Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zawieszona między pomaturalną pustką, a wyrzucaniem sobie codziennej tłustości. Nałogów to mam cały bagaż. Hobbystycznie marnuję swój czas na epizodycznym odchudzaniu. edit: moja pomaturalna pustka powoli dobiega końca! nałogi nie. Chudnięcie coraz bardziej przypomina rzeczywistość ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 38095
Komentarzy: 306
Założony: 31 maja 2011
Ostatni wpis: 8 kwietnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mloszka

kobieta, 32 lat, Milton Keynes

166 cm, 73.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 lutego 2012 , Komentarze (2)



Pewnie powstało z miliard wpisów o tłustym czwartku na vitalii. Powstanie i mój. 

Ja, aby się obeżreć i nie mieć z tego powodu AŻ takich wyrzutów sumienia oddałam krew. To już był siódmy raz  w mojej karierze ;p Nie  opuściłam ani jednej okazji do oddawania od kiedy kończyłam 18 lat :D  (łącznie otrzymanych 56 tabliczek czekolady!) Tak się wykorzystuje krzepę - tłustość także może się do czegoś przydać...

Poza tym tonę  morzu kalorii i wypełniających się komórek tłuszczowych. Wspominałam coś o żołądku wielkości orzeszka? hahaha, dobre sobie. Mój żołądek powrócił do rozmiaru giganta, rozciąga się po całej jamie brzusznej, o ile już nie po całym ciele ;p Ach, czekoladki, czipsiki, kanapeczki.... Fuj. 

Ostatnio mój limit życiowej cierpliwości się wyczerpał. Podobno głupich nie sieją... Ja mam wrażenie, ze jak tak Twórcy się jednak sypnęło ziarnem głupoty, tak owocnie owe ziarno wykiełkowało. Objawia się w tych debilnych klientach, pani z parku z jej agresywnym psem którego nie umie upilnować, czy tez niektórych koleżankach z pracy, których  przemyślenia bija na głowę Leonarda da Vinciego, Kopernika, Galileusza, Einsteina, Newtona i innych wielkich uczonych razem wziętych! Może nie przytoczę cytatów, oszczędzę nam wszystkich fejspalmów... 

13 lutego 2012 , Komentarze (2)


  Ilekroć zarzucę swoim mini sukcesem dietetycznym na vitalii zawsze sukces wieńczy porażka. 

Fuj, wieczór skończyłam żałośnie... najpier na mega nudnym piwie ze swoimi znajomymi, żeby potem oddać się interesującemu płaszczeniu dupy przed monitorem i czytając jakieś śmieciowe portale internetowe ( np o Beyonce która dziękuje mi, że uszanowałam jej prywatność kiedy to surogatka rodziła za nią dziecko albo że Anna Mucha wraca na salony i kupiła sobie laptopa. A!  I ze lady gaga miała bulimię, ale przestała rzygać bo kwas niszczył jej struny głosowe.) Tę czarującą papkę informacji najwyższej intelektualnej wagi mieliłam wraz ze stertą nadprogramowego jedzenia - równie bezmyślnie jak wszystkie parzystokopytne  przeżuwacze które mają 4 żołądki (a ja o dziwo tylko jeden). 

(uwaga, część o użalaniu się nad sobą - szybko się irytujący - nie ma o czym czytać) 

Ostatnio osiągam apogeum własnej beznadziejności. Chyba już nią ociekam. Mam 19 lat, większość swojej energii spędzam na snuciu zajebistych planów których nie realizuję. Jestem absolutnym nierobem. Potrafię spędzić całe dnie przed kompem, mimo że nie mam zacięcia informatycznego ;p Rodzina ledwo znosi mnie i moje bałaganiarstwo. Nie studiuję. Nie sprawdzam się w swojej pracy. Nie mam chłopaka. Wiecznie odwołuję spotkania ze swoimi znajomymi. Nie chodzę na angielski który opłaciłam. Rozwijają się w mnie jakieś tajemnicze fobie społeczne. Jak w swoim wieku mogłam doprowadzić do BMI bliskiego 30? Kłamię dla własnej wygody jak leci. Echhh ostatnio jestem co najmniej gówniana. To by było na razie na tyle. 

12 lutego 2012 , Komentarze (1)



  Odwiedziny u znajomych.. Obiadek, ciasteczko.... 
Przecież przez dietę nie staniesz się aspołecznym dziwadłem, wyalienowanym na czas gubienia wagi. Choć czasem myślę... czemu nie? 

12 lutego 2012 , Komentarze (1)

74 kg :D No, to wróciłam do wagi wpisanej w moim licealnym bilansie. I tak żenującej, ale już postępowej :D

Oczywiście największy spadek wagi odnotowany po porzuceniu jakiejkolwiek aktywności fizycznej... ;p
Tak się zastanawiam - czy nie zważyć się dopiero za swój następny cykl, żeby to mi żadne zatrzymywanie wody nie zepsuło efektu wagowego.  
(a za następny cykl powinno być ok 69-70kg.... a za jeszcze następny ok 65kg  a za majowy ok 60kg... Idealnie, żeby wbić się w galowe wdzianko w wersji "slim" i zrobić wielkie comeback-owe wrażenie na gawiedzi z liceum podczas pisania matury :D ), mmmm ale się rozmarzyłam!) 

 Podziwiam każdego kto potrafi zmobilizować się do ćwiczeń w domu. Mnie to zadanie przerasta. Na aerobicznej 6 weidera jestem już po raz 18 na dniu zero :D A mój pan z płyty "ćwicz i chudnij" ma zdecydowany urlop - ani razu go nie włączyłam ;p 

Poza tym, chciałam tylko przekazać, ze brzydzę się swoim bałaganiarstewm. Na rożnych meblach przegląd garderoby z całego tygodnia, lakierów do paznokci, książek, kremów, kredek do oczu, kurzu , kubków, gazet, kartek i karteluszek. Siedzę w absolutnym syfie, a zamiast sprzątać - prokrystynując piszę bzdury na  vitalii ;p  

BTW. Niestety, apetyt powrócił. Ale zwalczam go siłą woli ;p 

9 lutego 2012 , Komentarze (2)


  Toż to nie ssanie, tylko jakieś brutalne miażdżenie narządów wewnętrznych. Mam wrażenie, że mój żołądek ma już maleńkość orzeszka. 

Waga ostatnio jest dla mnie zaskakująco łaskawa. Wszystko wskazuje na 74 kg już w ten weekend (tzn ok -8kg począwszy od stycznia!). 
Wszystko przez to, ze jakimś cudem (doprawdy, nie wiem jakim) nie dopisywał mi przez kilka dni kompletnie apetyt. A teraz jakoś tak głupio zaprzepaścić dobrą passę. 

Deklaracja maturalna złożona. Tylko chyba o najbardziej neutralnno-uniwersalnym charakterze. Podwyższę wynik z maty, i pyknę angol rozsz... ale dalej jakoś specjalnie nie oświeciło mnie, kim w życiu by tutaj być.

Podobno miało się zrobić cieplej od 10tego. Podobno...
Od niedawna mam wrażenie, ze Polska zmieniła szerokość geograficzną na te z pogranicza syberyjskich. Ja już nie mówię o tym, żeby biegać w parku - to już prawdziwa rozpusta i marzenie próżne, nadwyrost. Marzę, tylko żeby dało się przejść z punktu A(dom) do  punktu B(praca) bez ustawicznego myślenia o tym jak bardzo jest zimno. 

2 lutego 2012 , Komentarze (2)



 Mrozy źle wpływają na moja dietę. 
Psa chyba wyprowadzę dziś najdalej na balkon ;p 
Jak tu nie jeść, kiedy Twój organizm musi sprostać Syberii? ;p 

29 stycznia 2012 , Komentarze (2)



   Co zrobić jak nawalisz z dietą? A właściwie - jak spierdolisz sprawę dobrych 3 tygodni odchudzania? 

Zacytuję: 
 "Odpracuję jedząc mniej? Wybiegam na siłowni i wypływam pokonując dodatkowe dystanse? Nie. Nie zrobię NIC. Nie kiwnę nawet palcem. Uśmiechnę się może nad swoją słabą ludzką naturą, która samą siebie potrafi wykołować i to w ciągu mniej niż 14 dni. Poza tym nie zrobię nic."

Idąc za radą odchudzamsie.pl  zrobię dokładnie tak. Niestety u mnie okres porażkowy nie trwał jeden dzień, a rozłożył się na piątek-sobotę-niedzielę, no ale cóż: jakoś to przeżyjemy.
Dobrze wiem, ze za tydzień będę ważyć 75 kg. ;p 
(choć na sumieniu ciąży mi kebab z piątku, ciasto francuskie z makiem, pasztet, masło i kiełbaski). 

Z uwagi na mrozy nie mogę tyle biegać (mam cerę mocno naczynkową , nie mam ochoty utrwalać sobie na gębie 2 czerwonych placków jeszcze bardziej). Nic straconego. Poćwiczę sobie z uroczym męskim głosem z płyty "ćwicz i chudnij" w domu. 

27 stycznia 2012 , Komentarze (7)



   Naprawdę w tym tygodniu było nieźle. Waga 76 kg!! Angielski - veeery, veeeery good (nawet rozmowa z panią z ambasady przebiegła pomyślnie ^^) i zmusiłam się do nauki.  Wdrożenie w życie nowego profesjonalnego planu do biegania, cudeńko 100% realizacji. Dieta - żyleta.

A dziś? Reprymenda w pracy. Za "spóźnienie". Wiecie na czym polegało? Mianowicie nie poinformowano mnie (choćby osobistą wiadomością elektroniczną) ze mam się stawić na drugi dzień wcześniej o 2h, jednocześnie tworząc mi 10 godzinną zmianę BEZ MOJEJ ZGODY. Oczywiście dziś, jakoś potrafili znaleźć czas żeby osobiście mnie opierdolić za spóźnienie i to w formie face to face. Wczoraj, mimo ze siedziałam 2 biurka dalej od szefostwa nikt nie wpadł na genialny pomysł żeby po prostu powiedzieć "mloszka, jutro na 10.00". Z resztą, niestety na umowie zleceniu przechodzą takie numery godzinowe, ale delikatnie mówiąc: nie spotyka się to z moją aprobatą. Tak. Docenię studia w październiku z podwójną mocą. 

Poza tym, nie ma nic gorszego jak uszczęśliwianie na się. Chłopak siostry z uwagi na jego sukcesy na lini zawodowo - sportowej w szampańskim humorze odebrał siostrę i mnie z tej nieszczęsnej pracy i zamiast użytecznie zawieźć przynajmniej mnie, niezainteresowaną po prostu do domu,  żeby podzielić się swoim szczęściem zabrał nas na gigantyczne kebaby. Przy Twoim wyraźnym zaprzeczeniu przynosi ci kelnerka kebaby i co? Nie zjesz? wyjdziesz na sztywniaka który na dodatek niewdzięcznie całkiem miły  gest wyrzuci do śmieci? Oczywiście, ze nie. A wszystko się dzieje o 21.  Przez to tez zawaliłam bieganie.

Niech się te mrozy skończą. 

brrr, a jutro znów do pracy! 

22 stycznia 2012 , Komentarze (2)



 Mam nowego, głupiego marnotrawiacza czasu - literaki. Jak tak dalej pójdzie to będę mogła latem pojechać na zlot mistrzów scrable'i oraz  zlot otyłych. Poza tym, nie mogę sobie mówić "od dziś koniec z siedzeniem przy kompie" bo w efekcie siedziałam w tyn tygodniu przed monitorem 4 razy dłużej! 

Uznaję tym samym swoją kontuzję biegawczą za wyleczoną i mimo tej jakże obleśnej pogody wracam do walki z własną zadyszką w postaci jogingów.

Złożyłam już cv w innych firmach. Póki mam wybór i możliwości, dlaczego by nie znaleźć pracy która w miarę może być satysfakcjonująca, i pozostawi trochę czasu jeszcze na życie poza pracą, a nie na bycie nocnym no-livem przed kompem. 

Po 21 dniach diety ważę 77,5 kg. Hm, no cóż, to nie jest czarujący wynik, ale wskazuje na chudnięcie bez efektu jojo. (choć z takiej nadwagi powinno się chudnąć szybciej). Ale wiem - to pewnie przez to, ze mięśnie ważą więcej :D 

20 stycznia 2012 , Komentarze (2)


(nie polecam lektury optymistom)

 Im więcej zagłębiam się w tajniki potęgi  podświadomości, dobroci i pomyślności dla ludzi,  tym większe z tego wychodzi gówno. 

Praca. Na cholerę była mi ta namiastka awansu? Nie wyrabiam parametrów (jestem za powolna we wszystkim). Ponadto nikt mnie nie lubi w pracy (wiem, wyznanie z gatunku: "mam 6 lat i chciałabym mieć przyjaciela"). Wydawać by się mogło, że to żaden problem, ale jakoś mnie to bardzo rozstraja. Tłumaczę sobie faktem, ze jestem "tą nową". W końcu na żywo jestem bardzo kontaktowym człowiekiem, nieopryskliwym,  nie-obrzydliwe-uprzejmym... Nie wiem, co jest ze mną nie tak w tej pracy, skoro na wszystkich moich poprzednich poziomach życiowych z ludźmi nie było z grubsza problemów. A z resztą. Palić licho! Mogę poszukać nowej pracy. Akuratnio propozycji dla telemarketerów nie brakuje. Motywuje mnie to przynajmniej to sensownego wybrania kierunku pod względem studiów (jednak wciąż nie wiem jakiego). 

Ach, i co interesujące znowu oblałam to jebane prawo jazdy. Doprawdy, chciałabym nie użyć tego wulgaryzmu, ale za siódmym razem wolno już chyba każdemu. po prostu nie nadaję się do jeżdżenia autem. No ale jak już zaczęłam, to skończę. Najprawdopodobniej 13 marca.  Tym razem oblałam przez swoja niewytłumaczalną chęć przejechania na pomarańczowym w przekonaniu ze nie zdążę uniknąć gwałtownego hamowania(egzaminator udowodnił mi, że zdążyłam... ;p) .

Dieta nawet ok. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.