Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wojtekewa

kobieta, 53 lat, Kolorowe Wyspy

164 cm, 92.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 lipca 2021 , Komentarze (32)

tak, tak, zdobyta💪💪💪. Moc była z nami😁😁😁. Napisałam Wam wcześniej, że boje się iść, bo nie wiem czy dam radę. Inaczej idzie się w góry z mężem, który wie jak chodzisz, jakie masz tempo, jak marudzisz, a inaczej z kimś, z kim wychodzi ,,raz na ruski rok". Umówiliśmy się pod ich blokiem na godz. 9. Moja rodzina ma tendencję do notorycznego spóźniania się, a tu pierwsze zaskoczenie - wszyscy czekają przy samochodzie gotowi do wyjazdu. Przyjeżdżamy do Karpacza i wysiada kuzynka - pełna profeska- buty ulala profesjonalne trekingowe, kije, ciuchy, dodatki i ...plecak (potem okazało się, że to lodówka), jej córka i mąż firmowe, nowe ciuchy, dzieci jak z pokazu modowego. Mąż córki kuzynki plecak i to pokaznych rozmiarów i jeszcze dziecko że swoim niczego sobie plecakiem. I się zaczęło: wyciągiem, my chcemy wyciągiem! Kuzynka: absolutnie nie, idziemy pieszo, to ja nie chcę, wracajmy, ja chcę do domu.... Decyzja podjęta, idziemy pieszo! Hurra myślę sobie, ale nadal się boję. Rozumiem ich obawy: mieszkają w stolicy jednego z europejskich państw, wszędzie jeżdżą samochodem lub motorem/skuterem... po kilkudziesięciu metrach słyszę ,,a my idziemy czarnym szlakiem? Miał być żółty.."☹️. Ale idziemy, co chwila postój, narzekanie, mijamy 800 metrów mąż staje, wszyscy się schodzimy i mąż mówi: słuchajcie może się zastanówcie bo przed nami jeszcze tak ponad 2 km takiej drogi, czy wracacie do wyciągu i spotkamy się pod wyciągiem, czy idziemy pieszo"? Idziemy wszyscy dalej😁😁😁. Po jakichś 200 metrach przerwa na jedzenie i tak do zdobycia szczytu. A to kanapki, a to fanta, cola, woda, herbata, kabanosy, batoniki, cukierki, chipsy, ciasteczka, sucha kiełbasa, śliwki, winogrona, pomidorki, ogórki, ogórki kiszone itp. A my na naszą trójkę termos z herbatą, butelka wody, mała paczka kabanosów i kilka bułek. Przed samym szczytem dylemat, która drogą wchodzimy, głosowanie i decyzja podjęta wchodzimy trasą krótszą, ale bardziej stromą. Zdobyliśmy szczyt po jakichś 3,5 godzinach od momentu kiedy wyruszyliśmy. Mnie dobrze się szło, przede wszystkim bylo mało turystów, nie było słońca, nie bylo gorąco, a momentami nawet chłodno. Posiedzieliśmy na szczycie jakąś godzinę i schodzimy. Idzie się dobrze, wszyscy zadowoleni, roześmiani więc myślę, że może przejdziemy się jeszcze... Jednak wracamy na dół...wyciągiem😭😭😭😭😭. Trudno😬😬😬. Mój  młodszy syn ma lęk wysokości i wtulił się w tatę, powoli spoglądał na góry, drzewa, czasem w dół. Był bardzo dzielny!!!! Ale powiedział, że następnym razem już nie pojedzie. Synu będziemy jak chcesz💪💪. Wiatr zerwał mi z głowy nowy daszek, ale co mi tam. Kupię następny 😁😁. Kuzynka powiedziała, że nie myślała że to tak będzie i następnym razem będzie schodziła pieszo, tak jak mąż jej córki, który jak ruszył wyciąg krzyczał, że aż jego córka odpowiednio to skomentowała 🤭🤭🤭. W sumie było fajnie, choć miałam i zresztą do tej pory mam niedosyt kilometrów. A dzisiaj zamiast odpoczywać pojechaliśmy do Wrocławia, zawieść dokumenty ponieważ syn dostał się na studia na Uniwersytet. Synu starszy gratuluję. Jestem z Ciebie dumna!!!

Będąc na szczycie pomyślałam vitalijki zdobyłam mój Mont Everest i macham do Was z samego szczytu.

pozdrswiam Ewa

21 lipca 2021 , Komentarze (14)

Witajcie w środowe przedpołudnie. Leżę sobie pod kocykiem na huśtawce, cicho śpiewa Krzysztof Krawczyk o swoich marzeniach, a ja się myślę, że za kilka dni kończę urlopu wrócę do zawodowego kieratu. W sumie jest chłodno, bo 16 stopni, białe niebo nie zapowiada polepszenia pogody, choć kto wie... Wczoraj rano poszliśmy na kije i zrobiliśmy ponad 7 km- niby niedużo, niby sporo, zależy jak dla kogo. Potem pojechaliśmy do Sosnówki, zostawiliśmy auto i powędrowaliśmy do Borowic, stamtąd do Grabowca. Tam jest taki malutki kościółek św. Anny, obok którego jest źródełko, według podań jego woda ma niezwykłą moc uzdrawiającą i przede wszystkim zapewniającą szczęście w miłości. Wystarczy nabrać w usta wody ze źródła i siedem razy okrążyć kapliczkę nie połykając ani kropli. Przypomnialam sobie, jak biegałam razem  dziećmi wokół kościółka... w sumie zrobiliśmy na tym spacerze ponad 13 km. W głowie mam rozmowę z kuzynka, która mówi o zdobyciu Śnieżki w piątek.... Kilka lat temu byliśmy razem i teraz chce powtórzyć wypad. Tylko, że wtedy jak wyszliśmy na trasę przed godz 10 to wróciliśmy po 19. Wleklismy się niemilosiernie, połowę drogi mój mąż niósł jej córkę na barana, bo jej mąż nie dawał rady. Teraz mamy iść grupą 9 osobową i nie w piątek, ale jutro. I zastanawiam się czy dam radę. Niby chodzę, niby ćwiczę, ale waga robi swoje...Dzisiaj nigdzie nie idziemy, bo jak powiedział mąż: oszczędzaj siły na jutro... Więc czytam teraz książkę i odpoczywam jaki posłuszna żona🤭🤭. Pozdrawiam Ewa

19 lipca 2021 , Komentarze (6)

W niedzielę rano poszliśmy na kije, jednak nie szliśmy przez las, ponieważ wszędzie mokro. Ale udało się zrobić 6 km. Po południu pojechaliśmy na rowery i zajechaliśmy na działkę. Przez te deszcze i ciepło chwasty takie, że momentami zastanawiałam czy dana roślina to np chwast czy jakiś kwiat🤭🤭🤭. Taki ze mnie działkowiec 😋😋. Ponieważ zostało mi do wsadzenia kilka kwiatów, ustaliliśmy, że jutro pojedziemy i może coś poplewimy. Ale wieczorem prognoza pokazywała, że będzie deszcz od około 8. Więc dzisiaj o 6.15 już wsadzałam do ziemi moje kwiatki. 😃😃😃 mąż wyrwał kilka chwastów i słowo się rzekło zaczęło padać. Zerwałam jeszcze kilka ogórków i w drogę do domu. Teraz nie pada, jest 16 stopni, a ja mam takiego lenia, że głowa boli. Może jakiś kopniak na rozpoczęcie tygodnia? 

pozdrawiam Ewa

18 lipca 2021 , Komentarze (8)

Przywitała mnie chmurami, w nocy padało i tak miało padać przez cały dzień. Pobechalis.y na zakupy i śmiałam się, że idealnie się wstrzeliśmy w godzinę bez kropel. Bo jakzaczelo potem padać to padało i padało. I potem znowu padało, a potem dalej padało. I nie był to taki kapuśniaczek czy siejka tylko porządny deszcz. Z tego przymusowego siedzenia w domu, myślę zrobię trening i zaczęłam ćwiczyć zaczęło jeszcze mocniej padać. Dzwonię do taty i pytam gdzie jest, a on, że ...na działce, a teraz pada i nie na jak wrócić. Więc mówię siedź na działce zaraz po ciebie przyjadę. A tata na to, żebym wziela jakiej wysokie buty to nie przejdę... Pojechaliśmy z małżem, oczywiście w kaloszach, główną aleją na działce potok taki, że szok, woda nie miała już gdzie wsiąkać w ziemię i stała... Zawieźliśmy tatę do domu i teraz trzeba wrócić do naszego domu. Mąż mówi pojedziemy tą drogą będzie wygodniej, bo jedna już zamknięta. Więc jedziemy, patrzymy druga też. Więc wybieramy trzecią. Ledwo przejechaliśmy, woda wybijała ze studzienek, wylewała się z rowów i wprost na drogę. Po jakiej godzinie dzwoni koleżanka i mówi, że droga którą przejechaliśmy właśnie została zamknięta... Po obiedzie i krótkim leniuchowaniu zrobiłam następny trening i tak mi minęła urlopowa sobota. Dzisiaj jest słońce, jest ciepło, wieje przyjemny wiatr. Teraz mąż planuje dokąd pójść w góry, bo przecież jak on mnie pyta dokąd chce iść to niezmiennie odpowiadam: w góry i najlepiej żeby było po prostym😁😁😁. Miłej niedzielWam życzę.

17 lipca 2021 , Komentarze (8)

Wstaliśmy z mężem kilka minut po 6 rano i pojechaliśmy do Przesieki, aby przejść się Drogą pod Reglami w stronę Szklarskiej Poręby. Wzięłam ze sobą kije i tak szliśmy krok za krokiem, nie planowaliśmy ile km zrobimy, cisza, spokój, gdzieniegdzie jakaś osoba ... Tylko słychać bylo szum drzew, potoków i śpiew ptaków. Dobrze się szło, droga szeroka, łagodne wzniesienia. Czasem widać bo ludzi zbierających jagody czy grzyby, ja jak tylko weszłam do lasu znalazłam pięknego prawdziwka. Na ławce koło Trzech Jaworów chwilkę odpoczęłam i poszliśmy dalej. I tak szliśmy, aż zrobiliśmy 10 km. Wtedy powiedziałam czas wracać, bo fajnie się idzie, tylko, że jak przyjeżdżasz samochodem to raczej trzeba do niego wrócić 😁😁😁. Więc w drogę powrotną i tak na liczniku, jak wsiadałam do auta miałam prawie 21 km. W domu dziecko nie odpuściło i do basenu na godzinę. Już mi się nic nie chciał robić. Ale po obiadku pojechaliśmy na działkę, myślę, poplewię trochę wtedy odpocznę 🤔🤔. Jak po jakichś 30 minutach zaczęło padać, tak padało - z małymi przerwami- do dzisiejszego ranka. Teraz nie pada, ale jest mgła, wszystko wisi i tylko patrzeć kolejnych kropel, zwłaszcza, że prognoza pokazuje deszcz do wieczora. Także dzisiaj odpoczynek, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. A jak Wam mija weekend? Może urlop? Pozdrawiam Ewa

16 lipca 2021 , Komentarze (4)

Jak ten czas szybko leci, ciekawe dokąd tak van... W środę wieczorem i w nocy deszcz, momentami ulewa, grzmiało i blyskalo. Mieliśmy w planach wyjście w góry lub chociaż kije na Drogę pod Reglami, ale mąż się obudził o 6 rano i dał spokój. Prognoza pokazywała, że o 11 będzie padać, ogólnie było zachmurzone niebo. Wobec tego poszliśmy na kije nasza stałą trasą i zrobiliśmy niecałe 7 km. Po śniadaniu wyszło słońce więc wskoczyłam na leżaczek, aby złapać trochę promieni słonecznych...a może wytopić tłuszcz🤔🤔🤔? Skonczyło się na tym, że razem z młodszym dziecięciem poszłam do basenu i przez godzinę dał mi taki wycisk, że myślałam, że nie będę miała siły z niego wyjść😁😁😁. Trochę się pokręcilam po domu, a jak się zachmurzyło posprzątałam sypialnię i umyłam okno. Potem szybki obiad, krótki odpoczynek i ... Pojechaliśmy na rowery, zrobiliśmy ponad 20 km, a jak wrócisz.y do domu zrobiłam jeszcze trening z evafitnes (troszkę ponad 60 minut). I wtedy padło słynne pytanie: a jutro co robimy? Pozdrawiam Ewa

14 lipca 2021 , Komentarze (10)

Środa obudziła nas pochmurną pogodą. Po upalnym wtorku, spałam 12 godzin, a to do mnie nie podobne. Śpię średnio po 7 godzin i to mi w zupełności wystarcza! A tu taka niespodzianka! Nie pamiętam, jak zasypiałam, nie słyszałam, jak chłopcy przychodzili do pokoju...Wstałam trochę oszołomiona, ale poszliśmy na kije i zrobiliśmy ponad 7 km. W drodze powrotnej złapał nas deszcz. I padało tak do 13, może 14... Żeby nie tracić czasu - bo przecież mój urlop ma być aktywny- zrobiłam trening z Evafitnes. Potem pojechaliśmy do galerii i kupiliśmy synowi (młodszemu) mężowi kilka koszulek, sobie kupiłam spodenki oraz spodnie z lejącego się materiału. I te spodnie to był strzał w dziesiątkę! Wyglądam w nich szczupło! Wzięłam rozmiar 42-44, a mąż mnie zapytał czy nie ma mniejszych... To ja tak z głupia do syna ,, przynieś mi mniejszy rozmiar" i leżały jak ulał! Wróciliśmy do domu, zjedliśmy obiad i po chwili odpoczynku razem z dzieckiem wskoczyłam do basenu. Półtorej godziny minęło nawet nie wiem kiedy. Ale żebym była dzisiaj spełniona 😁😁😁 pojechaliśmy jeszcze na krótką wycieczkę rowerową. 28 km i na dzisiaj już starczy tej aktywności. Przecież jutro te jest dzień. A teraz za oknem...pada, grzmi i błyska. Dobranoc. 

14 lipca 2021 , Komentarze (4)

We wtorek wstaliśmy rano i jedziemy w góry. Nie,nie żadne Himalaje czy Pireneje, ale nasze Karkonosze. Samochód zostaliśmy na parkingu za Zakrętem Śmierci ma Rozdrożu Izerskim i pomaszerowaliśmy lekko  w górę. Szło się dobrze i nawet za bardzo nie odczuwałam tego, że jakby nie było szłam w górę. Przeszliśmy jakieś 5 km i skierowaliśmy się.. nie, nie, nie najpierw zjedliśmy śniadanko, które przygotował mąż, ja zjadłam bułkę grahamkę z serem, kabanosa i ogórka. potem drogą szutrową doszliśmy  na Sine Skałki - widok z tego miejsca niesamowity! Potem skierowaliśmy się na Kopalnie  Stanisław. Wyrobisko tej nieczynnej kopalni robi wrażenie!!! Ogromny dół- wyrobisko!! Do tego miejsca spotkaliśmy może 10-12 osób więc było cicho i spokojnie. Potem skierowaliśmy się na Wysoki Kamień, stamtąd podziwialiśmy widoki na panoramę Karkonoszy. I byłoby super gdyby nie .. ludzie😁😁😁 bo bo ich całkiem sporo. Potem powrót do samochodu i do domu. Niby nie było ogromnej ilości km bo tylko 20, ale wiadomo góra- dół, góra-dół. Do tego ☀️☀️☀️☀️. Słońce, które grzało i to momentami ostro. Wróciliśmy do domu,  a mnie nie chciało się ani jeść ani pić. Pojechał potem tylko na działkę zawieść tatę do domu, a moje dziecko jak gdyby nic do basenu i wariowali jeszcze że 2 godziny. Mnie rozbolała głowa trochę że zmęczenia, trochę z głodu ( na tej jednej bułce), trochę że zmęczenia. I kilka minut po 20 spałam jak niemowlę po najlepszej kaszce... Obudziłam się we środę około godziny ósmej i wtedy zaczęłam trzeci dzień mojego urlopu. Pozdrawiam Ewa

13 lipca 2021 , Komentarze (8)

Witajcie w ten piękny wtorkowy poranek. Jak już wcześniej napisałam, rozpoczęłam urlop😁😁😁. Z niedzieli na poniedziałek padało, grzmiało, błyskało więc poniedziałkowy poranek przywitał mnie ciepłą, ale pochmurną pogodą. Kilka minut przed 8 obudziłam się i zobaczyłam, że mój mąż czytał książkę więc zapytałam dlaczego mnie nie obudził bo poszlibyśmy na kije? A on, że dopiero przestało padać, ale jak chce to możemy iść bo serwis pogodowy pokazuje, że nie będzie padać przez najbliższe 60 minut. No to szybko się ogarnęłam i poszliśmy. Dobrze się szło, choć miejscami było bardzo mokro. Jak wracaliśmy zapytałam męża no i jak ta twoja pogoda... miało padać? A on patrzy na telefon i mówi, że nadal pokazuje, że przez najbliższe 60 minut ma nie padać! Wrócimy do domu, zjedliśmy śniadanie i mówię, że skoro ma godzinę nie padać to może pojedziemy na rowery? Ok słyszę i nawet się nie obróciłam, jak mój mąż szykuje sprzęt. Młodsze dziecię z nami wybrało się na wycieczkę i kierunek Parła Zachodu. Droga przez las, cisza, spokój, ćwierkanie ptaków... Poezja. W drodze powrotnej mówi, że deszcz się przesunął o 3 godziny.. to może pojedziemy do Cieplic? Pewnie! Zjedliśmy lody i mówię to może byśmy podjechali na to nowe osiedle zobaczyć, które budują? A potem przez jedną wioskę , drugą itp, itp. Tylko wiecie, u mnie nie ma po równym tylko góra- dół, góra- dół... Po jakimś czasie czuje, że bolą mnie kolana, ale spoko. Ale jak zobaczyłam górę, która była dla mnie ja Mont Everest to już podniosło mi się ciśnienie! Mówię, że za chwilę jazda rowerem nie będzie sprawiać mi przyjemności! Jeszcze chwila i głowa mojego męża spadnie z karku! Jakoś ja pokonałam: trochę rowerem, trochę pieszo i ukazała mi się drogą...prosta, płaska, wywołująca uśmiech na twarzy! Głowa męża uratowana! I tak sobie jechaliśmy, aż dojechaliśmy do domu. Patrzę, a tam 40 km! No dobra myślę, Ewa przystopuj, to pierwszy dzień urlopu. Zrobiłam szybki obiad, dziecię w basenie razem z moim bratem, my siedzimy na tarasie i pytam męża czy bardzo zmęczony? A on, że nie i jak chcę gdzieś iść to spoko, możemy iść. To ja tak spontanicznie, no to może na kije? I tak zrobiliśmy prawie 10 km. Wieczorem czułam zmęczenie, ale takie dobre, zdrowe! A przecież to b pierwszy dzień urlopu, a we wtorek miał być wypad w góry... Ale czy był?

pozdrawiam Ewa i do jutra!

12 lipca 2021 , Komentarze (22)

Nie w piątek, bo wtedy rozpoczęłam weekend, a dzisiaj urlop, długo wyczekiwany, taki na który zasłużyłam i taki który mi się po prostu nalezy. Urlop, który ma być aktywny, wyluzowany i bez żadnej spiny, że coś muszę. Owszech mam plan/listę co chce zrobić, dokąd pójść, ale żadnego przymusu. No to zaczynam!!! Będę zdawać relację, nawet jak nikt tego nie przeczyta, to kiedyś sobie przeczytaj o tym sama😁😁😁😁. Życzę Wam dobrego tygodnia. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.