porodu i mojego pobytu w szpitalu opiszę następnym razem. Dopiero dziś wyszliśmy ze szpitala i szczerze mówiąc nie mogę się zorganizować. Dlatego też wpisik będzie krótki ale treściwy:) No i obowiązkowo foteczka Igunia...
To dziś miał być ten dzień. Wielki dzień, na który z niecierpliwością czekam od 9 miesięcy. No to sobie jeszcze poczekam... Nie mam żadnych objawów wskazujących na rychły poród. Po prostu jakby nigdy nic. Posprzątałam dzisiaj klatkę schodową z nadzieją, że się coś ruszy. Nic. Mój lekarz powiedział, że póki dziecko się rusza to nie ma obaw do paniki, że tylko 5% maluszków rodzi się w wyznaczonym terminie. Szczerze mówiąc to gó**o mnie obchodzą statystyki. Ja chcę mojego synka już, teraz, nawet zaraz. Gin powiedział również, że jak się nic samo nie ruszy to ok. 2 czerwca mam się stawić na izbie przyjęć. A ja bym już dzisiaj poszła Jestem zawiedziona. Liczyłam na poród przed terminem i się przeliczyłam... Mało tego mam wrażenie, że wszystko i wszyscy się sprzysięgli przeciwko mnie. Wczoraj sąsiadka mnie przywitała z rana tekstem: "to Ty się jeszcze toczysz?? Ja myślałam że już dawno na porodówce!" Normalnie zagotowało się we mnie bo zabrzmiało to tak jakby zależało ode mnie to kiedy pójdę rodzić. Miałam ochotę jej coś "przyjemnego" odpowiedzieć ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Druga sprawa. Bardzo rzadko oglądam rozmowy w toku a wczoraj jakoś przełączyłam i co?? Wypowiadała się dziewczyna, której dziecko umarło po tym jak przenosiła ciążę... Ryczałam jak głupia bo nie dość, że strasznie jej współczułam to zaczęłam sobie wyobrażać siebie w takiej sytuacji.... Ehhhh....
Wielkie odliczanie trwa a Igorkowi sie na świat
nie spieszy:)
Kochane Vitalijki!
Dziękuję Wam serdecznie za życzenia urodzinowe:) To był naprawdę miły dzień w moim życiu. Obudził mnie mój M. wręczając mi piękną czerwoną różę. Później jeszcze wiele niespodzianek i życzeń i to od osób, od których bym się ich najmniej spodziewała. Lubię takie pozytywne zaskoczenia. Synek nie zrobił mamusi prezentu na urodziny i nie raczył przyjść na świat ale ja czuję, że to już na prawdę niedługo...
Życzę miłego dzionka:*